Trzecia droga nadziei

Z biegiem lat coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że chrześcijaństwo nie przyswoiło sobie jeszcze pełnej Ewangelii nadziei, odwiecznej Dobrej Nowiny (Ap 14,6). Gdyby ją prawdziwie przyswoiło, nie byłoby w dziejach chrześcijańskiej Europy i świata tyle wrogości wobec wyznawców innych religii, wojen religijnych, antysemityzmu i nietolerancji wobec niewierzących. Chrześcijaństwo byłoby skromniejsze w swoich roszczeniach do całej prawdy, mniej egoistyczne i małoduszne.

25.01.2004

Czyta się kilka minut

Dobra Nowina o Królestwie Boga traciła w ciągu wieków siłę pogodnego promieniowania. Religia stawała się przyczyną cierpienia wielu ludzi, co było zaprzeczeniem samego sensu jej istnienia. Pytamy dziś z niepokojem, w jakiej mierze, po 20. wiekach wewnętrznych sporów i nieukrywanej niechęci wobec wszystkich “innych", chrześcijaństwo potrafi w przyszłości lepiej rozumieć i akceptować ich odmienną tożsamość. Można jedynie mieć nadzieję, że stanie się bardziej otwarte i mądrzejsze o doświadczenia przeszłości.

Nadzieja nie dotyczy wyłącznie ostatecznego losu człowieka i świata. Bóg jest prawdziwie suwerenny, działa już teraz w każdym człowieku, jest obecny w ludziach innych religii i światopoglądów. Jako chrześcijanin wierzę i ufam, że potrafi On kiedyś wszystkich pociągnąć ku sobie, przeprowadzić przez oczyszczenie, przemienić i pojednać ze sobą. Tak głosi od wieków pewien nurt uniwersalizmu chrześcijańskiej nadziei, często zapominany i marginalizowany. Otwiera on nowe horyzonty w dziele jednania ludzi już teraz, po tej stronie życia. Nurt ten jest wielkim sojusznikiem dla wszystkich ludzi dialogu. Wczesne chrześcijaństwo potraktowało go jako heretyckie zagrożenie. Zwalczano samą myśl o zbawieniu wszystkich jako niebezpieczną herezję. Być może żadna inna prawda nie miała tylu przeciwników. Widzę w tym wielki dramat chrześcijaństwa, które zapomniało, że Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi, Bogiem prawdziwie ekumenicznym.

Czy chrześcijaństwo jest rzeczywiście religią uniwersalizmu zbawienia, religią nadziei bez granic? Trzeba ponownie nawiązać do intuicji wielu wielkich świadków zapomnianego uniwersalizmu.

Eschatologia i okrucieństwo

Rosyjski filozof religijny Mikołaj Bierdiajew pisał przed laty, iż problem zbawienia, wiecznej zatraty i wiecznego piekła jest “najbardziej dręczącym spośród problemów, które mogą powstać w ludzkiej świadomości". Wszelkie próby konstruowania “ontologii piekła", dokonywane w ramach tradycyjnej nauki, to - jego zdaniem - nic innego jak “dogmatyzowanie dawnych sadystycznych instynktów człowieka". Nie ma wieczności negatywnej i złej. Wieczność może być tylko boska. Element sadyzmu zajmuje, zdaniem Bierdiajewa, dużo miejsca w dziejach religii. Chrześcijaństwo nie jest w tym względzie wyjątkiem (wystarczy sięgnąć do pism św. Augustyna, Lutra czy Kalwina). Ortodoksyjna teologia zbyt łatwo godziła się z sadystycznymi uczuciami. Trudno pojąć, dlaczego okrucieństwo w myśleniu o losach innych może stać się oznaką ortodoksyjności. Gdzie szukać głównego źródła tego aż nazbyt ludzkiego nastawienia? Być może w języku samych Ewangelii, z którego przebija ludzka ograniczoność i skłonność do okrucieństwa. Boskie światło z trudem przebija się przez ciemności ludzkich instynktów. Słusznie pisał Bierdiajew: “Eschatologiczny element okrucieństwa pochodzi nie od samego Jezusa Chrystusa. Został on przypisany Jezusowi Chrystusowi przez tych, których naturze to odpowiadało. (...). Wyznaję religię ducha i mocno przy tym obstaję. W historycznym objawieniu duch został zaciemniony przez ludzką ograniczoność; na objawienie nakłada się pieczęć socjomorfizmu".

