Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ich zasięgu żyje prawie 19 mln ludzi, w tym mieszkańcy Seulu, miasta, w którym już od czterech dekad każdy nowo postawiony dom musi mieć własny schron. To wszystko wiadomo od lat, jednak minione dni przyniosły kolejne przyspieszenie pełzającego kryzysu koreańskiego – spór w Stanach Zjednoczonych o to, czy należy dokonać prewencyjnego uderzenia na Koreę Północną.
Dziennik „New York Times” opisuje narastającą w Białym Domu irytację na Pentagon. Wojskowi podobno opierają się z dostarczeniem prezydentowi Trumpowi listy „militarnych opcji” rozwiązania kryzysu. Powód jest paradoksalny: obawiają się, że mając je do dyspozycji… prezydent z nich skorzysta. Miałby w ten sposób udowodnić, że jego pogróżki pod adresem Kim Dzong Una, dyktatora z Północy, nie są czcze. Jesienią 2017 r. Trump ostrzegł, że w obronie własnej lub swoich sojuszników Stany Zjednoczone mogą nie mieć innego wyjścia niż „zmieść Koreę Północną z powierzchni ziemi”. Zwolennicy ograniczonego ataku prewencyjnego twierdzą, że może on być jedyną możliwością zażegnania jeszcze większego kryzysu w przyszłości; powołują się przy tym na przykład z 1981 r., kiedy lotnictwo Izraela przeprowadziło nalot na irańskie instalacje atomowe, skutecznie opóźniając realizację programu nuklearnego o wiele lat. Przeciwnicy odpowiadają: Kim to nie Chomeini – jest dużo mniej przewidywalny i posiada już około dziesięciu głowic jądrowych. Były amerykański sekretarz obrony Chuck Hagel przestrzega, że w efekcie północnokoreańskiego kontrataku mogą zginąć miliony Koreańczyków z Południa. Cytowany zaś przez brytyjską prasę pewien dyplomata z Japonii ujmuje sprawę tak: ewentualny amerykański atak poświęci „dziesiątki tysięcy istnień ludzkich dziś, aby ocalić miliony w przyszłości”.
Od 2003 r., kiedy ogłosiła, iż jest w posiadaniu broni atomowej, Korea Północna przeprowadziła sześć testów nuklearnych, a wykres liczby prób rakiet balistycznych przypomina coraz bardziej strome schody: w minionym roku było ich już 26. Logika podpowiada więc, że w niedalekiej przyszłości musi dojść do konfrontacji – w Stanach przybywa polityków i wojskowych, którzy chcieliby do niej doprowadzić na „swoich” warunkach. Nawet oni przyznają jednak, że skutki ewentualnej wojny na Półwyspie Koreańskim są niemożliwe do przewidzenia.
A „olimpijski pokój”, którego symbolem jest wspólny występ sportowców z obu Korei na rozpoczynających się w ten piątek, 9 lutego, zimowych igrzyskach w Pjongczangu [patrz tekst w dziale Świat – red.] – ten potrwa wszak tylko dwa tygodnie. ©℗