Tradycja Tamerlana

Uzbecki prezydent-tyran Islam Karimow utopił bunt w Andiżanie we krwi. Pod szyldem walki z rzekomym ekstremizmem i terroryzmem islamskim rozprawił się z ludźmi, którzy wyszli na ulicę, by ratować krewnych z łap reżimu i zaprotestować przeciwko dyktaturze okrutnego chana. To jasny sygnał, że każdy następny przejaw społecznego nieposłuszeństwa także zostanie utopiony we krwi.

29.05.2005

Czyta się kilka minut

Uchodźcy z Andiżanu /
Uchodźcy z Andiżanu /

“Ręka podniesiona na władzę prezydenta Karimowa zostanie odcięta" - ta parafraza słynnej wypowiedzi premiera Cyrankiewicza wygłoszonej po wypadkach poznańskich w czerwcu 1956 r. doskonale charakteryzuje ostatnie dramatyczne wydarzenia w Andiżanie. Powodów do niezadowolenia stłamszeni ludzie mają w Uzbekistanie od dawna aż nadto. Bieda, przeludnienie, bezrobocie, brak perspektyw, wszechwładza skorumpowanych namiestników prezydenta, wszechobecność służb bezpieczeństwa, zamykanie w więzieniach przeciwników politycznych, tortury, stopniowe zawężanie pola aktywności społecznej.

Tajne sprzysiężenie

O aktywności politycznej od co najmniej dziesięciu lat nie ma już mowy - Karimow rozpędził na cztery wiatry opozycję, zarówno komunistyczną, jak i głoszącą idee demokratyczne. A teraz doszła jeszcze twarda walka ekonomiczna. W obawie przed ukształtowaniem się w Uzbekistanie klasy biznesmenów, zdolnych do podejmowania samodzielnych kroków, mogących z czasem działać na szerszym polu społecznym, a zatem zagrozić monopolowi władzy, Karimow wprowadził zaostrzone przepisy regulujące działalność biznesową.

Na fali restrykcji skierowanych przeciwko samodzielnym przedsiębiorcom w Andiżanie - dużym mieście w Dolinie Fergańskiej - aresztowano pod zarzutem działalności w organizacji ekstremistycznej dwudziestu trzech biznesmenów, których następnie postawiono przed sądem. Przypisano im działalność w tajnym sprzysiężeniu “Akramija", mającym ponoć powiązania z walczącą o państwo islamskie organizacją Hizb ut-Tahrir; wiadomości tych nie udało się zweryfikować, najprawdopodobniej jednak “Akramija", o ile faktycznie odgrywała tu jakąś rolę, to raczej jako przedsięwzięcie integrujące środowisko biznesmenów (wrogo nastawionych do miejscowej i centralnej władzy) niż propagujące radykalne idee islamskie.

Pod budynkiem sądu zbierali się krewni i pracownicy biznesmenów, domagali się ich wypuszczenia. Demonstracje nie przynosiły żadnych efektów, proces dobiegał końca, spodziewano się wysokich wyroków, napięcie rosło. W końcu rodziny ruszyły, by uwolnić uwięzionych. Spłonęło więzienie i siedziba miejscowych władz. Obok haseł przywrócenia wolności niesłusznie zatrzymanym biznesmenom wznoszono hasła antyprezydenckie.

To prawdopodobny przebieg wydarzeń, z Doliny Fergańskiej nadal nadchodzą sprzeczne wiadomości i trudno je zweryfikować.

Kiedy do Taszkentu doszły wieści o rozwichrzonym Andiżanie, prezydent Karimow nie wahał się ani chwili: nakazał stłumić bunt (później na konferencji prasowej twierdził, że nikt nie wydał rozkazu strzelania do tłumu). Wojsko użyło broni palnej. Dane o ofiarach są sprzeczne i niepełne - władze twierdzą, że zginęło 169 osób (początkowo Karimow oznajmił, że w boju padło 10 milicjantów, a o cywilach nawet się nie zająknął), organizacje obrony praw człowieka - że nawet tysiąc i więcej, wśród nich kobiety i dzieci. Andiżan jest twierdzą, do której nikt nie ma prawa się dostać. Zawieziono tylko oficjalną wycieczkę dyplomatów i dziennikarzy, którym nic nie pozwolono zobaczyć.

Ważniejsze Chiny i Rosja

Karimow szaleje - po spacyfikowaniu Andiżanu wysłał wojsko do leżącego na granicy z Kirgizją miasta Karasuu, w kraju trwa wyłapywanie buntowników zbiegłych z Andiżanu (uchodźca z miasta nie musi być buntownikiem, może być przerażonym człowiekiem, ale uzbeckie służby bezpieczeństwa nie będą pytać o takie drobiazgi - represje dotkną każdego, kto wpadnie im w ręce). W innych pacyfikowanych miejscowościach też nie można doliczyć się ofiar.

