„Nareszcie się katole obudziły”, czyli chrześcijanie w obronie zwierząt

Wiadomo, że nie wolno ich męczyć, zadawać im bólu – mówi chrześcijański aktywista na rzecz praw zwierząt. – Ale lepiej uświadomić sobie, co tracimy, nie kochając ich.

03.10.2022

Czyta się kilka minut

Marsz Wyzwolenia Zwierząt. Warszawa, 4 września 2021 r. / MACIEK JAŹWIECKI / AGENCJA WYBORCZA.PL
Marsz Wyzwolenia Zwierząt. Warszawa, 4 września 2021 r. / MACIEK JAŹWIECKI / AGENCJA WYBORCZA.PL

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Jak można być miłosiernym wokół grilla, wiedząc, jakie życie i śmierć miały istoty, które grillujemy? – woła Barbara Niedźwiedzka. – Jak można zaprowadzać pokój, kiedy poluje się i łowi dla rozrywki i błogosławi takie zachowania? Jak można być dobrym nad niedzielnym rosołem z umęczonego kurczaka?

Stoi z mikrofonem pod Kolumną Zygmunta wśród uczestników warszawskiego Marszu Wyzwolenia Zwierząt. To cykliczne wydarzenie organizowane przez aktywistów walczących o prawa „tych, którzy głosu nie mają”. Niedźwiedzka bierze w nim udział po raz drugi, jako reprezentantka nieformalnej grupy facebookowej „Chrześcijanie dla zwierząt”. W tym roku zdecydowała się zabrać głos.

– Czy wyobrażacie sobie, że Chrystus krzywdzi zwierzęta? Że więzi je w klatkach, razi prądem, eksploatuje do wyczerpania? – rzuca w tłum.

Wśród czterystu uczestników manifestacji czteroosobowa reprezentacja „Chrześcijan dla zwierząt” nie wygląda imponująco. A jednak zwracają uwagę. W oczy rzucają się flagi z logo grupy: sylwetką leżącego wilka i przytulonego do jego boku baranka, wpisanymi w bryłę budynku zwieńczonego krzyżem, graficznym przedstawieniem słów proroctwa z Księgi Izajasza (Iz 11, 6).


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Montują zbiorniki na deszczówkę i modlą się o ochronę stworzenia. Czy pojedyncze rozsiane po Polsce parafie są zwiastunem nowego? >>>>


– Tak, byliśmy tam wśród samego lewactwa – wspomina z uśmiechem Niedźwiedzka. – Mówię to trochę przekornie, bo tak naprawdę kocham tych ludzi za to, co robią. Ale trzeba przyznać, że byliśmy tam kompletną egzotyką. „Nareszcie się katole obudziły” – usłyszałam od kogoś. Aktywiści na rzecz praw zwierząt doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli chcą powszechnej zmiany, to muszą dotrzeć także do wierzącej części społeczeństwa.

– Ludzie podchodzili do nas, zagadywali – opowiada Aleksander Kędziorek, który wziął udział w marszu wspólnie z żoną. – Jeden chłopak, przechodząc obok nas, rzucił: „Chyba jesteście w mniejszości”. Nie odebrałem tego jako wyrazu niechęci lub wrogości.

Właściwie to mógłby mu przyznać rację.

Grzeszna dieta?

W ostatnich 20 latach Polska stała się jednym z największych producentów mięsa – czytam w raporcie „Atlas mięsa. Fakty i dane na temat zwierząt, które zjadamy” opracowanym przez Fundację im. Heinricha Bölla i Instytut na rzecz Ekorozwoju. Według prezentowanych danych zajmujemy pierwsze miejsce w UE w produkcji drobiu oraz kolejno czwarte i siódme, jeśli chodzi o produkcję wieprzowiny i wołowiny. W 2019 r. w naszym kraju żyło 225,6 mln kur, 11,2 mln świń i 6,3 mln bydła. Absolutna większość z nich całe swoje życie spędziła w ciasnych klatkach i boksach hodowli przemysłowej.