Słowa te skłaniają do zadumy nad historycznym chrześcijaństwem i jego teologią. Nie zdajemy chyba sobie wystarczająco sprawy z tego, jak bardzo odchodzimy od ducha Ewangelii, kiedy niewolniczo trzymamy się litery zapisanej ludzką ręką, kiedy nie potrafimy przebić się do rzeczywistej prawdy o Bogu i Jego zamyśle o “innym świecie". Bierdiajew pisał: “Bóg jest siłą wyzwalającą, oświecającą i przeobrażającą, a nie karzącą, rozdzielającą odwety i działającą przez przymus. Kara zaś, odwet i zniewolenie to immanentny wytwór ciemności człowieka i świata. I dlatego koniec jest dwoisty". Jest to wówczas eschatologia uwiecznionego dualizmu. Chrześcijaninowi wolno wierzyć w ostateczne zwycięstwo Boga nad siłami zła. Podzielam wiarę rosyjskiego myśliciela, który pisał przeszło pół wieku temu: “Ostateczne zwycięstwo Boga nad siłami piekła nie może być rozdzieleniem na dwa królestwa, Boże i diabelskie, na zbawionych i skazanych na wieczną mękę. Może ono być tylko jednym Królestwem. Fatalny podział świata i ludzkości ma miejsce po tej stronie, a nie po tamtej stronie".

Eschatologia chrześcijańska przystosowywała się w ciągu wieków do wymogów czasu, historii i kategorii tego świata. Nie potrafiła zdobyć się, poza nielicznymi wyjątkami, na myślenie innymi kategoriami. Pozostaje nadal eschatologią dualistycznego rozdarcia stworzenia. Nic dziwnego, że od dawna rozlegały się w chrześcijaństwie głosy, iż dualistyczny model eschatologiczny, głoszący zbawienie jednych i zatracenie wieczne innych, ma w sobie coś z bluźnierstwa, bo ukazuje Boga, Stwórcę i Zbawiciela w fałszywym świetle.

Nieludzka myśl o powszechnym pojednaniu?

Podczas VII Międzynarodowego Kongresu poświęconego tematowi “Od Oblicza Stwórcy do Oblicza Odkupiciela" (Rzym, 18-19 X 2003), emerytowany profesor teologii wschodniej w rzymskim Instytucie Orientalnym, Tomáš Špidlík SJ, wyniesiony do godności kardynalskiej przez Jana Pawła II, mówił o “miłosiernym Obliczu Boga na Sądzie Ostatecznym". Pytał: “Jak to możliwe, że miłosierne Oblicze Jezusa Chrystusa stało się niespodziewanie obliczem nieubłaganego Sędziego?". Szukając odpowiedzi, ukazywał wschodnie i zachodnie sposoby rozumienia śmierci, sądu, piekła i nieba. Wniosek z tych rozważań brzmiał następująco: “Oblicze najwyższego Sędziego w Dniu Ostatnim nie może być Obliczem przerażającym. Przeciwnie: jest ono objawieniem największego miłosierdzia i dobroci".

W eschatologii współczesnej różnych wyznań chrześcijańskich zarysowuje się coraz wyraźniej tendencja do oddzielania sfery nadziei od sfery doktryny. Jest to swego rodzaju “trzecia droga" pomiędzy afirmacją nauki o apokatastazie (czyli przywróceniu wszystkich stworzeń do stanu pierwotnej przyjaźni z Bogiem i pojednanych ze sobą nawzajem), a jej odrzuceniem. “Trzecia droga", zgodnie z logiką samej nadziei, pozostawia zagadnienie w stanie zawieszenia, bez wyraźnego rozstrzygnięcia. Cechuje ją większa pokora wobec tajemnicy przyszłych losów człowieka i świata, o których po tej stronie życia rzeczywiście niewiele wiemy. Sam temat apokatastazy nie staje się przez to bynajmniej problemem marginalnym w teologii. Wciąż skłania on do refleksji nad zmianą modelu myślenia w kierunku eschatologii bez dualizmu, eschatologii ostatecznego pojednania wszystkich ze Stwórcą i między sobą nawzajem.

Wobec idei powszechnego pojednania myśl ludzka wciąż napotykać będzie na opory. Sprzeciwy pochodzą zwłaszcza od tych, których dotknęło wielkie cierpienie ze strony innych ludzi. Ci, którzy doświadczyli na sobie lub swoich najbliższych piekła Holokaustu, wciąż stawiać będą pytanie o granice przebaczenia między ludźmi. Emmanuel Lévinas zdecydowanie przeciwstawiał się samej idei apokatastazy w imię “trudnej wolności" istot rozumnych. Uważał myśl o powszechnym przebaczeniu przez Boga i ludzi między sobą za coś bezkrytycznego czy zgoła “nieludzkiego".

