Klata i cham

Wrocławski spektakl stał się festiwalem dowcipów i karykatur. Dlaczego?

17.09.2012

Czyta się kilka minut

Wolfgang Michalek i Paulina Chapko w nowym spektaklu Jana Klaty / Fot. Natalia Kabanow / Teatr Polski
Wolfgang Michalek i Paulina Chapko w nowym spektaklu Jana Klaty / Fot. Natalia Kabanow / Teatr Polski

1



„Titus Andronikus” Jana Klaty to koprodukcja wrocławskiego Teatru Polskiego i Staatsschauspiel z Drezna. To podyktowało zasadniczy pomysł inscenizacyjny. Historię opowiadającą o zderzeniu dwóch światów, dwóch cywilizacji, dwóch mentalności – Klata rozpisał po linii narodowościowej: Rzymian („pierwszy świat”) zagrali aktorzy niemieccy, Gotów („trzeci świat”) – aktorzy polscy. Ukazany w tekście Szekspira (wzbogaconym o „komentarz” Heinera Müllera) konflikt zyskał w ten sposób nową dramaturgię, Klata bowiem nasycił go polsko-niemieckimi stereotypami. Niemcy-Rzymianie noszą koszulki z obrazami wojennych zniszczeń, tudzież „heilują”, Polacy-Goci (świetni Marcin Pempuś i Michał Majnicz) to „buraki” w dresach i adidasach, tępe i prymitywne. W sprawie Polaków Klata ma zresztą dużo więcej do powiedzenia i mówi w sposób ostry, nie żałując sobie. W najbardziej widowiskowej scenie, w której Polacy rozszyfrowują pantomimę Niemca, otrzymujemy portret Polaczka, który liznął wielkiego świata („szoł mi”), co jednak nie ucywilizowało jego nieokrzesanej, brutalnej, złej natury.


Śmiałem się i widownia się śmiała – no i to dobre samopoczucie jest pierwszym problemem spektaklu. Nie czułem, że mam cokolwiek wspólnego z tym portretem polskiego „buraka”. Także – jak mi się wydaje – Klata nie czuje z nim nic wspólnego (do oklasków wyszedł ubrany przecież nie w dres, nie w adidasy, ale w cywilizowany ciuch). Polak to w spektaklu Inny – nie udało się Klacie znieść tego dystansu. Komfortu widzów nie psuje również fakt, że jest to przecież Polak widziany oczyma Niemca. Spektakl ani w jednym momencie nie wspiął się na piętro niepoprawności: stał się raczej festiwalem, owszem – miejscami pierwszorzędnych, ciętych – ale jednak tylko dowcipów, karykatur. Dlaczego tak się stało?


W 2004 r. Klata robił w Wałbrzychu spektakl na podstawie „Janulki, córki Fizdejki” Witkacego. Polska akurat przystępowała do Unii Europejskiej, co Klata pokazał w spektaklu, cytując gesty polsko-niemieckiego pojednania pod flagą nowoczesnej Europy. Zarazem (ta scena należy już do legendy) kazał na scenę wylec wesołemu korowodowi upiorów w pasiakach. Można powiedzieć: Klata odwołał się do tej samej strategii, co w „Titusie”; wówczas jednak, w 2004 r., kiedy cała inteligencka Polska była już nie polska, ale europejska, spektakl Klaty szedł pod prąd: był do szpiku prymitywny, nienowoczesny, nieoświecony – jątrzący i adekwatny. Gdzie, na jakim gruncie przebiega dziś dramaturgia stosunków polsko-niemieckich? Gdzie jest nerw, który pozwoliłby te polsko-niemieckie stereotypy i konflikty po raz kolejny ożywić? W spektaklu nie ma odpowiedzi, nie ma nawet takiego pytania, dlatego ogląda się go jak przez szybę.



2



Przedstawienie rozpada się na dwie części: polsko-niemiecki temat uruchomiony jest tylko w niektórych scenach – w innych jesteśmy... no właśnie: gdzie? Klata umieszcza spektakl na przecięciu różnych estetyk. Zaczyna od tonu serio: na scenę przez jakiś kwadrans wnoszone są skrzynie-trumny, rozbrzmiewa heavymetalowa muzyka, po czym Titus Andronikus informuje o właśnie zakończonej wojnie, w której zginęło jego dwudziestu jeden synów. Nieprawdopodobnie krwawa sztuka Szekspira – z jeszcze bardziej krwawym rewersem Müllera – jest magnetycznym materiałem, któremu łatwo dać się uwieść. Tylko czy uniesie to teatr? Dzisiejsza wrażliwość? Doświadczenie? Gdy już zacząłem tracić wiarę w dowcip Klaty, patos ni stąd, ni zowąd ustąpił miejsca estetyce disco: trumny zmieniły się w podest dla DJ-a, wszyscy zaczęli tańczyć, tarzać się, podskakiwać, kopulować... No, impreza. Za chwilę na scenę wyjdzie Murzyn – a jeśli Murzyn, to z nieodłącznym gigantycznym penisem – a parada gwałconych, rozszarpywanych na członki i konsumowanych trupów znajdzie przewrotny ekwiwalent w postaci choreografii pod popową nutę przeboju „Slice Me Nice” i dwóch tortów w ludzkim kształcie z głowami żywych aktorów...


Klata jednak nie tylko nie rezygnuje z patosu, ale właśnie w tym teatralnym języku lokuje swoje główne aspiracje. Estetyka disco ma zniwelować dystans pomiędzy widownią a sceną, ale tylko po to, by spektakl mógł zawładnąć widzem siłą teatralnego obrazu i krwawej opowieści. Choć trudno w to uwierzyć, Klata naprawdę pokazuje Andronikusa jako postać posągową i tragiczną. Gdzież znalazł wzór dla takiego herosa? Na pewno nie w rzeczywistości. W finale Saturn zjada niemowlę (z czekolady), z wysokiej fasady czarnych głośników dobiega ciężki riff, łańcuch skrobocze o brzeg trumny... Wszystko chce wbić widza w fotel. Ja jednak zawsze byłem zdania, że estetyka gotycka jest równie naiwna jak disco.



3



Przedkładam „Titusa” nad wszystkie ostatnie produkcje Jana Klaty w Starym Teatrze: z przyjemnością obserwowałem Klatę, który nie jest „narodowy”, ale znów (jak przed laty) bywa złośliwy, inteligentny, stawia na prymitywny wygłup. Szkoda tylko, że w obrębie spektaklu ten rejestr okazał się raczej rekwizytornią, z której Klata niegdyś konstruował wywrotowe sceniczne komentarze-opowieści – nie zaś żywym źródłem skutecznego teatru.



„Titus Andronikus”, reż., oprac. tekstu i muz.: Jan Klata, scenogr.: Justyna Łagowska, kost.: Justyna Łagowska i Mateusz Stępniak, choreogr.: Maćko Prusak, koprodukcja z drezdeńskim Staatsschauspiel, premiera w Teatrze Polskim we Wrocławiu 15 września 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2012