– Moja wrażliwość na sytuację zwierząt rozwijała się z czasem – opowiada Aleksander Kędziorek. – Duży w tym udział Ani, mojej żony. Pamiętam taką sytuację z pierwszych lat naszego małżeństwa, gdy siedzieliśmy nad stawem i patrzyliśmy na pływające po nim kaczki krzyżówki.

– Rozmyślałam wtedy, jak wygląda ich życie, co czują, jakie mają zmartwienia i radości – dopowiada Anna. – W tym samym momencie odezwał się Olek: ciekawe, czy taką kaczkę można by było zjeść.

– Z jedzenia ssaków i ptaków zrezygnowaliśmy już dawno – dodaje Aleksander. – Ostatnio obejrzeliśmy drastyczny dokument, „Dominion”, który pokazuje, jak brutalnie traktuje się zwierzęta. Dotyczy głównie wielkich hodowli przemysłowych, ale nie tylko. Myślę, że trzeba mieć psychopatyczny rys osobowości, żeby ten obraz w ogóle nie poruszył. My podjęliśmy decyzję, że niemal całkowicie wyłączymy z naszej diety produkty pochodzenia zwierzęcego.

Według sondażu IQS z 2019 r. w Polsce na dietę wegetariańską lub wegańską decyduje się zaledwie 1 proc. populacji, a 43 proc. deklaruje zmniejszenie ilości zjadanego mięsa.

– Dieta wegetariańska przestaje dziwić, choć zmiany następują bardzo powoli – mówi Marta Saratowicz, także związana z grupą „Chrześcijanie dla ­zwierząt”. – Pamiętam jeszcze kilkanaście lat temu, gdy byłam z mamą na wczasach, przez cały turnus jadłam na obiad jajko sadzone, bo panie w kuchni kompletnie nie miały pomysłu na bezmięsny posiłek. Moje dziesięcioletnie dziecko przez całe swoje życie nie miało w ustach choćby kawałka mięsa. Gdy było malutkie, pediatra zapraszała mnie na cykliczne wizyty. Nie mieściło jej się w głowie, że dziecko na wegetariańskiej diecie może się tak dobrze i zdrowo rozwijać.

– To nie jest wyłącznie problem ludzi wierzących. My wszyscy jesteśmy tacy. Ludzie po prostu za bardzo lubią mięso i mleko, żeby z nich zrezygnować – mówi z żalem Niedźwiedzka. Sama od kilku lat jest na diecie wegańskiej. Czasem robi wyjątek i zjada jajko od znajomej kury. – Uważam jednak, że my, chrześcijanie, powinniśmy być pod tym względem lepsi. Pokazywać, że zwierzęta nie muszą cierpieć.

– Daleki byłbym od stwierdzeń, że weganin jest lepszym chrześcijaninem – mówi ostrożnie ks. Dariusz Jaślarz, proboszcz parafii w Manowie koło Koszalina, który od kilku miesięcy uczestniczy w spotkaniach „Chrześcijan dla zwierząt”. – Nasze ciała są z tej ziemi i tak zostaliśmy stworzeni, że potrzebujemy do życia białka organicznego, w tym tego pochodzącego od zwierząt. Dla mnie to decyzja indywidualna i wszystko zależy od tego, jaka intencja jej towarzyszy. Inaczej natomiast patrzę na problem hodowli przemysłowych. Forma, jaką przyjmują, orientacja na zysk bez oglądania się na dobro zwierząt, obciąża ludzkie sumienia. W końcu chciwość to jeden z wskazywanych przez Kościół grzechów głównych.

