Taki mamy klimat. Eko-opera w rytmie techno

Multimedialna opera „NeoArctic” opowiada o globalnym ociepleniu, odrzucając moralizatorstwo i dydaktyzm. Zamiast nawoływać do natychmiastowego działania, daje publiczności przestrzeń do kontemplacji swojego lęku i poczucia winy.

05.09.2022

Czyta się kilka minut

Scena z opery „NeoArctic” / MATERIAŁY PRASOWE
Scena z opery „NeoArctic” / MATERIAŁY PRASOWE

Dwanaście kolejnych zim spędziłem z dala od domu – wspomina łotewski kompozytor Krists Auznieks. – Cztery lata studiowałem w Królewskim Konserwatorium w Hadze, a następnych osiem spędziłem w amerykańskiej Yale School of Music. Dopiero w ubiegłym roku wróciłem do Rygi. Łotewskie zimy zapamiętałem jako cztery-pięć miesięcy nieustających śnieżyc. A teraz śnieg to towar luksusowy. Popada kilka dni i koniec.

Podjęcie tematu katastrofy klimatycznej to jeden z powodów, dla których 30-letni kompozytor podjął się pracy przy „NeoArctic” – multimedialnej quasi-operze powołanej do życia przez reżyserkę Kirsten Dehlholm i jej producencki kolektyw Hotel Pro Forma. Choć duńska artystka ma na koncie ponad sto spektakli, przyznaje, że ten należał do najtrudniejszych. – Wyzwaniem był temat, jego złożoność – tłumaczy. – Trudności nie wynikały jednak tylko z tematyki. Postanowiliśmy po prostu za wszelką cenę nie moralizować.

Zamiast epatować katastroficznymi wizjami i przypominać o konieczności sortowania śmieci, twórcy „NeoArctic” odwołali się do nauki. Ich opowieść jest też zapośredniczona przez symbole, metafory i formalne zabiegi muzyczne. Wszystko po to, by uniknąć dosłowności. Jak nietrudno się domyślić, największe wyzwanie stanowiło to dla twórcy libretta. – Wszystkie pozostałe komponenty „NeoArctic”: wizualizacje, ruch, muzyka, rozgrywają się w strefie, która pozwala na abstrakcyjne myślenie i dowolność interpretacji – tłumaczy Sjón, islandzki poeta, tekściarz i scenarzysta. – Kiedy jednak pojawiają się słowa, zaczyna się bezpośredni przekaz. Bardzo zależało mi na tym, aby nie popaść w ton kaznodziejski. Co jest oczywiście trudne, bo jak tu mówić półsłówkami o katastrofie?

DROBINY, OPARY I PROMIENIE | Z pomocą przyszła Sjónowi Dehlholm i naukowcy związani z berlińskim Domem Kultur Świata, gdzie w latach 2013-2014 realizowano „Projekt Antropocen”. – Jego pojedyncze programy przypominały przesłuchania, w ramach których różni gracze epoki antropocenu: zwierzęta, teorie, emocje, przedmioty mogły zabrać głos, a jednocześnie były poddawane naukowym procedurom – opowiada o niekonwencjonalnym podejściu badaczy reżyserka. – Raport „Projektu Antropocen” składał się z trzech rozdziałów: „Drobiny”, „Opary” i „Promienie”. W „NeoArctic” wychodzimy od tego podziału.

Dzieło, które 11 września doczeka się polskiej premiery podczas krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum, składa się z 12 pieśni pogrupowanych w trzy wspomniane wyżej kategorie. „Drobiny” to np. „Plastik” i „Minerały”, „Opary” reprezentują m.in. „Oddychanie” i „Nieskończoność”, a „Promienie” – „Temperaturę” czy „Kolory”. Te 12 słów kluczy Dehlholm przesłała Sjónowi z prośbą, by napisał do nich 12 wierszy. Utwory wchodzące w relację z problematyką globalnego ocieplenia, ale nigdy bezpośrednią.

Kiedy pytam Islandczyka, czy takie dość abstrakcyjne zamówienie nie wprowadziło go w zdumienie, tylko się uśmiecha. Po chwili dodaje, że jako poeta nie widzi trudności w ubraniu w słowa jakiego­kolwiek zjawiska. W jego ustach takie deklaracje nie brzmią jak przechwałki. Sjón to współtwórca największych przebojów Björk („Joga”, „I’ve Seen It All”, „Bachelorette”), a także laureat nagrody literackiej Rady Nordyckiej za powieść „Skugga Baldur. Opowieść islandzka” i scenarzysta głośnego „Wikinga” Roberta Eggersa.

