Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie jesteśmy nawet pewni jego nazwiska. W miniony czwartek Adel Tormous – albo, jak podają inne zachodnie gazety, Tormos lub Termos – przechodził właśnie z córką przez plac na południowych przedmieściach stolicy Libanu, gdy usłyszał wybuch bomby. W tym samym momencie spostrzegł człowieka, najwyraźniej terrorystę, który przygotowywał się do odpalenia tzw. pasa szahida.
Podobno Tormous w ogóle się nie zastanawiał i rzucił się na zamachowca samobójcę. „Powalając go na ziemię, spowodował przedwczesny wybuch bomby. Prawdopodobnie setki rodzin zawdzięczają życie jego poświęceniu”, twierdzi Elie Fares, lekarz i świadek zdarzenia. Gdyby do eksplozji doszło chwilę później, terrorysta zdążyłby znaleźć się w tłumie przechodniów.
I bez tego zginęło ich wielu, co najmniej 43 (w tym córka Tormousa i on sam), zaś rany odniosło 239 osób. Był to najkrwawszy od ćwierć wieku zamach w Bejrucie. Wydarzył się, podobnie jak ataki w Paryżu, wieczorem, w pobliżu zatłoczonych kawiarni. Jego celem byli również cywile. Do obu przyznało się tzw. Państwo Islamskie (IS).
CZYTAJ TAKŻE:
- Szymon Łucyk: Stolica Francji podnosi się po serii zamachów, najkrwawszych w minionej dekadzie w Europie. Wojenne realia to już nie tylko Syria.
- Olaf Osica: Jesteśmy znów uczestnikami wojny cywilizacji. Znów, gdyż zimna wojna przed 1989 r. też była konfliktem wartości: świata wolnych ludzi ze światem ludzi zniewolonych. Ale dziś aktorów jest więcej.
- Piotr Kosiewski z Paryża: Mimo zagrożenia Francuzi starają się funkcjonować tak, aby nie zwyciężyła logika narzucona przez terrorystów.
- Ks. Adam Boniecki: Terroryści z 13 listopada osiągnęli swój cel: wzbudzili strach. Nie tylko w Paryżu, ale w całej Europie. Bo im właśnie chodzi o nasz strach: o to, żeby nikt nie czuł się bezpieczny.
- Zamachy terrorystyczne w Paryżu - serwis specjalny "Tygodnika"
Inaczej jednak niż w przypadku zamachów w Paryżu, zamachy w Bejrucie nie skutkowały takimi gestami współczucia czy choćby tylko taką uwagą ze strony mediów i przywódców Zachodu. Na całym świecie reprezentacyjne budynki podświetlano więc na kolory francuskiej flagi, niebiesko-biało-czerwone; użytkownicy Facebooka jednym kliknięciem mogli zamanifestować solidarność poprzez umieszczenie swego zdjęcia profilowego na tle francuskich trois couleurs. Tymczasem o libańskich ofiarach IS – a także o zielonym cedrze, symbolu tego kraju – zapomniano do tego stopnia, że w docierających stamtąd komentarzach powróciły skargi na to, iż życie Arabów jest dla świata jakby mniej ważne. „Śmierć [mieszkańców Bejrutu] była tylko nic nieznaczącym epizodem w międzynarodowym obiegu wiadomości, czymś, co po prostu zdarza się w tych częściach świata” – tak pisał na swoim blogu Elie Fares, świadek heroicznego poświęcenia Adela Tormousa.
Trafny – choć zapewne niezamierzenie – komentarz w tej sprawie wygłosił jeden z dyrektorów Facebooka. Tłumacząc precedensowe uruchomienie przez tę sieć społecznościową aplikacji, która umożliwia powiadomienie znajomych o tym, że jest się bezpiecznym (dotychczas korzystano z niej wyłącznie w czasie klęsk naturalnych), powiedział on, że jest ona mniej użyteczna w przypadku ciągnących się wojen i konfliktów, ponieważ w ich przypadku „nie jest możliwe stwierdzenie, kiedy jest się rzeczywiście »bezpiecznym«”.
A i tak zamachy w Bejrucie przykuły uwagę światowych mediów i polityków znacznie bardziej niż jeszcze dwa inne ataki samobójcze, dokonane w miniony piątek w Bagdadzie. Podobnie jak w Libanie ich celem byli głównie szyici – społeczność w świecie islamskim stojąca w opozycji wobec sunnickiego IS. Zginęły tam 22 osoby.
Tylko w Syrii i Iraku IS przyznało się do przeprowadzenia w październiku 65 zamachów samobójczych (łączna liczba ich ofiar nie jest znana). O wielu innych zamachach, które zdarzają się w nieobsługiwanych przez prasę regionach Azji i Afryki, nie dowiadujemy się w ogóle. ©℗