Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Nie!" Millera odnosiło się bowiem - by użyć bliskiej mu kiedyś terminologii - do nadbudowy, zaś groźba weta ze strony Zyty Gilowskiej w sprawie VAT - do bazy. W nadbudowie liczą się słowa, w bazie - pieniądze. Aby nie komplikować sprawy: stara unijna "Dziewiątka", czyli najstarsi członkowie wspólnoty, załatwiła sobie dawno temu stosowanie niższych stawek VAT na pracochłonne usługi, by nie podnosić ich ogólnych kosztów. Zasada - bez dwóch zdań - dla konsumenta niezwykle korzystna. Ale termin jej stosowania upłynął z końcem ubiegłego roku, o czym zainteresowane rządy... zapomniały. Przypomniała im o tym Komisja Europejska, która chciała stawki ujednolicić. Ale przyzwyczajenie jest drugą naturą, także polityków, więc Austria, przewodnicząca w tym półroczu Wspólnocie, w wielkim pośpiechu przygotowała nowelizację porozumienia. Według niego niskie stawki - ku uciesze konsumentów - miały obowiązywać dalej, do końca 2010 r. Tyle że nie wszędzie.
O nowych krajach, w tym o Polsce - Wiedeń zapomniał. Tłumaczył, że i tak mamy prawo do niższych stawek zgodnie z zapisami traktatu akcesyjnego, więc sprawa nas nie dotyczy. Prawda to jednak tylko częściowa: nasze ulgi niebawem się skończą, a mamy przecież swoje specyficzne problemy, choćby w budownictwie mieszkaniowym. Skoro zatem o solidarności mowa, to niech obowiązuje wszystkich w jednakowym stopniu.
I tak właśnie będzie. Polska uzyskała porozumienie, które dobre jest też dla innych. Ale, jak widać, bez groźby weta było ono niemożliwe.