Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwsza – matematyka. Zwolnienie z PIT do granicy pierwszego progu podatkowego (czyli do kwoty 85528 zł) podniesie bowiem zarobki młodych nie o obiecywane 18, lecz około 8 proc. Ulga dotyczy bowiem PIT, ale już nie składek na ZUS i ubezpieczenia zdrowotnego, które wchodzą przecież w skład tzw. pensji brutto. Rząd wprawdzie tego nie kryje, podając stosowne wyliczenia nawet na stronach Ministerstwa Finansów, ale umówmy się, nie jest to lektura pierwszego wyboru większości obywateli. Za to w TVP aż huczy o podniesieniu zarobków młodych Polaków o 18 proc.
Dociekliwi młodzi podatnicy po lekturze nowelizacji mogą dojść tymczasem do wniosku, że gdyby rząd chciał ulżyć im naprawdę, zwolniłby ich ze składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe i chorobowe – na garnuszek ZUS-u przejdą wszak dopiero za jakieś 40 lat i czasu na nadrobienie zaległości im nie braknie. Pracownik z pensją minimalną (intencją ustawodawcy było właśnie zwiększenie opłacalności pracy na niskopłatnych etatach) zyskałby dzięki temu 308,48 zł miesięcznie. Korzyści ze zwolnienia z samego PIT w tym przypadku to tylko 133 zł miesięcznie.
Lekcja druga – prawo. Uchwalona 15 lipca nowela weszła w życie 1 sierpnia. Tymczasem 17 lipca Trybunał Konstytucyjny orzekł, że określenie daty wejścia w życie ustawy z pominięciem zagwarantowanego głowie państwa terminu 21 dni na podjęcie „decyzji w przedmiocie podpisania ustawy stanowi wystarczającą przesłankę do stwierdzenia, iż ustawodawca uchybił standardowi demokratycznego państwa prawnego w aspekcie nakazu zachowania odpowiedniej vacatio legis”.
Prezent w postaci 18 proc. ulgi jest więc ulgą rzędu 8 proc., która na dodatek może szybko zniknąć z powodu błędów proceduralnych. Ale wtedy będzie już po wyborach.
Czytaj także: Państwo w wersji premium - Hanna Kuzińska o podatkach