To tylko demokracja...

...i aż demokracja. Zakończyła się najdłuższa - bo rozpoczęta wraz z powołaniem komisji śledczej ds. afery Rywina - kampania wyborcza III RP. To wtedy ogłoszono sztandarowe hasło zwycięskich dziś partii - budowę IV Rzeczypospolitej, i wtedy wyłonił się kandydat na premiera. Ale demokracja pokazała, jak kapryśną bywa damą.

02.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Ten, który jeszcze niedawno głosił się wyborczym zwycięzcą i widział się w roli szefa rządu, po ogłoszeniu wyników poczuł smak porażki (w większej mierze prestiżowej, bo współrządzić pewnie będzie) i musiał robić dobrą minę do nie najlepszej gry.

Czwarta i trzecia

Tak jak dotychczasowy wynik wyborczy Platformy zachwiał pewnością siebie Jana Rokity, tak frekwencja wyborcza - znacznie niższa od prognozowanej - powinna skłonić obie zwycięskie partie do zastanowienia się, czy dalej mogą tak wysoko trzymać sztandar budowy IV Rzeczypospolitej.

Możliwe, że część niegłosujących uznała, że jest im obojętne, kto rządzi, ponieważ ich przyszłość zależy od nich samych, a polityka nie stanowi dla nich specjalnego zagrożenia. W taki sposób niską frekwencję zinterpretuje optymista. Realista stwierdzi, że wyniki zwycięzców, czyli PiS (ok. 26 proc.) i PO (ok. 24 proc.), powinny być dla tych partii z jednej strony powodem do radości, ale z drugiej ostrzeżeniem: Polacy niekoniecznie życzą sobie tego, czego chcą liderzy polityczni.

Koalicja PiS-PO uzyskała nieco ponad połowę głosów z niecałych 40 proc. uprawnionych. Powiedzmy wprost: przyszły rząd będzie się cieszył poparciem co piątego dorosłego Polaka. A to znaczy, że zwolenników Czwartej wśród mieszkańców Trzeciej RP jest niewielu. Tym bardziej że nie każdy wyborca PiS, a zwłaszcza PO (np. ten, którego urzekły propozycje obniżenia podatków), oddał głos na tak radykalną przebudowę państwa. Partia Kaczyńskich zwyciężyła, bo w ostatniej chwili zrezygnowała z retoryki rewolucyjnej, zastępując ją atakami na PO i hasłami socjalnymi. Partia Rokity i Tuska poniosła względną porażkę także dlatego, że poczucie sukcesu uśpiło część jej wyborców.

Ci, którzy zostali w domu, bądź nie wierzą w to, że ich głos ma jakiekolwiek znaczenie, bądź nie przejęli się hasłami o konieczności rewolucji moralnej. Ale można podejrzewać, że hasło odnowy państwa głoszone przez polityków, których twarze znamy od lat i którzy uczestniczyli w jego budowaniu, nie brzmiało zbyt wiarygodnie. Może to wreszcie sygnał, że zamiast szermować szczytnymi hasłami wypadałoby wyborcom przedstawić jakąś spójną wizję?

Programy i ambicje

Wynik wyborów w Polsce - bo niestety nie frekwencja - przypomina poniekąd sytuację w Niemczech. Przy równowadze sił między dwoma głównymi konkurentami trudno o trwałą i skuteczną koalicję rządową. Tam i tu wchodzą w grę różnice programowe. PiS ma skłonności narodowo-socjalne, a PO reprezentuje nurt konserwatywno-liberalny.

W kwestii programu można się w końcu dogadać, ale lojalną współpracę mogą komplikować ambicje przywódcze. Zarówno Kaczyńscy, jak i Jan Rokita czekali na ten moment kilkanaście lat. Bracia Kaczyńscy w pierwszych latach transformacji ustrojowej byli, wedle ówczesnych ankiet, najbardziej nielubianymi politykami. Uchodzili za tych, którzy burzą. Teraz stanęli przed szansą pokazania, że potrafią budować. Tym bardziej że sukces parlamentarny zwiększa szanse Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.

Jan Rokita, działając w polityce od 1989 r., był stale w cieniu innych. Równocześnie wciąż wierzył, że uda mu się stworzyć wielką formację, a stając na jej czele, pokieruje państwem. Od wielu miesięcy miał prawo sądzić, że marzenia te się urzeczywistnią. Nie ma wszak wątpliwości, że to Rokita jest architektem sukcesu PO i zapoczątkował go błyskotliwymi wystąpieniami podczas posiedzeń komisji badającej sprawę Rywina. Mimo to jaśniej świeci dziś gwiazda Donalda Tuska. I jeśli sondaże prezydenckie potwierdzą się w wyborach, to on okaże się głównym wygranym w PO. Szanse Rokity, by w najbliższym czasie stanąć na czele rządu, są bliskie zera. Kaczyńscy nie skrywają, że ich partia chce mieć i premiera, i prezydenta, i... Rokitę w rządzie, jako jednego z wielu ministrów i może wicepremiera. Dla “premiera z Krakowa" ten układ może być nie do przyjęcia.

