Kumulacja mistrza

Nie bez powodu Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu nosi imię Witolda Lutosławskiego. Od 27 stycznia do 3 lutego instytucja zaprasza na (nie)codzienny cykl koncertów z muzyką wielkiego kompozytora.

22.01.2023

Czyta się kilka minut

Garrick Ohlsson / DARIO ACOSTA / MATERIAŁY PRASOWE
Garrick Ohlsson / DARIO ACOSTA / MATERIAŁY PRASOWE

Nigdy nie zapomnę lekkiego, sprężystego kroku, którym nie wszedł, lecz raczej wbiegł na podium dyrygenckie Witold Lutosławski, by we wrocławskim kościele św. Marii Magdaleny poprowadzić koncert swej muzyki. Był wrzesień roku 1993, a kompozytor miał wówczas 80 lat. Był to wyjątkowy wieczór festiwalu Wratislavia Cantans, wówczas jeszcze oficjalnie „festiwalu muzyki oratoryjnej i kantatowej”, który jednak dla wielkiego twórcy zrobił programowy wyjątek: usłyszeliśmy wprawdzie cykl pieśni, ale główną porcję programu stanowiły symfonie. Nie było i nie ma wątpliwości, że choć twórczość Lutosławskiego liczy ich zaledwie cztery, to mają one wyjątkową pozycję w dziejach muzyki polskiej – i muzyki światowej. Stworzyły epokę – a raczej dwie lub nawet trzy epoki. Pozostają ukoronowaniem swojego czasu, choć nie są jedynymi klejnotami w dorobku polskiego twórcy. Przeciwnie, niemal każde jego dzieło ma swą własną, wyjątkową wartość.

W OCZEKIWANIU ARCYDZIEŁ

Należę do tego pokolenia, które miało jeszcze okazję czekać na nowe utwory Witolda Lutosławskiego. To uczucie jedyne w swoim rodzaju, gdy ciekawość miesza się z gorączką: jaki kształt przybierze tym razem dopracowana, mistrzowska myśl? Co dostaniemy nowego, do jakiej muzyki będziemy powracać, by odkrywać jej kolejne warstwy, nowe połączenia dźwięków i akordów, nowe barwy? Bo kolejne utwory Lutosławskiego nie były podobne do niczego innego, całkowicie odcinały się też od przytłaczającej większości produkcji muzyki współczesnej – tej, której słucha się raz jeden, zaznaje lekkiego dreszczyku, jak przy elektrycznym ukłuciu kieszonkową bateryjką, po czym idzie dalej. Muzyka Lutosławskiego zatrzymywała w swoich objęciach, skłaniała do zajrzenia głębiej, do rozkoszowania się zarówno konstrukcją, jak i czysto sensualnym bogactwem. W utworach wczesnych, jak I Symfonia i Koncert na orkiestrę, śledziło się z zaangażowaniem jej neoklasycznie przystępną szatę, atrakcyjną i porządnie skonstruowaną. Potem pojawiła się faza odkrywania nowych efektów, wypracowywania kolejnych zwrotów kompozytorskiego języka – za każdym razem jednak w doszlifowanym koncepcyjnie utworze, który nigdy nie był samym tylko eksperymentem, lecz niósł ze sobą pełnię muzycznych znaczeń. Trzeba się było wgryźć w nowe słownictwo, w nowe techniki – ale zawsze wysiłek ten był sowicie nagradzany, gdyż nigdy nie brakowało treści, którą warto było zrozumieć. I zawsze dostawaliśmy uchwytne, wyraziste tropy, po których powinniśmy się poruszać: w muzyce Lutosławskiego nad intuicją panowała logika. Nawet w popularnym w epoce aleatoryzmie – czyli zdaniu się na przypadkową inspirację wykonawcy, który w pewnych ustępach otrzymuje swobodę doboru dźwięków (II Symfonia!) – Lutosławski narzuca pewne wytyczne, tworząc właściwy dla siebie „aleatoryzm kontrolowany”. Improwizacja? Tak, ale wedle zamysłu kompozytora, który ma przecież ideę formy i tematyki – i nie zamienia jej na potencjalny chaos.

To wyczucie formy, która w muzyce jest sposobem rozwoju dramaturgii, logiką narracji, dzielił Lutosławski ze swym nauczycielem, Witoldem Maliszewskim. Wspólnie też podziwiali muzykę Alberta Roussela – największego symfonika wśród francuskich, powiedzmy, impresjonistów. III Symfonia Roussela, uznane arcydzieło, pozostaje zresztą dziełem formatywnym dla Lutosławskiego, może zwłaszcza dla szczególnie uznanego arcydzieła – jego własnej III Symfonii.

