Totalne zdziczenie

Urodzony w Kalkucie warszawiak opowiada o wizjonerach, którzy zasadzili las. Tym razem to nie stolica jedzie do puszczy, to puszcza gości na Starym Mieście.

11.10.2021

Czyta się kilka minut

Młode sosny wyrwane z korzeniami przez wiatr.  Kampinoski Park Narodowy, 1933 r. / ROMAN KOBENDZA / KAMPINOSKI PARK NARODOWY / MUZEUM WARSZAWY
Młode sosny wyrwane z korzeniami przez wiatr. Kampinoski Park Narodowy, 1933 r. / ROMAN KOBENDZA / KAMPINOSKI PARK NARODOWY / MUZEUM WARSZAWY

Potrzeba paru chwil, żeby rozgryźć ten szkic. W oczy rzuca się przede wszystkim charakterystyczny pokrój sosny z wiechciowatą koroną. Pochyloną w lewo, co jest wymownym znakiem przyzwyczajeń wiatru. Ale jest też tło, które zbija z tropu: kropki przez trzy czwarte wysokości rysunku sugerują glebę lub piach. I wreszcie główna zagwozdka: pajęcza sieć korzeni, które strzelają z podstawy pnia drzewa, ale nie w dół, do wnętrza ziemi, tylko odwrotnie, ku niebu, jakby to był kandelabr. „System nowych korzeni o kierunku ujemnie geotropicznym” – fachowo oznajmia podpis. I jeszcze: „Rysunek wykonany na podstawie nieudanej fotografii”. I wiadomo już, że Roman Kobendza, botanik, dendrolog, profesor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego i ojciec parku narodowego w Puszczy Kampinoskiej, musiał być człowiekiem z poczuciem humoru.

Fotografii – udanych – zostawił po sobie masę. Świat jest na nich pełen otwartych przestrzeni, a spękana gleba i wydmowe osuwiska od razu przywodzą na myśl oczywiste skojarzenia: oto otwarte rany ziemi pokiereszowanej przez pierwsze dekady XX wieku. Ale to będzie pójście na łatwiznę. Tak naprawdę na zdjęciach Kobendzy widać przede wszystkim coś o wiele potężniejszego: geologię. Spuściznę zlodowaceń, które uformowały krajobrazy centralnej Polski. Człowiek jest w tym wszystkim drobny i niepozorny: jak ubrana w kraciastą koszulę postać, która przycupnęła w ­okolicach Krzywej Góry, na zboczu wydmy wybebeszonej przez tory leśnej kolejki.

Czy może to być Jadwiga, żona profesora, geografka o imponującym dorobku naukowym? Podobno w teren zwykle chodzili razem. Razem studiowali zawiłe mechanizmy i relacje pomiędzy roślinami a glacjalnym krajobrazem, ale każde z nich skupiało się na innych aspektach tego związku. Zresztą tylko ona żyła na tyle długo, by na własne oczy ujrzeć, jak ciałem staje się ich wspólne marzenie. Pracowali na nie przez kilka dekad. Lata 20. ubiegłego wieku to plany, szkice, wnioski do urzędów. Lata 30. – pierwsze ­rezerwaty na północny zachód od stolicy. A potem, w czasach już powojennych, mozolna resuscytacja lasu. Ostatecznie, gdy w 1959 r. ustanawiano Kampinoski Park Narodowy, tylko Jadwiga mogła przecinać wstęgi. Roman od czterech lat już nie żył.

Mosty i studnie

Jakim trzeba być wizjonerem, aby myśleć o drzewach i rezerwatach, gdy płonie cały świat? To pytanie zdaje się punktem wyjścia do wystawy „Jak powraca las” Sa­yama Ghosha w nowej przestrzeni galeryjnej Muzeum Warszawy. Tym razem to nie stolica jedzie do puszczy, to puszcza gości na Starym Mieście. Najważniejszy cel weekendowych wycieczek dla pokoleń warszawiaków i warszawianek sam wpada do miasta na spacer.

Jest w tym oczywiście element żartu, ale również obraz coraz powszechniejszego trendu bratania się pozornie odległych dziedzin. Uświadomiony antropocen to czas przerzucania mostów pomiędzy sztuką a historią naturalną. Uniwersa pozaludzkie albo – jeśli trzymać się definicji amerykańskiego filozofa Davida Abrama – więcej niż ludzkie, to głęboka studnia, w której świat sztuki, literatury i muzyki coraz częściej szuka paliwa i metafor.

Niezwykła jest w tym przypadku również osoba autora. Sayam Ghosh urodził się w Kalkucie, do Polski trafił osiem lat temu za pracą. Dla indyjskiego korporacyjnego giganta jako informatyk obsługiwał inne międzynarodowe firmy. Dziś, już z perspektywy Warszawy, gdzie założył rodzinę, buduje gry komputerowe.