Wolność ograniczeniem dla nadziei?

Chrześcijanin wciąż powracać będzie do myśli o Chrystusie, który zstępuje do piekieł świata i królestwa śmierci. To On przynosi orędzie nadziei na ocalenie istot najbardziej zagubionych i zatraconych. Światło odkupienia może zajaśnieć także im, kiedy pociągani dobrocią i pięknem Boga przyzwą Go w końcu jako swego Zbawiciela. Potrzebne jest jednak wielkie oczyszczenie i droga przez cierpienie do własnego człowieczeństwa.

Chrześcijaństwo jest, w moim głębokim przekonaniu, religią nadziei bez granic. Nie ogranicza ono ani miłosierdzia Boga, ani wolności człowieka. Podstawowa przesłanka antropologii chrześcijańskiej głosi, że wolność jest darem Boga, zadaniem do urzeczywistnienia. To nie tylko neutralna zdolność wyboru dobra lub zła. Ostatecznym horyzontem wolności jest sam Bóg. Dla tego celu została stworzona. To jest ostateczna celowość tego daru. Stwórca pozostaje suwerenny wobec własnego daru. Nie jest względem niego bezradny.

Dar wolności jest darem dla wieczności, dla osiągnięcia ostatecznego celu istnienia w świecie Bożym. Niezniszczalność obrazu Bożego w człowieku domaga się ostatecznego otwarcia na wieczność. Tylko wolność urzeczywistniona w dobrej decyzji osiąga ostateczne spełnienie - jest ocalona, czyli zbawiona. Jak długo wolność stworzona odrzuca Boga, nie może osiągnąć swej ostatecznej celowości, dla której została stworzona. Pozostaje w stanie niezgody ze swoją wewnętrzną celowością. Czyn zły jest aktem niespełnienia i wewnętrznego rozdarcia. Żadna zła decyzja wolności nie jest w stanie urzeczywistnić jej właściwej natury, stworzonej dla nieskończoności. Złe decyzje wolności - to stan choroby wymagającej leczenia. Wolność chora, zaślepiona i zniewolona nie przestaje jednak być darem Boga. Przyzywa ona Uzdrowiciela i Wyzwoliciela (od starożytności nazywano Chrystusa Lekarzem - Christus Medicus). Chodzi o przyzywanie bez słów, w samych głębiach bytu stworzonego, wynikające z ontycznej pamięci bycia jedynie stworzeniem.

Wolność to dar dramatyczny. Ludzkie “tak" i “nie" względem Boga nie mają tego samego charakteru ostateczności. Nie można ich traktować jako paralelnych możliwości wyboru, odznaczających się taką samą cechą ostateczności i definitywności. Prawdziwie wieczna może być tylko decyzja za Bogiem. Decyzje negatywne są tymczasowe, eoniczne (greckie słowo aion oznacza wiek, długi okres czasu), ale nie wieczne w tym sensie, jak wieczny jest tylko Bóg. Respektuje On wolne decyzje stworzonej wolności. Nikogo nie przymusza. Wolność pozostaje w procesie terapii i przeobrażenia tak długo, dopóki dar Boży nie osiągnie swej ostatecznej celowości.

Świadectwo mistyka

Wiara mistyków jest wiarą wyzwalającą. Jak nikt inny potrafią oni zstępować w otchłań ludzkiej nędzy. Równocześnie jednak dostrzegają w człowieku fragment wielkiej całości, która okaże się dopiero w ostatecznym spełnieniu dziejów świata. Mistycy odkrywają jedność i solidarność ze wszystkimi ludźmi. Uczą się współczucia i miłosierdzia. Rozumieją, że dramat ludzi staje się dramatem samego Boga.

Niezrównanym świadkiem nadziei bez granic jest św. Izaak Syryjczyk (VII w.). Uczy on, że kiedyś, dzięki ocalającej mocy Boga, nikogo nie zabraknie w całości nowego stworzenia. Jego refleksje odznaczają się niezwykłym zrozumieniem metaforyczności tekstów biblijnych. Odróżnia on “zewnętrzną powierzchnię" wypowiedzi od ukrytego w nich wewnętrznego sensu. Tylko “dar poznania duchowego" pozwala odkryć to, co jest “bardziej wewnętrzne niż zdania i cielesne obrazy".