Karimow się tłumaczy. Podobnie jak po zamachach bombowych w 1999 i 2004 r. twierdzi, że kraj jest zagrożony islamską zarazą, że do Uzbekistanu zewsząd ściągają międzynarodowi terroryści, by ułatwić przyczajonej zielonej ekstremie przejęcie rządów i zbudowanie środkowoazjatyckiego kalifatu. A ponieważ od 2001 r., kiedy to na świecie zapanowała psychoza antyterrorystyczna, tłumaczenia takie padały na podatny grunt, nawet twarde metody zwalczania opozycji, tłumienie wolności mediów, torturowanie i więzienie przeciwników politycznych uchodziły Karimowowi na sucho. Teraz wiele zależy od zagranicznych reakcji na wydarzenia w Andiżanie. Między innymi od tego, czy Stany Zjednoczone nadal będą z pobłażaniem spoglądać na poczynania dyktatora tylko po to, by utrzymać swą bazę lotniczą wspomagającą operację w Afganistanie, czy jednoznacznie potępią krwawy reżim i zechcą wymóc zmiany. Choć trzeba sobie zdawać sprawę, że USA są dla Uzbekistanu sojusznikiem cokolwiek abstrakcyjnym, nowym, dalekim. Dla Taszkentu dużo ważniejsze są regionalne potęgi - Chiny i Rosja.

Oficjalnie Pekin i Moskwa uznały wydarzenia w Andiżanie za “wewnętrzną sprawę Uzbekistanu" i przyjęły tłumaczenia Karimowa o napaści islamskich terrorystów za dobrą monetę (minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow bredził coś nawet o pojawieniu się w Andiżanie talibów). Można się właściwie nie dziwić, jeśli przypomnimy sobie, że wojnę w Czeczenii władze Rosji też z uporem maniaka próbują przedstawić jako operację antyterrorystyczną i walkę z międzynarodową siatką Al-Kaidy.

Bronić władzy do końca

Postawa Kremla może mieć daleko idące konsekwencje także dla samej Rosji i z tego względu warto się jej przyjrzeć dużo uważniej niż owiniętym w eleganckie lśniące papierki humanitarnym deklaracjom Waszyngtonu. Podkreślmy raz jeszcze: Karimow nie zawahał się użyć przeciwko buntownikom siły. Brutalnie, bezwzględnie, zdecydowanie. Ręka podniesiona przeciwko władzy zostanie odrąbana. Jeżeli bunt wybuchnie w innym mieście albo powtórzy się w Andiżanie (co jest wysoce prawdopodobne w sytuacji wrzenia) - prezydent znów użyje siły. Bo takie jest prawo: bronić władzy do końca. Jeżeli władze w Moskwie nie zdecydują się potępić dyktatora, to wyślą bardzo jasny komunikat. Zwłaszcza swojemu społeczeństwu, które bacznie obserwuje mniejsze i większe bunty na obszarze WNP i które zastanawia się coraz głośniej nad tym, czy “kolorowa rewolucja" jest możliwa również w Rosji. A komunikat władz brzmi: jeśli okaże się to konieczne, my też możemy użyć siły. Anna Politkowska (znana rosyjska dziennikarka, pisząca o wojnie w Czeczenii i łamaniu praw człowieka w Rosji) ostrzega w “Nowej Gazecie", że rosyjskie MSW zatwierdziło właśnie plany postępowania w razie tłumnych zgromadzeń w Moskwie.

Karimow potrzebuje wsparcia Moskwy. Dał temu wyraz ostentacyjnie występując z GUUAM (luźnego stowarzyszenia krajów postradzieckich niezrzeszającego Rosji, a więc postrzeganego przez nią jako antyrosyjskie) i aktywizując działania w WNP, więc wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Rosji. Obliczył widocznie, że takie gesty mu się opłacą. Rosja w zamian nie będzie mu czynić wstrętów z powodu nazbyt ostrych metod działania i będzie go popierać, bo alternatywy dla jego - choćby i najbardziej okrutnych - rządów po prostu nie widzi. Rosyjscy eksperci twierdzą, że wydarzenia w Dolinie Fergańskiej mają ścisły związek z wydarzeniami po kirgiskiej stronie doliny - w Dżalalabadzie i Oszu, gdzie w marcu zamieszki sprowokowała miejscowa mafia narkotykowa, walcząca o poszerzenie swoich wpływów i finansująca islamską ekstremę. Można się z rosyjskimi ekspertami zgodzić co do jednego: że Dolina Fergańska zarówno po stronie uzbeckiej, jak i kirgiskiej to naczynie połączone i wydarzenia podczas “tulipanowej rewolucji" na pewno ośmieliły mieszkańców Uzbekistanu. Natomiast co do nieformalnych wpływów mafii i struktur islamskich można mieć już wątpliwości. To są czynniki, które mogą skorzystać na wydarzeniach, ale które ich nie sprowokowały. Prawdziwe przyczyny buntu tkwią gdzie indziej: w niezaspokojeniu podstawowych potrzeb społecznych i represyjnym charakterze władzy. Im większy odgórny nacisk, tym silniejszy oddolny opór. I przymierze społeczne choćby z samym diabłem. Jeżeli fundamentalizm islamski będzie drogą do obalenia tyrana, to będą fundamentalistami. Byle przeciwko znienawidzonemu satrapie. Kolejne bunty są kwestią czasu. A reakcja władz będzie podobna do tej w Andiżanie. Nie bez kozery Karimow odwołuje się do tradycji Tamerlana - krwawego średniowiecznego tyrana. Kilka lat temu w centrum Taszkentu na miejscu pomnika Karola Marksa prezydent kazał wznieść pomnik nowego idola. Teraz najwidoczniej zacznie u jego stóp składać krwawe ofiary.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005