Tylko miłość

Wieś Marona położona jest w pobliżu Białego Jeziora, na północ od Płońska... Jadąc na plan realizowanej właśnie przez Izabellę Cywińską filmowej adaptacji Kochanków z Marony po raz kolejny sięgnąłem po to opowiadanie. I znowu, jak kiedyś, zachwyt.

16.01.2005

Czyta się kilka minut

Od pierwszej lektury “Panien z Wilka" i “Brzeziny" ciągle wracam do opowiadań Jarosława Iwaszkiewicza, do adaptacji Wajdy i Domalika. Ten pisarz - często przecież nierówny i irytujący - chyba nigdy, ani za życia, ani po śmierci, nie był należycie doceniony. W dziennikach Dąbrowskiej, Kisielewskiego, Kijowskiego, Mętraka jest: Prezesem, Politykierem, Klasykiem, Snobem, Przyszłym Noblistą, Bon-vivantem, Pedałem. Stosunkowo najrzadziej - wybitnym twórcą. Miał świadomość swojej samotności, zwłaszcza u schyłku życia, kiedy pisał rzeczy najlepsze. Samotna wielkość w otoczeniu skarlałych splendorów.

Miasto umarłe

Z Warszawy jedziemy do Guzowa, gdzie powstaje większość zdjęć. Mijamy filie wielkich firm, potem już tylko hurtownie, a dalej nędza z biedą, Iwaszkiewiczowskie nieurodzaje. Wreszcie Guzów: opustoszały pałac Sobańskich, pałac-widmo, jakby wyjęty ze sztafażu horror movie. Łuszcząca się farba, odpadający tynk. Iwaszkiewicz: “Sanatorium zaczęto budować jeszcze przed wojną, (...), długie, niewysokie, połamane i upstrzone werandami i oknami".

Kiedyś musiało tutaj być naprawdę pięknie. Po wojnie w pałacu zainstalowała się cukrownia, potem szkoła. W 1991 r. majątek ponownie wykupili Sobańscy, ale budynek jest niezamieszkały. Niszczeje. Nie ma nawet prądu.

Dziwna posiadłość ma teraz posępną aurę obrazów Bacona. Ogromne wnętrza w ostrej, zielono-żółtej kolorystyce. Ustawiono w nich dmuchawy (na zewnątrz zimno). Scenograficzne bibeloty porozrzucane na półkach i kredensach, i jeszcze kaktusy. Mnóstwo kaktusów. W zaimprowizowanej kuchni resztki chleba, niedopite wino, na wielkim drewnianym stole zniszczone książki o zbutwiałym zapachu antykwariatu. “Miasta umarłe" Jerzego Żuławskiego (1910), obok “Zorany ugór" Michaiła Szołochowa (1953)...

Ekipa rozstawia sprzęt. Izabella Cywińska rozmawia z aktorami. Dzisiaj mają być kręcone sceny erotycznego zbliżenia Janka (Krzysztof Zawadzki) i Oli (Karolina Gruszka). Siła “Kochanków z Marony" kryje się w aurze niedopowiedzenia. Bliskiemu związkowi miłości i śmierci towarzyszy atmosfera erotycznej ambiwalencji.

W małej wiejskiej szkole pracuje jako nauczycielka Ola. W jej ustabilizowane życie wkracza Janek - kuracjusz z pobliskiego sanatorium. Janek jest kilka lat młodszy od Oli i śmiertelnie chory. Często odwiedza go przyjaciel Arek (Łukasz Simlat). Pomiędzy Olą i dwójką mężczyzn toczy się dwuznaczna gra miłosna...

Opowiadanie, wydane w 1961 roku, należy do najwybitniejszych utworów pisarza. Pięć lat później powstała pierwsza jego adaptacja filmowa w reż. Jerzego Zarzyckiego. Po niemal czterdziestu latach polskie kino wraca do “Kochanków".

Trudno w to uwierzyć, ale dla Izabelli Cywińskiej, znakomitej reżyserki teatralnej i telewizyjnej, autorki “Bożej podszewki" (druga, szesnastoodcinkowa część sagi Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz zostanie pokazana w TVP w lutym 2005) i telewizyjnego filmu “Cud purymowy" (2000) będzie to kinowy debiut.

