Sfera emocjonalna nigdy nie powinna być traktowana jako coś niepożądanego

TINA OZIEWICZ, pisarka: Jeśli ktoś sam musiał zaprzeczać swoim uczuciom, teraz zaprzecza uczuciom swojego dziecka i myśli, że na tym polega wychowanie.

18.09.2023

Czyta się kilka minut

Emocje z krwi i kości
ZUZANNA STRASZEWSKA / ARCHIWUM PRYWATNE

KATARZYNA KUBISIOWSKA:To ma znaczenie, że cała jesteś na niebiesko?

TINA OZIEWICZ: Jako nastolatka i wczesna dwudziestka ubierałam się przeważnie na czarno. Włosy też miałam czarne. Dalej dużo na biało. Oba są dla mnie kolorami ciszy, rzeczy niewysłowionych. Potem, przez ponad dziesięć lat, chodziłam ubrana we wszystkie odcienie szarości. Szarość jest jak bezpieczna przystań, w której można się schronić, kiedy nad życiem przetaczają się burze z gromami. Niebieska jestem od... niech policzę... siedmiu lat. Taki etap.

Biały etap był w czasie studiów filozoficznych?

Och, to była jedna wielka pomyłka.

Filozofia?

Wszystko, co mówię i piszę, jest bardzo odległe od tego, czego nas tam uczyli. Nie pasowałam do tego miejsca, słyszałam to zresztą od wykładowców: „Kto panią tu wpuścił?”. Z filozofii wyniosłam wrażenie, że tam najbardziej ceni się „mózg w słoiku”.

A Ciebie najbardziej interesowały uczucia?

Próby ogarnięcia ludzkiego doświadczenia w świecie, tak bym to ujęła. Najstarsze, najważniejsze pytania. Ale żeby je zadawać, trzeba być zanurzonym w życiu. Do „mózgu w słoiku” nie zwrócimy się po rady, bo taki umysł byłby niepoczytalny. Niezaburzona emocjonalność jest warunkiem racjonalnego myślenia, pisze o tym neurochirurg Antonio Damasio. Dlatego np. sztuczna inteligencja nie jest i nie będzie rozumna, bo nie ma rozumu bez inteligencji emocjonalnej.

Chodzi o empatię?

To, że świat odczuwamy, a nie wyłącznie analizujemy – odróżnia istotę żywą od sztucznej inteligencji. Choć pewnie wszyscy znamy osoby, które emocje blokują.

W biznesie akurat to się przydaje.

„Świat należy do tych, którzy nie czują”, jak napisał Fernando Pessoa w „Księdze niepokoju”. Trudno dyskutować z tą gorzką obserwacją, bo takie jednostki często wygrywają. Ale paradoks tkwi w tym, że to dzięki ludziom znajdującym się po przeciwnej stronie skali – liczącym się z uczuciami innych, nie muszącym za wszelką cenę być na eksponowanych stanowiskach czy jeździć lamborghini – ten świat nadal się kręci. To ci ludzie stanowią społeczne spoiwo, biorą udział w przepływie życiodajnej energii między nami.

Idealizujesz.

Fakt: sprawę komplikuje to, że spory procent osób z przerostem ego i niedostatkiem empatii zajmuje wszystkie wierchuszki świata. Gdy Pessoa pisze, że świat należy do nieczujących, podaje przykład człowieka, który właśnie ubił świetny interes i jego radości nie mąci fakt, że posłał czyjąś rodzinę na bruk, oraz przykład generała, który przesuwa pionki na mapie w trakcie kampanii wojennej. Gdyby ci „ludzie sukcesu” mieli empatię, nie mogliby przecież robić tego, co robią, i odnosić sukcesów. Ale czy problem nie leży w tym, jak definiujemy sukces? Przecież to, co oni robią, jest przerażające. Serio, chciałabyś znaleźć się z którymś z nich w trudnej życiowej sytuacji? Dajmy na to, jako rozbitkowie w szalupie?

Ludzie empatyczni wcale nie muszą być super przyjacielscy, wylewni czy towarzyscy, równie dobrze mogą być introwertycznymi ponurakami. Lecz w sytuacjach kryzysowych pomogą. Jeśli spotkają osobę, która ma problem, to nie zostawią cię na mrozie, zachowają się przyzwoicie, dadzą trochę nadziei. Mówię tu o zwykłych ludzkich odruchach.

Teraz rozumiem, dlaczego pracę magisterską i doktorat poświęciłaś Simone Weil, dla której zdolność współodczuwania była istotą człowieczeństwa.

