Grzechy banalne

Polski wymiar sprawiedliwości przypomina archipelag wysp, a nie szlak komunikacyjny. Ministerstwo, sądy, Sejm, Trybunał Konstytucyjny i inne urzędy zdają się żyć każde swoim życiem.

29.07.2008

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Na przykład taki drobiazg. Przepisy mówią, że opłatę sądową należy wnieść do sądu właściwego. O który jednak sąd chodzi, jeśli wniosek odwoławczy musimy złożyć w sądzie okręgowym, ale będzie on rozpatrywany w sądzie apelacyjnym? Jeśli adwokat "nie trafi", sąd ma zwyczaj oddalać wniosek z powodu "braku fiskalnego". Trudno powiedzieć, dlaczego sądy nie mogą w tej sprawie porozumieć się telefonicznie albo poprzez e-mail (przynajmniej sądy powszechne, bo administracyjne potrafią). A wszystko przez jedno słowo w rozporządzeniu - "właściwe". Samo w sobie niekonstytucyjne ono nie jest, ale praktyka takim je uczyniła.

Przykład drugi. Gdy pojawiła się możliwość kasacji wyroku, strony i ich adwokaci potraktowali ją (podobnie jak kilka lat później skargę konstytucyjną kierowaną do Trybunału Konstytucyjnego) jako trzecią instancję sądową. Sąd Najwyższy zalała wówczas fala tysięcy wniosków o kasację. Reakcja była zrozumiała: w gabinetach, bez udziału stron, zaczęto te wnioski utrącać z przyczyn wyłącznie formalnych. Pozostawiła jednak niechciane dziedzictwo: skłonność sądów do oportunistycznego i niesłychanie formalistycznego patrzenia na prawo.

Kiedy w kwietniu 2008 r. opisaliśmy sprawę Claudiu Crulica, Rumuna, który zmarł w wyniku głodówki prowadzonej w proteście przeciw niesłusznemu jego zdaniem aresztowaniu, nie po raz pierwszy pojawiły się pytania, co w polskim systemie sprawiedliwości działa źle, że w ogóle do takiej sytuacji doszło. Odpowiedź, że każdy system - za sprawą ludzi tam pracujących - pokazuje czasami bezduszne oblicze, wydawała się za prosta. Przecież system działa, i to wcale nie najgorzej, a sprawa Crulica czy rodziny Olewników to wciąż jednak incydenty - dramatyczne, bo doszło do śmierci ludzi - ale nie reguła.

Prof. Zbigniew Hołda, karnista i działacz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, casus Crulica uczynił jednak (w "TP" nr 16/2008) podstawą do wyliczenia chyba najważniejszych słabości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Są nimi: powolne i nierzetelnie prowadzone śledztwa, "areszty wydobywcze", nieadekwatne do sytuacji zachowanie Służby Więziennej, brak odpowiedzialności organów faktycznie odpowiedzialnych za śmierć głodującego Rumuna. Sprawa Olewników wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana, bo zachodzi podejrzenie współpracy organów wymiaru sprawiedliwości ze światem przestępczym.

Obie sprawy, wciąż czekające na wyjaśnienie, wydają się skrajnym wynaturzeniem. Nieprawidłowości są z reguły bardziej trywialne. Trudno przedstawić ich wyczerpujący katalog. Może jednak opisanie choć niektórych pozwoli zrozumieć, dlaczego wymiar sprawiedliwości jest przez wielu obywateli odbierany jako ciało obce i nieprzyjazne.

Kto jest ponad prawem?

Na początek zastrzeżenie: większość Polaków nie ma żadnego kontaktu z wymiarem sprawiedliwości, a jeśli już, to z reguły chodzi o sprawy cywilne bądź administracyjne, a nie karne. Wiedzę o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości Polacy czerpią z mediów, w których nieraz pojawiają się tezy o "sędziach stojących ponad prawem". Najpierw więc trzeba rozprawić się z mitem bezkarności sędziów nadużywających immunitetu.

Pomocą służy tu uzasadnienie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 28 listopada 2007 r. (rozprawie przewodniczył ówczesny prezes TK, Jerzy Stępień) w sprawie immunitetów sędziowskich, w którym opisano skalę zjawiska. Trybunał zajął się immunitetami po wprowadzeniu, na wniosek ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, przyspieszonego trybu pozbawiania immunitetów sędziowskich. Nota bene: były minister i jego partia sporo obecnie robią, by immunitetu, co prawda tylko poselskiego, panu Ziobrze nie odebrano i nie zmuszono do składania zeznań...