- Śmieję się - mówi Cywińska - że nie było chyba w Polsce reżysera filmowego, który debiutowałby tak późno. Otrzymałam tę zaskakującą propozycję od producenta, pewnie mnie samej - w tym momencie życia, po tylu zawodowych doświadczeniach - raczej nie przyszłoby to do głowy. Choć przed laty chciałam zrobić “Kochanków z Marony" w Teatrze Telewizji.

Sceneria filmowego szpitala przypomina świat Hasa, z “Pożegnań", z “Sanatorium pod klepsydrą". Puste łóżka, brudno, pod sufitem krąży wylękniony wróbel. Akcja filmu Cywińskiej jest osadzona poza czasem, gdzieś w przeszłości. Wszystko jest umowne - przestrzeń, miejsce, także plenery kręcone w okolicach Łeby, w starych, zrujnowanych pałacach poniemieckich.

- Pamiętam niesamowite wrażenie, jakie zrobiło na mnie wspaniałe miasto Glasgow po rewolucji Margaret Thatcher: było niemal zupełnie puste, wyludnione, zabite deskami - mówi reżyserka. - Chciałabym pokazać właśnie taki pusty, zdestruowany świat - umieralnię, upadłe sanatorium - w który nieoczekiwanie wkracza miłość.

Janek i Jurek

Pierwowzorem postaci Janka jest prawdopodobnie Jerzy Błeszyński, zmarły na gruźlicę przyjaciel Iwaszkiewicza, bohater poruszających wyznań w jego “Dziennikach":

25 III 1958

Dziękuję ci mój drogi, kłam, oszukuj, szantażuj - dałeś mi więcej niż nawet sobie wyobrażasz. I ta twoja najdroższa uroda - i te moje cierpienia młodości na starość. Jerzy, jesteś czymś najbardziej istotnym w moim życiu, samym rdzeniem życia. To nic nie szkodzi, że jesteś czymś w rodzaju hochsztaplera. Ale dałeś mi smak szczęścia, ty jedyny. Wiem jakby szczęście smakowało, gdybym je posiadał.

Stawisko 27 V 1959

To czym jest szpital w Turczynku - i ten nieszczęśnik na tym tle, to jest przerażające. Męczy się tak okropnie, zastałem go zupełnie konającego, siedziałem w niedzielę całe popołudnie u niego i dwa razy myślałem, że koniec. Dusi się bez przerwy, wczoraj wszedłem na chwilę, ślina bez przerwy wycieka mu z ust, wygląda jak rozłożony trup, śmierdzi, bo robi pod siebie, a kto go tam umyje. (...)

Kocham Cię mój drogi - i nikt Cię tak nie kochał i nie będzie kochał.

W pierwszej adaptacji “Kochanków z Marony" biseksualizm Janka i Arka był tabu. - Nigdy tamtego filmu nie oglądałam - mówi Cywińska. - Aktorom też zabroniłam, nie chcieliśmy w jakikolwiek, nawet niezamierzony sposób się nim inspirować.

Pytam o Błeszyńskiego: - Tak, oczywiście czytałam w “Wyborczej" fragmenty “Dzienników" Iwaszkiewicza i byłam tą lekturą głęboko poruszona. List Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego, napisany w rok po śmierci przyjaciela, to chyba jedno z najpiękniejszych miłosnych wyznań, jakie znam. Silny związek homoerotyczny łączący Janka i Arka od początku wydał mi się nieodzowny. Gdyby zabrakło w filmie tego wątku, pozostałby tylko banalny melodramat. Homoerotyczna fascynacja Arka (porte parole Iwaszkiewicza) uruchamia tragedię, a poprzez “Dziennik" ma także stygmat dramatycznego autentyzmu.

W “Kochankach z Marony" czytamy: “(Janek) był bardzo piękny (...) jak obrazek. Miał olbrzymie niebieskie oczy, które rozjaśniały się, ale chłodnym blaskiem. I te lalkowate rzęsy. Usta miał zbyt wąskie. Co go czyniło nieprzyjemnym. Dopiero gdy rozchylały się w uśmiechu, stawały się czarujące".

Kochankowie z Guzowa

“Nie ma się co łudzić, że pojęcia pozwolą nam usunąć ból naszego życia: że wyleczą nas z choroby na wieczność. Nie wyleczą. One same przecież noszą w sobie ślady tej choroby. Wiedza nie jest lekarstwem na ten ból. Nie da rzeczywistego pocieszenia. Żadna logika, żadna dialektyka nie jest na ten ból odpowiedzią. Tylko miłość. Czy raczej: bez miłości nie da się żyć, nie da się rozumieć" - pisał Krzysztof Michalski w eseju “Wieczna miłość" (“TP" nr 41 i 42/2004).

