Podatkowy Frankenstein

Polski Ład miał uczynić system danin bardziej sprawiedliwym. Po serii kolejnych zmian powstał chaos, na którym nie skorzysta nikt.

11.10.2021

Czyta się kilka minut

Legionowo, 1 czerwca 2021 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER
Legionowo, 1 czerwca 2021 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER

Z pompą ogłoszony Polski Ład miał być nową umową społeczną. Plany były więc ambitne, lecz wyszło jak zwykle. Od maja do 1 października, gdy projekt został uchwalony przez Sejm, reforma ta przeszła jednak tyle zmian i nieoczekiwanych metamorfoz, że stała się już właściwie karykaturą samej siebie. W wyniku politycznego przeciągania liny powstał legislacyjny Frankenstein, połatany na chybił trafił, byle tylko przepchnąć go i odtrąbić sukces. Zamiast wprowadzić większą sprawiedliwość podatkową – reforma utrwala większość nieuzasadnionych przywilejów. Zamiast uporządkować system – wprowadza jeszcze większy chaos, w którym przestają się już orientować nawet zawodowi księgowi.

Algorytm Gowina

Kluczowym elementem reformy, który według założeń władzy miał być koniem pociągowym poparcia społecznego na następne lata, jest podniesienie kwoty wolnej od opodatkowania do 30 tys. zł. Rządzący celnie zdiagnozowali tu problem wysokiego opodatkowania najniższych wynagrodzeń w Polsce. Pełne obciążenie płacy minimalnej, więc z kosztami po stronie pracodawcy włącznie, sięga dziś 39 proc., co jest jednym z wyższych klinów podatkowych w OECD, gdzie średnie obciążenie najniższych wynagrodzeń wynosi 31 proc. Tak znaczące podwyższenie kwoty wolnej sprawi, że realnie pod tym względem doszlusujemy do europejskiej czołówki. Oczywiście podniesienie kwoty wolnej zwiększa pensje niemal wszystkim podatnikom, jednak relatywnie najbardziej odczują to najmniej zarabiający pracownicy etatowi.

Drugim istotnym rozwiązaniem jest podniesienie progu dochodowego drugiej stawki PIT z 85 do 120 tys. zł. To już ukłon w stronę lepiej zarabiających. Próg drugiej stawki PIT nie był podnoszony od 2008 r., choć w tym czasie płace regularnie rosły, tak więc coraz większa liczba podatników go przekraczała. Płatników drugiej stawki PIT od początku było jednak bardzo mało. Przez długi czas wpadało w nią ledwie 2-3 proc. podatników rozliczających się skalą podatkową. W 2019 r. drugą stawkę PIT zapłaciło niecałe 5 proc. podatników, więc od początku poziom drugiego progu ustawiony był na tyle wysoko, że ta niewielka progresja podatkowa przez długi czas była właściwie umowna. Trzeba pamiętać, że drugą stawkę płaci się tylko od nadwyżki, tymczasem większość płatników drugiej stawki przekraczała próg w niewielkim stopniu, więc wyższy podatek obciążał jedynie ułamek ich dochodów.

Nieoczekiwanie dla władzy, najszerzej komentowaną zmianą podatkową Polskiego Ładu okazała się jednak nie wyższa kwota wolna lub podniesienie progu dochodowego, lecz reforma składek zdrowotnych. Obecnie wciąż jeszcze składka zdrowotna dla pracowników etatowych wynosi 9 proc., jednak 7,75 proc. odliczane jest od podatku. Tak więc 86 proc. składki zdrowotnej obniża wymiar podatku. Między innymi z tego względu efektywne stawki PIT w Polsce, według danych Ministerstwa Finansów za 2019 r., nie wynoszą wcale 17 i 32 proc., ale zaledwie 7,5 i 15 proc. Polski Ład zakłada likwidację odliczania składki od podatku, co oczywiście przełoży się na wzrost tego ostatniego. W ten sposób część efektów podwyższenia kwoty wolnej oraz wysokości progu drugiej stawki zostanie zniwelowana. W wyniku tego Polski Ład oznaczałby wzrost podatków już dla pracowników zarabiających więcej niż 6 tys. zł. Na takie rozwiązanie nie chciał się zgodzić pozostający jeszcze wtedy w rządzie Jarosław Gowin, więc by go obłaskawić, wprowadzono skomplikowany algorytm nazwany „ulgą dla klasy średniej”, który niweluje negatywne skutki reformy dla pracowników zarabiających między 68 a 133 tys. zł rocznie.