Za rok kryzys?

Jeśli PO-PiS stworzy rząd, Platforma, zepchnięta do drugiego szeregu, nie mogąc realizować zamierzeń, a żyrując politykę PiS-u, może dojść do wniosku, że płaci za współrządzenie nadmierną cenę. Politycy tej partii mogą więc zacząć akcentować dystans do koalicjanta i surowo recenzować jego poczynania, by w razie kryzysu móc powiedzieć: my właściwie byliśmy przeciw.

Jakikolwiek będzie nowy rząd, może długo nie przetrwać. Żaden premier III RP, wyjąwszy Jerzego Buzka, nie przetrwał czteroletniej kadencji, a nawet utrzymywanie się Buzka na stanowisku nie oznaczało bynajmniej niezmienności jego gabinetu czy sprawnego rządzenia. Spory między koalicjantami przesłoniły interes państwa i jego obywateli.

Uśpiony do tej pory bakcyl kłótliwości polskiej prawicy może znów dać o sobie znać. Bo obecne wybory parlamentarne, wbrew pozorom, nie tak wiele rozstrzygnęły. Trwa walka o prezydenturę, za niewiele ponad rok czekają nas wybory samorządowe... Chęć uzyskania w nich dobrego wyniku może sprawić, że rzekomo odrobiona lekcja upadku rządu Hanny Suchockiej i kompromitującego upadku AWS pójdzie w zapomnienie.

Jeżeli więc historia znów się powtórzy, jest rzeczą oczywistą, że na ewentualnym, a wedle niektórych nieuniknionym kryzysie rządowym - powiedzmy za rok - zyskają partie dziś opozycyjne (Liga Polskich Rodzin, Samoobrona, Sojusz Lewicy Demokratycznej).

Bo tak naprawdę bardziej głosujemy przeciwko komuś - kto nas np. zawiódł. Stąd efekt wahadła od lewej do prawej i z powrotem, tak bardzo utrudniający marsz do przodu. Każdy zwycięzca wyborów dramatycznie przegrywał w następnych. Wyjątkową cenę płaci się w Polsce za bycie u władzy, nawet wówczas, gdy próbuje się naprawiać państwo: wylatuje się za burtę, giną partie, a w zamian powstają nowe, obiecujące proste rozwiązania naszych bolączek. Raz jeszcze się okazało, że dwie różne ordynacje wyborcze (proporcjonalna do Sejmu i większościowa do Senatu) dają podobne wyniki. A więc rzecz nie w takiej czy innej ordynacji. Tak czy inaczej głosujemy na partie, a nie na ludzi.

Ale bądźmy spokojni, Rzeczpospolita wytrzyma kolejne zawirowania. Ramy ustrojowe są na szczęście dość solidne. Oczywiście Konstytucję można zmieniać i poprawiać, ale to niekoniecznie musi przełożyć się na obiecane przez obu zwycięzców w kampanii wyborczej uczciwe państwo.

Życzenia do rządu

Nie zawsze to, co dobre dla mojej partii, jest dobre dla państwa i jego obywateli. Przyszły rząd zasłuży na dobre imię, jeśli rzeczywiście ukaże ludziom szansę pójścia do przodu, tak, by chcieli żyć w naszym kraju. A to oznacza szacunek dla wszystkich, także niechętnych rządzącym, i pewną pokorę wobec rzeczywistości: uświadomienie sobie proporcji między zamierzeniami a realnymi możliwościami.

Nie wolno też ignorować tych, którzy świadomie pozostają z boku, oraz tych, którzy wciąż żyją w niezmieniających się obszarach lęków wszelkiego rodzaju, a ratunek dla siebie widzą w takich np. formacjach, jak LPR i Samoobrona.

Jutro tak wiele się nie zmieni. Choćby dlatego, że nowy rząd powstanie zapewne pod koniec października, a więc za późno, by w sposób istotny zmienić budżet przygotowany przez rząd Marka Belki, o obniżeniu podatku nie wspominając.

W tej kampanii wyborczej mówiło się wiele o moralności, honorze, prawdzie i sprawiedliwości. Nie ma powodów, by zakładać, że hasła te padały tylko z cynicznych pobudek. Niewątpliwie liderzy PO i PiS wierzą, że uda im się zbudować uczciwe państwo. Niezależnie od tego, jakie mamy poglądy polityczne, wypada im tego w dobrze pojętym własnym interesie życzyć.

---ramka 370155|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2005