Upokorzenie

Mocno teraz iskrzy na linii Warszawa-Moskwa, a każdy nowy zgrzyt wyzwala całe pokłady dawnych urazów i resentymentów.

27.03.2005

Czyta się kilka minut

Co nas najmocniej uwiera? Może ten prawie półwieczny przymus udawania. Wymagano od nas miłości, której nie mogło być i wdzięczności za wyrządzone nam krzywdy. Te wszystkie koncerty, wiersze, piosenki, laurki, okrzyki, te wszystkie defilady, pochody pierwszomajowe, wiernopoddańcze adresy, "spontaniczne" deklaracje, bezwarunkowe poparcia, uściski, całuski usta w usta, obłapiania, pociągi przyjaźni, akademie i pomniki!... Rok po roku, miesiąc po miesiącu, dzień po dniu płacenie haraczu, które podchodziło do gardła. Cała otaczająca rzeczywistość wypełniona tym udawanym uczuciem, tą wymuszoną, lepką wdzięcznością - to przecież najgorsze z upokorzeń.

Najtrudniej zapomina się właśnie upokorzenia.

Szansa

Chciałabym wiedzieć, co się teraz dzieje na terenach zniszczonych przez tsunami. Jak duża jest pomoc, czy wciąż napływa, czy jest w pełni wykorzystywana? Czy mieszkańcy pozbierali się po szoku i uwierzyli w przyszłość? Co o niej myślą ludzie w miastach, w wioskach, a zwłaszcza na izolowanych wyspach? Co już konkretnie odbudowano?

Chciałabym wiedzieć, jak prezydent Saakaszwili mocuje się z kolejnymi wyzwaniami i czy katastrofa gospodarcza, która - jak pisano - lada chwila spadnie na Gruzję, jest zażegnana?

Chciałabym wiedzieć, czy w Ruandzie Tutsi i Hutu znów po sąsiedzku żyją na wzgórzach i czy nienawiść wygasa, czy wciąż się tli, płonie?

Chciałabym to wszystko wiedzieć, ale się nie dowiem. Jedyna szansa, żeby te miejsca - przez parę dni królujące w mediach i zaraz zapomniane - wróciły do obiegu wieści ze świata, to jakiś nowy, wydarzający się tam skandal, zbrodnia, rzeź czy jeszcze jedno dziecko, które kilka rodzin będzie sobie wydzierać przed kamerami telewizyjnymi.

A może?

Gdyby przesłuchania sejmowych komisji śledczych nie były nadawane na żywo, a tylko udostępniane w rzeczowych streszczeniach - nie byłyby nieustannym popisem, a sama sprawa szłaby szybciej, skuteczniej i przyzwoiciej.

A może należałoby zrobić jakiś poważny, odpowiedzialny sondaż, kto jeszcze ogląda te tasiemcowe spektakle? A może to już tylko nieduża grupa, a jej trzon stanowią politycy zajęci, jak zwykle, sami sobą? Warto sprawdzić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2005