Uczniowie z Izraela nie wrócą do Polski

Podróże izraelskich uczniów do Polski szlakiem Zagłady nie wrócą po covidowej przerwie. Dyskusje na temat ich charakteru i sensowności trwają w Izraelu od lat.

20.06.2022

Czyta się kilka minut

Młodzież z Izraela na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz. Oświęcim, 25 lutego 2020 r. / ALBIN MARCINIAK / EAST NEWS
Młodzież z Izraela na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz. Oświęcim, 25 lutego 2020 r. / ALBIN MARCINIAK / EAST NEWS

Jeszcze niedawno wydawało się, że sprawy mogą potoczyć się inaczej.

Kilka tygodni temu debatę wokół wznowienia szkolnych wycieczek, po dwuletniej przerwie pandemicznej, zorganizowała jerozolimska szkoła średnia działająca przy Uniwersytecie Hebrajskim. Jej dyrektor Erez Hacker podjął wcześniej decyzję o zaprzestaniu wysyłania uczniów do Polski. Argumentował m.in., że wycieczki nie pozwalają zwrócić uwagi uczniów na bogactwo życia żydowskiego w przedwojennej Polsce. W dyskusji analizowano za i przeciw takich wyjazdów. Prof. Hanna Yablonka z Uniwersytetu Ben Guriona poparła pomysł ich zakończenia, twierdząc, że edukację wokół Holokaustu można równie dobrze prowadzić w Izraelu. Z kolei przewodnik Uri Meiselman twierdził, że wyjazdy powinny się odbywać, lecz należy ZWERYFIKOWAĆ ICH PRZESŁANIE.

PIERWSZE WYCIECZKI wróciły w marcu, a w lipcu-sierpniu do Polski miało przyjechać 14 tys. uczniów. W kolejnym roku szkolnym planowano wizyty 40 tys. młodych Izraelczyków. Na ich powrót czekano też w Polsce – korzysta na tym polska branża turystyczna.

Dziennik „Haaretz” cytował niedawno list ministerstwa edukacji, wysłany do szkół. Można w nim przeczytać, że wycieczki „uczą historii okrucieństw, które wydarzyły się podczas ciemnej ery w historii żydowskiego narodu”. „Haaretz” komentował to tak: „Brak jakiegokolwiek wspomnienia o uniwersalnych aspektach tej historii nie jest przypadkowy. Wizyty w obozach Zagłady pełnią ważną rolę w podsycaniu egzystencjalnych lęków Izraelczyków”.

Tymczasem wygląda na to, że cała ta debata jest chwilowo bezprzedmiotowa: w ubiegłym tygodniu szef MSZ Jair Lapid poinformował, że Izrael zaprzestanie wysyłania uczniów, i że powodem ma być polska próba ingerencji w treść wycieczek. Na czym miała ona polegać? Po wyjściu z pandemicznych obostrzeń Polska zapewniła Izrael o gotowości przywrócenia wycieczek, zaznaczając, że dotychczasowa formuła współpracy wymaga zmian. Warszawa uważa, że izraelska młodzież wraca z tych wyjazdów z negatywnymi odczuciami wobec Polski, nie zapoznaje się z szerszym kontekstem relacji polsko-żydowskich i jest izolowana od kontaktów z polskimi rówieśnikami. Zastrzeżenie Warszawy budziła też obecność uzbrojonych izraelskich agentów – co wzbudzało przekonanie uczniów, iż Polska to miejsce niebezpieczne.

TO KOLEJNA ODSŁONA trwającego od lat sporu między Warszawą i Jerozolimą, dotykającego w gruncie rzeczy jednej i tej samej kwestii: percepcji historii Zagłady oraz II wojny światowej. Każda z tych odsłon charakteryzuje się brakiem chęci zrozumienia motywacji drugiej strony. Przykład: w obecnej sytuacji strona izraelska nie próbuje nawet zrozumieć, jak uciążliwe są uzbrojone wycieczki dla mieszkańców krakowskiego Kazimierza czy warszawskiego Muranowa, i że broń na ulicach Europy to widok budzący lęk. Z kolei strona polska bierze to personalnie: w końcu ochrona jest przydzielana wycieczkom nie z obawy przed Polakami, lecz atakiem terrorystycznym. Aktualny „lęk egzystencjalny” dotyczy zwłaszcza Hezbollahu i Iranu, a obowiązek przydzielania ochrony krajowym delegacjom – niezależnie, dokąd jadą – jest zapisany w ustawach.

