Teledysk mundi

"Witaj / Żegnaj" Jana Klaty ­ to rozpędzony teatralny wir. Widz nie ma czasu na zebranie myśli, konsumuje podsuwane przez reżysera danie. Na koniec wszystko to staje mu w gardle.

14.10.2008

Czyta się kilka minut

Materiał spektaklu stanowi wybór kilkudziesięciu krótkich scen z cyklu "365 dni/365 sztuk" głośnej amerykańskiej dramatopisarki Suzan-Lori Parks. Cykl Parks to ciekawy eksperyment. Poszczególne sztuki, różnej maści, objętości, wagi, zapisane na kolejnych kartkach kalendarza - jedna dziennie przez cały rok - tworzą szczególny rodzaj literackiego dziennika. Nietypowy tryb pracy w samo centrum procesu twórczego wprowadza pytania o "porządek", "celowość", "powagę", które rozsadzają cykl od środka: "utwory"? - a może po prostu codzienne sprawunki wpisane i, po wypełnieniu, skreślone z listy? W tym miejscu drogi Klaty i Parks się krzyżują. Klata lubi prowadzić swój teatr na rubieżach tak zwanej dobrej sztuki, na granicy tak zwanego dobrego smaku. Cykl Parks daje możliwość, aby teatralnie wyżyć się i wystrzelać, bez obciążeń i ograniczeń.

To pierwsze wrażenie ze spektaklu: szalonej, bezpretensjonalnej zabawy. Podzielona jak tort na trzy kawałki obrotówka zatrzymuje się. Aktorzy już czekają w pozycjach wyjściowych. Start: odgrywają scenę. Spieszą się: obrotówka ruszy jeszcze zanim wypowiedzą ostatnie słowo. W kolejnym sektorze czekają już inni aktorzy. Ich kolej: stop, scenka, i - znów do przodu. I tak przez trzy godziny. Kilkunastu aktorów wciela się w kilkadziesiąt postaci; grają szerokim gestem, bez niuansów, za to z dużym zacięciem komicznym. Zmieniają peruki, kostiumy - ciągle w biegu. Klata stawia na to, co grube, niewyszukane, absurdalne, wulgarne. Widzowie wtórują wybuchami śmiechu, stopniowo wciągani w wir spektaklu. Po godzinie zaczynamy zastanawiać się, do czego to wszystko zmierza. Po dwóch godzinach - przestajemy zadawać pytania...

To pierwsza z pułapek zastawionych przez Klatę. Jego spektakl bombarduje obrazami i słowami, które docierają do widza w strzępach, zaraz wypierane przez kolejne i następne. Na ustawionych po bokach sceny wyświetlaczach bez przerwy przesuwają się napisy: informacje o opadach i temperaturze w różnych miejscach świata, notowania giełdowe, nazwy zespołów i piosenek... Nie zapamiętałem nazwy ani jednego miasta (nie mówiąc o temperaturach). Z trudem mógłbym przypomnieć co najwyżej kilka składających się na spektakl scen. Przedstawienie - skonstruowane na wzór teledysku, z typowymi dla niego gadżetami, m.in. limuzyną oblepioną dziewczynami i chłopakami podrygującymi buńczucznie w rytm sześciu liter - próbuje oddać typowy dla współczesności dramat percepcji, zagubionej w komunikacyjnym chaosie. Tyle że jest to podwójna gra. Pomiędzy jedną a drugą lekkostrawną sceną Klata przemyca olbrzymi ładunek sarkazmu i złośliwości. Wojna, rodzina, śmierć, miłość - nawet nie tematy, a zajawki tematów, nie tyle przedstawione, ile po prostu rzucone na scenę jak teatralne okrawki - obracają się w karykaturę. Ten płaski, groteskowy światek podstawiony jest nam pod nos jak lustro.

