Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sekret tkwi w tym, by potraktować młodocianego na równi z pełnoletnim. Czyli serio. Nie opowiadać o głupotach, nie zajmować się sprawami błahymi. Dzieci wiedzą na temat reguł rządzących światem więcej niż domyśla się tego gromada otaczających je wielkoludów z dowodami osobistymi w kieszeniach.
W „Awanturze w lesie” Magdaleny Tulli nie pada jedno fałszywe słowo. Język jest prosty, zdania krótkie, metafory i symbole klarowne. Opisana sytuacja archetypiczna: inny kontra reszta świata. Innym jest tutaj króliczyca wkraczająca niespodziewanie w codzienność zżytej społeczności. Zwierzęta nie mają pojęcia, co począć ze śliczną Zuzanną. W pewnym momencie postanawiają ją zjeść.
No i zaczyna się. Kto zje króliczycę pierwszy, a kto dostanie największy kawałek – spór zatacza coraz szersze kręgi i przyciąga kolejnych awanturników. Wiadomo: każdy chce ubić interes życia kiwając mniej sprytnego. Szczęśliwie pojawia się para Zajęcy – urodzonych humanistów, zdolnych do największych poświęceń, którzy walczą o los Zuzanny z determinacją i skutecznie.
Światy smutne i pozbawione nadziei wypełniają prozę Tulli adresowaną do dorosłych, ale w bajce stać ją na szczęśliwy finał. Happy end w „Awanturze” wynika z głębokiego przekonania, że kompromis, negocjacja, w ogóle rozmowa są drogą do rozwiązywania sporów. Czytelnik w każdym wieku jest w stanie w to uwierzyć, widząc jednocześnie, że rzeczywistość w skali mikro (dom, szkoła, ulica) oraz makro (państwa, parlamenty) niejednokrotnie temu zaprzecza.