Jej rodzaj wrażliwości bardzo mnie pociągał. Ożywczy był też sposób pisania Weil – oszczędny, lapidarny. Jestem zwolenniczką prostoty słowa wyrażającego złożoność rzeczy. Filozofia akademicka jest przesycona hermetycznym żargonem, zrozumiałym wyłącznie dla wtajemniczonych. A Simone Weil pisała prosto o najważniejszych rzeczach. Do dziś pamiętam jej definicje. Rzeczywistość: to, czego metoda nie pozwala nam przewidzieć. Piękno: to, czego się nie chce zmieniać. Dobro: nie chcieć zmieniać czynem. Prawda: nie chcieć zmieniać myślą.

Definiowała ludzkie istnienie w różnych wymiarach – ­społecznym, duchowym, moralnym, psychologicznym.

Pisanie książek dla dzieci zaczęło się w okresie białym?

Mamą zostałam pod koniec studiów. I, jak to mama, zaczęłam opowiadać bajki. Najczęściej fabuły pełne absurdalnych perypetii. O, jak taka historia: ten leżący na stole czarny dyktafon, na którym nagrywa się nasza rozmowa, zakochuje się w... tej srebrnej komórce. I stwierdza, że przecież nie może być od niej mniejszy, musi urosnąć, więc rusza w epicką podróż w poszukiwaniu ładowarki, by nabrać sił i zaimponować jej kompletem zielonych pasków na wskaźniku doładowania. Takie historyjki zazwyczaj wymyślałam, o zwykłych przedmiotach będących pod ręką.

A jakbyś miała opowiedzieć bajkę o niebieskowłosej Tinie, która więcej od innych widziała i czuła?

Nie umiałabym pociągnąć tak rozpoczętej opowieści.

Bo wesołe bajki piszą smutni ludzie?

Kiedy z moim dzieckiem wygłupiałam się, bawiłam, przytulałam, to, nieświadomie, poddawałam terapii moje wewnętrzne dziecko... Mogłam podarować sobie trochę tego, czego mnie samej brakowało w dzieciństwie.

„Wewnętrzne dziecko” naprawdę istnieje? Kiedy człowiek dorośleje, może już wyłącznie fantazjować na temat tego, co czuł, kiedy był mały.

Tu bardziej chodzi o to, że wracasz do sytuacji, w której czułaś lęk, ból i bezradność. I próbujesz przepracować ten stres z przeszłości, choć nadal tkwiący w twoim ciele. Teraz możesz sobie to już wytłumaczyć z perspektywy osoby ­dorosłej: ­oczywiście, że się bałaś, bo to było straszne. Wiele wewnętrznych dzieci, które spotkała trauma, tkwi zawieszonych w stanie letargu jak królewna Śnieżka w szklanej trumnie, dopóki ktoś nie przyjdzie i nie potwierdzi prawdziwości ich doświadczenia.

Jak przebiega spotkanie z naszym wewnętrznym ­dzieckiem?

To zazwyczaj nic sielankowego, czasami przypomina natknięcie się na dziecko wychowane przez wilki czy obłaskawianie dzikiego zwierzątka, które nie ufa ludziom. Ale są też osoby, które zachowują w sobie dziecięcość przez całe życie. ­Sądzę, że oni nigdy nie przekroczyli pewnego progu traumatycznego przerażenia, odrzucenia, skrajnej bezradności czy stanięcia twarzą w twarz ze złem. Jest w nich pierwotna odwaga do ­odkrywania świata, ludzi, siebie. Ich wewnętrzne dziecko nie jest odpryskiem czegoś traumatycznego, nie jest od nich oddzielone jak odłamek szkła z rozbitej szyby, ale całkowicie z nimi zintegrowane. Myślę o nich: „szczęściarze”.

A o czym myślałaś, pisząc ,,Co robią uczucia” i „Co lubią uczucia”? O dorosłych? O dzieciach? O sobie?

O uczuciach, po prostu. Zastanawiałam się nad takimi częściami we mnie, które w tej chwili są wyciszone, dawno ich nie czułam. Kiedy nazbierało się ich kilkanaście, pokazałam to wydawnictwu Dwie Siostry. Spodziewałam się odpowiedzi: ,,To się nie nadaje na książkę”. A przeczytałam: „Przyjmujemy”. A to nie było nawet pisane jako książka.

Pierwsze zapisane uczucie?

,,Odwaga odpoczywa w samym środku lasu”.

Odwaga była wówczas dla Ciebie sprawą najistotniejszą?

