To Tu!

Obok pieca do focacci sklep z płytami winylowymi i księgarnia. I najgorętsza muzyczna scena w Warszawie. Teraz zagra na niej Peter Brötzmann.

05.08.2013

Czyta się kilka minut

Joe McPhee na scenie warszawskiego klubu „Pardon, To Tu” / Fot. Piotr Lewandowski
Joe McPhee na scenie warszawskiego klubu „Pardon, To Tu” / Fot. Piotr Lewandowski

A może my też rzucimy pracę? – mówi dziewczyna do chłopaka, stojąc w progu „Pardon, To Tu”. Jest południe. Na kanapie, pod tablicą z programem, śpi Daniel Radtke – właściciel klubu i opiekun tutejszej sceny. W kącie na drugiej kanapie śpi Magda Dudek – współzałożycielka i managerka „Pardonu”. Na środku lokalu śpi Ykos – seter angielski, pies Daniela. I choć w pismach promujących właściwe style życia, co sezon znaleźć można artykuły o ludziach, którzy odeszli z korporacji, by spełnić marzenie o własnej kawiarni, ten tekst będzie inny. Podobnie jak inny jest warszawski „Pardon, To Tu”, na którego niewielkiej scenie 7 i 8 sierpnia zagra z polskimi muzykami Peter Brötzmann – saksofonista, legenda wolnej improwizacji.


LISTA CHWAŁY

Lokal jest niewielki. Raptem 10 m2 sceny nieoddzielonej od baru. No i ta nazwa: „Pardon, To Tu”. O co w ogóle chodzi?

– Z tego przecinka jestem dumny! Zawsze chciałem mieć w nazwie przecinek – mówi Radtke, 34-latek, wcześniej szef logistyki w dużej zagranicznej firmie odzieżowej. Kiedy miał 8 lat, wyjechał wraz z rodzicami z Pucka do Niemiec.

– Kim jestem z wykształcenia? Codziennie sobie zadaję to pytanie – śmieje się. – Na pewno nie logistykiem. Chodziłem do szkoły muzycznej. Od 15-16 roku życia byłem skupiony na muzyce i to zrujnowało moje myślenie o studiach.

Miał dwa zespoły, działał w stowarzyszeniach promujących kulturę, prowadził klub w budynku starego dworca w Schweinfurcie. Nadszedł jednak moment, w którym musiał podjąć bardziej regularną pracę.

Tak trafił do korporacji. Gdy awansował, zaproponowano mu kierowniczy kontrakt: dwa lata w Polsce. Z dwóch lat zrobiło się sześć, ale gdy zaszły zmiany w centrali, okazało się, że kariera Daniela dobiegła końca. Postanowił jednak nie wracać do Niemiec.

– Nie znałem Polski, bo cały czas siedziałem w pracy. Dopiero wtedy zacząłem poznawać Warszawę, chodzić na spacery. Dowiedziałem się, w jakim mieście żyję. Przez przypadek poznałem właściwych ludzi – m.in. Joannę Szymajdę, która jest teraz wicedyrektorką Instytutu Muzyki i Tańca. Ta znajomość otworzyła mi dużo możliwości w sferze tanecznej. Zacząłem pisać muzykę do spektakli i pracować w Teatrze Wytwórnia.

Latem 2011 r. jego bracia otworzyli w Jastrzębiej Górze małe bistro „Focaccie & Vino”. Nazwa lokalu doskonale zdradzała jego minimalistyczne menu. Bogaty wybór wina oraz wypiekany na miejscu włoski specjał jako alternatywa dla wszechobecnych gofrów i kebabów przyniósł tawernie spory sukces. Gdy wrócił do Warszawy, okazało się, że teatr, w którym pracował, wkrótce zostanie zamknięty.

Choć nie planował wcześniej otwierania własnego miejsca, im bliżej było końca teatru, tym pomysł zaczął mu się bardziej podobać.

– Pierwsze, co tutaj włożyłem, to była scena. Jeszcze przed budową baru scena już stała – wzięta oczywiście z Teatru Wytwórnia. Wiedziałem, że skoro mam takie miejsce otworzyć, to chcę, by odbywały się koncerty, wydarzenia – to było jasne. Nigdy nie chciałem być gastronomem, ale zawsze myślałem, że fajnie byłoby mieszać ze sobą różne rzeczy – stąd obok pieca do focacci sklep z płytami winylowymi czy księgarnia były planowane od samego początku.

