Tu woła Donieck

W sieci uaktywnia się rzadko. Gdy milknie na dłużej, zaczynam się martwić. Czasem pojawia się tylko, aby dać znać, że żyje.

18.01.2021

Czyta się kilka minut

 / NIKITA TITOW DLA „TP”
/ NIKITA TITOW DLA „TP”

Donieck i Ługańsk to dziś białe plamy. Do powstałych prawie siedem lat temu i kontrolowanych przez Rosję separatystycznych „republik” prawie nie przyjeżdżają dziennikarze. Jedynym wolnym od rosyjskiej propagandy źródłem informacji stamtąd są ludzie, którzy czekają na powrót Ukrainy. Niektórzy nie tylko czekają, ale ryzykują życiem, żeby do świata dotarły informacje o tym, co dzieje się w ich rodzinnych miastach.

To opowieść o nich.

Na poligonie

Profil na portalu społecznościowym ma prawie pusty. Żadnych zdjęć. Data urodzenia i nazwisko, o których wiem, że są fałszywe. Czasem wrzuca stare hity sowieckiego rocka. Wstawia też serduszka pod wpisami ukraińskich żołnierzy. Nie byłoby to dziwne, gdyby nie podane miejsce zamieszkania: Donieck.

Mówili mi o nim pochodzący z Donbasu ukraińscy żołnierze. „Nasz człowiek, pomaga nam. Sama się do niego nie odzywaj, poczekaj. Może zdecyduje się nawiązać kontakt”.

Obserwowaliśmy się po cichu. Ale Witalik (imię zmienione) czasem nie może się powstrzymać. Zwłaszcza wtedy, gdy dzieli nas tylko kilka kilometrów przeciętych linią frontu. „Dziś wieczorem będzie brzydka pogoda. Może padać, zbyt wiele nie spaceruj” – pisze mi w komentarzu do zdjęcia, gdy jestem w jednej z poddonieckich miejscowości, po ukraińskiej stronie. „Nie wychylaj się za bardzo. W twoją okolicę przyjechał niedawno świetny rosyjski snajper” – pisze innym razem.

– Czy chcecie w Polsce usłyszeć głos z wnętrza śmietnika? Chciałbym, żeby w Europie wiedzieli, co się tu dzieje – odzywa się po dwóch latach znajomości na Facebooku.

Rozmawiamy. Wspieranych przez Rosję separatystów nazywa „orkami”, a ich parapaństwo – „śmietnikiem”. W sieci uaktywnia się rzadko. Gdy milknie na dłużej, zaczynam się martwić. Czasem pojawia się tylko, aby dać znać, że żyje.

Chętnie dzieli się opowieściami ze spacerów po donieckich ulicach. Po kilkunastu rozmowach mam już sporo zdjęć rosyjskich anten i systemów do walki radioelektronicznej.

– Mogą zagłuszać lub podsłuchiwać telefony w promieniu prawie 100 km. Ukraińscy wojskowi mówią czasem, że po rosyjskich ostrzałach nie można wezwać medyków do rannych przez krótkofalówki, bo nie działają. Ale na co dzień ten drogi sprzęt podsłuchuje cywilów. Rosja zamieniła Donieck w poligon. Testuje na nas wojskowe technologie. Czasem czuję się jak w filmie science fiction o totalnie inwigilowanym społeczeństwie przyszłości. Każda rozmowa czy wiadomość są śledzone – opowiada.

Mimo to zaradni proukraińscy mieszkańcy Doniecka wykorzystują luki w rosyjskich systemach, by komunikować się ze światem. Witalik: – Ratują nas informatyka i paranoja. Bo paranoja to zdrowa rzecz w naszych warunkach. Przeszliśmy przyspieszony kurs przetrwania. Widzisz człowieka na ulicy bez munduru i musisz ocenić, czy nie śmierdzi ci rosyjskimi służbami. Patrzysz na dłonie, czy nie ma śladów od strzelania. Jeśli nie nauczysz się w kilka sekund oceniać, z kim masz do czynienia, zginiesz. Jak to się skończy, będę musiał się od nowa uczyć zwykłych rzeczy. Spacerowania, niezobowiązujących rozmów, snu. Na wojnie uczysz się spać, kiedy strzelają. Na wolności uczysz się spać, kiedy nie strzelają.

Partyzant

Umawiamy się na terminy rozmów, podczas których opowiada o sobie: – Gdy orki zatrzymają mnie na ulicy i obejrzą mój telefon, będą mieć dostęp tylko do esemesów od żony w stylu „kup śmietanę i chleb”. Telefon, z którego teraz rozmawiamy, zawsze zostawiam w domu. Ale mimo to wszystkie rozmowy od razu usuwaj. Nie rozmawiaj o niczym niebezpiecznym, dopóki nie upewnisz się, że to ja ci odpowiadam. Były już sytuacje, gdy funkcjonariusze FSB prowadzili w czyimś imieniu wielogodzinne rozmowy, podczas gdy właściciel telefonu był torturowany w ich piwnicy.

