Tora i kąpiele leśne

– My nie tylko igramy z ogniem – mówi o globalnych zmianach klimatycznych rabin David Seidenberg. – My jedziemy na drewnianym koniku prosto do pożaru.

15.06.2020

Czyta się kilka minut

Rabin David Seidenberg / ARCHIWUM PRYWATNE
Rabin David Seidenberg / ARCHIWUM PRYWATNE

Kiedy patrzy w rozgwieżdżone ­niebo, myśli o obietnicy, którą Najwyższy złożył praojcu Abrahamowi: „Będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie” (Rdz 22, 17). I o tym, że gdyby Abraham żył w dzisiejszym Nowym Jorku lub Jerozolimie, miastach, które nie zasypiają, rozświetlonych milionem lamp i neonów, obietnica Boża zabrzmiałaby dość żałośnie.

Widok kwitnących sadów sprawia, że w głowie pobrzmiewają mu słowa z Księgi Powtórzonego Prawa: „Jeśli przez wiele dni będziesz oblegał miasto i walczył z nim, nie zetniesz jego drzew podkładając siekierę, bo będziesz spożywał z nich owoce. Dlatego ich nie zniszczysz. Czy drzewo to człowiek, byś je oblegał?” (Pwt 20, 19-20). Wspomina też swoją wizytę na Zachodnim Brzegu i widok płonących palestyńskich gajów oliwnych. Ogień podłożyli izraelscy osadnicy. „Tora naucza nas, że życie na ziemi świętej to przywilej, a nie prawo – przywilej, który może zostać odebrany, jeśli będziemy nadużywać zarówno ziemi, jak i innych ludzi” – przekonuje w jednym z wpisów na blogu, który prowadzi dla „The Times of Israel”.

Globalnym zmianom klimatycznym przygląda się trzymając w jednej ręce alarmujące raporty Tel Aviv University o pustynnieniu terenów wokół Negewu, a w drugiej księgę Tory: „Ziemia, którą idziecie posiąść, nie jest podobna do ziemi egipskiej, skąd wyszliście, a w którą posiawszy nasienie doprowadziliście wodę jak do ogrodu warzywnego przy pomocy nóg. Ziemia, którą idziecie posiąść, jest krajem gór i dolin, pijącym wodę z deszczu niebieskiego. To ziemia, którą stale nawiedza Pan, Bóg wasz, na której spoczywają oczy Pana, Boga waszego, od początku roku aż do końca” (Pwt 11, 10-12).

To, czy deszcz spadnie na ziemię – przekonuje dalej natchniony autor – zależy od woli Bożej i tego, czy lud przestrzega Jego prawa. A rabin zauważa, że opowieść, która jeszcze niedawno uznawana była przez naukowców za prymitywny przesąd, kryje w sobie głęboką prawdę. Izrael i Palestyna to jeden z najbardziej wrażliwych na zmiany klimatyczne terenów na ziemi, zaraz po obszarach polarnych. Tu dostrzec można uniwersalne przesłanie dla całego świata: za grzechy przeciwko środowisku zapłacimy surową karę.

Teologia nocnego nieba

Rabin David Seidenberg mieszka w Nort­hampton w stanie Massachusetts. Jest autorem książki „Kabbalah and Ecology”. Prowadzi gościnne wykłady w Stanach i na świecie. Temat: tradycja i myśl judaistyczna w kontekście zagrożeń środowiska naturalnego.

– Kiedy zainteresowałem się światem przyrody? Nie pamiętam czasów, kiedy mnie to nie interesowało! – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu”. – Od zawsze uwielbiałem to, co nazywa się teraz kąpielami leśnymi, zanim jeszcze stało się to modne. W ten sposób znajduję wewnętrzną równowagę.

Od kilku lat pasjonuje się też astronomią: „Obserwacja gwiazd uczy nas patrzeć na głębię ciemności, która je otacza, rozumieć, że niewidzialne jest bardziej rozległe niż widzialne – pisze na blogu. – Karmiąc nasze oczy, napełniamy nasze serca zdumieniem, a w sercach pełnych zdumienia rozlewa się wdzięczność”.