Wielka luka

Katechizm Kościoła Katolickiego na temat stosunku ludzi do zwierząt daje wskazania ogólnikowe i pozostawiające sporo „ale”. „Bóg powierzył zwierzęta panowaniu człowieka, którego stworzył na swój obraz. Jest więc uprawnione wykorzystywanie zwierząt jako pokarmu i do wytwarzania odzieży. Można je oswajać, by towarzyszyły człowiekowi w jego pracach i rozrywkach. Doświadczenia medyczne i naukowe na zwierzętach są praktykami moralnie dopuszczalnymi, byle tylko mieściły się w rozsądnych granicach i przyczyniały się do leczenia i ratowania życia ludzkiego. Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie. Równie niegodziwe jest wydawanie na nie pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie. Można kochać zwierzęta; nie powinny one jednak być przedmiotem uczuć należnych jedynie osobom” (punkty 2417–2418).


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Nasza cywilizacja i nasza religijność pełne są hałasu, który niszczy ciało i nie pozwala rozwinąć się duszy. Powrót do ciszy – choć trudny – jest koniecznością >>>>


A jak wygląda kościelna praktyka?

Konferencje na temat etyki chrześcijańskiej wobec zwierząt, na których chwaleni są myśliwi, a wśród honorowych gości znajdują się hodowcy zwierząt futerkowych (jak debata w Muzeum Jana Pawła II w Częstochowie w sierpniu 2020 r. i sympozjum „Oblicza ekologii” w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu w styczniu 2020 r.), to na szczęście kuriozalny margines.

W większości parafii temat zwierząt i moralnych obowiązków chrześcijan wobec innych stworzeń jest po prostu nieobecny.

– Właściwie nie przypominam sobie żadnego kazania, które odnosiłoby się do tego tematu – mówi Anna Kędziorek. – Raz tylko były proboszcz naszej parafii usłyszał w radiu jakiś materiał o ślimakach i nawiązał do niego w niedzielę. Rzucił uwagę, że ludzie zamiast zajmować się innymi ludźmi, samotnymi i starszymi, poświęcają swój czas ślimakom. I że tak nie powinno być. Trudno było zrozumieć, o co mu konkretnie chodzi.

Grupa „Chrześcijanie dla zwierząt” powstała, żeby wypełnić tę lukę. Kilka lat temu założył ją Antoni Kardas, wówczas student teologii. Z czasem liderką została Barbara Niedźwiedzka, informatolog w obszarze medycyny, która po przejściu na emeryturę poświęciła się zgłębianiu tematu relacji chrześcijaństwa wobec zwierząt.

Marta Saratowicz mówi, że w grupie odnalazła zrozumienie: – Wychowałam się w rodzinie katolickiej, która kocha zwierzęta. Relacje z innymi stworzeniami zawsze były dla mnie ważne. Odkąd sięgam pamięcią, brakowało mi tego tematu w kościele. Gdy próbowałam dopytywać księży, zwykle byłam zbywana. Właściwie trochę też przez to oddaliłam się od Kościoła. Dla mnie nie było w tym logiki, że Boga, który jest miłością, pokazuje się jako obojętnego na cierpienie stworzonych przez niego istot. Szukałam odpowiedzi na te moje wątpliwości w różnych lekturach i tak trafiłam na „Chrześcijan dla zwierząt”. Znalazłam ludzi, którzy myślą podobnie jak ja. Bo przez większość życia czułam się trochę jak UFO wśród moich współwyznawców.

Grupa nie tylko przygląda się nauczaniu Kościoła wobec pozaludzkich stworzeń, ale też podejmuje konkretne działania, takie jak udział w marszu lub zachęcanie proboszczów, by zwrócili uwagę na sytuację psów trzymanych na łańcuchach.

