Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wydaje się, że wreszcie wszystko jest tak, jak trzeba, i jedyne, co należałoby zrobić, to pogratulować wytrwałości dziennikarzom "Gazety Wyborczej", którzy o sprawie seksu za pracę w Samoobronie napisali jako pierwsi. Spokój odbiera jednak dziwny zbieg okoliczności... Dlaczego wcześniej nie raził głównego koalicjanta człowiek, na którym ciąży podejrzenie popełnienia poważnych przestępstw, więc od razu po ich pojawieniu się należało odebrać mu immunitet i zmusić do poddania się przewidzianej prawem procedurze dochodzeniowej? Czy postawienie zarzutów Łyżwińskiemu jest odpryskiem politycznej rozprawy partii rządzącej z jednym z koalicjantów? Prokurator generalny Zbigniew Ziobro już zapewnił, że prokuratura bada udział innych działaczy Samoobrony w aferze. Czy gdyby nie - polityczna użyteczność zarzutów wobec Łyżwińskiego, jakże istotna w obecnej sytuacji - do finału sprawy ciągnącej się od grudnia 2006 r. nadal byłoby daleko? A może te pytania są zupełnie nie na miejscu, bo sprawa jest jednak tak obrzydliwego autoramentu, że pozostaje odetchnąć z ulgą, iż chronione immunitetem bezkarność i bezwstyd doczekają się wreszcie sprawiedliwego osądu.