– Jedną z najpiękniejszych rzeczy w astronomii jest to, że obszaru stworzenia, który ona bada, ludzkość nigdy nie zniszczy – tłumaczy. – Ogrom wszechświata pozostaje nienaruszony, mimo że zaburzamy zdolność do zachwycania się nim przez zanieczyszczenie światłem i odpady kosmiczne. Osobiście uważam, że możliwość oglądania Drogi Mlecznej powinna być jednym z podstawowych praw człowieka!

Przyznaje, że żadna inna kwestia nie jest dla niego teraz tak paląco ważna jak zmiany klimatyczne, wymieranie gatunków czy zanieczyszczenie oceanów.

– Wszystkie te problemy są manifestacją naszego głębokiego duchowego kryzysu – alienacji od świata wokół nas. Sądzę, że dostrzeżenie w religii soczewki do przyglądania się ekologii ma ogromny potencjał dla odnowy religijnych instytucji i osobistego duchowego doświadczenia.

W „Kabbalah and Ecology” zwraca się w stronę teologicznej koncepcji celem – Bożego obrazu, według którego został stworzony człowiek. Dowodzi, że ta kategoria powinna być rozszerzona także na inne pozaludzkie byty, ich wzajemne relacje i współegzystowanie. Argumentację opiera o wnikliwe studia źródeł rabinicznych i mistycznych tekstów kabały.

Publicysta Ben Lorber przyznaje, że początkowo te treści budziły w nim sprzeciw: „Naszą ziemią jest Talmud, naszym ekosystemem halacha, naszą ojczyzną – pamięć” – pisze o swoim rozumieniu judaizmu w recenzji opublikowanej w „Protocols”, piśmie, które reklamuje się jako progresywne i lewicowe, „oddające głos żydowskim twórcom marginalizowanym i wykluczanym przez main­streamowe platformy”. „Być może to dlatego, że nie lubię kempingów, jak zresztą większość Żydów, których znam. Czerpię duchową pożywkę i radość z natury, ale sądzę, że czysta egzaltacja światem natury, dla niego samego, jest swego rodzaju poganizmem”.

Tymczasem Seidenberg pokazuje, że to właśnie budowanie opozycji natura ­versus kultura jest późniejszym wpływem, który dotarł do judaizmu wraz z oświeceniem. I że w historii religii zawsze istniały nurty znajdujące się w kontrze do takiego dualistycznego podejścia – jak kabała, będąca odpowiedzią na antropologię kształtującą się pod wpływem filozofii średniowiecznej i chrześcijańskiej apologetyki.

„»Kabała i ekologia« jest pracą wywodzącą się z głębokiej wierności i miłości do żydowskiej tradycji, która, z ostrożną dbałością o dziedzictwo, stara się położyć duchowo-teoretyczne fundamenty dla nowego etosu i nowego sposobu bycia Żydem” – podsumowuje Lorber.

Tyle prasa lewicowa. A jak jego książkę odbierają środowiska konserwatywne? Czy nie pojawiają się zarzuty, że wykracza poza ortodoksję? – Takie oskarżenie oznaczałoby, że środowiska ortodoksyjne potraktowały moją książkę poważnie, jak wyzwanie. Prawdę mówiąc, byłbym zadowolony, gdyby tak się stało – odpowiada. – Co prawda przeczytało ją, i nawet doceniło, kilku ortodoksyjnych rabinów i aktywistów, ale szeroko rozumiany świat ortodoksów przeszedł obok niej obojętnie. Jakby nie zdając sobie sprawy, że problemy ekologiczne dotykają egzystencji nas wszystkich.

Odkopana studnia

Jego relację z judaizmem ortodoksyjnym najkrócej można opisać dwoma słowami: „to skomplikowane”. Pochodzi z niereligijnej rodziny. Kiedy był w college’u, zaczął odkrywać dla siebie tradycję: „Czułem, jakbym odkopał dla siebie studnię, która żywiła moich przodków” – opisuje to doświadczenie, nawiązując do fragmentu z Tory, w którym Izaak odkopuje studnie swojego ojca Abrahama (Rdz 26).

Z czasem jednak na tym idealnym obrazie zaczęły pojawiać się rysy. Najwyraźniejszą był sposób traktowania kobiet w świecie ortodoksji. Inną, równie dokuczliwą, próby narzucania jednego sposobu dochodzenia do Boga i przeżywania wiary kosztem ludzkiej wolności. „Uważam, że poważnym grzechem wobec ludzkiej godności jest mówienie komuś, w co wolno mu wierzyć, a poważnym grzechem wobec Boga – wierzyć, że jest tylko jedna droga odkrywania świętości” – wyjaśnia. To był dla niego trudny moment – właśnie sporym wysiłkiem odkopał dla siebie studnię, a równocześnie wyraźnie czuł, że musi ją opuścić.