Z danych Krajowej Rady Sądownictwa wynika, że w latach 2001-07, czyli w ciągu sześciu lat obowiązywania prawa o ustroju sądów powszechnych, pojawiło się 88 spraw, w których wnoszono o uchylenie immunitetu sędziego (pociągnięto do odpowiedzialności 43 osoby, w 27 przypadkach odmówiono uchylenia immunitetu). W 21 przypadkach (to 23 proc. ogólnej liczby) wniosek dotyczył przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności, których górna granica wynosi co najmniej osiem lat. Chodziło m.in. o: sprzedajność (10 przypadków), oszustwo (2), wypadki komunikacyjne o poważnych skutkach (8), przestępstwa przeciw obyczajności (1). Według noweli przyjętej przez Sejm z inicjatywy ministra Ziobry, w tych sytuacjach immunitet miałby być odbierany w trybie przyspieszonym.

Przenieśmy teraz te dane na ogólniejsze tło. W Polsce jest blisko 8 tys. sędziów - a więc w ciągu sześciu lat zgłoszono wnioski o uchylenie immunitetu wobec ok. 1,1 proc. z nich.

Efekt mrożący

Trybunał uznał nowelę za niekonstytucyjną, ale przy okazji pokazał, że generalizujące twierdzenia o sędziach stojących ponad prawem są nieprawdziwe. Można oczywiście mówić o "ciemnej liczbie" przypadków nieujawnionych, to jednak problem wykrywalności, którego nie rozwiąże się zmianami w ustawodawstwie.

Immunitet - który nie jest przywilejem sędziego, ale gwarancją niezawisłości wydawanego przezeń wyroku - nie chroni jednak przed tym, czego doświadczyli chociażby prokuratorzy zeznający przed komisją wyjaśniającą okoliczności śmierci Barbary Blidy. Prokuratorzy zarzekają się, że nikt wpływu na nich nie wywierał - tyle że chilling effect, czyli tzw. efekt mrożący, wisiał w powietrzu. Innymi słowy: nikt nie musiał wywierać nacisku na prokuratorów, sami wiedzieli, czego się od nich oczekuje i jakie są skutki niespełnienia tych oczekiwań.

Tak samo może dziać się z sędziami - na ile ich decyzje, np. kolejnego przedłużenia tymczasowego aresztowania, wynikają z faktycznej potrzeby zatrzymania podejrzanego, a na ile z oportunizmu? Tego nie da się zweryfikować, tak jak istnienia chilling effect. Nie można więc stawiać żadnych tez. Można jedynie coś zauważyć, np. to, że w 2007 r. do sądów wpłynęły 634 wnioski o przyznanie rekompensat za niesłuszne skazanie, tymczasowe aresztowanie lub zatrzymanie (w 2006 r. wniosków było 577). W 324 sprawach zasądzono odszkodowanie na sumę 5,6 mln zł. Podobnie jak rok wcześniej, 80 proc. uwzględnionych wniosków dotyczyło niesłusznego tymczasowego aresztowania (wszystkie dane za dodatkiem "Prawo co dnia", "Rz" z 28 maja 2008 r.).

Można też zauważyć uchwałę Sądu Najwyższego z grudnia 2007 r. w sprawie sędziów orzekających w stanie wojennym, która doczekała się druzgocącej krytyki nie tylko ze strony nieprzejednanych zwolenników lustracji, ale i na łamach "Gdańskich Studiów Prawniczych" (nr 1/2008). Prof. Jerzy Zajadło swoją glosę do uchwały, w której precyzyjnie wylicza wszystkie jej słabe punkty, zatytułował dobitnie: "Pięć minut antyfilozofii antyprawa".

Można zauważyć i spróbować dociekać przyczyn. Dlaczego dopiero za czwartym razem udało się skazać podejrzanych o zabójstwo Grzegorza Przemyka? Dlaczego tyle lat trwał proces w sprawie zabójstwa górników z kopalni "Wujek"?

Żmudna praca organiczna

Załóżmy, że przyczyny zostaną zdiagnozowane. Najczęstszą reakcją jest propozycja zmian ustawowych bądź instytucjonalnych. Na przykład w przypadku aresztu tymczasowego proponuje się usunięcie jednej z przesłanek przedłużania aresztu ponad kodeksowy limit (to jest rok w postępowaniu przygotowawczym lub dwa lata w sądowym) - chodzi o "inne istotne przeszkody, których usunięcie było niemożliwe". Propozycja słuszna, ale czy sędziowie, orzekający czy przedłużający tymczasowe aresztowanie w 324 sprawach z 2007 r., za które teraz Skarb Państwa płaci odszkodowania, nie zdawali sobie sprawy, że ich decyzja gwałci prawa obywatelskie? Pytanie jest retoryczne, bo nie znamy szczegółów każdej z tych spraw.