A kto jej nie potrzebuje? W świecie, który należy do nieczujących?

Czyste czucie

Ping-pong jest sportem najbardziej towarzyskim i przyjaznym. Tkwi w nim coś pozornie śmiesznego, choćby ta piłeczka, karykatura piłki, ten lekki idiotyzm powtarzanych w kółko gestów.

Ja najbardziej odnajduję się w naburmuszonej dumie, która „siedzi w wysokiej wieży na szczycie szklanej góry”.

To jedno z moich ulubionych uczuć. Zaprzyjaźniam się z nią na nowo w dorosłości. Nawet napisałam o niej opowiadanie, które może trafi kiedyś do jakiejś książki. Siedzę z dumą w tej jej wysokiej wieży i rozmawiamy o tym, jak nas boli głupota, złośliwość, szyderstwo i pogarda. Rozumiem ją. Chciałabym mieć jej więcej w sobie. Żałuję, że tak długo ją w sobie blokowałam. Życie jest pełne różnych paskudnych sytuacji, a duma, której nie należy mylić z pychą i butą, jest jednym z naszych wewnętrznych strażników, którzy sygnalizują nam: „Pora stąd wyjść”. Bo to nie jest tak, że ktoś sobie siedzi z zadartym nosem na szczycie szklanej góry i patrzy na świat z tej bezpiecznej perspektywy. Czasami ta wysoka skała może być jedynym bezpiecznym miejscem. Potrzebujemy wiedzieć, że mamy prawo uciec w górę, gdy ktoś depcze naszą godność. Nie pamiętam, żebym kiedyś żałowała, że się od czegoś zdystansowałam i wspięłam wyżej, a wiele razy przyszło mi żałować, że nie słuchając wewnętrznego głosu zeszłam na dół. Teraz wiem, że duma jest potrzebna do bronienia swoich granic, nawet jeśli wiesz, że coś przez to przegrasz.

Czyli?

Zdajesz sobie sprawę, że postępowanie zgodne z twoim wewnętrznym kompasem skończy się stratą czy porażką, i jednocześnie to jedyna możliwość. Bo do zwycięstwa wiedzie wyłącznie kompromis, który uważasz za zgniły. W takich chwilach duma, która ci mówi: „Nie, to nie dla mnie. Nie zasługuję na coś takiego. Jestem więcej warta”, pomaga się nie zagubić. Nie jest dobrze, gdy jest to jedyny głos, którego słuchasz, ale on też powinien być dopuszczony do dyskusji, bo czyż chór głosów namawiających na zgniły kompromis nie jest przypadkiem wystarczająco liczny i głośny?

Jak na książki o uczuciach reagują dzieci?

Naturalnie: jakby weszły w bezpieczną przestrzeń, w której niczego, co mają w sobie, nie muszą się wstydzić.

A dorośli?

Bywają mocno poruszeni. Jakby weszli do zakazanego miejsca, zamkniętego przed nimi przez większość życia. W naszym i wcześniejszych pokoleniach często nie wolno było ujawniać uczuć, nawet zupełnie uzasadnionych, bo mogłeś się spotkać z krytyką i wyśmianiem. Skoro jako chłopiec czułeś strach przed pójściem do dentysty, to znaczy, że byłeś „babą”. Z kolei dziewczynki na fotelu u dentysty słyszały: „To jest ból? Czekaj, aż będziesz dziecko rodzić!”. Teraz, jako dorośli, muszą przedzierać się do swoich uczuć przez gęste zasieki. A przecież sfera emocjonalna nigdy nie powinna być traktowana jako coś wadliwego czy niepożądanego. I jeśli jest bogata i złożona, to tylko dobrze.

Dostajesz w tej sprawie listy?

I to z wielu krajów – z Polski, z Francji, Niemiec, z Turcji, ze Stanów. Piszą ludzie w różnym wieku, płci, zawodów. Najczęściej terapeuci, psycholodzy, rodzice. Piszą, żeby mi dać znać, jak bardzo są wdzięczni za książkę o uczuciach. Że w dzieciństwie od nikogo o tym nie słyszeli. Jakby to był wstydliwy temat. Albo jakby to z nimi było coś nie tak. Teraz czytają tę książkę swoim dzieciom i swojemu wewnętrznemu dziecku. Prawda jest taka, że całe pokolenia były wychowywane wbrew elementarnej wiedzy z zakresu psychologii rozwojowej i kolejne pokolenia powielały błędy poprzednich generacji. Jeśli ktoś sam musiał zaprzeczać swoim uczuciom, teraz zaprzecza uczuciom swojego dziecka i myśli, że na tym polega wychowanie. Niedojrzali, zablokowani rodzice sobie nie życzą, by ich dziecko okazywało emocje. Bo uczucia są przeciwieństwem karności. Są wymiarem wolności.