– Jest taka inicjatywa międzynarodowa, Platforma Działania Laudato Si’, na której różne organizacje, wspólnoty, rodziny i osoby prywatne mogą zgłaszać zobowiązania, jak będą realizować w swoim środowisku przesłanie encykliki – opowiada Saratowicz. – Te zobowiązania grupowane są wokół różnych celów: ­odpowiedź na wołanie Ziemi, odpowiedź na wołanie ubogich, ekonomia ekologiczna, edukacja ekologiczna itd. Razem z Basią zauważyłyśmy, że w zasadzie w ogóle nie jest tam podejmowany problem stosunku do żywych stworzeń i podjęłyśmy działania, by przekonać organizatorów tej platformy do wyodrębnienia osobnego celu: odpowiedź na wołanie zwierząt. Nawiązałyśmy też kontakty z teologami z różnych krajów zajmującymi się tym zagadnieniem – razem z nimi próbujemy stworzyć podbudowę teoretyczną do takiego celu i opracować materiały pomagające organizować działania w obronie zwierząt. Mamy za sobą pierwszy sukces, bo organizatorzy platformy zaprosili nas na spotkanie, żeby omówić problem.

Czworonogi proboszcza

– Wcześniej nigdy nie miałem zwierząt domowych – mówi ks. Dariusz Jaślarz. – Moja mama była pedantką, więc o psie w rodzinnym domu w ogóle nie mogło być mowy. Nie wyobrażałem też sobie, że mógłbym kiedykolwiek grzebać w ziemi. Przez lata prowadziłem duszpasterstwo lekarzy w Kołobrzegu i na pożegnanie, gdy wyjeżdżałem na probostwo do Manowa, dostałem od nich książkę „Maja w ogrodzie”. Do dziś wspominają, jak się skrzywiłem na jej widok. Pomyślałem, że jedyne, na co się przyda, to będzie ładnie wyglądała na półce.

Dziś ks. Dariusz jest opiekunem suczki Tosi i psa Kubusia. Niedawno na plebanię wprowadziła się czarno-biała kotka.

– Odkąd przypałętały się do mnie psy, zacząłem dużo więcej myśleć o żyjących wśród nas zwierzętach – mówi.

Wciągnął się też w ogrodnictwo. Dba, żeby wśród posadzonych roślin znalazły się takie, które stanowią dobre kryjówki dla zapylaczy. Na pobliskich drzewach powiesił budki lęgowe dla ptaków, a pomiędzy grządkami zbudował domki dla jeży.

– Bliska jest mi duchowość franciszkańska – tłumaczy. – Wbrew temu, co się sądzi, myśl ekologiczna nie jest wymysłem nowoczesności, ale w zakonach praktykowana jest od wieków. Kiedy zostałem proboszczem na wsi, dostrzegłem możliwość gromadzenia wokół siebie ludzi i zwierząt, pokazywania obecnej w Kościele troski o stworzenie.

Od kilku lat w niedzielę po wspomnieniu św. Franciszka zaprasza parafian wraz z ich pupilami na nabożeństwo pod kościołem. Nie tylko błogosławi zwierzęta, ale w ramach kazania przybliża idee encykliki „Laudato si”.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Abp WIKTOR SKWORC: Nie zwracamy uwagi, czym palimy w piecach, produkujemy niebotyczne ilości śmieci, kupujemy więcej, niż możemy zjeść. Taka postawa powinna być oceniona w kategorii grzechu ciężkiego >>>>


– Tak, człowiek jest koroną stworzenia, ale zanim Pan Bóg stworzył człowieka, powołał do istnienia cały bogaty świat przyrody. Nie możemy być na to obojętni – mówi.

Gorsze czy po prostu inne?

Św. Tomasz z Akwinu i jego hierarchia bytów zaczerpnięta z filozofii Arystotelesa wciąż silnym piętnem odbijają się w kościelnej narracji o zwierzętach. Zadawanie się ze stworzeniami z niższych szczebli drabiny wydaje się ryzykowne i podejrzane.

Podczas jednej z audiencji generalnych papież Franciszek krytycznie odniósł się do ludzi, którzy zamiast zakładać rodziny, podejmują się opieki nad zwierzętami.

– A dla mnie Funio, nasz kot, jest trochę jak adoptowane dziecko innego gatunku – mówi Aleksander Kędziorek. – Gdyby spotkało go coś złego, to, mówiąc delikatnie, bylibyśmy w bardzo złej kondycji psychicznej. Kiedy modlę się za moich bliskich, to wspominam oczywiście moją żonę, rodziców i przyjaciół, ale też obejmuję modlitwą Funia.