Część odpowiedzi znaleźć chyba można w "tezach do ekspertyzy" na temat polskiego wymiaru sprawiedliwości, autorstwa prof. Ewy Łętowskiej, opracowanych kilka lat temu dla Instytutu Spraw Publicznych. Zdaniem autorki, przy przeprowadzaniu wszelkich reform w Polsce kładzie się zbyt wielki nacisk na zmiany przepisów i zmiany instytucjonalne, pomija się zaś to, co istotniejsze: "organiczną, systematyczną pracę od podstaw o charakterze wychowawczym wobec kandydatów na sędziów i sędziów, wyrobienie etosu sędziowskiego, doskonalenie managementu w obrębie sądów".

Chodzi mniej więcej o to, by ludzie chcieli chcieć. Bez tego najbardziej finezyjne reformy utkną w trybach systemu, napotykając na bierny opór ludzi z różnych powodów nieprzekonanych do zmian. (Na marginesie: jeśli kiedykolwiek dojdzie do likwidacji prokuratur apelacyjnych, przez wielu uważanych za niepotrzebny, trzeci szczebel - jak przekonać do tej zmiany pracujących tam prokuratorów?).

Nie bez przyczyny doświadczeni sędziowie mówią wprost: dobry sekretariat to połowa sukcesu - bo jego pracownicy pamiętają, wiedzą, pilnują terminów, bo nie giną im akta... To zresztą jeden ze sposobów korumpowania: zapłacenie obsłudze za to, by akta zdekompletowała albo włożyła w inną obwolutę. Można też po prostu włożyć do szafy z aktami zapaloną świeczkę, jak to zrobiły pracownice jednego z sądów grodzkich we Wrocławiu... Według "Prawa co dnia" (z 29 kwietnia 2008 r.), "w sądach i prokuraturach ginie rocznie kilkaset tomów akt". Z takiego właśnie powodu nie ma już szans m.in. na wykrycie sprawców zabójstwa Alicji i Piotra Jaroszewiczów czy wyjaśnienie okoliczności samobójczej śmierci Ireneusza Sekuły.

Od organizacji pracy w sądzie i obiegu akt zależy efektywność pracy samych sędziów. Tym bardziej że nie brakuje spraw, w przypadku których czas ma znaczenie priorytetowe. Potwierdził to zresztą Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, gdy Francja borykała się z gigantyczną sprawą zadośćuczynienia za zarażenie wirusem HIV przy transfuzji krwi. Ten sam Trybunał 17 lipca 2008 r.

zasądził Polce, która od trzech lat czeka na wyrok sądowy, 5 tys. euro zadośćuczynienia. Ani stopień skomplikowania sprawy, ani zachowanie skarżącego czy właściwych władz nie uzasadniały, zdaniem Trybunału, takiej zwłoki. Według Ministerstwa Sprawiedliwości, w pierwszym półroczu 2008 r. do sądów okręgowych wpłynęły 1074 skargi na przewlekłość postępowania, a do sądów apelacyjnych - 297 skarg.

Wyobraźmy sobie salę, w której zakazano palić, tańczyć i jeździć na rowerze. Czy to znaczy, że możemy wjechać do niej hulajnogą? Jeżeli listę zakazów potraktujemy formalistycznie jako wyczerpującą, to, rozumując przez przeciwieństwo, a contrario, wszystko inne jest dozwolone i pozostaje rozejrzeć się za hulajnogą. Ale można rozumować też przez podobieństwo, a simili, co oznacza, że zwracamy przede wszystkim uwagę na rację leżącą u podstaw zakazu. Hulajnoga więc odpada... Według pewnego doświadczonego sędziego, połowa problemów polskich sądów wynika z faktu, że sędziowie preferują to pierwsze rozumowanie i formalistycznie, kazuistycznie interpretują przepisy.

Jak to wygląda w praktyce, można się było przekonać na przełomie 2006 i 2007 roku, kiedy mijał termin składania oświadczeń majątkowych przez samorządowców. Chodziło o zapobieganie korupcji, a skończyło się politycznym zamieszaniem wokół magicznego terminu, którego niedotrzymanie zagrożone było poważną sankcją utraty mandatu. Groziła ona nawet nowo wybranej prezydent Warszawy, która oświadczenie złożyła z jednodniowym opóźnieniem.

***

Jakie stąd wnioski? Przyczyną wielu dolegliwości wymiaru sprawiedliwości jest po prostu ludzka głupota i niechęć do zmian. Takie tłumaczenie wydaje się bardziej racjonalne niż ustawiczne szukanie - jak to czynią niektórzy publicyści - tajemniczych "sitw" rządzących wymiarem sprawiedliwości i zawodami prawniczymi w ogóle. Rzeczywistość jest prawdopodobnie bardziej prozaiczna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2008