Transformers

Przebojem wiosny są metamorfozy. Mówi się, że pod wpływem kwietniowych zdarzeń przemiany doznał naród, zmienili się zwykli ludzie, dziennikarze, politycy, pisarze (być może, gdyż za wcześnie na pewność) i wszyscy porządni ludzie. Porządni w jeszcze porządniejszych czy w nieporządnych, uchowaj Panie?

22.06.2010

Czyta się kilka minut

Pożądana - prawidłowa? ? odpowiedź brzmi: tragiczna śmierć sprawiła, że ludzie porządni, lecz ideowo i patriotycznie nadwątleni, zagubieni w cudzych kryteriach, przez media wepchnięci w snobistyczny, nowoczesny styl, w przymus picia win francuskich, cierpkich, mogli nareszcie powrócić do swej utraconej albo raczej utajonej narodowej formy, formy poczciwości, porzucić dwuznaczną lepszość, pochwalić długo lekceważoną swojskość.

W interpretacjach tego fenomenu akcent kładziono na powrót do mesjanizmu, czasami dostrzegając w tym walor duchowy, dowód silnej tożsamości, a czasami - rozpaczliwą megalomanię, kult ofiary, złowróżbną fascynację śmiercią. A może - niech mi wolno podzielić się nieśmiałym domysłem ? było to pożegnanie Polski z XIX wiekiem, finał opowieści o narodzie "wybranym do zagłady"(za J. Polkowskim),

ostatnia adoracja ojczyzny jako klęski? Zatem w nieumiarkowanej bombastyczności tamtych dni, która wspięła się na wyżyny Wawelu, przejawiałoby się nie tyle przywiązanie do starej formy, ile raczej żal, że trzeba - a trzeba - rozstać się z nią ostatecznie? Byłożby to oczyszczenie z trywialnego romantyzmu? Bezwzględny, mimo że bolesny wybór przyszłości?

Poza Jarosławem Kaczyńskim pomysł ten nie ma prawie żadnych zwolenników. Bo przecież bodaj tylko lider opozycji zmienił się w kierunku przeciwnym niż - rzekomo - naród. Mówiąc w skrócie, naród jakoby przeistoczył się regresywnie, do tyłu, w głąb surowej i niewybaczającej odstępstw tradycji, a prezes jakoby progresywnie, do przodu, w kierunku postępu, rozwoju, zgody i wspólnej pracy. Ponieważ zrobił to w trakcie kampanii wyborczej, która - jak wiadomo - ma swoje prawa i cele, wolno domniemywać, że prezes nie uwierzył w mesjanistyczną metamorfozę narodu, naród zaś - sądząc po wskaźnikach poparcia, utrzymujących się na poziomie, jakim PiS cieszy się od dawna - nie uwierzył w przemianę prezesa.

Racja rozkłada się po obu stronach. Zarówno jeden z najtęższych współczesnych atletów władzy, jak i obiekt jego wysiłków, zdają się nie mieć co do siebie wątpliwości - przemiana była i jest pozorna. Ale skąd jej aż tak wielka atrakcyjność? Jak to skąd? Z literatury i ewentualnie filmu.

Byłoby miło poprzestać na sugestywnych cytatach, zrobić małe repetytorium z  wielkich przesileń, dokonujących się w bohaterach mitów, eposów i opowiastek… tylko od czego zacząć, skoro przemiana okazuje się jednym z królewskich tematów Wschodu i Zachodu? Przypominają się chaotycznie, św. Paweł, św. Aleksy, postaci Szekspira, romantycy, Raskolnikow…

Dla XX wieku szczególne znaczenie ma proza Franza Kafki. Pisarz posuwa się najdalej, jak można, wrzucając bohatera w postać - niczym z czarnej baśni - odrażającą i nacechowaną strasznym cierpieniem:

"Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka. Leżał na grzbiecie twardym jak pancerz, a kiedy uniósł nieco głowę, widział swój sklepiony, brązowy, podzielony sztywnymi łukami brzuch, na którym ledwo mogła utrzymać się całkiem już ześlizgująca się kołdra" ("Przemiana", tłum. J. Kydryński).