Zaczął chodzić do synagog reformowanych. Czuł się tam obco. W modlitwach brakowało mu pasji i zapamiętania, których doświadczał na zgromadzeniach ortodoksów. W połowie lat 90. postanowił założyć własny egalitarny minjan. Spotykali się na Manhattanie, w Nowym Jorku. Zgromadzenie modlitewne mężczyzn i kobiet, otwarte dla każdego, niezależnie od tego, czy był Żydem ortodoksyjnym, konserwatywnym czy reformowanym. Razem praktykowali tradycyjne formy modlitwy. Z czasem ta idea przeniosła się do innych miast w Stanach, a dziesięć lat później rabin Seidenberg wraz z przyjaciółmi założył stronę neohasid.org, gdzie udostępniali modlitwy, tradycyjne chasydzkie pieśni i wyjaśniali żydowskie rytuały wszystkim zainteresowanym, także nie-Żydom szukającym duchowych źródeł w różnych tradycjach.

David Seidenberg został wyświęcony na rabina zarówno w konserwatywnym Jewish Theological Seminary, jak i przez rabina Zalmana Schachtera-Shalomiego – jednego z założycieli ruchu odnowy żydowskiej i działacza na rzecz dialogu międzyreligijnego. Sam o sobie mówi, że jest „rytualnym prawicowcem” i „politycznym lewicowcem”. – Przekonałem się, że nawet w ramach jednego życia musisz wielokrotnie przekopać studnię swojego młodzieńczego ustanowienia. Nie przejmować się etykietami i kopać – zwierza się.

Jarmułka i środkowy palec

Petach lewaw kol bocea lachatof ha-ani we-ha-adama” – „Dotknij serc tych, którzy szukają jedynie zysków kosztem ubogich i ziemi”.

We wrześniu 2015 r., cztery miesiące po opublikowaniu encykliki „Laudato si’”, rabin Seidenberg na portalu opensiddur.org zamieścił autorskie tłumaczenie modlitwy papieża Franciszka „Za naszą Ziemię” na język hebrajski.

– Nie powiedziałbym na pewno, że mam gruntowną wiedzę na temat „Laudato si’” – odpowiada ostrożnie, kiedy pytam go o odbiór papieskiego dokumentu. – Dla mnie ważne jest podkreślenie wpływu zmian klimatycznych na życie najuboższych. To wyjątkowo dobitny sposób sformułowania tej myśli w Kościele katolickim.

„Jeśli zmiany klimatyczne się pogłębią, możemy spodziewać się, że będzie więcej wojen o zasoby, więcej zalanych terenów i pustynnienia, więcej uchodźców i większa presja na nasze systemy” – pisze na blogu.


Czytaj także: Solidarność i samotność - rozmowa z Ewą Bińczyk


Symbolem tego, jak bezwzględność wobec natury idzie w parze z okrucieństwem wobec innych ludzi, są dla niego właśnie te płonące gaje oliwne, podpalane przez izraelskich osadników.

To niejedyny obrazek, który wrył się w jego pamięć podczas wizyty na Zachodnim Brzegu. Brał udział w wyjeździe organizowanym przez Rabbis for Human Rights. Wraz z innymi rabinami podróżował od osady do osady autokarem z kierowcą Palestyńczykiem. Pewnego razu mijali grupę osadników – młodych ludzi w jarmułkach, z powiewającymi na wietrze frędzlami cicit. Ci, gdy tylko zobaczyli palestyński autobus, podnieśli się, wykrzykując coś i wyciągając w jego stronę środkowe palce. Rabin Seidenberg chciał im zrobić zdjęcie, poprosił więc kierowcę, żeby odrobinę zwolnił. Kierowca nie posłuchał, ze stężałą twarzą jeszcze bardziej przyspieszył. Strach w jego oczach wystarczył za wszystkie opowieści o terrorze, którego palestyńscy mieszkańcy doświadczają tu na co dzień.