Autor medytacji nad Gehenną przestrzega przed dosłownym rozumieniem słów Pisma: “(...) nie powinniśmy rozumieć wszystkiego jak jest napisane, ale raczej winniśmy dostrzec wewnątrz cielesnej powłoki opowieści ukrytą Opatrzność i odwieczną wiedzę, która wszystkim kieruje". Zarówno Królestwo, jak i Gehenna, zostały przewidziane przez Boga dla dobra całego stworzenia i objęte tym samym zbawczym zamysłem: “Królestwo i Gehenna to sprawy należące do miłosierdzia, zamyślone w swej istocie przez Boga jako rezultat Jego odwiecznej dobroci". Izaak dodaje: “Jakże czcić należy szlachetne współczucie naszego Pana Boga i Jego niezmierzoną hojność! Wypowiada On wiele gróźb, ale pomniejsza karę z łaski...".

Cierpienia Gehenny będą miały kres, chociaż tu na ziemi nie wiemy, kiedy to nastąpi. Jeżeli Bóg karze, czyni to z miłości, aby uzdrowić chorą wolność rozumnego stworzenia. Celem kary jest poprawa i nawrócenie, które siłą rzeczy oznaczają jej koniec. Grzesznicy nie są pozbawieni miłości Boga nawet w stanie infernalnym. Boska sprawiedliwość i Boskie miłosierdzie są nieodłączne. Winowajca musi przecierpieć wszystko zło, które obciąża jego sumienie, ale Bóg oczekuje go z miłością u kresu drogi oczyszczenia.

Według Izaaka, Gehenna może być tylko tymczasowa, przeniknięta miłością i miłosierdziem Boga. Nie dopuszcza On kary, która byłaby zaprzeczeniem Jego własnej istoty. Kara ma sens poprawczy i leczniczy. Musi mieć swój kres i cel. Nie może trwać wiecznie, gdyż byłaby monstrualną rzeczywistością niegodną Boga. Kto myśli inaczej, ten nie wyzbył się infantylnego sposobu rozumienia Stwórcy. Izaak odważa się nawet głosić, że “większość rodzaju ludzkiego wejdzie do Królestwa niebios bez doświadczenia Gehenny". Wewnętrzne doświadczenie skłania go jednak do ostrzegania innych przed lekceważeniem przerażającego przejścia przez mękę Gehenny: “jeśli nawet Gehenna podlega ograniczeniu, smak jej doświadczenia jest niezmiernie straszliwy, a zasięg jej granic wymyka się naszemu zrozumieniu". Zastanawia ufność, z jaką autor tych rozmyślań wyraża przekonanie, iż nadzieja na zbawienie wszystkich jest całkowicie zgodna z głębokim sensem wypowiedzi Pisma świętego.

Izaak niestrudzenie głosił prawdę o całej pełni miłości Boga i Jego współczucia względem całego stworzenia. Był przekonany, iż Boża troska o zbawienie odnosi się także do tych istot anielskich, które upadły. W porywie wszechogarniającego współczucia modlił się za złe duchy, aby się kiedyś nawróciły. Przeczuwał, czym jest “piękno prawdy" i “piękno Boga". Był głęboko przekonany, że percepcja Boskich tajemnic dokonuje się “w wewnętrznym sanktuarium serca".

Teologia nadziei powszechnego zbawienia wymaga duchowości serca i umysłu. Serce pełne nadziei i współczucia dla wszystkich potrafi lepiej wyczuć blask piękna i prawdy niż chłodny i logiczny umysł analityka, nie dostrzegający sensu całości. Bóg jest Bogiem Wielkiej Całości, Bogiem przyszłej symfonii wszechświata. Po dwunastu wiekach, które upłynęły od czasów Izaaka Syryjczyka czytam jego teksty z głębokim wzruszeniem i szczerym podziwem. Jego rozważania o Gehennie polecam zwłaszcza tym wierzącym, którzy nie mogą pogodzić się z nadzieją powszechnego zbawienia. Są one przestrogą dla wszystkich, którzy z wielką łatwością mówią o piekle dla drugich, a przez swój sposób ukazywania Boga znieważają Jego dobroć i miłosierdzie.

Religia serca i umysłu

Zdrowa religijność wymaga syntezy umysłu i serca. Świadectwo mistyków pomaga zrozumieć, na czym polega taka harmonijna synteza największych duchowych uzdolnień człowieka. Nie bez powodu we współczesnej filozofii i psychologii wychowania coraz częściej pisze się o “inteligencji duchowej" oraz o inteligencji serca. Inteligencja duchowa skupia i łączy w sobie inteligencję racjonalną i emocjonalną. Mówienie o inteligencji serca nie jest bynajmniej metaforą. W świetle badań ostatnich lat (m.in. w Instytucie Serca w Kalifornii) serce należy uznać za ośrodek sterowniczy i swoisty organ pojmowania, ściśle powiązany z mózgiem w jeden żywy układ poznawczy. Jedność serca i umysłu decyduje o jedności poznania duchowego. Serce potrafi lepiej pojąć to, co wydaje się niedostępne dla dyskursywnego umysłu: sens dobra, piękna, prawdy i całości. Chrześcijaństwo jest religią umysłu i serca.

