Kto będzie rządzić Hiszpanią? Możliwe trzy scenariusze

To gorące dni dla Hiszpanów, ale nie tylko z powodu ekstremalnych temperatur. Nie wiadomo, kto obejmie władzę w kraju.
z Malagi i Almerii (Hiszpania)

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Zraszacze i parasole podczas jednego z wieców kończących kampanię wyborczą. Madryt, 21 lipca 2023 r. / OSCAR DEL POZO / AFP / EAST NEWS
Zraszacze i parasole podczas jednego z wieców kończących kampanię wyborczą. Madryt, 21 lipca 2023 r. / OSCAR DEL POZO / AFP / EAST NEWS

Żar leje się z nieba. Wskaźniki na termometrach w wielu miejscach kraju przekraczają 37 stopni Celsjusza, w niektórych, np. w Kordobie, nawet 41 stopni. To pierwsze wybory parlamentarne w Hiszpanii, które odbywają się w samym środku lata. Lokale wyborcze „se arman de agua” (uzbrajają się w wodę) – informuje od rana publiczna telewizja RTVE.

Wiatraki i wachlarze

Jak podaje Departament Edukacji Katalonii, tylko 16 proc. szkół w regionie wyposażonych jest w klimatyzację. Podobnie sytuacja wygląda w całym kraju. Wiele dotychczasowych lokali wyborczych trzeba więc przenieść do chłodniejszych miejsc, jak biblioteki czy teatry. Na głosujących czekają też wiatraki, wentylatory i oczywiście wspomniana już woda. W niektórych miejscach także wachlarze. Na archipelagu Balearów władze przeznaczyły dwanaście karetek do przewozu osób starszych i z niepełnosprawnościami na głosowanie.

Wszystko po to, aby zachęcić do oddania głosu jak największą liczbę wyborców. Hiszpanie to ranne ptaszki, tak pisze w tę wyborczą niedzielę dziennik ­„El País”, bo kolejki już od dziewiątej rano – godzina otwarcia – ustawiają się przed lokalami wyborczymi. Lepiej zagłosować, zanim zrobi się naprawdę gorąco.

Obawy i nadzieje

50-letnia Carol Lúnula García jest nauczycielką rysunku w szkole średniej w San Isidro (to miejscowość znana z ogromnej liczby plastikowych tuneli i pracujących tam imigrantów). Spotykam ją w lokalu wyborczym na osiedlu Los Molinos w mieście Almeria. – W naszej szkole wspólnie z Hiszpanami uczą się dzieci z Litwy, Polski czy Maroka. Jestem dumna z tej różnorodności. Gdyby władzę przejęła Vox, mogłoby się to zmienić. Oni są przeciwni migracji – mówi Carol.

Nauczycielka jest zwolenniczką ultralewicowej koalicji Sumar. Dla niej najgorszym scenariuszem byłaby prawicowa koalicja konserwatystów z Partii Ludowej (PP) i narodowo-populistycznej Vox. – Spójrzmy, co dzieje się w tych wspólnotach autonomicznych [odpowiednik województw – red.], gdzie po majowych wyborach lokalnych władzę przejęły PP i Vox. Likwidowane są lokalne rady ds. ochrony środowiska i równości. Nawet nie chcę myśleć, co jeszcze może się stać – dodaje.

Podobnie uważa para seniorów, Ana i José Luis. – Gdyby rządziły PP i Vox, pod względem praw kobiet wrócilibyśmy do lat 40. ubiegłego wieku – ocenia José Luis.

Innego zdania jest pochodzący z Wenezueli Franklin, który po uzyskaniu obywatelstwa mógł oddać głos w tych wyborach. – Poparłem Partię Ludową. Za ­Sáncheza [obecnego premiera, z Partii Socjalistycznej – red.] jakość życia znacznie spadła, podniesiono nam podatki, a ceny produktów spożywczych poszybowały – mówi mi Franklin.

Siedmioro Wspaniałych

Z ponad 37 mln uprawnionych prawie 2,5 mln oddało głos listownie do piątku poprzedzającego dzień wyborów. Następnie w niedzielę 23 lipca listonosze zawieźli ich głosy do lokali, do których przynależą ze względu na miejsce zamieszkania. Na tę rekordową liczbę wyborców korespondencyjnych, największą w historii, z pewnością wpłynął czas wakacji i urlopów.

Jak przy okazji wcześniejszych wyborów, rekord w szybkości głosowania postanowili pobić mieszkańcy malutkiego miasteczka Villarroya (we Wspólnocie Autonomicznej La Rioja). Z siedmiorga tam uprawnionych wszyscy zjawili się naraz i zagłosowali w 26 sekund, o trzy sekundy szybciej niż w majowych wyborach lokalnych.