Czas, w którym pokolenie obecnych pięćdziesięciolatków mogło oddawać się emocjom czekania na nowe utwory mistrza, to już późny okres jego twórczości. Okres dojrzałej syntezy, gdy kolejne kompozycje nie przynosiły nowych problemów i ich nowych rozwiązań, lecz w swym kompletnym już języku autor mógł swobodnie wyrażać to, co chciał powiedzieć. Wszystkie techniki opanowano, zostało miejsce na samą muzykę. Na piękno – gdyż Lutosławski stał po apollińskiej stronie i estetyczna kategoria piękna, wraz z melodyjnością (jak skomplikowana by ona nie była), nigdy nie przestała być dla niego aktualna. Inny uwielbiany przez polskiego mistrza kompozytor, Béla Bartók, na tym etapie swego życia tworzył Koncert na orkiestrę oraz III Koncert fortepianowy – sumę doświadczeń, nawet z odwagą pewnych uproszczeń względem wcześniejszych wymagań, ale przynoszącą absolutnie nadzwyczajną muzykę. Lutosławski dał nam natomiast Koncert fortepianowy, II oraz III Łańcuch, a przede wszystkim IV Symfonię. Czekając na nowe jego utwory, czekało się na pełnię muzyki. Nigdy więcej nie miałem okazji doświadczyć niczego podobnego.

WŚRÓD MISTRZÓW

To, co natomiast przynosiły lata następne, to odkrywanie Lutosławskiego przez wybitnych muzyków. Wprawdzie poznawaliśmy jego muzykę zawsze dzięki najwybitniejszym, jak Mścisław Rostropowicz lub Anne-Sophie Mutter (nie zapominając o śmietance polskich wykonawców), ale przez ostatnie dekady to grono wciąż się powiększa. Każdy artysta dokłada też własny sposób rozumienia tej bogatej twórczości. Wraz z nimi – w nowy sposób pojmują ją słuchacze. Pojawiają się nowe wymagania – ale i pokazują nowe wymiary.

Wśród wykonawców znajdują się tacy mistrzowie jak dyrygenci Esa-Pekka Salonen czy Edward Gardner, mnożą się soliści. Muzyka Lutosławskiego weszła do repertuaru koncertowego i stała się jego atrakcją. Jest na właściwym miejscu w każdej sali – tym bardziej w noszącym imię kompozytora Narodowym Forum Muzyki. Wrocławska instytucja powstała w 2014 r. z połączenia filharmonii ze wspomnianym festiwalem Wratislavia Cantans. Teraz dysponuje środkami do wykonania każdego, nawet najbardziej nietypowego utworu kompozytora. W trakcie pierwszych Witold Lutosławski World Days zabrzmi zarówno orkiestra symfoniczna, jak i kameralna, a także kwartet smyczkowy i chór chłopięcy. Data skumulowanej obecności Lutosławskiego na wrocławskiej estradzie też nie jest przypadkowa – mieści się między dzienną datą urodzin (25 stycznia 1913 – mija więc właśnie 110. rocznica) a śmierci artysty (7 lutego 1994).

WLWD mają być swego rodzaju triennale, ale co istotne, skupienie na twórczości wielkiego kompozytora nie tworzy tu zamkniętego getta, adresowanego do specjalistów – wielbicieli muzyki współczesnej. Muzyka Lutosławskiego pozostaje punktem odniesienia dla uniwersalnej istoty muzyki, staje się więc ważnym punktem programu regularnych koncertów. Pojawi się w dialogu z innymi utworami, takimi jak IV Symfonia koncertująca Karola Szymanowskiego (którą zagra Garrick Ohlsson!) albo głęboko nastrojowy koncert skrzypcowy „Vox amoris” znakomitego łotewskiego kompozytora Pēterisa Vasksa (z tymi dziełami, odpowiednio, zabrzmi III Symfonia i Livre pour orchestre). Błyskotliwa Partita zestawiona zostanie z wielką Sonatą Kreutzerowską Beethovena – obie w specyficznej wersji z orkiestrą. Szczególnym koncertem będzie też wieczór... piosenek dla dzieci – gdyż w pewnym okresie Lutosławski pisał także taki repertuar. Bardziej szczegółowe omówienie programu znajdą Państwo na naszej stronie internetowej.

Gdy jednak cztery koncerty miną – nie martwiąc się, bo przecież NFM na pewno nie będzie kazało czekać kolejnych trzech lat na muzykę swego patrona – możemy wrócić do wszystkich tych utworów na płytach. Wrocławska instytucja od lat realizuje serię „Witold Lutosławski. Opera omnia”: ukazały się już w niej nie tylko prawie wszystkie dzieła wykonywane na estradzie (łącznie z piosenkami dziecięcymi), lecz i wiele innych. Jeżeli cieszymy się na Garricka Ohlssona w Symfonii Szymanowskiego, ucieszy nas też w Koncercie fortepianowym Lutosławskiego (szósta płyta w zbiorze). W III i IV Symfonii zaintryguje Jacek Kaspszyk (piąta i druga płyta), a w Koncercie na orkiestrę – Stanisław Skrowaczewski (czwarta). Jeżeli zaś czekamy na Livre pour orchestre, której jeszcze nie ma na płytach, sprawdźmy, jak poprowadzi ją ewidentnie zafascynowany Lutosławskim australijski skrzypek i dyrygent Richard Tognetti. Może to właśnie jego interpretację znajdziemy w przyszłości na krążku? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2023

Artykuł pochodzi z dodatku „Witold Lutosławski World Days 2023