To jednak nie koniec nieporozumień na tym polu.

GIL FARAN jest szefem izraelskiego stowarzyszenia przewodników prowadzących grupy w Polsce. To niezależna instytucja zajmująca się ich szkoleniem i pilnowaniem statusu zatrudnienia. Udział w niej jest dobrowolny, a zarejestrowanych w niej jest dziś 418 osób z ok. 500 wszystkich przewodników, którzy mają uprawnienia do wożenia grup do Polski.

Znam Gila od lat, regularnie spotykam go na wydarzeniach organizowanych przez telawiwski Instytut Polski i ambasadę. Polskie instytucje nieraz organizowały szkolenia dla jego organizacji, a jej członkowie brali w nich licznie udział. Trudno o osobę bardziej zainteresowaną dialogiem z Polską.

Zarzutami polskiego MSZ Gil czuje się niemal osobiście urażony. – Jesteś pierwszą dziennikarką, która słucha przewodników. W dyskusji medialnej słychać tylko urzędników i polityków. Nikt nie pyta nas, co robimy podczas tych wycieczek! – złości się Gil.

Co więc robią? – Zaczynamy od przygotowania grupy jeszcze w Izraelu. Omawiana jest historia Holokaustu, historie rodzinne uczniów, bo wielu ma korzenie w miejscach, które odwiedzimy. Potem jedziemy do Polski i przez tydzień pokazujemy, jak skomplikowany jest obraz tego okresu historycznego. Czytam, że polskiemu MSZ nie podoba się, iż mówimy tylko o Holokauście. To nieporozumienie! Prócz tego, że odwiedzamy obozy, jeździmy też do Krakowa, Lublina, Tykocina i innych miejsc, gdzie odwiedzamy synagogi, pomniki, odnowione cmentarze. Mówimy o życiu Żydów w Polsce przed wojną. Podkreślamy, że nasza obecność w tych miejscach jest możliwa dzięki polskim aktywistom, którzy dbają o te zabytki i pamięć o Żydach ze swoich miasteczek. Spotykamy się z nimi, to wspaniali ludzie.

– Niektóre szkoły włączają do programu spotkania z polskimi uczniami i rozmowy o wspólnej historii – opowiada Gil. – Często słyszałem od uczniów: ten wyjazd zmienił mój obraz Polski, otworzyłeś nasze oczy na Polaków. To samo słyszę od innych przewodników. Tymczasem od paru dni czytam w wypowiedziach polskich oficjeli, że młodzi Izraelczycy wyjeżdżają z nienawiścią w sercu. Na czym oparta jest ta opinia? Czy ktoś z tymi dziećmi rozmawiał? Jasne, trudno każdemu zajrzeć w duszę i sprawdzić, czy przypadkiem nie nienawidzi. Ale jak można tak mówić, nie mając twardych danych? – denerwuje się Gil.

PYTAM O AGENDĘ wycieczek. I czy przewodnicy są zobowiązani do mówienia o „polskim współudziale” w Zagładzie? Gil śmieje się z tego i podkreśla, że politycy prężą muskuły, a ostatecznie to przewodnicy odpowiadają za to, co padnie na wycieczkach.

– Otrzymujemy z ministerstwa ogólny proponowany program, ale ostateczny jego kształt zależy od nas. Mamy wolność mówienia tego, co uważamy za słuszne, oczywiście przy zachowaniu wierności faktom historycznym. Ministerstwo nas nie hamuje. Paradoksalnie dopiero teraz, czytając polskie wypowiedzi z oczekiwaniem tego, co mamy mówić, czuję po raz pierwszy jakiś powiew cenzury – twierdzi Gil.

– Gdy jesteśmy w Polsce, prezentujemy skomplikowany obraz tego okresu i samego Holokaustu. Mówimy o polskim cierpieniu. O sześciu milionach polskich obywateli: trzech milionach Polaków i trzech milionach polskich Żydów. Gdy jadę z grupą na starówkę do Warszawy, zatrzymuję się przy Pomniku Powstania Warszawskiego. W Auschwitz mówimy oczywiście głównie o żydowskich ofiarach, ale też o polskich. Opowiadamy o Markowej, o zagrożeniu życia, o polskich Sprawiedliwych ratujących żydowskie istnienia. Owszem, wspominamy też o wyjątkach: kolaborantach i mordercach. Ucząc jednocześnie, że obraz wojny jest skomplikowany, a historia nie jest czarno-biała. Zawsze jednak i ponad wszystko trzymamy się historycznych faktów – podkreśla Gil.