Z kolei w Granadzie w komisji zjawiła się para nowożeńców, która prosto po weselnej zabawie i zjedzeniu churros, tradycyjnych racuchów podawanych z gorącą czekoladą, postanowiła zagłosować. „Wczoraj zdecydowaliśmy, że spędzimy razem całe życie, a dziś decydujemy, kto będzie rządził Hiszpanią” – mówili wrzucając głosy.

Droga absencja

Za to w lokalu w Kadyksie zjawił się tylko jeden członek komisji, w dodatku ze zwolnieniem lekarskim. Pod znakiem zapytania stanęło tam całe głosowanie. Ostatecznie w komisji zdecydowała się zostać para, która chciała głosować jako pierwsza. W Hiszpanii wybór członków komisji odbywa się bowiem drogą losowania – to obowiązek wobec państwa (wynagradzany kwotą 70 euro), z którego nie można się łatwo wywinąć. Powodem nieobecności może być stan zdrowia, ciąża, opieka nad dzieckiem do 9 miesięcy, wiek powyżej 65 lat lub ważne obowiązki zawodowe (strażaka czy lekarza).

Ponieważ przedterminowe wybory wypadły w środku wakacji, centralna komisja wyborcza uznała, iż podstawą zwolnienia może być wyjazd urlopowy, ale pod warunkiem, że opłacono go przed datą ogłoszenia wyborów. Pozostałe wylosowane osoby musiały się stawić. Za absencję grozi więzienie (od 3 miesięcy do roku) lub grzywna (w wysokości pensji minimalnej).

Stawką wyborów było 350 miejsc w Kongresie Deputowanych i 265 miejsc w Senacie, izbie wyższej (208 senatorów wybierają wyborcy, pozostałych nominują prowincje). W porównaniu z wyborami sprzed czterech lat na listach znalazło się znacznie więcej kobiet (łącznie do izby niższej startowało 1916 mężczyzn i 1819 kobiet). Frekwencja wyniosła nieco ponad 70 proc., o ponad 4 pkt. proc. więcej niż cztery lata wcześniej.

Prawica zwycięża, ale…

„Zwycięstwo niewystarczające” – tak pisze w powyborczym edytorialu lewicowy dziennik „El País”. Z kolei na pierwszej stronie prawicowo-liberalnego „El Mundo” czytamy: „Feijóo zwycięża, ale Puigdemont będzie mógł sprawić, że premierem pozostanie Sánchez”. Autor tego dziennika konstatuje, że premier Pedro Sánchez to „kot o więcej niż siedmiu życiach”. Wszystko za sprawą potencjalnej szansy Sáncheza na utrzymanie władzy – choć jego Partia Socjalistyczna zajęła drugie miejsce.

Przez całą kampanię w sondażach liczyły się tylko cztery ugrupowania: konserwatywna Partia Ludowa, którą kieruje wspomniany Alberto Núñez Feijóo, socjalistyczna PSOE Sáncheza, ultraprawicowa Vox i nowa ultralewicowa koalicja Sumar. Tymczasem do parlamentu wchodzi jeszcze siedem małych partii – i to poparcie ich liderów jest teraz kluczowe dla zbudowania większości bezwzględnej w izbie niższej. To 176 mandatów, tymczasem PP i Vox mają ich razem 169. Jednym z potencjalnych „kingmakerów” jest wspomniany Carles Puigdemont – zbiegły do Brukseli lider małej partii katalońskiej.

Udana strategia premiera

Trudno więc, aby Feijóo miał co świętować. Ten 61-letni prawnik i prezydent Wspólnoty Autonomicznej Galicji przywykł do rządów z większością absolutną – tak sprawował tam władzę przez cztery kadencje. Tymczasem wynik jego PP jest słabszy, niż sugerowały sondaże (33 proc. i 136 mandatów). W liczbach bezwzględnych to tylko ok. 300 tys. głosów więcej, niż dostała socjalistyczna PSOE – ta, choć druga, poprawiła wynik sprzed czterech lat i zdobyła o dwa mandaty więcej.

Wygląda na to, że strategia obecnego premiera-socjalisty, by przyspieszyć wybory parlamentarne (zgodnie z kalendarzem powinny odbyć się jesienią), okazała się skuteczna. Sánchez postawił na taką „ucieczkę do przodu” po tym, jak w majowych wyborach lokalnych jego PSOE utrzymała władzę tylko w trzech z dwudziestu największych miast Hiszpanii.