Elementy sporne

Reforma składki zdrowotnej ma iść jednak dalej. Obecnie jednoosobowe działalności gospodarcze (JDG) płacą ryczałtową składkę zdrowotną. W 2021 r. wynosi ona niecałe 382 zł. Jest ona niezależna od dochodu, więc podatnicy zarabiający więcej odczuwają ją w mniejszym stopniu. To jeden z elementów regresji podatkowej w Polsce – czyli sytuacji, kiedy im więcej ktoś zarabia, tym proporcjonalnie mniej oddaje państwu. Warto zauważyć, że to bardzo rzadko spotykane rozwiązanie – ryczałtowa składka zdrowotna funkcjonuje obecnie tylko w trzech krajach UE: w Polsce, Grecji i na Węgrzech. W 19 państwach UE jest proporcjonalna do dochodu lub przychodu, natomiast w pięciu w ogóle jej nie ma, gdyż ochrona zdrowia finansowana jest z podatków. Polski Ład w pierwotnej wersji wprowadzał więc składkę zdrowotną w wysokości 9 proc. dochodów dla wszystkich JDG. W połączeniu z likwidacją odliczania składki od podatku, oznaczało to wyraźny wzrost obciążeń samozatrudnionych oraz jednoosobowych przedsiębiorców. Szczególnie tych najlepiej zarabiających, ale stracić mieli już ci z dochodem powyżej 6 tys. zł, gdyż ulga dla klasy średniej obejmować miała jedynie pracowników na etatach. Brak tej dla JDG był kluczowym elementem sporu między Gowinem a PiS.

Tu warto jeszcze wskazać, że nawet po zmianie ryczałtowej składki zdrowotnej na proporcjonalną zamożnym samozatrudnionym wciąż pozostaną dwa kolejne przywileje, a więc ryczałtowe składki na ZUS, które są drugim elementem regresji systemu podatkowego, oraz liniowy PIT 19 proc. To ostatnie rozwiązanie jest główną przyczyną tego, że tak niewielu podatników płaci drugą stawkę PIT. Zarabiający powyżej 10 tys. zł miesięcznie po prostu uciekają w samozatrudnienie i podatek liniowy, żeby uniknąć drugiej stawki. Tylko w latach 2015- -2019 liczba podatników rozliczających się liniowym PIT wzrosła z 500 tys. do 700 tys. osób. To najlepiej zarabiające osoby w Polsce – według danych Ministerstwa Finansów, ich średni miesięczny dochód to 23 tys. zł brutto. Gdyby wszyscy oni zostali objęci skalą podatkową, to liczba podatników drugiej stawki PIT wzrosłaby o przeszło połowę.

Polski Ład nawet w pierwotnej wersji miał oznaczać realną obniżkę podatków dla większości Polaków. Według analizy ośrodka CenEA z maja, na wyżej opisanych zmianach skorzystać miało 10,9 mln, a więc 79 proc. polskich gospodarstw domowych. Dla kolejnych 1,5 mln miał on być neutralny, a milion miało stracić nie więcej niż 250 zł miesięcznie. Tylko dla 400 tys. gospodarstw domowych w Polsce, a więc dla 3 proc. najbogatszych polskich rodzin, obciążenia miały wzrosnąć o więcej niż 250 zł miesięcznie.

Kolejne wyłomy

Rządzący, najwyraźniej zaskoczeni fatalnym przyjęciem projektu przez społeczeństwo – według badania portalu StanPolityki.pl aż 53 proc. pytanych było pewnych, że na nim straci – a także brakiem poparcia dla niego w samym Sejmie, rozpoczęli desperackie poszukiwania rozwiązań, które obłaskawiłyby przeciwników reformy.