Jego muzyczne zainteresowania udokumentowane są na scenie „Pardon, To Tu”: na głównej ścianie lokalu, na czerwonym tle białymi literami wymalowana jest przytłaczająco długa lista muzyków: od Sigur Rósa i Franka Zappy, Republiki i Sufjana Stevensa, Lou Reeda i Jana Sebastiana Bacha, przez Fryderyka Chopina, Marka Grechutę, Django Reinhardta, Johna Coltrane’a, Piotra Szczepanika – nazwiska zdają się nie kończyć, a przy tym układają się w pewien muzyczny horyzont.

– To był mój pomysł – mówi Daniel. – W pierwotnym projekcie miały być 592 zespoły, a ich nazwy miały ułożyć się w płytę winylową. Były podzielone na pięć kategorii, od tych najfajniejszych, po dobrze rokujące. Przez pół roku przychodziła tu dziewczyna i od 10 do 17 malowała nazwy zespołów z listy, którą codziennie jej dawałem, spisaną z mojego odtwarzacza. Kiedy wykonawcy pytają: gdzie ja jestem?, odpowiadam: jeszcze nie zasłużyłeś.

Jesienią zeszłego roku do klubu przy placu Grzybowskim w Warszawie zawitał Joe McPhee – znakomity saksofonista i trębacz, jedna z ikon improwizowanej sceny Nowego Jorku i Chicago. W przerwie koncertu zwrócił się do publiczności: – To jest wspaniałe miejsce, a uwierzcie mi, nie ma takich wiele, nawet w USA.

Do „Pardon, To Tu” nie przychodzi się, by pokazać się na koncercie i pogadać, ale by posłuchać muzyki, dać się zaskoczyć, zmierzyć się, a niekiedy zderzyć z bezkompromisową sztuką dźwięku. Co ważne i wcale nie oczywiste, posłuchać muzyki przychodzą tu także muzycy. Wszystko to sprawia, że scena „Pardon, To Tu” nie jest tylko oświetlonym podwyższeniem, ale przestrzenią, wokół której zawiązuje się wspólnota.

– To właściwie drugi dom – mówi kontrabasista Ksawery Wójciński. – W niesamowitych czasach żyjemy. Nie spodziewałem się jeszcze parę lat temu, że znajdzie się tak piękne i otwarte miejsce.


JEDNEGO SERCA ZA MAŁO

To tu swoje pierwsze kroki w na warszawskiej scenie stawiał mało wtedy znany trębacz Tomek Dąbrowski – dziś autor ważnych płyt, nominowany do Fryderyka za jazzowy debiut roku. Jeden z koncertów zagrał w duecie ze znakomitym, ale wtedy mało jeszcze w Polsce rozpoznawalnym perkusistą i kompozytorem amerykańskim Tyshawnem Soreyem.

– To był dla mnie wyjątkowy wieczór, dwie godziny grania, które wprowadziło nas w trans, bez norm, zasad, ram... sky was the limit. – wspomina Dąbrowski – Na koncercie byli moi rodzice, którzy nie są koneserami jazzu, a tym bardziej tak zaawansowanych rzeczy, jakie gramy z Tyshawnem. Jednak potem mama zadzwoniła do mnie, mówiąc: „Wiesz, nie mogłam spać po waszym koncercie, to było tak intensywne przeżycie dla mnie”. Dla mnie „Pardon” stało się wykładnią tego, co dzieje się na polskiej scenie. Grałem tu również z Duńczykami, Niemcami i Amerykanami. Wszyscy oni mówią: „Pardon? What a great place!”.

Przez dwa lata wystąpiło tu przeszło 280 muzyków na 170 koncertach. W kwietniu tego roku muzycy związani ze sceną „Pardon, To Tu” powołali do życia To Tu Orchestrę. Pod wodzą klarnecisty Wacława Zimpla 9-osobowy skład (dwóch perkusistów, dwóch basistów, lirnik, flecista, saksofonista i pianista) spotykał się, by najpierw w małych składach, a potem w całej krasie zaprezentować nową muzykę inspirowaną amerykańskim minimalizmem. Program nosił tytuł „The Beginning” – tak jak płyta Duke’a Ellingtona i jego „Cotton Club Orchestra”.