W 2007 r., kiedy buldożery stanęły przed beduińską wioską Umm al-Hiran (na jej miejscu miała powstać żydowska osada), zorganizował akcję Save the Negev. Zamierzali wywrzeć presję na amerykańskie biuro Żydowskiego Funduszu Narodowego, które finansowało budowę nowych ośrodków na miejscu beduińskich wiosek. Choć Fundusz ugiął się pod tymi naciskami, Umm al-Hiran i tak została zburzona, a izraelski sąd najwyższy pobłogosławił tę decyzję, uznając ją za całkowicie zgodną z prawem.

– Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Wcale nie na lepsze. Obecna sytuacja Beduinów z Negewu regulowana jest przez rasistowską politykę rządu – mówi rabin Seidenberg. – Zdaje się, że nie ma teraz możliwości, byśmy mogli tu, w Stanach, realnie wpłynąć na tę kwestię.

Zresztą poczynaniom własnego rządu przygląda się z tym samym oburzeniem. W poście opublikowanym na Tisza be-Aw, święto, kiedy Żydzi wspominają zburzenie Pierwszej i Drugiej Świątyni Jerozolimskiej, stanowczo sprzeciwiał się polityce migracyjnej Stanów Zjednoczonych. „Tisza be-Aw upamiętnia doświadczenie uchodźstwa, bycia wrzuconym we wrogi świat, bez schronienia i opieki – pisze. – Musimy stale o tym pamiętać, by otworzyć się na człowieczeństwo współczesnych uchodźców i przybyszów”.

Król Achasz-wirus

Na ostatnie święto Purim założył połyskliwy kaftan i tekturową koronę. Do zdjęcia pozuje ze zmierzwionymi włosami, udawanym przerażeniem, z opakowaniem płynu dezynfekcyjnego w wyciągniętej ręce. Kim jestem? – zapytał znajomych na Facebooku. „King Ahash­virus” – odpisał ktoś, robiąc aluzję do perskiego króla Achaszwerosza, męża biblijnej Estery. „Koronawirus grany przez ­Johnny’ego Deppa?” – zgadywał ktoś inny. „Tylko micwa, a nie wirus!” – skomentował jeszcze ktoś.

„Grał fantastyczny klezmerski band Burikes – opisywał później ten wieczór. – Próbowałem tańczyć z największym zapamiętaniem, na jakie mogłem się zdobyć, będąc świadomym wirusa, wiedząc, że to może być ostatni raz, kiedy tańczymy pełni radości, w tłumnym kole, przez długi czas”.

Kilka tygodni później, jak wielu Żydów w Stanach, Izraelu i na całym świecie, świętował najdziwniejszą Paschę w swoim życiu – Paschę czasów lockdownu: bez rodzinnych spotkań, bez sederu z przyjaciółmi.

„To jasne: koronawirus nie jest spowodowany przez zmiany klimatyczne. Jest jednak wynikiem takiego samego podejścia: tego, jak postrzegamy siebie i naszą kulturę. Że można użyć i zużyć świat wokół nas – napisał na blogu, nawiązując do hipotezy, że pandemia ma swój początek na targu zwierząt w Wuhan. – Jeśli potraktowalibyśmy zmiany klimatyczne równie poważnie jak epidemię koronawirusa – a zniszczenie globalnego klimatu jest znacznie bardziej zabójcze pod względem skali i zakresu – wiele moglibyśmy zmienić. Po ustaniu pandemii dużym wyzwaniem będzie przeciwstawienie się pragnieniu, by robić wszystko dokładnie tak jak przedtem, zamiast tworzyć nową, bardziej zrównoważoną normalność”.

Choć globalne zmiany klimatyczne zdają się coraz bardziej nieuniknione, rabin Seidenberg wciąż nie traci nadziei.

– Muszę walczyć – mówi. – Dla mojego dziecka, dla przyszłych pokoleń, dla sprawiedliwości. Wciąż ważnym pytaniem jest, jak duchowo podejdziemy do kryzysu klimatycznego. Czy weźmiemy odpowiedzialność za to, co zrobiliśmy? I jaki rodzaj cywilizacji będziemy budować? Czy niedostatek i zniszczenia poprowadzą nas w stronę rządów autorytarnych – tak jak to już się dzieje w wielu miejscach na świecie? Czy przeżyjemy przebudzenie, tworząc prężne, demokratyczne społeczności, które ukształtują nową przyszłość? Wszystko jest w naszych rękach. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2020