– W ten sposób Sánchez nie pozwolił na rozliczenia w partii i na rozpoczęcie debaty o jego potencjalnym następcy. Ten ruch zmobilizował także wyborców lewicy do zatrzymania rosnących wpływów PP i Vox – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” publicysta José Ignacio Torreblanca. Z kolei dziennikarz polityczny Carlos Cué podkreśla, że lider PSOE „ma niezwykłą zdolność do szybkiego podnoszenia się po porażkach”.

Słabnąca Vox

Znacznie poniżej oczekiwań wypadła za to ultraprawicowa partia Vox, którą kieruje Santiago Abascal. Ten 47-letni samorządowiec z Kraju Basków należał wcześniej do Partii Ludowej; po odejściu z PP został w 2014 r. liderem Vox.

Ultraprawica uzyskała teraz 33 mandaty w izbie niższej, aż o 19 mniej w porównaniu z rokiem 2019. Wielu jej wcześniejszych wyborców poparło obecnie Partię Ludową. Najwięcej, bo aż pięć z sześciu mandatów partia Abascala straciła we Wspólnocie Kastylia-La Mancha, gdzie od roku rządzi w koalicji z PP. Partia Abascala nie jest dziś specjalnie popularna nawet w regionie, z którego pochodzi jej lider. „Vox tonie” – ocenia „El Mundo”, choć to ocena raczej przesadzona – mimo wszystko Vox będzie w parlamencie trzecią siłą.

Vox powstała w 2013 r. jako owoc wewnętrznych podziałów w Partii Ludowej. Jej założyciele zarzucali ówczesnemu premierowi Mariano Rajoyowi bierność wobec dążeń niepodległościowych Katalonii i Kraju Basków. W 2019 r. Vox stała się pierwszym od czasu upadku dyktatury Franco skrajnie prawicowym ugrupowaniem, które wprowadziło swoich przedstawicieli do ogólnokrajowego parlamentu.

„Głos użyteczny”

W obecnej kampanii Vox obiecywała redukcję biurokracji, wspieranie małych firm i sprzeciwiała się, jak mówili jej politycy, seksualizacji szkół i aborcji, a także napływowi imigrantów.

To właśnie kwestie światopoglądowe zyskały najwięcej uwagi w mediach, dlatego lider Vox w noc wyborczą oskarżał media o „demonizowanie” jego partii. Twierdził też, że Feijóo „zdemobilizował elektorat Vox”, gdy apelował o „głos użyteczny” dla ugrupowania, które ma większą szansę wygrać.

– Jestem za Vox, ale głosowałem na Partię Ludową – mówi mi 64-letni Javier, dyrektor firmy w Maladze. – Rząd Sáncheza był nie tylko lewicowy, on był ekstremalnie lewicowy. Trzeba wycofać serię nieudanych i szalonych ustaw, które wyszły z Ministerstwa Równości. Chciałbym, aby rządziła Vox, ale teraz najważniejsza jest po prostu wymiana premiera. Potrzebujemy ważnych zmian w polityce ekonomicznej – dodaje Javier.

Nowa Twarz Lewicy

Dwa mandaty mniej niż Vox wywalczyła koalicja Sumar pod wodzą obecnej wicepremier i minister pracy, 52-letniej Yolandy Díaz (w liczbach to zaledwie 20 tys. głosów mniej, niż dostała Vox). Ultralewicowa Sumar to twór łączący kilkanaście mniejszych partii lewicowych, w tym Podemos, koalicjanta w obecnym rządzie.


YOLANDA DÍAZ: KIM JEST NOWA LIDERKA HISZPAŃSKIEJ LEWICY

 

PAULINA MAŚLONA: Hiszpańska lewica – ta na lewo od socjalistów, rozproszona i ostatnio poobijana – formuje się na nowo. Na jej czele stoi Yolanda Díaz.


Popularność Podemos znacznie spadła po tym, jak resort równości objęła Irene Montero, prywatnie partnerka ­Pabla Iglesiasa, założyciela Podemos. Montero wprowadziła szereg szeroko komentowanych ustaw dotyczących aborcji, osób transseksualnych i ustawę „solo sí es sí”, zaostrzającą definicję gwałtu i teoretycznie wymierzoną w sprawców przestępstw seksualnych; jednak za sprawą błędów prawnych ustawa ta skróciła wyroki ponad tysiącu skazanych.

Liderka Sumar w kampanii starała się łagodzić przekaz i nie powielać radykalizmu Podemos. Z rezultatu wydaje się zadowolona. „Dokonaliśmy niemożliwego. Nadzieja zwyciężyła strach” – mówiła Díaz w noc wyborczą.