Ale to nie koniec. Rozkręcona spirala spektaklu wciąż nabiera tempa, sceny coraz częściej przenikają jedna w drugą, obrotówka coraz rzadziej robi coraz krótsze przystanki. Te same rekwizyty, kostiumy, tematy wciąż powracają, układając się w zagadkowy wzór. Na scenę raz po raz wolno sfruwają jednorazowe reklamówki, smutno, jakby odmierzając czas... To jedno z najbardziej intrygujących miejsc w spektaklu: kiedy bez żadnych deklaracji, a jedynie przez szczególną determinację teatralnej machiny przedstawienie Klaty zaczyna mówić innym językiem. Reżyser idzie tu zresztą za podszeptem Parks. Gdzieś na wskroś jej cyklu przebiega linia nastrojów, obsesji, motywów, które każą myśleć o projekcie Parks jak o swego rodzaju teatrze wewnętrznym. Klata z jednej strony zupełnie lekceważy osobę autorki, wyrzuca ją poza obręb spektaklu. Jednocześnie jednak na swój sposób eksploatuje te miejsca, w których jej cykl jest zapisem intymnym, prywatnym. To decyduje, że spektakl - prosty, czytelny, przewrotny i ciekawy - staje się także dotkliwy.

Aż do końca przedstawienia, kiedy reżyser wykłada karty na stół, trudno to uchwycić. To jak zmiana perspektywy. Teledysk mami, wciąga, hipnotyzuje, ale - wystarczy zrobić krok wstecz i wtedy oko kamery obejmuje kulisy: obrotówka, dymy, dmuchawy, grupka tańczących przebierańców, ludzie biegający wokół... Rozbudowana machina do podtrzymywania iluzji. Żałosny, biedny, smutny teatrzyk. Oto podszewka, którą Klata wyciąga na wierzch.

W ostatnich scenach obrotówka już nie robi przystanków; spektakl rozpada się, aktorzy biegając chaotycznie po scenie zaczynają mówić przez siebie różnymi tekstami: wyłapuję fragmenty Koltesa, Müllera, Szekspira... Cytat o aktorze wychodzącym na scenę brzmi tu szczególnie, jest jak ironiczny przypis - ale wir wciąga wszystko, na takich samych prawach. I za chwilę znowu porządek; na rozpędzonej w najlepsze obrotówce aktorzy - podzieleni na grupy, w sektorach - doskonale zdyscyplinowani, w takt piosenki Laurie Anderson "From the Air", wykonują seryjnie gesty, jakimi stewardzi objaśniają zasady ewakuacji. "This is your captain: we’re all going down"...

Niesamowity finał. Ścieżką przez chaszcze - słów, gadżetów, obrazów - z opaską na oczach, Klata przeprowadził nas w miejsce, z którego rozciąga się zaskakująco szeroka, klarowna perspektywa. Już nie teatr, a theatrum mundi, w którym opisujący zasadę szybkiego montażu tytuł "Witaj/Żegnaj" nabiera niespodziewanego wydźwięku.

Reżyser umiejętnie uruchomił aktorów bydgoskiego teatru. Spektakl w ich wykonaniu działa jak doskonale naoliwiona machina - płynnie, równo, do tego z ogromną energią. "Witaj/Żegnaj" to godny następca świetnej "Sprawy Dantona" Klaty. Wygrany na wielu emocjach, wciągający widza w wyrafinowaną grę, zapadający w pamięć. A przecież bardzo od tamtego różny, a przynajmniej - dochodzący do podobnych konkluzji z zupełnie innej strony. Teatr Klaty zatacza coraz szersze kręgi, staje się coraz bardziej frapujący. To pewne: Klata jest w formie.             h

"Witaj/Żegnaj", na podst. "365 dni/365 sztuk" Suzan-Lori Parks, przekł.: Dagmara Chojnacka, oprac. tekstu, reż., oprawa muz. Jan Klata; scenogr. Justyna Łagowska; oprac. tekstu, dramaturgia Ania Włodarska, ruch scen. Maćko Prusak, kostiumy Mirek Kaczmarek; premiera Teatrze Polskim w Bydgoszczy 5 października 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2008