A potem rzeczy toczą się dość zwyczajnie. Mieszczańska rodzina ubolewa nad przypadkiem Gregora, stara się pomóc mu w miarę sił, oczekując na metamorfozę powrotną, a jeszcze potem zaczyna prowadzić życie ubogie i znojne, aż wreszcie rozstaje się z nim pełna nieskrywanej ulgi. Z jego perspektywy to, co się stało, stanowi lekcję samotności, zupełnego odcięcia i niezrozumienia. A przy tym będąc kimś do głębi innym, nie przestaje być sobą. Kafka nie wychwala przemiany: robak, który budzi wstręt i traci zdolność komunikowania się z dawnym środowiskiem, pełni tu zadanie metafory stuprocentowej obcości. Ta jednak jawi się jako rozdarcie, gdyż w nowej postaci zapisana jest stara. Stary Gregor myśli, czuje, tęskni, pragnie, w nowym odbywa się podwójna praca umierania - człowieczeństwa, które przede wszystkim jest językiem, oraz życia w jego zredukowanej, obcej formie.

Na liście przemian widnieje sporo nazwisk polskich, którym patronuje Mickiewicz, twórca "Dziadów" i "Pana Tadeusza". Jego "Gustavus obiat (...) Hic natus est Conradus" z III części dramatu wyznacza horyzont wszelkich fantazji na temat sensu nadal własnego, lecz od pewnego momentu głęboko zmienionego życia. Wyznanie Jacka Soplicy: "Ja, niegdyś dumny z rodu, ja, com był junakiem, / Spuściłem głowę, kwestarz, zwałem się Robakiem, / Że jako robak w prochu..." wytycza ścieżkę pokory, czynu, służby, na której miały się odnaleźć następne pokolenia.

Treścią, ale i motywem przemiany jest silny indywidualizm. Metamorfoza go przezwycięża (Soplica/Robak) lub uwalnia (Gustaw/Konrad). Chodzi więc o to, by zyskać imię (Kordian) lub pozbyć się imienia (Kmicic) ? i tylko Kafka stawia tę kwestię inaczej. W obu wariantach wyczerpuje się dotychczasowy język, w wersji Kafkowskiej definitywnie. Za każdym razem mamy do czynienia z  równoczesnością wolnego wyboru i wewnętrznego przymusu, ze wstrząsem, niemożliwością pozostania kimś takim jak dotąd. Także u Kafki: życie potwora jest mniej potworne (czyli bardziej "ludzkie") od wcześniejszej egzystencji komiwojażera.

Przemiana interesowała literaturę, ponieważ sięgała fundamentów jednostki. Tkwiło w niej rozdarcie, poczucie konieczności zmierzenia się z przerażającą prawdą o sobie, męka śmierci towarzyszyła męce narodzin. Opierała się na etyce próby, dopełniała etos wierności sobie i konsekwencji działania, stanowiła wyzwanie dla empatii czytelnika i widza. No i była po prostu fabularnie pociągająca. Przemiana jest seksi, a stałość i niezłomność - nie.

I to właśnie doprowadziło ją do zguby. Ekskluzywny charakter metamorfozy nieodwołalnie zniweczyła, a jakże, kultura masowa. Najpierw nastąpiło rozplenienie transformacji. Jeśli dla Woody’ego Allena ("Zelig" 1983) opis tego zjawiska był ciągle

opisem choroby, to dzisiaj stało się ono nieomal warunkiem jakiejkolwiek identyfikacji w sferze publicznej. Żeby być, trzeba nie być (sobą). Przemiany dotyczą fryzur, sylwetek, orientacji seksualnych, facetów i facetek u boku, jeśli płci, to już naprawdę dużo. W końcu pojęcie zostało wydrążone do cna i zastąpione przez image.

Nowe uczesanie, okulary, słowa-klucze, deklaracje, nowy stary Palikot, Kaczyński, naród, tylko zgiełk ciągle ten sam. O przemianach prawdziwych, jeśli gdzieś się dzieją, nie wiemy nic.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 5 (26/2010)