Przykład mistyków wskazuje, iż siła ludzkiego intelektu nie opiera się jedynie na samej logice rozumowania; jest raczej duchową zdolnością wnikania w głąb tajemnic wiary dzięki “oczom ducha", w duchowej kontemplacji, nieodłącznej od mądrości serca. Od mistyków możemy uczyć się także dzisiaj poczucia braterstwa i solidarności ze wszystkimi ludźmi oraz współczucia dla ich losu. Ich nadzieja staje się niezrównaną mądrością serca.

Mistycy są po stronie miłosierdzia. Nie przeraża ich otchłań upadku. Opowiadają się za religią przebaczenia i pojednania. Nie mogą pogodzić się z doktryną wiecznego piekła bodaj dla jednego nieszczęsnego stworzenia. Stają się głosicielami nadziei, otwierającej drogę do szlachetnej iluminacji i najcenniejszego wtajemniczenia ludzkiego możliwego na tej ziemi. Być może dlatego mistyka potrafi budować mosty porozumienia i harmonijnego współistnienia religii. Jest z natury swej ekumeniczna i mistagogiczna.

Uniwersalizm nadziei zbawienia

Żyjemy w czasach, kiedy wielu ludzi, zmęczonych konfliktami, niepewnością i wielością rozbieżnych poglądów, zwraca się w stronę fundamentalizmu. Dotyczy to nie tylko Kościołów chrześcijańskich, lecz również innych religii. Często bywało w ciągu dziejów, iż zaludniano piekło niezliczoną rzeszą grzeszników, “innowierców", pogan, Żydów, wyznawców innych religii, ateistów... Tak wzajemnie osądzały się nieraz w przeszłości również Kościoły chrześcijańskie, kierując się przeświadczeniem, że zbawienie jest tylko w jednym z nich.

Uniwersalizm nadziei zbawienia dla wszystkich wyzwala od tego rodzaju postaw, inspirowanych ukrytym ekskluzywizmem. Niesie on w sobie wielki potencjał terapeutyczny. Jest lekarstwem na pokusę zawłaszczenia daru zbawienia na konto swojego Kościoła czy swojej religii. Taka nadzieja staje się nieocenioną sojuszniczką tożsamości otwartej na akceptację odmienności. Powinność spodziewania się zbawienia dla wszystkich może być wówczas eschatologicznym motywem miłości do ludzi. Taka nadzieja domaga się tożsamości otwartej, pełnej zrozumienia dla inności oraz innych dróg człowieka do Boga. Mądra i otwarta tożsamość najlepiej służy dialogowi religii i międzyludzkiej komunikacji.

Dialog jest odkrywaniem wspólnoty ludzkiego losu. Dzięki niemu może pogłębiać się poczucie wzajemnej przynależności i solidarności. Ludzkie losy są wzajemnie ze sobą powiązane. Nie można zbawiać się w pojedynkę. Nadzieja na powszechne zbawienie nie jest jedynie marzeniem o przyszłym szczęściu wszystkich w wieczności (byłby to jedynie czysty “eternalizm" i ucieczka od doczesności). Kryje się w niej niezwykły imperatyw właściwego kształtowania międzyludzkich relacji w tym życiu. Jeżeli kiedyś mamy być wspólnotą istot pojednanych ze Stwórcą, między sobą nawzajem oraz z przyrodą - twórzmy tę wspólnotę już tutaj na ziemi, aby było jak najmniej nieszczęścia, łez i cierpienia. W głębi naszej istoty wszyscy jesteśmy sobie bliżsi niż się nam wydaje. Nadzieja wyzwala dobro już teraz. Jest niezrównaną sojuszniczką mądrości. Przynagla do tego, aby było jak najwięcej ludzi życzliwych, otwartych, wrażliwych, ludzi mądrych i dobrych.

Dziedzictwo chrześcijańskiej nadziei i mądrości nie należy do minionych wieków. Jest również programem na przyszłość. Istnieje jakaś zapomniana czy zagubiona wielkość chrześcijaństwa otwartego na Boga, ale równie wrażliwego na los każdego człowieka - chrześcijaństwa zdolnego do czucia wespół z ludźmi, do owej compassion, która urasta dzisiaj do rangi powszechnego programu dla wszystkich religii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2004