Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z moich osobistych wspomnień nasuwają mi się dwa wydarzenia, które go pokazują jako "skałę" właśnie, choć w pierwszej chwili wydawały się doświadczeniem słabości. Tym bardziej są cenne, gdyż - wzięte w całości - objawiają naturę owej "skalistości".
Wydarzenie pierwsze: 4 czerwca 1997 r. Zakopane - Księżówka, czekaliśmy w kilkanaście osób na przyjazd Ojca Świętego. Przylatywał z Częstochowy. Za sobą miał już Wrocław, Legnicę, Gorzów Wielkopolski, Gniezno, Poznań i Kalisz. Przyjechał późno. Wyczerpany. Wydobywając z siebie resztki sił, przywitał się jeszcze z każdym (!) z czekających i udał się (raczej: zabrano go) do swojego pokoju. Odwołano wspólną kolację i wszelkie inne spotkania. Następnego dnia mieliśmy z nim rano odprawiać Mszę świętą. Umówiliśmy się, że przyjdziemy do kaplicy na tyle wcześnie, by być przed nim (na pewno dobrą godzinę przed rozpoczęciem celebry); podłoga w starej kaplicy straszliwie skrzypiała i baliśmy się przeszkadzać mu w modlitwie przed Eucharystią. Nastawiliśmy wszyscy budziki na godzinę, która wydawała się nam wręcz niemiłosierna i... wszyscy przyszliśmy po nim. Klęczał przed ołtarzem. Jak długo? Mocny, skonsolidowany, jak solidny blok białej skały. Odbudowany - przecież nie snem! Spotkaniem z Tym, który jest źródłem mocy! Prawdziwa skała ze Skały (skałą był Chrystus - por. 1 Kor 10, 4).
Drugie wydarzenie: nie pamiętam daty, ale było to znacznie później - po roku 2000. Byłem w Rzymie z kilkoma znajomymi z Anglii. Zostaliśmy zaproszeni na Mszę św. w prywatnej kaplicy Ojca Świętego w Watykanie. Czekaliśmy dość długo. Być może to był jeden z tych "słabszych" dni Papieża. W końcu jednak pojawił się; przywieziono go na tronie, po chwili rozpoczęła się Msza. Odprawiał powoli, z dostrzegalnym cierpieniem, z trudem podnosił w górę konsekrowane Postacie. Po Mszy świętej jednak - długie dziękczynienie i krótka, ale indywidualna dla każdego z uczestników audiencja. Wyszliśmy wszyscy absolutnie przejęci. W milczeniu. Ciszę przerwał (dopiero na Placu) jeden z moich znajomych, cierpiący od lat na dokuczliwy artretyzm. Powiedział do mnie: "Gdybym się jeszcze kiedykolwiek skarżył na moje kolana, to przypomnij mi, proszę, dzisiejszą Eucharystię". Oto doświadczenie skały - która okazuje się skałą nie mimo swej słabości, ale właśnie poprzez swoją słabość - jakby w całej ewidentnej prawdzie swej słabości. Pokrzepia (daje "krzepę"), wzmacnia słabych swoją słabością.