Po jakimś czasie wiem, że Witalik pochodzi z mieszanej rodziny. Choć mieszkają w jednym mieście, z ojcem nie rozmawia – różnice poglądów. Matka w głębi duszy popiera Ukrainę. Żona, jak mówi, trafiła mu się jak wygrana na loterii. Gdy zorientowała się, że Witalik pomaga Ukrainie, powiedziała: „Jeśli zginiesz, to usiądę obok i umrę”.

– I zaczęła mi pomagać. Ma wspaniałą pamięć. Zapamiętuje numery rosyjskich samochodów, jest w tym lepsza niż ja – śmieje się. – Razem kreśliliśmy mapy, pozycje posterunków, informacje o ich uzbrojeniu. Gdy wychodziliśmy w teren, moja cicha skromna żona robiła ostry makijaż i ubierała najlepsze sukienki. Czasem na ulicach, czasem w knajpach, gdzie orki pili z rosyjskimi wojskowymi. Z boku wyglądało, że robię żonie fotosesję. A tak naprawdę zbieraliśmy dane dla ukraińskiej armii – wspomina z dumą.

Ich syn jest bezpieczny, gdzieś poza Donbasem. Witalik: – Gdy rozmawiamy, pyta, kiedy będzie mógł wrócić do swojego pokoju i zabawek. To moja motywacja. Tu jest moja ziemia i dom, z którego wygnali moje dziecko. O, właśnie widziałem przez okno, że orki wyprowadzili działo samobieżne. Jedzie w kierunku szkoły w Makijiwce. Będą pewnie stamtąd strzelać, bo wiedzą, że Ukraińcy nie odpowiedzą ogniem w kierunku szkoły. To standard, metody terrorystów. A ty pytasz, czy ich nienawidzę.

Bloger

Na stronie internetowej tzw. ministerstwa sprawiedliwości Donieckiej Republiki Ludowej (w skrócie DNR) można znaleźć listę materiałów uznanych za ekstremistyczne. Posiadanie czy rozpowszechnianie takich publikacji może być podstawą do zatrzymania, pokazowego procesu i wyroku. Obok śpiewnika „Wzywa nas Ukraina. Patriotyczne pieśni dla uczniów” znajdziemy tu blog o nazwie „Faszyk Doniecki”.

„Jestem mieszkańcem okupowanego przez Rosję Doniecka. W moim mieście jest pełno okupantów. Kacapy mogą mówić, co chcą, ale fakt pozostaje faktem: widzimy was i czekamy na dzień, kiedy my, normalni ludzie, zapukamy do waszych drzwi i przypomnimy o wszystkim, co zrobiliście na naszej ziemi. Przy okazji chciałbym przekazać pozdrowienia służbom tzw. DNR. Ja mogę was znaleźć, a wy mnie?” – pisze o sobie autor, który sam przedstawia się jako Faszyk (to neologizm: ironiczne zdrobnienie od słowa „faszysta”).

Na stronie głównej „Faszyka Donieckiego” wita nas ironiczny rysunek hajlującego kota z kreskówki „Tom i Jerry”, stojącego na tle ukraińskiej flagi.

– Nazwa bloga to żart, odwołujący się do rosyjskiej propagandy, według której każdy z przedstawicieli narodów byłego Związku Sowieckiego, kto odczuwa własną tożsamość narodową, jest faszystą. Oczywiście każdy oprócz Rosjan, bo oni jako jedyni mają prawo do swojego imperialistycznego szowinizmu. W 2014 r. na każdym kroku straszono ludzi w Donbasie ukraińskimi faszystami, którzy przybędą ze Lwowa i Kijowa. Rosyjska armia wkraczała niby po to, aby ratować rosyjskojęzyczną ludność przed faszystami. No to proszę, my już tu jesteśmy – śmieje się Faszyk, gdy rozmawiamy przez Skype’a.

Wspomina, jak zaczął pisać bloga: gdy w jego rodzinnym Doniecku zaczęły się formować tzw. republiki ludowe, uznał, że ma wybór: albo biernie obserwować, albo próbować coś zmienić.

– Operacja przejęcia tych ziem była organizowana jeszcze przed wkroczeniem tzw. zielonych ludzików. Już 5 marca 2014 r. mój kolega ze szkoły pojechał do Rosji uczyć się na czołgistę, by walczyć za rosyjski Donbas. A ja usiadłem przed komputerem w moim mieszkaniu i zacząłem pisać. Broń, którą się najlepiej posługuję, to słowo – opowiada.