– Nie pamiętam miejsca w Warszawie, które animowałoby alternatywne środowisko muzyczne na taką skalę. Co ważne, dla Daniela liczy się muzyka, a nie preferencje środowiskowe. Dlatego warszawska publiczność może tu obcować z najróżniejszymi dźwiękowymi światami. – mówi Zimpel.

W „Pardon, To Tu” zrodził się także pomysł, by wykonać w całości materiał z płyty Czesława Niemena „Enigmatic”.

– Zdarza się, że rzucam pomysły w powietrze – wspomina Daniel. – Tak było z Dominikiem Strycharskim i Raphaelem Rogińskim. Dominik – flecista, wokalista i kompozytor – zawsze chciał zaśpiewać „Jednego serca tak mało” Niemena. Zróbcie to, przyjdźcie i zagrajcie płytę Niemena! Ta rozmowa odbyła się wiosną 2012 r. Rok później, 44 lata po premierze albumu Niemena, kiedy wokaliście towarzyszyli w studio znakomici muzycy jazzowi – Zbigniew Namysłowski, Michał Urbaniak czy Czesław Bartkowski. Podobnie było teraz. Na scenie „Pardon, To Tu” – ze Strycharskim zagrała czołówka warszawskich improwizatorów.

Klub był przepełniony. Nawet na zewnątrz, pod wielkimi oknami klubu nie było już miejsca: bywalcy, entuzjaści muzyki i osoby, których siwizna wskazywała na to, że mogli pamiętać te pieśni z koncertów Czesława Niemena. Gdy wybrzmiało otwierające Norwidowy „Bema pamięci żałobny rapsod”: „Czemu cieniu odjeżdżasz”, czuło było po obu stronach sceny uczuć patriotycznej wręcz jedności – wokół polskiej piosenki, poezji, muzyki. Naturalnej jedności, jakiej mimo wielu prób i starań nie potrafi wzniecić wśród Polaków żaden polityk.


JAK JEST FAJNIE...

W tym tygodniu do „Pardon, To Tu” zawita jeden z najważniejszych muzyków improwizujących na świecie – Peter Brötzmann, jeden z ojców europejskiej muzyki free. Jego projekty są ozdobą festiwali sztuki dźwięku na całym świecie. Saksofonista przyjedzie, by przez dwa wieczory grać z polskimi improwizatorami – Jerzym Mazzollem, Mikołajem Trzaską, Maciem Morettim, Mike’iem Majkowskim, Pawłem Szpurą oraz dwójką gości z zagranicy: znakomitym niemieckim klarnecistą Rudim Mahallem oraz włoskim pianistą Simonem Quatraną.

– Jeśli kiedykolwiek zagra u nas ten muzyk, to będziemy mogli zamknąć „Pardon, To Tu”. Szczyt marzeń spełni się – mieli dwa lata temu powiedzieć Magda i Daniel. Klub jednak nie zostanie zamknięty, choć przez dłuższy czas wydawało się, że jego dni są policzone. Budynek, w którym się mieści, miał zostać rozebrany w związku z budową na tym terenie nowego drapacza chmur. Kilka tygodni temu okazało się jednak, że „Pardon, To Tu” i mieszczący się tu Teatr Żydowski zostaną pod swoim adresem jeszcze przez 2 lata. Co potem?

Daniel: – Na pewno nie będę otwierał nowego miejsca. Od początku robiłem to dla czystej satysfakcji – wchodzenie w biznes mnie nie interesuje. Jak jest fajnie – skończ.  


„2 nights with Peter Brötzmann”. 7 sierpnia: Jerzy Mazzoll/Ray Dickaty/Jan Małkowski/Paweł Szpura; 8 sierpnia: Mikołaj Trzaska/Rudi Mahall/Simone Quatrana/Macio Moretti. Bilety 30 PLN, Karnety na oba koncerty 50 PLN. Klub Pardon, To Tu – Warszawa, plac Grzybowski 12/16.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2013