Budują autonomię?

Poczucie tożsamości, zaufanie do siebie, pewność siebie, niezależność. A wielu dorosłych dla własnego komfortu blokuje dzieciom ruchliwość, ciekawość, emocjonalność. Łatwiej dziecko skontrolować, jest dziesięć razy mniej pracy, nie trzeba za maluchem biegać i odpowiadać na pytania.

To słaby argument na wrogość wobec uczuć.

Duża część nieufności wobec uczuć bierze się ze zrównywania uczuć z postępowaniem. To są dwie różne rzeczy. Nie ma jednoznacznego przejścia między tym, co czujesz, a tym, co zrobisz. Ktoś np. poczuł złość. Ale to nie oznacza, że taki człowiek zaraz rzuci talerzem o ścianę. Może zrobić coś zupełnie innego: wsiada na rower, włącza sobie muzykę w słuchawkach, idzie pobiegać, wypala na balkonie papierosa. Wzorem dojrzałej emocjonalności wcale nie są osoby, które skrajnie manifestują swoje uczucia – nieokiełznaną furię, bezbrzeżne niezadowolenie, mega foch – tylko osoby, które są na tyle samoświadome, że same przeżywają swoje uczucia, a nie każą innym przeżywać swoich uczuć. Sterroryzowane tym otoczenie kuli się w sobie, chodzi na paluszkach, boi się cokolwiek powiedzieć, a ci radykałowie uczuć, którzy narzucają burzowy klimat całemu domowi czy miejscu pracy, wcale nie są uczuciowi, tylko przemocowi emocjonalnie. „Miałem ciężki dzień w pracy, więc teraz urządzę wam w domu piekło” jest symptomem niedojrzałości emocjonalnej, a nie związkiem przyczynowo-skutkowym. W ogóle uczucia mają złą prasę, używane są do brudnej roboty.

Brudnej roboty?

Mają uzasadniać zachowania przemocowe. Przykład skrajny: strzelanina w szkole. Nie dostajemy informacji na temat tego, w jakim stopniu człowiek dokonujący zamachu cierpiał na anomalie psychiczne: że sprawiała mu przyjemność dominacja oraz sadystyczne zachowania. Najczęściej słyszymy, że ten ktoś otworzył ogień, bo koledzy się z niego śmiali, rodzice nie poświęcali mu czasu, nauczycielka traktowała z wyższością. Zaznane upokorzenie, opuszczenie i niesprawiedliwość ma rzekomo automatycznie prowadzić do tego, że taka osoba zaczyna mordować? Przecież w każdej szkole jest kilkudziesięcioro nastolatków, którzy przeżywają trudne chwile, dla których rodzice nie mają czasu, rówieśnicy przezywają, kogoś zostawiła dziewczyna. Ludzie zaznają najgorszych form rozpaczy już jako dzieci.

I jak to się przekłada na krzywdzenie innych?

Niestety, sprowadza się do równania: przeżyjesz coś złego, to staniesz się zły, byłeś bity, będziesz bił. A to nieprawda. Gdyby było prawdą, że „skrzywdzeni krzywdzą”, to wszyscy byśmy się dawno pozabijali. Ziemia byłaby pusta, bo nie wiem, czy jest ktoś, komu nigdy w życiu nie przydarzyła się jakaś krzywda czy trauma. To nie nadmiar uczuć jest źródłem przemocy, tylko brak empatii – nieodczuwanie tego, jak w tej sytuacji może czuć drugi człowiek. Empatia jest wewnętrznym hamulcem blokującym nieludzkie zachowania. ©

TINA OZIEWICZ jest pisarką i tłumaczką. Z wykształcenia filozofka i anglistka, doktor nauk humanistycznych. Autorka jedenastu książek dla dzieci. „Co robią uczucia?” (2020) z ilustracjami Aleksandry Zając przełożono na 27 języków. „Co lubią uczucia?” (2022) przetłumaczono na 11 języków. W październiku w wydawnictwie Dwie Siostry ukaże się kolejna książka z tego cyklu: „Co uczucia robią nocą?”.

Ilustracje ALEKSANDRY ZAJĄC pochodzą z książki „Co robią uczucia?”. Dziękujemy wydawnictwu Dwie Siostry za ich udostępnienie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Emocje z krwi i kości