„Jak powraca las” to efekt udziału w programie mentorskim fotograficznego kolektywu Sputnik. Jego opiekunem był Adam Pańczuk, wystawiany na całym świecie fotograf. Kuratorem wystawy został inny z założycieli Sputnika, Jan Brykczyński.

Pytany o pierwszą wizytę w podwarszawskiej puszczy, Ghosh nie ukrywa, że to była randka. Do Palmir zabrała go koleżanka, przyszła żona. Zapamiętał miejsce o dwóch twarzach: przyrodniczej i historycznej, nośnik pamięci o tysiącach rozstrzelanych tam w czasie wojny warszawiaków. I niewiele więcej, bo płaskie jak naleśnik Mazowsze od początku za bardzo przypominało mu rodzinny Bengal. Sytuacja zmieniła się, gdy trafił na manifestację Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.

– Studiowałem inżynierię w przekonaniu, że zawodowo zajmować się będę energią odnawialną. To miał być mój wkład w zmienianie świata na lepsze. Ale nic z tego nie wyszło, a ja trochę odetchnąłem, że wraz z Porozumieniami Paryskimi wreszcie coś zaczęło się dziać w kwestii redukcji emisji gazów cieplarnianych. Potem jednak, na początku 2019 r., po druzgocącym raporcie IPCC [Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu przy ONZ – AR] zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia, że to wszystko takie pilne. Gorzej, nie wiedziałem też nic o ekologii i przyrodzie. Zacząłem dużo czytać na ten temat. W oko szczególnie wpadło mi chwytliwe angielskie sformułowanie rewilding.

Cele na przyszłość

Rewilding, czyli renaturyzacja albo po prostu ponowne zdziczenie. Odwracanie katastrofalnych dla świata naturalnego skutków rewolucji przemysłowej i rosnącej populacji ludzi. Problem w tym, że jest to często proces, dla którego punkt odniesienia pozostaje nieznany lub dotyczy czasów, w których nikt nie prowadził badań naukowych. Zwykle więc z braku punktu zero sprowadza się go do usilnych starań o zwiększenie bioróżnorodności. Zwielokrotnienie liczby gatunków roślin i zwierząt, których obecność ma świadczyć o zdrowym funkcjonowaniu danego ekosystemu.

Obszar powtórnie zdziczały znalazł Ghosh właśnie w Puszczy Kampinoskiej, uznając ją za nośnik obszerniejszej narracji o naszych czasach. Kiedy stawała się parkiem narodowym, drzew było w niej dwa razy mniej niż dziś. Przez wieki kampinoskie lasy traktowano jak każdy inny gospodarczy drzewostan (już w 1925 r. Stefan Żeromski pisał, że Puszczę Kampinoską trzeba odrodzić, a więc zasadzić na nowo). Po utworzeniu parku narodowego zaczęto wykupywać tereny okolicznych wsi i zalesiać dotychczasowe grunty orne. Było to możliwe, bo państwo polskie wyposażyło park w skuteczne narzędzia, m.in. specustawę i pieniądze na odszkodowania. Do połowy lat 90. większość puszczańskich wsi po prostu wyparowała. W efekcie Puszcza Kampinoska to na dużym obszarze las całkiem młody, starzejący się i dziczejący na oczach paru powojennych pokoleń. To dziczenie Ghosh pokazuje, choćby zestawiając zdjęcia satelitarne jednej z nieistniejących już wsi Ławy [pisaliśmy o niej w „TP” 37/2017]. Choć obie fotografie dzieli jedynie szesnaście lat, postęp jest widoczny gołym okiem.

Studiując powojenną historię podwarszawskiego lasu, Ghosh tak naprawdę analizuje cele na przyszłość. Sprawozdając wizję małżeństwa Kobendzów, zdaje się mówić: róbmy to samo, co oni. A więc Puszcza Kampinoska jako prototyp albo zachęta do działania. Przy okazji odkrywa Romana Kobendzę jako utalentowanego fotografa, którego prace mają ogromny walor dokumentalny, ale i niemałą wartość artystyczną. Jest coś niezwykłego w zestawieniu dwóch otwierających wystawę kadrów, z których jeden pokazuje poniemiecką porębę, zgliszcza lasu, drugi zaś tłum okutanych w kożuchy postaci z morzem sadzonek.