– Kiedy jeszcze w domu rodzinnym odszedł nasz 17-letni kot, bardzo to przeżyłam – dodaje Anna. – Przecież właściwie większość życia spędziłam z Mikusiem. Niedługo później poszłam do kościoła i zapaliłam w jego intencji świeczkę.

– Czasem słyszy się zarzut, że troska o zwierzęta zastępuje troskę o innych ludzi – zauważa Aleksander. – Nie zgodzę się z tym. Z zawodu jestem psychologiem, pracuję w warsztatach terapii zajęciowej dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, prowadzę psychoterapię. Kiedy tylko mam możliwość, przekazuję datki pieniężne na Caritas, na budowę studni w Afryce lub na leczenie chorych dzieci. Staram się pomagać i ludziom, i zwierzakom.

Barbara Niedźwiedzka przyznaje, że drażni ją antropomorfizowanie świata przyrody.

– Nie traktuję zwierząt jak ludzi. Ale też nie czuję się od nich lepsza. Mało tego: zakładam, że nie znam ich duchowości. To może być zupełnie nieprzystawalne do naszych kategorii, ale ja bym nie wykluczała, że one mają jakieś życie wewnętrzne i tajemniczą komunikację z Panem Bogiem.

Tomasz Jaeschke, dawniej duchowny katolicki, dziś prowadzi duszpasterstwo ludzi i zwierząt poza strukturami instytucjonalnego Kościoła.

– Towarzyszę ich wspólnym relacjom – opowiada. – W tym widzę moją misję. Jestem z tymi, którzy stracili ukochanego czworonożnego przyjaciela i zamiast słów pociechy usłyszeli: „Nie płacz po kocie, do cholery”. Jak mają nie płakać, skoro z ich życia zostało wyrwane coś, co wzbogacało ich na co dzień? Błogosławię zwierzęta, dokładnie tak samo jak błogosławiłem i nadal błogosławię ludzi: chorych, smutnych, umierających. Z tą samą troską i tą samą modlitwą do Boga, by spojrzał na nie i ulżył w cierpieniu, obdarzył radością z życia. Tak, jestem przekonany, że każde z nich ma duszę.

Rozejm z myszami

Tomasz Jaeschke wspomina czuwanie pod rzeźnią w Monachium i moment, kiedy na chwilę jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem świń wiezionych nocnym transportem. To, jak zobaczył w nim czysty strach. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” – pomyślał wtedy.

– Mam czasem wręcz duchowe doświadczenia, kiedy patrzę w oczy zwierząt – mówi Anna. – Coś za nimi jest: uczucia, głębia, Boże tchnienie.

W tradycji chrześcijańskiej zapisało się wiele opowieści o świętych i ich pełnych pokoju relacjach z dzikimi zwierzętami. Św. Hieronim, który wyciągnął kolec z łapy lwa. Św. Franciszek mediujący między wilkiem a mieszkańcami Gubbio. Św. Róża żyjąca w zgodzie z komarami. Są jak tęsknota za nowym światem, który przekracza granice międzygatunkowej rywalizacji.

Barbara Niedźwiedzka też ma swoją opowieść. Przez pół roku mieszka na wsi. Zimą do jej domu zawsze wprowadzały się myszy.

– Wszystko było zjedzone, nawet pościel. Z początku, z bólem serca, zostawiałam im trutki. Ale potem – to będzie brzmiało bardzo irracjonalnie – po prostu powiedziałam im: musimy się dogadać, zrezygnuję z trutki, a wy dacie mi spokój. Od tego czasu pojawiają się w domu pojedyncze myszki, ale nie ma już tak strasznych zniszczeń. Cokolwiek się wydarzyło, udało nam się jakoś pogodzić.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Głaskane i błogosławione