Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MACIEJ MÜLLER: Na 18 listopada biskupi zapowiedzieli odnowienie Aktu Przyjęcia Chrystusa za Króla. Po co?
KS. ANDRZEJ DRAGUŁA: Żeby odnowić świadomość zobowiązań łączących się z pierwotnym aktem. Na razie ma on chyba niewielkie przełożenie na praktykę duszpasterską i życie wiernych. Taki akt publiczny ma sens, o ile wynikają z niego miniakty: każdy w swoim sercu przyjmuje fakt królowania Chrystusa.
Okazaliśmy się oporni na tę duchowość?
Wynikało to z pewnego dualizmu interpretacji. Z jednej strony: uznanie, że istnieje porządek królowania Boga, któremu się poddaję. Z drugiej: że jest to porządek „elekcyjny”, w którym ja kogoś wybieram na króla. Biskupi to drugie rozumienie odrzucili, ale takie myślenie wciąż się pojawia. Do tego część wiernych poczuła się zniechęcona politycznymi konotacjami aktu.
Biskupi mówią, że to odpowiedź na sekularyzację.
W wymiarze indywidualnym ten akt to wezwanie do przywrócenia w życiu właściwej hierarchii. Drugi wymiar dotyczy relacji między życiem społecznym a religijnym. Religia w przestrzeni publicznej powinna być obecna nie tylko poprzez znaki (jak krzyż na ścianie), ale także wartości i czyny.
A jakie znaczenie ma ten akt dla duchowości Księdza?
Kiedy ktoś ogłasza, że „dokonał wyboru Jezusa”, w głowie brzmią mi słowa: „Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. To świadomość bycia wybranym przez Jezusa jest moim fundamentem wiary i rozumienia powołania. Rozumiem jednak, że ktoś może potrzebować „aktu założycielskiego” wiary – publicznej deklaracji, kim jest dla niego Bóg. ©℗
KS. ANDRZEJ DRAGUŁA jest teologiem i publicystą, stale współpracuje z „Tygodnikiem”.
CZYTAJ TAKŻE: Piotr Sikora: Bóg na tronie