Mimo braku finansowania, blog „Faszyk Doniecki” (https://fashikdonetsk.com) i tworzone wokół niego sieci społecznościowe mają dziś ponad 500 tys. wyświetleń miesięcznie. Czasem statystyki sięgają miliona. Czytelnicy Faszyka pochodzą ze wszystkich krajów, po których rozsiani są Ukraińcy, ale najwięcej wyświetleń pochodzi z okupowanych części Donbasu – oraz z Rosji.

Cena za głowę

Poza Faszykiem na stronie publikuje kilkanaście osób. Wszyscy pod pseudonimami, jak „Zły Ukrainiec z Doniecka” czy „Dobry Szubin” (szubin to według podań ludowych Donbasu duch kopalni). Prócz bloga prowadzą konta w komunikatorach i serwisach społecznościowych.

Faszyk: – Nasze konta są stale usuwane. Na Facebooku mam stały ban. Wystarczy jeden wpis, zaraz zlatują się pracownicy rosyjskich fabryk trolli i mnie zgłaszają. To pokazuje, że Zachód nie był gotowy na wojnę hybrydową. Nikt nie sądził, że po rosyjskiej agresji na Ukrainę sieci społecznościowe staną się polem bitwy. Właściciele tych serwisów siedzą w jakimś San Francisco i nie przypuszczają, że na dalekiej Ukrainie trwają regularne walki na wpisy.

Faszyk uważa, że także Rosja okazała się niegotowa na taktykę wykorzystywaną przez nich, donbaskich blogerów: – W Rosji kultywują psychologię zwycięzcy. Ich trolle są szkolone, by prowadzić zbiorowe ataki w internecie. A tu nagle okazuje się, że i nasze wpisy są ofensywne. Tego nie oczekiwali.

Większość materiałów propagandowych dotyczących Donbasu jest tworzona w Rosji lub przez rosyjskich dziennikarzy. W Doniecku nie wykształciły się struktury polityki informacyjnej. Faszyk pokazuje mi konto na YouTubie należące do szefa propagandy DNR i śmieje się szyderczo, że ma on tylko 30 subskrybentów: – Parodia, która pokazuje fasadowość separatystycznych republik.

– Mają z nami problem. Wiedzą, że pisze przeciwko nim ktoś miejscowy. Bo tylko taki może odpowiednio atakować. My jedynie rzucamy temat i on sam rozpowszechnia się w sieci. Władze tzw. republik są powszechnie znienawidzone także przez prorosyjskich mieszkańców Donbasu. Nawet oni wiedzą, że jesteśmy jedyną dostępną platformą dla krytyki władzy – opowiada.

Kiedyś górnicy z kopalni „Antracyt” pod Ługańskiem ogłosili, że będą strajkować pod ziemią, dopóki nie dostaną wypłat zaległych od miesięcy. – Świetny temat! – mówi Faszyk. – Znam te realia, dziadek był górnikiem. Ludzie z Donbasu sami zaczęli nam wysyłać relacje ze strajku. Władze DNR dostały sygnał, że miejscowi są przeciw nim. To ich przeraziło.

Służby zaczęły zagłuszać telefony komórkowe górników z pomocą sprzętu wojskowego i stawiać posterunki na wjazdach do kopalń.

Faszyk ma świadomość, iż Rosja nie wybacza swoim wrogom. Za jego głowę wyznaczano już cenę. W przeszłości funkcjonariusze DNR kilka razy zatrzymywali osoby podejrzane o to, że są Faszykiem Donieckim. Zanim zorientowali się w pomyłce, ludzie ci byli poddawani torturom, nawet tygodniami.

Dowody na istnienie

„I ci, którzy walczą na froncie, i ci walczący w informacyjnych bitwach za nasz kraj – my, Ukraińcy, jesteśmy razem w wojnie przeciw Rosji! Przyjaciele, nie opuszczamy rąk. Tu jeszcze nie umarła Ukraina! Piję za was pod rosyjską okupacją” – pisze Sasza (imię zmienione) po rosyjsku na Facebooku. Ukraińskiego nie zna. Ale, jak mówi, to mu nie przeszkadza kochać swój kraj.

– Moje teksty na „Faszyku Donieckim” nie są wysokich lotów. To wojna zrobiła ze mnie dziennikarza. Jestem prostym człowiekiem, pół życia pracowałem jako elektryk. Ale w ten sposób daję nadzieję tym, którzy mieszkają na wolnych terenach Ukrainy, że tutaj wciąż są ludzie czekający na jej powrót. To dowody na nasze istnienie. A dopóki tu jesteśmy, jest za co walczyć – mówi Sasza.

– Moje miasto zamieniło się w kolonię karną i muszę tu jakoś żyć. Wyjechać nie mogę, mam starych rodziców. Pisanie to forma terapii. Każdy proukraiński gest daje mi poczucie wolności. W sylwestra zamknąłem się w sypialni i słuchałem sobie cichutko ukraińskiej muzyki. To było moje prywatne święto – opowiada.