Pierwszym z wyłomów w pierwotnej koncepcji było zmniejszenie składki zdrowotnej dla podatników liniowego PIT – czyli najzamożniejszych JDG. Składka zdrowotna liniowców wynosić będzie 4,9 proc., a więc będzie o połowę niższa niż dla etatowców oraz JDG rozliczających się skalą podatkową – czyli tych mniej zamożnych samozatrudnionych. Po tych zmianach podatek liniowy pozostanie niezwykle atrakcyjnym rozwiązaniem dla najlepiej zarabiających, jednak próg opłacalności wzrośnie z 10 do 13 tys. zł miesięcznie. Obciążenie liniowców zwiększy się w ten sposób o kilka punktów procentowych – przykładowo obciążenia osoby z dochodem 16 tys. zł wzrosną z 25 do 29 proc. Pracownik na etacie z takim dochodem zapłaci łącznie 45 proc. podatków i składek.

To był dopiero początek doszywania kolejnych elementów. Żeby przekonać do reformy lekarzy, architektów i informatyków, obniżono im stawkę ryczałtu od przychodów zewidencjonowanych – do 14 proc. w przypadku tych dwóch pierwszych i 12 proc. dla specjalistów IT. W przypadku ryczałtowców składka zdrowotna pozostanie kwotowa, w trzech różnych wysokościach, zależnie od poziomu dochodu. Brzmi skomplikowanie? Spokojnie, to dopiero początek. Następnie rozciągnięto ulgę dla klasy średniej również na jednoosobowe działalności gospodarcze, ale tylko te rozliczające się według skali podatkowej (17 i 32 proc.). A więc nie dotyczy to liniowców. Z ulgi dla klasy średniej będą mogły skorzystać JDG z przychodem rocznym w przedziale 68-133 tys. zł, czyli tak samo jak w przypadku etatowców. Dzięki temu na reformie nie stracą samozatrudnieni mający miesięczny przychód wyższy niż 6 tys., ale niższy niż 11 tys. zł.

Projekt do kosza

Kolejne zmiany pierwotnej wersji reformy zaczęły się pojawiać jak grzyby po deszczu i trudno już właściwie dociec, kto, kiedy i w jakim celu je dołożył. Dopisano np. zwolnienie z podatku PIT dla rodzin z czwórką lub więcej dzieci, ale tylko dochodu nieprzekraczającego 230 tys. zł rocznie. Powstała także „ulga dla pracujących emerytów”, czyli dodatkowe zwolnienie z podatku 85 tys. zł ich dochodów. Ma się ona sumować z kwotą wolną, więc pracujący emeryci nie zapłacą podatku od 115 tys. zł rocznego dochodu. Zmianie ulegnie także sposób rozliczania się samotnych rodziców. Obecnie mogą oni rozliczać się wspólnie z dzieckiem, dzięki czemu mają możliwość m.in. skorzystania z podwojonej kwoty wolnej. Ta możliwość jednak zostanie zlikwidowana i w zamian otrzymają oni ulgę podatkową wysokości 1,5 tys. zł – skorzystają na tym najmniej zarabiający samotni rodzice.

Zupełnie niespodziewanie, bez zapowiedzi i konsultacji, do ustawy dołączono podatek przychodowy wysokości 0,4 proc. od spółek, których dochód jest niższy niż 1 proc. przychodów. Ma on więc obciążyć spółki, które unikają płacenia CIT.

W wyniku tych wszystkich machinacji powstał kolejny problem. Mianowicie pierwotna wersja Polskiego Ładu zakładała wzrost dochodów NFZ o 12,4 mld zł. W międzyczasie przegłosowano już ustawę zwiększającą wydatki na ochronę zdrowia do 7 proc. PKB. Tymczasem po zmianach obniżających finalny wymiar składek bardziej zamożnych samozatrudnionych dodatkowe wpływy do NFZ wyniosą w przyszłym roku tylko 7 mld zł. Tę lukę trzeba będzie zasypać pieniędzmi z budżetu.

Jeśli ktoś nie zrozumiał fragmentów tego tekstu, to proszę się nie martwić – autorzy tej przedziwnej reformy podatkowej sami już jej zapewne nie rozumieją. Mamy do czynienia z szaleństwem i co gorsza, nie ma w nim metody. W tej wersji projekt nadaje się wyłącznie do kosza.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2021