Języczki u wagi

Przez ostatnie 40 lat w kraju liczyły się tylko dwie partie: konserwatyści i socjaliści. – W tym czasie mapa polityczna kraju była opisywana jako przykład nieperfekcyjnego systemu dwupartyjnego. PP i PSOE mogły rządzić samodzielnie lub wspierając się małymi partiami nacjonalistycznymi: PNV z Kraju Basków oraz CIU z Katalonii. Teraz wszystko się zmienia. Spodziewam się wielu tygodni politycznych negocjacji – mówi „Tygodnikowi” prof. Mariola Urrea z Uniwersytetu w La Rioja.

– PP i PSOE są teraz zakładnikami ekstremistów – uważa José Ignacio Torreblanca. Mówiąc o ekstremistach, ma na myśli, jak precyzuje, Vox oraz partie niepodległościowe.

Jednak utworzenie większości rządowej będzie zależeć nie od Vox czy Sumar, lecz od siedmiu pozostałych małych partii, których liderzy nie byli nawet zapraszani na debaty przedwyborcze. Stąd, jak pisze „El Mundo”, „kraj jest w rękach Bildu i Puigdemonta”.

Baskowie i katalończycy

EH Bildu to koalicja partii z Kraju Basków, którzy dążą do niepodległości regionu; w Madrycie mają teraz sześć mandatów. Dotąd EH Bildu współpracowała z PSOE, ale ściągnęła na siebie mocną krytykę po tym, jak na listach umieściła 44 osoby powiązane z organizacją terrorystyczną ETA (dziś już nieistniejącą). Był wśród nich Agustín Muiños Dias, skazany na 29 lat za zabójstwo.

Kolejnych siedem mandatów wywalczyła separatystyczna partia Junts (Razem dla Katalonii) byłego premiera tego regionu Carlesa Puigdemonta. „Nie poprzemy Sáncheza, nie dostając nic w zamian” – mówiła w noc wyborczą Míriam Nogueras z Junts.

Według dziennika „ABC” chodzi o amnestię dla katalońskich polityków i zorganizowanie wiążącego referendum w sprawie niepodległości Katalonii.

Tymczasem Puigdemontem, który jest ścigany za zorganizowanie nielegalnego referendum w 2017 r., znów zaczyna interesować się prokuratura: akurat w powyborczy poniedziałek ponownie wystąpiła z wnioskiem o nakaz aresztowania dla polityka, który od ponad pięciu lat przebywa w Belgii.

Scenariusze

Na stole leżą trzy opcje. Pierwszy scenariusz to koalicja PP-Vox plus głosy Koalicji Kanaryjskiej (CC) i Unii Ludowej Nawarry (UPN). To razem 171 mandatów, o pięć za mało. Mówi się, że Feijóo próbuje przeciągnąć kilku socjalistów.

Drugi scenariusz to utrzymanie przez Sáncheza stanowiska. Byłby to pierwszy przypadek w historii demokratycznej Hiszpanii, gdy krajem rządziłaby partia, która nie wygrała wyborów. Socjaliści i Sumar mają łącznie 153 miejsca. Przy poparciu mniejszych partii regionalnych i nacjonalistycznych (Bildu, PNV, BNG, CC i ERC) Sánchez mógłby liczyć na 173 mandaty. To o trzy za mało, kluczowe byłoby więc poparcie Junts.

Prawo stanowi, że jeśli w pierwszym głosowaniu nominatowi na premiera nie uda się zdobyć większości bezwzględnej, po 48 godzinach odbywa się nowe głosowanie, w którym wystarczy już większość zwyczajna (więcej głosów „za” niż „przeciw”). Tu wystarczyłoby, aby posłowie Junts wstrzymali się. Lider PP obawia się tego scenariusza.

Inna sprawa, że jeśli Sánchezowi się uda, nie będzie mu łatwo. Nie chodzi tylko o długą listę tych, od których będzie zależeć, ale także o Senat, gdzie Partia Ludowa ma dziś większość, a także o wspólnoty autonomiczne, w dużej mierze rządzone przez PP lub koalicje PP-Vox.

Trzeci scenariusz to rozpisanie kolejnych wyborów.

A wszystko to w cieniu hiszpańskiej prezydencji w Unii Europejskiej, która potrwa do końca roku.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka mieszkająca w Andaluzji, specjalizująca się w tematyce hiszpańskiej. Absolwentka dziennikarstwa, stosunków międzynarodowych i filologii hiszpańskiej. Od 2019 roku współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. W przeszłości pracowała m.in. w telewizji… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Zwycięzcy bez zwycięstwa