Pracując nad „NeoArctic”, Islandczyk obierał różne strategie. Czasem zanurzał się w poetyckości, starając się przeniknąć do podświadomości czytelnika. Innym razem zwracał się w stronę nauki. Tak jest np. we wspomnianej pieśni „Plastic”, która daje wgląd w świat polimerów. „Poli-ester, poli-ten, poli-amid, poli-metyl, poli-akryl” – śpiewa Chór Radia Łotewskiego pod batutą Kasparsa Putniņša. Choć od strony muzycznej nie następuje tu jakaś gwałtowna wolta, sam tekst ostatecznie się rozpada. Po chwili echem wracają do nas jedynie fragmenty nazw kolejnych polimerów. W ten symboliczny sposób Sjón wskazuje na destrukcyjny wpływ plastiku na naszą planetę. – Bo cóż jeszcze można napisać o plastiku? – pyta. – Od zawsze wszyscy mówią dokładnie to samo: Wielka Pacyficzna Plama Śmieci, stuletni rozkład, mikroplastik w ciałach noworodków... Dlatego uznałem, że zamiast pisać o plastiku, będę pisać plastikiem.

I pisze. „Poli-styren, poli-uretan, poli-etylen, poli-butylen” – jeśli zapomnieć o kontekście, można w tym znaleźć ukojenie.

ZŁUDNA KONTROLA | Wykorzystanie raportu z naukowych badań jako bazy dla libretta to tylko jedna z nieszablonowych decyzji artystycznych podjętych przez twórców „NeoArctic”. Dość powiedzieć, że Dehlholm zleciła napisanie muzyki dwóm kompozytorom. Przy czym kluczowe było dla niej, by reprezentowali różne światy i pracowali oddzielnie. – Już wcześniej stosowałam ten sposób w celu zdynamizowania warstwy muzycznej – tłumaczy dyrektorka Hotel Pro Forma. – W „Operacja: Orfeo” sięgnęłam do twórczości Johna Cage’a i duńskiego kompozytora Bo Holtena, a w przypadku „War Sum Up” pracowałam z Santą Ratniece i brytyjskim popowym składem The Irrepressibles. Do „NeoArctic” zaprosiłam klasycznie wykształconego kompozytora Kristsa Auznieksa i producenta muzyki elektronicznej Andy’ego Stotta. Przy czym kluczowe jest to, że oni nie mogą współpracować. Nie mogą słuchać nawzajem swoich utworów. Wtedy to naprawdę działa! W materiałach festiwalu Sacrum Profanum „NeoArctic” figuruje jako „eko-opera w rytmie techno”, warto jednak wiedzieć, że dzieło w reżyserii Dehlholm pozostaje w takiej samej relacji do klasycznej opery, w jakiej Stott przystaje do stereotypowego wizerunku producenta techno. Jego „Luxury Problems” czy „Faith in Strangers” łączyły w zachwycie krytyków z całego świata, mieszając mięsiste dub techno z ambientowym chłodem, a chropowaty industrial z delikatną barwą głosu Alison Skidmore. Jeśli Stott występował wcześniej w Polsce, to raczej na wydarzeniach takiej rangi jak Unsound czy OFF Festival.

– Nasza twórczość zdaje się być kompletnie różna, dwa przeciwległe bieguny – mówi Auznieks. – A jednak po zakończeniu prac nad muzyką okazało się, że niektóre rozwiązania Andy’ego brzmiały zaskakująco podobnie do moich. Może dlatego, że w mojej edukacji dużą rolę odegrał minimalizm. Zawsze destylowałem moje koncepcje do tego stopnia, by możliwie najskromniejszy muzyczny materiał mógł je nieść bez końca. Myślę, że to pogląd bliski też Andy’emu.

Zdaniem łotewskiego kompozytora zamysł zaproszenia dwóch kompozytorów nie ogranicza się jedynie do budowania dynamiki. Auznieks widzi w nim komentarz do sytuacji człowieka w obliczu zbliżającej się katastrofy klimatycznej. – Akceptuję artystyczną decyzję Kirsten, ale ona stanowi dla mnie wyzwanie – tłumaczy kompozytor. – Jako twórca nie mam bowiem kontroli nad najbardziej istotnymi aspektami mojego dzieła. Nad czasem, nad jego całościowym przebiegiem. Myślę, że to idealna analogia do tematu dzieła. To poczucie utraty kontroli nad tym, co przecież powinno być w naszym władaniu.