Sasza mówi, że w separatystycznych republikach kwitnie praktyka donosów. – Mogą cię skazać na więzienie za żart o Stalinie, jak za Sowietów. Jeśli sąsiadowi spodoba się twój samochód, może zgłosić władzom, że słuchasz w domu ukraińskiej muzyki.

Wszystko, co ukraińskie, jest zabronione i może być podstawą do aresztowania. Sasza wspomina, iż w kwietniu 2020 r. aresztowano 20-latka za to, że wrzucał na YouTube’a nagrania, na których śpiewał ukraińskie utwory.

Sasza: – Nikomu nie możesz ufać. Nie masz z kim szczerze porozmawiać. Podczas wojny pochowałem trzech przyjaciół, z którymi przyjaźniłem się latami, jeszcze z czasów naszej służby w armii ukraińskiej. Oni składali przysięgę, że będą służyć Ukrainie, a gdy zaczęła się wojna, poszli walczyć dla separatystów. Przy wódce opowiadali, jak rozstrzeliwali ukraińskich jeńców, a ja miałem świadomość, że mogę stać się takim jeńcem, jeśli zdradzę, co myślę. A przecież byliśmy jak bracia! Co się z nimi stało? Przed wojną spotykaliśmy się, by oglądać wspólnie mecze. Kibicowaliśmy, gdy grała Ukraina. A potem oni zginęli za Rosję. Podczas pogrzebów myślałem o tym, że stoję nad grobami morderców moich rodaków.

W 2020 r. Władimir Putin ogłosił uproszczoną procedurę uzyskania obywatelstwa dla mieszkańców Donbasu. Rosyjskie media podają, że przyjęło je dotąd 200 tys. ludzi. Sasza wrzuca do sieci zdjęcia tych, jak ich nazywa, „nowych Rosjan”. Komentuje: „Blondynka w kwiecistej sukience. Urzędnik w strukturach tzw. DNR. Nauczycielka. Co was łączy? To, że jesteście zdrajcami! Bierzecie paszporty, bo boicie się, że zwolnią was z pracy? Bójcie się tego, co nastąpi, gdy wróci Ukraina! Już jesteście martwi. Sprzedaliście własne dusze!”.

Oczekiwanie

Faszyk mówi, że są trzy daty, gdy dla takich jak on życie staje się torturą: 1 maja (obchodzone w sowieckim stylu święto pracy), 9 maja (w Rosji Dzień Zwycięstwa, hucznie obchodzony także w Doniecku) i 11 maja (dzień sfałszowanego referendum i utworzenia DNR). – Maj to czas, gdy widzisz, jak sąsiad biega po mieście z flagą okupantów. Gdy nie możesz znieść, że kolega z pracy jeździ autem ukradzionym proukraińskim sąsiadom, którzy musieli uciekać. W maju widzisz, jak zacieśniają się mury twojego więzienia – mówi.

Denerwują go głosy, że jeśli okupowany teren Donbasu wróci na Ukrainę, kraj zyska 2 miliony nienawidzących Ukrainy obywateli. – A co Ukraina robi, żeby oni byli inni? Przez całe życie nie widziałem żadnego sensownego rządowego projektu, który jednoczyłby wschód i zachód Ukrainy. Nikt nie budował tożsamości narodowej. Dziś w Doniecku nie da się nawet odbierać radia ani telewizji po ukraińsku. Nasz blog nadrabia zaniedbania ukraińskiego rządu na polu informacyjnym.

Faszyk wierzy, że Donieck wróci kiedyś do Ukrainy: – Będę wśród tych, którzy pierwsi przejadą się czołgiem po wolnym Doniecku. Będę pomagać naszym wojskowym zdobywać to miasto. Mówią, że odzyskanie tych ziem może oznaczać straty wśród cywilów. Trudno. Ludność cywilna to my. Jesteśmy gotowi. Miejscowi separatyści nie boją się ukraińskiej armii. A kogo się boją? Nas, ludzi z Donbasu, którzy mają w sercach Ukrainę. Bo my wiemy, jak to się zaczęło. Wiemy, kto chodził na referendum, kto pomagał separatystom, kto donosił. Ci, którzy musieli wyjechać, wrócą do swoich domów i zapytają, gdzie są ich rozkradzione rzeczy. Powiedzą sąsiadom: sprzedaliście się za ruble! Dla nas nikt nie miał litości. I my nie będziemy jej mieć. Sami oczyścimy naszą ziemię.

On stąd nie wyjedzie: – Przeżyliśmy siedem lat cierpień, przeżyjemy i kolejnych piętnaście. Jeśli nie my, to nasze dzieci. Jesteśmy tu. Czekamy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2021