Ghosh mówi, by wędrując po Kampinosie czytać ten las jako zupełnie inną historię niż białowieska opowieść o lesie pierwotnym albo naturalnym. By przyglądać się zarówno wszędobylskim korzeniom sosny, które drążą polodowcowy piach, jak i licznym gatunkom reintrodukowanym ręką człowieka: bobrom, łosiom czy dzwonecznikowi wonnemu, któremu szansę próbują dać w ostatnich latach pracownicy parku. Ghosh zgodziłby się więc zapewne z kulturoznawcą Piotrem Kubkowskim, który każe widzieć w podwarszawskim lesie coś na kształt fantazji o puszczańskości, teren popadający w pradawność dzięki stymulowaniu procesów wtórnego zdziczenia przez naukowców i leśników.

– Widzę to jako rozłożony na dekady utopijny eksperyment przeprowadzony na niespotykaną w Europie skalę – tłumaczy Ghosh. – Porusza mnie perspektywa czasowa, którą operowali jego autorzy. W języku angielskim jest taki zwrot cathedral thinking na określenie myślenia długodystansowego. Katedry nie buduje jedno, lecz kilka pokoleń, jest jakiś plan, ale po drodze zmieniają się uwarunkowania, okoliczności, stan wiedzy, potrzeby. W przypadku puszczy niewiadomych jest jeszcze więcej, bo przecież mówimy po pierwsze o dynamicznych procesach naturalnych, po drugie o całej masie innych zmiennych: presji człowieka czy choćby zmieniającym się klimacie.

Granice dla nasion

To zapadające w pamięć spostrzeżenie – las jako Sagrada Familia w Barcelonie, przy czym architekci już dawno stracili pełną kontrolę nad projektem. Być może właśnie dlatego, że Ghosh zobaczył, jak trudne to przedsięwzięcie, udało mu się nawiązać owocną współpracę z pracownikami parku narodowego. Zdjęcia, których sam jest autorem, to często zabawa konwencją – za pomocą wizualizacji surowych danych ze skaningu laserowego pnia sosny proponuje autorską wizję wdrzewowstąpienia. Jako informatyk zainteresowany wysoką technologią zwraca uwagę na rurę do odkurzacza i kanister w funkcji stacji pomiaru opadów atmosferycznych. Albo na kilka cegieł, za pomocą których starą piwnicę zamieniono w pomieszczenie hibernacyjne dla nietoperzy.

Niczym uczeń na lekcji biologii zasusza na fotografii preparat z nawłocią kanadyjską, która, jako roślina inwazyjna, spędza dziś sen z powiek parkowym botanikom. Przy okazji każe więc zastanowić się, czym jest w zglobalizowanym świecie bioróżnorodność. Czy powinniśmy wyznaczać granice dla nasion i migrujących ssaków? Za wszelką cenę walczyć o czystość gatunkową lokalnej przyrody czy uznać prawo organizmów obcych do dokonywania inwazji, których skutków dla ekosystemów zwykle nie da się przewidzieć? A może urodzony w Kalkucie warszawiak pyta przy tej okazji o coś jeszcze?

Widz zadaje sobie także inne pytanie: jak wyglądałaby dziś Warszawa, gdyby nie przezorność Kobendzów i paru innych pasjonatów, którzy w wojennym mroku myśleli o drzewach? Którzy żyjąc w zrujnowanym mieście, wiedzieli, że wiele lat później potrzebować będzie ono zielonych płuc. I że tylko najwyższa forma ochrony zapewni tym płucom nietykalność. To wymowne, że złoty wiek polskich parków narodowych skończył się w latach 90. ubiegłego wieku. Od 2001 r., mimo paru projektów, nie powstał ani jeden nowy. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w realiach wolnorynkowego kapitalizmu kampinoski eksperyment po prostu nie miałby prawa się wydarzyć.

– Tak naprawdę fotograficzny projekt Sayama o wiele obszerniej opowiada o historii puszczy. Przygotowując wystawę, skupiliśmy się na samej renaturyzacji, zestawiając wysiłki powojenne z tymi dzisiejszymi – podsumowuje Brykczyński. – Chcieliśmy pokazać, jak wysoce technologiczny jest ten eksperyment. Ale tylko do pewnego momentu. W pewnym momencie i tak wszystko zostaje w rękach natury, którą mamy okazję podpatrywać tuż pod Warszawą.

A czasem i w jej centrum. Kto przez kilka jesienno-zimowych wieczorów trafi na rynek Starego Miasta, zobaczy wychodzącą z muzealnych okien kampinoską faunę – zarejestrowane przez parkowe foto­pułapki wilki, borsuki, jelenie. Bo to, że łoś z krwi i kości czasem wałęsa się po ulicach Warszawy, mało kogo już tu dziwi. Dzięki sąsiedztwu puszczy miasto również trochę zdziczało.©

Sayam Ghosh, JAK POWRACA LAS, kurator Jan Brykczyński, wystawa czynna do 30 stycznia 2022 r., Galeria Rynek 30, Muzeum Warszawy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2021