– Zapraszam polskich urzędników i polityków: dołączcie do mojej grupy na całą siedmiodniową wycieczkę. Zobaczcie pełny obraz tego, co robimy – mówi przewodnik. Uważa, że delegacje powinny być kontynuowane, z wszelkimi potrzebnymi obu stronom zmianami. Ale też prosi, by wyraźnie oddzielać reakcje ludzi od reakcji polityków, bo w jego ocenie to dwa różne światy. Problem w tym, że polityczne napięcia między Polską i Izraelem od kilku lat negatywnie wpływają na wiele różnych inicjatyw, które mozolnie budują dialog i wpływają na pozytywny wizerunek Polski w Izraelu. Z tego względu oczekiwania Gila są raczej płonne.

W IZRAELU temat nie jest nowy: dyskusja wokół zasadności szkolnych wyjazdów do Polski toczy się od lat, a coraz więcej rodziców rezygnuje z wysyłania na nie swoich dzieci.

Zeev Degani jest dyrektorem prestiżowego Gimnazjum Herclija w Tel Awiwie. Organizowania delegacji zaprzestał jako jeden z pierwszych już 12 lat temu. Z ironią mówi o tych, którzy „obudzili się dopiero teraz”. Twierdzi, że wycieczki szkodzą uczniom, rozwijając w nich fałszywe przekonania o rzeczywistości, w której żyją, przede wszystkim tej bliskowschodniej.

– Są nacjonalistyczne w treści, nie uczą istoty sprawy, jeździ się tam z dziećmi, by przygotować je do wojska, aby potem dobrze służyły krajowi – twierdzi Degani. – Gdy zapytać uczniów, dlaczego jadą do Polski, ich odpowiedzią nie będzie, że chcą się nauczyć czegoś o historii, lecz bardziej po to, żeby być ze znajomymi.

– Sprzeciwiam się temu, aby używano Holokaustu do wzmacniania izraelskiego nacjonalizmu – mówi Degani. Zdaje sobie sprawę, że jego poglądy mogą być uznane za skrajne, i że jest w mniejszości. Ciekawie też brzmią takie słowa w ustach dyrektora szkoły z tradycją syjonistyczną: powstałe w 1905 r., Gimnazjum Herclija było pierwszą hebrajską szkołą średnią na świecie, a przede wszystkim – w Palestynie.

DEGANI PODKREŚLA, że ministerstwo edukacji nie może zmusić dyrektorów do organizacji tych wycieczek, dlatego mają wolną rękę. Także w sposobie, jak te wycieczki kształtują, bo plan, który otrzymują z ministerstwa, jest ogólny i ostatecznie każda szkoła robi to trochę inaczej. – Uzyskałem zgodę rodziców naszych dzieci, by z tych wycieczek zrezygnować. Zamiast tego przygotowujemy rzetelny program nauczania o Holokauście. W sposób mądry, poważny i inteligentny – mówi dyrektor. Przyznaje, że ministerstwu to się nie podoba, i że w związku z tym ma w różnych sprawach „pod górkę”. Ale, jak podkreśla, zachowuje swoją niezależność.

Choć taka postawa jest niepopularna, szkole nie zaszkodziło to wizerunkowo. Przeciwnie. – Jesteśmy szkołą z największą liczbą zgłoszeń w Izraelu. Mamy 2 tys. uczniów, a zgłoszeń jest zawsze o tysiąc więcej. Rodzice zdają sobie sprawę z charakteru naszej szkoły, że nie promujemy nacjonalizmu, i że delegacji do Polski nie będzie – mówi Degani.

JEST JESZCZE JEDEN aspekt w tej historii, którego pominąć nie można: inicjatywy wymian szkolnych, organizowane indywidualnie przez placówki w Polsce i Izraelu, w które zaangażowane są organizacje niezależne od rządów. Jest ich mnóstwo i nie brakuje w nich miejsca ani na naukę o Zagładzie, ani na polską perspektywę, ani na spotkanie młodzieży z obu krajów. One kwitną i – mimo złej passy politycznej – wykonują pracę, której politycy z obu stron najwyraźniej wykonać nie potrafią. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2022