POETYCKIE WYZWALACZE | Zaproszenie do współpracy Auznieksa było oczywistym wyborem. Łotewski kompozytor pracował już wcześniej z Putniņšem, a muzyka chóralna stanowi trzon jego artystycznej tożsamości. Zresztą mieszkańcy krajów bałtyckich z jakiegoś powodu ją sobie upodobali; wystarczy wspomnieć twórczość łotewskiego kompozytora Pēterisa Vasksa czy dorobek Estończyków: Arvo Pärta i Veljo Tormisa. Pytany o popularność chórów w tej części świata Auznieks zaczyna od wpływów Kościoła luterańskiego, ale ma jeszcze jedną teorię.

– Podczas pandemii wśród Łotyszy krążył żart na temat przepisu nakazującego utrzymywanie dwumetrowego dystansu. Śmialiśmy się, że chyba nie damy rady tak bardzo się do siebie zbliżyć. Myślę, że nie ma wielu tak introwertycznych narodów jak nasz. Musieliśmy się jednak jakoś ze sobą komunikować. Znaleźć sposób, który okaże się bardziej komfortowy. Mam wrażenie, że śpiewanie, które ma jasno określone funkcje i zasady, pozwala ludziom zbliżyć się do siebie bezpieczniej niż w trakcie spontanicznej rozmowy na ulicy.

Mając doświadczenie pracy z chórem prowadzonym przez Putniņša i znając jego niemal nieograniczone możliwości, Auznieks poświęcił dużo uwagi utworom nadesłanym przez Sjóna i zagadnieniu, które poruszają. 12 wybranych przez Kirsten słów to jego poetyckie wyzwalacze. – Drobiny to te maleńkie połączone za sobą szczegóły, które składają się na błoto czy pył – tłumaczy Auznieks. – Pisząc te utwory skupiałem się na poszukiwaniu muzycznego materiału, który mógłbym potraktować podobnie. W oparach ważniejsza niż sama budowa wydał mi się ruch. One w samej swojej istocie mają unoszenie. Promienie rentgenowskie czy podczerwień to z kolei zjawiska, których nie możemy zaobserwować gołym okiem. Tutaj myślałem więc o tym, co transcendentalne. Także w tym wymiarze, w jakim ludzkość przez lata nie dostrzegała problemu globalnego ocieplenia.

ZROZUM I ZAREAGUJ | Kiedy rozmawiam ze Sjónem o roli, jaką może odegrać artysta w uświadamianiu społeczeństwu konsekwencji zmian klimatu, ­wypowiada się ostrożnie. Z jednej strony mówi, że jako poeta musi pozostać wierny swojej dziedzinie. Przypisanym jej formom i narzędziom. Wzbrania się przed rolą aktywisty, a tym bardziej polityka. Zaraz jednak wspomina swoją rezydencję w Poczdamskim Instytucie Badań nad Wpływem Klimatu. Poruszyły go teorie o krytycznym punkcie ludzkości i absolutnym braku mechanizmów obronnych człowieka.

– Widzieliśmy wyginięcia innych gatunków: zwierząt, roślin, innych naturalnych zjawisk – zaczyna poeta. – Zawsze jednak tłumaczyliśmy sobie, że one nie potrafiły zrozumieć, co im się przytrafia. I dlatego, że nie pojmują tego, co się dzieje, nie potrafią odpowiednio zareagować. Ale teraz wiemy już, że to tak nie działa.

Zdaniem naukowców, których Sjón spotkał w Niemczech, żeby poradzić sobie z nadciągającą katastrofą, trzeba zmienić nie tylko świat, ale przede wszystkim człowieka. Wpłynąć na logikę, którą on się posługuje. To zadania, w których pisarz może odegrać niebagatelną rolę. M.in. dlatego Islandczyk przystał na propozycję Dehlholm: bo porusza kluczowy temat, a przy tym nie zmusza go do wykonywania politycznych gestów. – Myślę, że w 2016 r., kiedy „NeoArctic” miało światową premierę, nasi odbiorcy byli świadomi sytuacji, z jaką mamy do czynienia – twierdzi Sjón. – Wystarczyło więc, że tym utworem stworzyliśmy im pewną przestrzeń. Ludzie wchodzą w nią ze swoimi lękami, swoim poczuciem winy. Nie musimy ich generować. Nie musimy ich podkręcać. Te uczucia już tam są. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2022