W cieniu Czerwonego Lasu

26 kwietnia 1986 roku o godzinie 1.23 w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej doszło do katastrofy. Dziś to poligon dla naukowców.

17.04.2016

Czyta się kilka minut

Nad elektrownią w Czarnobylu, 14 maja 1986 r. / Fot. Sputnik / AFP / EAST NEWS
Nad elektrownią w Czarnobylu, 14 maja 1986 r. / Fot. Sputnik / AFP / EAST NEWS

Na likwidację skutków katastrofy nie ma szans: promieniowanie wewnątrz reaktora pozostanie na to zbyt wysokie przez tysiące lat. Minęło ich zaledwie 30. Ale Czarnobyl to dziś poligon dla naukowców.

Na przełomie kwietnia i maja 1986 r. nad Polską zaległ wyż. Pogoda była piękna.

W poniedziałek 28 kwietnia do zespołu, w którym pracowałem wtedy na uniwersytecie, przyszedł wykładowca radiochemii. Opowiedział nam o dziwnym zjawisku: gdy próbował rano przed zajęciami ze studentami wyzerować przyrządy do pomiaru promieniowania, nie udało mu się. Było to dość dziwne – poziom powinien być stały, a tymczasem powoli rósł. Praktycznie cały czas.

Długo potem mieliśmy się dowiedzieć, że właśnie tego dnia monitorująca promieniowanie stacja w Mikołajkach stwierdziła wzrost radioaktywności pół miliona razy przekraczający tzw. poziom tła. Media oczywiście milczały. Szczątkowe informacje można było zdobyć z rozgłośni zachodnich.

Eksplozja

Katastrofa czarnobylska była tak naprawdę nieszczęśliwym splotem działań politycznych oraz błędów człowieka. Przede wszystkim – feralny czarnobylski reaktor nie powinien był w ogóle zostać dopuszczony do użytku. Ponieważ nie wykonano jednego z testów bezpieczeństwa.

Dlaczego? Odpowiedź brzmi: socjalizm. Liczyły się nie procedury bezpieczeństwa, lecz to, żeby sztandarowe budowy oddać przed terminem. Odłożony eksperyment zaplanowano na kwiecień 1986 r. Miał być wykonany w ciągu dnia. Ale... trzeba było go przesunąć, ponieważ nastąpiła właśnie wtedy awaria innej elektrowni – w Smoleńsku. Dlatego test rozpoczęto w piątek, 25 kwietnia, po godz. 23.00.

Całość miała polegać na „wyłączeniu” reaktora i sprawdzeniu, czy wszystkie systemy zadziałają prawidłowo. Trzeba wiedzieć, że nawet reaktor, który nie pracuje, musi być cały czas chłodzony. Tutaj zaczęły się błędy ludzi. Z braku doświadczenia, ze zmęczenia. Na przedpołudniowej zmianie była odpowiednia kadra, która uczestniczyła już w podobnych testach. Nocny zespół był mniej doświadczony.

Reaktor typu RBMK, który pracował w Czarnobylu, jest bardzo czuły na zmiany mocy. Mogą one spowodować niestabilność jego działania. Tak się właśnie stało. Niestety, wyłączono automatyczny system awaryjny, który miał w razie czego doprowadzić do szybkiego wygaszenia reakcji jądrowych.

26 kwietnia o godzinie 1.23 próbowano uruchomić procedurę natychmiastowego wsunięcia prętów kontrolnych w celu wygaszenia reaktora. Nie udało się. Rdzeń już był przegrzany, co spowodowało odkształcenie kanałów, w które pręty powinny się wsunąć. W efekcie doszło do niekontrolowanego wzrostu mocy. Spowodowało to gwałtowny wzrost ciśnienia wewnątrz reaktora. Osłona radiacyjna ważąca 1200 ton wyleciała w powietrze. Naruszenie konstrukcji spowodowało kontakt wody z cyrkonowymi osłonami kanałów paliwowych. Cząsteczki wody chłodzącej rozpadały się na gazowy wodór i tlen. Tworzyły piorunującą mieszaninę.

Mieszanina ta, po zetknięciu się gazów z rozgrzanym do 3 tysięcy stopni grafitem, eksplodowała. Wybuch zniszczył budynek czwartego bloku reaktora, powodując zapłon kilku ton kostek grafitowych, stosowanych w reaktorze jako moderator (patrz: ramka) i ich rozrzucenie po okolicy.

Pożar trwał dziewięć dni. To właśnie wtedy do atmosfery przedostały się duże ilości promieniotwórczych izotopów.

Straceńcy

Strażacy pojawili się w kilka minut po katastrofie. Nie wiedzieli, że doszło do awarii samego reaktora. Pracowali bez żadnego sprzętu ochronnego. Na płonący rdzeń zrzucano ze śmigłowców mieszaninę piasku, związków boru, dolomitu i ołowiu. Śmigłowce nie były wyposażone w żaden system osłony przed promieniowaniem.

Była to misja samobójcza.

Rdzeń reaktora uległ tymczasem stopieniu i zaczął powoli opadać, niszcząc konstrukcję znajdującą się pod nim. Były tam duże zbiorniki rozbryzgowe, które miały gromadzić wodę z ewentualnych wycieków. Zetknięcie stopionej radioaktywnej masy z wodą oznaczałoby kolejną katastrofę. Dlatego za pomocą ciekłego azotu zamrożono grunt pod budynkiem, a grupa 450 górników wydrążyła 150-metrowy tunel, który następnie wypełniono specjalnym betonem.