- To niezwykły tekst - wspomina Izabela Cywińska. - Ostatecznie on właśnie zaważył nad moim myśleniem o filmie. Nagle wszystko wydało mi się jasne, zrozumiałam, o czym naprawdę chcę opowiedzieć. Aktorów poprosiłam, żeby zapoznali się z esejem w “Tygodniku", wszystkich nas pobudził, olśnił. Michalski twierdzi, że wszystkie miłości, niezależnie od ich adresata, pozwalają człowiekowi na realizację siebie, na mierzenie się ze szczęściem i z nieszczęściem. Miłość jest tak silnym uczuciem, że każe nam się poświęcić śmiertelnie choremu (może filmowy Janek ma gruźlicę, a może jednak AIDS?). Niby to wszystko wiedziałam już wcześniej, ale dopiero tekst Michalskiego uświadomił mi to w sposób bezwzględny.

Janek - Krzysztof Zawadzki, śmiertelnie znużony, pada na łóżko. Pochyla się nad nim Ola - Karolina Gruszka. Przytula go mocno, potem pieści. Wychudzony, blady, ale ciągle bardzo piękny mężczyzna odwzajemnia te czułości. - Dobrze ci? - pyta Olę, bez wiary, Janek. - Dobrze, kochany, dobrze - odpowiada dziewczyna. - Kłamiesz! - krzyczy mężczyzna, odtrącając ją gestem gwałtownym i jednocześnie erotycznym. Ta scena, jedna z najtrudniejszych w filmie, pokazana będzie bez pruderii, ale delikatnie i nienachalnie. Eros i Tanatos nie potrzebują ostrych barw.

“Jeśli kobieta pielęgnuje młodego mężczyznę, nie ma siły - musi pokochać". To Krystian Lupa z “Utopii"...

Czarodziejska góra

W ogromnej pałacowej łazience ciemno. Dziesięciominutowa przerwa w zdjęciach. Janek - Krzysztof Zawadzki pali papierosa. Kilka miesięcy wcześniej w krakowskim Teatrze im. Słowackiego zagrał Hansa Castropa w inscenizacji “Czarodziejskiej góry" Manna w reżyserii Barbary Sass.

- Są do siebie zadziwiająco podobni, Castorp i Janek, podobnie nieuchwytni - mówi Zawadzki. - Cała trudność polega na tym, żeby udało mi się przejść pewne psychiczne rozwibrowania Janka i spróbować je aktorsko jeszcze mocniej “rozbebeszyć" na bardzo szerokiej amplitudzie emocjonalnej, tylko po to, żeby potem móc je z pełną premedytacją odrzucić, zostawiając tylko kwintesencję tego, co o Castorpie pisał Mann: “Przedstawiamy człowieka zwykłego - ani lepszego, ani gorszego jakim był w rzeczywistości", a o Janku Iwaszkiewicz: “Po prostu wyglądał, jakby tracił przytomność".

Kończy się “mój" dzień na planie, jeszcze tylko finałowa scena. Janek przed seksualnym aktem bezsilności - jest umierający - wrzuca szczapy do żarzącego się kominka. Niby patrzy na Olę, ale widzi więcej: ogląda swoje życie. Zmarnowane życie. Hermann Broch pisał: “Kto bowiem niezdolny jest do miłości, niezdolny do jej pospólności, musi z nieprzekraczalności swego osamotnienia szukać ratunku w piękności i połaskotany okrucieństwem staje się poszukiwaczem piękności".

Z Guzowa wracamy do Warszawy: przez Oryszew, Wiskitki, Żyrardów. To takie Iwaszkiewiczowskie frazy - jak Skaryszew, jak Wilko. Jak Marona.

“KOCHANKOWIE Z MARONY". Reż.: Izabella Cywińska, Zdj.: Marcin Koszałka, Scenogr.: Jacek Osadowski, Kier. prod.: Teresa Paszkiewicz, Muzyka: Leszek Możdżer, Wyk.: Krzysztof Zawadzki (Janek), Karolina Gruszka (Ola), Łukasz Simlat (Arek), Danuta Stenka (Hornowa), Janusz Michałowski (Horn), Ewa Kasprzak (Eufrozyna), Jadwiga Jankowska-Cieślak (Gulbińska), Łukasz Sikora (Józio), Prod. Techfilm 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2005