Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żeby premier Pedro Sánchez uzyskał wotum zaufania, potrzeba było przyzwolenia dwunastu katalońskich i pięciu baskijskich nacjonalistów, którzy wstrzymali się od głosu. Przemawiająca w imieniu Katalońskiej Lewicy Republikańskiej (ERC) Montserrat Bassa – siostra Dolors Bassy skazanej na 12 lat więzienia za organizację referendum niepodległościowego – powiedziała z parlamentarnej mównicy, że „osobiście guzik ją obchodzi” stabilność hiszpańskiego rządu, ale jej klub postanowił „dać Hiszpanii możliwość dialogu”.
W 350-osobowej Izbie Deputowanych decydujący okazał się jeden głos: Tomása Guitarte, posła partii Teruel Existe (Teruel Istnieje). Ugrupowanie to powstało, żeby zwrócić uwagę kraju na ten region w Aragonii, wykluczony komunikacyjnie i wyludniony. Udało się aż za bardzo: przed głosowaniem Guitarte dostał tyle gróźb, że przyznano mu ochronę.
Rząd Sáncheza, który tworzą socjaliści (PSOE) i partia Podemos, to pierwszy w Hiszpanii koalicyjny gabinet od czasu wojny domowej. To także jeden z najbardziej lewicowych rządów w Europie: parytetowy (12 mężczyzn i 11 kobiet), w planach mający przyspieszenie transformacji energetycznej, wprowadzenie prawa do eutanazji, zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia do 7 proc. PKB, podwyżkę płacy minimalnej oraz podniesienie podatków dla najbogatszych i wielkich korporacji.
Ale żeby tego wszystkiego dokonać, Sánchez będzie potrzebował absolutnej dyscypliny swoich posłów i przychylności partii regionalnych, głównie katalońskich separatystów. Jeśli ją straci, Hiszpanię czekają nowe wybory – piąte w ciągu pięciu lat. ©℗