Ludzie ci byli narażeni na bardzo silne promieniowanie. 170 z nich zmarło w ciągu kilku lat.

Polskie władze na początku całkowicie zignorowały sugestie naukowców, żeby m.in. odwołać pochody pierwszomajowe czy nawet wysłać na ulice polewaczki, które mogłyby spłukać pył radioaktywny.

Na szczęście było go niewiele – zawdzięczamy to pogodzie. Chmura radioaktywna powędrowała najpierw na północ, a dopiero potem skierowała się w stronę Polski. Znacznie większe skażenie nastąpiło więc np. w Finlandii.

Pokłosie

Dziś nadal wokół czwartego reaktora istnieje strefa zakazana, tzw. zona. Teoretycznie bezludna, w praktyce mieszka tam kilkaset osób, które wróciły po ewakuacji. Miasto Prypeć, ewakuowane całkowicie po katastrofie, pozostaje niezamieszkałe, chociaż coraz częściej można tam spotkać turystów.

Prawie natychmiast po katastrofie zaczęto konstruować sarkofag, który miał przykryć cały blok 4. Ponieważ zaczął on powoli niszczeć, podjęto decyzję o budowie drugiego, większego, zewnętrznego sarkofagu. Rozpoczęła się ona w 2006 r. i ma być ukończona w 2017 r. Ostatni blok elektrowni został wygaszony w 2000 r.

W 2001 r. Komitet Naukowy ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) opublikował raport, w którym jednoznacznie wykazano, że długofalowe efekty wybuchu są, na szczęście, mniejsze niż pierwotnie zakładano. Po latach nie stwierdzono znaczącego wzrostu chorób o podłożu genetycznym, anomalii, poronień itp. Uznano natomiast, że akcja przesiedlenia kilkuset tysięcy ludzi była... niepotrzebna. I że spowodowała więcej skutków negatywnych niż pozytywnych. Obejmowały one głównie problemy psychiczne związane z przesiedleniem, takie jak depresja, alkoholizm itp.

Według niektórych źródeł około 600 tys. ludzi na świecie zostało narażonych na dawkę promieniowania rzędu 1 milisiwerta. Jest to odpowiednik dwóch typowych zdjęć rentgenowskich. Nie ma natomiast żadnych wiarygodnych danych co do wpływu katastrofy na zdrowie mieszkańców Polski.

Nie ma też jednak żadnych szans, aby w przewidywalnej przyszłości dało się zlikwidować pozostałości po katastrofie. Promieniowanie wewnątrz samego reaktora pozostanie zbyt wysokie przez tysiące lat.

Życie

Dziś w samym miejscu katastrofy uczeni oraz inżynierowie mają swoisty poligon doświadczalny. Przyglądają się tam oddziaływaniu promieniowania na elementy konstrukcji budynków, jak i na sam reaktor. Z kolei biolodzy analizują, jak przyroda przystosowuje się do egzystowania w warunkach radiacyjnych.

Polowym laboratorium jest obejmujący obszar 10 km2 Czerwony Las. Nazwa ta pochodzi od koloru sosen, które obumarły pod wpływem promieniowania. Obserwuje się tam niezwykły rozkwit flory i fauny. Wiele gatunków roślin wykazuje tzw. gigantyzm, czyli wyrasta na zdecydowanie większe od średniej, przy zachowaniu standardowego kształtu. Liczne są też mutacje. Jednak, wbrew legendom, Czerwony Las nigdy nie świecił w nocy. W 2015 r. w pobliżu Czarnobyla miał miejsce duży pożar lasu – na szczęście nie objął terenów bezpośrednio przylegających do strefy zakazanej. Pożar Czerwonego Lasu mógłby ponownie uwolnić sporą ilość izotopów promieniotwórczych do atmosfery.

Naukowcy badają tu również rozprzestrzenianie się radionuklidów w glebie na przestrzeni lat – to dziś jedyne miejsce na Ziemi, w którym można prowadzić takie obserwacje.

Już w pierwszych latach po katastrofie w okolicach Czarnobyla szybko przybyło gryzoni. Ale nie tyle wskutek promieniowania, co raczej z powodu nieobecności człowieka, który pozostawił po sobie na okolicznych polach niezebrane plony. Po gryzoniach pojawili się drapieżcy. Przez dwa lata część gryzoni padła ich łupem, ale większość zdechła z powodu braku pokarmu. Wówczas pojawili się padlinożercy. Przyroda pod nieobecność człowieka reguluje się sama. ©

CENA STRACHU

Długofalowe skutki psychologiczne wywołane przez katastrofę w Czarnobylu kosztują Ukrainę 2-6 proc. rocznej produkcji krajowej. Dotyczą one 96 proc. ukraińskiej populacji niedotkniętej groźnym dla zdrowia poziomem promieniowania, lecz będącej ofiarami lęku i niepewności – ogłosił 13 kwietnia ośrodek analityczny Ifo z Monachium. Do tego dokłada się 5-7 proc. produkcji krajowej na usuwanie skutków katastrofy i 0,5-0,6 proc. – na świadczenia socjalne.

Źródło: ifo.de


CZYTAJ TAKŻE:

Feralny reaktor. W czarnobylskiej elektrowni jądrowej działały cztery reaktory typu RBMK (Reaktor Kanałowy Dużej Mocy).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2016