Taka gmina

Wójt dwukrotnie nawiedzonej przez powódź gminy Wietrzychowice chce, żeby ktoś w końcu powiedział: powodzianie nie mają się źle.

07.09.2010

Czyta się kilka minut

Wola Rogowska, dom państwa Antoszów, wrzesień 2010 r. / fot. Bartosz Siedlik /
Wola Rogowska, dom państwa Antoszów, wrzesień 2010 r. / fot. Bartosz Siedlik /

Ponad miesiąc po drugiej fali w Woli Rogowskiej Lech Szarwark, sołtys, a także prezes miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej dostał depresji sytuacyjnej. Tak brzmiał werdykt lekarza, do którego drzwi urzędnik zapukał z objawami ogólnego otępienia oraz niemocy.

Zanim udał się na kilkudniowe zwolnienie lekarskie, rzucił w jednej z lokalnych stacji radiowych: "Powódź to był raj, teraz jest piekło".

Wieś

Choć od wielkiej wody minęły trzy miesiące, a od tego, co sołtys Szarwark nazwał "piekłem" - dobrych kilka tygodni, Wola Rogowska (wieś w powiecie tarnowskim, w gminie Wietrzychowice, która najbardziej ucierpiała w dwóch falach powodzi) niewiele się zmienia. Owszem, odjechali strażacy z pompami, ze szczytu jabłoni jonatan w sadzie na skraju wsi zniknęła przyniesiona przez wodę lodówka, z ulic i obejść wywietrzał smród, ale wnętrza domów pozostały bez zmian: skute ściany na parterach, pozrywane podłogi, tylko gdzieniegdzie nowe wylewki czekają na osuszenie i nowe panele.

Jankowscy (nazwisko zmienione) witają w holu na parterze, wystawiając na środek trzy taborety. Początek września, od kilku dni intensywne ulewy. Gospodarz co kilka minut niespokojnie wygląda przez okno. Zagrożenie powodziowe ocenia po chmurach: jeśli idą z północy na południe, powódź przyjdzie do Woli pewnikiem, bo wszystko zaczyna się od gór.

- Takie nienormalne życie - szpakowaty mężczyzna przed sześćdziesiątką, w wysokich gumiakach, niespokojnie kręci się na taborecie. - Wynosimy siano i słomę na strych stodoły.

- Nic, tylko kombinowanie, dzwonienie po urzędach, załatwianie majstrów - gospodyni siedzi wyprostowana, obracając w dłoniach okulary. - Zwykle o tej porze byliśmy w polu. Teraz wszystko zalane, a do tego nie wiadomo, co będzie dalej.

O popowodziowej pomocy Jankowscy złego słowa nie powiedzą. Poza odszkodowaniem dostali sześć tysięcy z gminy oraz decyzję o przyznaniu pomocy rządowej do 100 tys. - Na odbudowę powinno wystarczyć - przyznają.

Pomoc powodzianom

Jak informuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, na zasiłki dla poszkodowanych w majowej i czerwcowej powodzi przyznano do tej pory 600 mln zł. W ramach zasiłku do 6 tys. zł gminy wypłaciły do tej pory pieniądze dla niemal 50 tys. poszkodowanych, zaś w ramach zasiłków do 20 i 100 tys. zł - dla ponad 10 tys. poszkodowanych.

W pomoc powodzianom zaangażowało się wiele organizacji pozarządowych, m.in. Caritas Polska i Polska Akcja Humanitarna. Jak mówi ks. dr Zbigniew Sobolewski z CP, organizacja przekazała do tej pory 19,5 mln zł pomocy pieniężnej dla powodzian (środki pochodziły głównie z ogólnopolskiej zbiórki, ale też z bezpośrednich wpłat na konto oraz charytatywnego sms-a), zaś pomoc materialna - żywność, odzież, woda, pościel, obuwie, pasza dla zwierząt itd. - opiewała na sumę ponad 11 mln zł. Polska Akcja Humanitarna, poza publiczną zbiórką pieniędzy, skupiła się na dostarczaniu najpotrzebniejszych artykułów społecznościom dotkniętym powodzią (meble, środki czystości, środki ochrony osobistej itd.). W czerwcu, dzięki współpracy 14 organizacji pozarządowych, powstał portal internetowy www.powodz.ngo.pl , na którym można znaleźć informacje o dotkniętych powodzią gminach, kontakty do organizacji pomocowych, a także zgłosić chęć pomocy.

Co się tyczy władzy, mówią, dary rozdzielała jak mogła - i tak wszystkim dogodzić się nie da.

Nieco dalej w głąb wsi stoi dom Bożeny Konstantynowicz. Po powodzi gospodyni poszła na urlop - pracuje w delikatesach w Wietrzychowicach - i siedzi z matką w kuchni przy telewizorze. Bo co tu robić?

- Przez pierwsze dni w ogóle się nie chciało człowiekowi ruszać - opowiada drobna kobieta w okolicach czterdziestki, oprowadzając po pokojach na parterze: zryte podłogi, cegły i deski zamiast powały; wszystko wygląda tak, jakby dom był w budowie. - Długo budziłam się w nocy, myśląc, że śpię w mule albo że woda wlewa się do pokoju.

Konstantynowicz wchodzi na strych po metalowej drabinie. Ostrożnie, krok po kroku, i bez patrzenia w dół: cierpi na lęk wysokości. - Tutaj teraz mieszkamy. Wszyscy, razem z dziećmi, oprócz rodziców, bo dziadek by tu nie wszedł - mówi, pokazując pomieszczenie: zakryte foliami polowe łóżka, telewizor Grundig na niskim stoliku, oparte o meble pręty robiące za wieszaki; na wszystkim gruba warstwa kurzu.

Konstantynowiczowie, jak większość mieszkańców wsi, byli ubezpieczeni. Dostali też zasiłek do 6 tys., i 61 tys. (brutto) pomocy rządowej. O władzy, sołtysie, rozdzielaniu pomocy rozmawiać nie będą, choć wiadomo, że wieś różnie mówi.

Władza

A mówi (zwykle anonimowo) na przykład tak: Że niektórzy sąsiedzi czyhali tylko na kolejne dostawy darów, i warto sprawdzić, czy w niektórych domach nie ma aby dwóch pralek albo lodówek.

Że Wolę Rogowską zalał podstępem wójt gminy Szczurowa (wysadził wały na Uszwicy, by woda wlała się właśnie tu, a nie do miejscowości w jego gminie).

Że władza centralna w osobie ministra spraw wewnętrznych pojawiła się w wiosce dla kamer, i jedyne, na co zasłużyła, to by ją wstawić w garniturach do rzeki.

Że władza lokalna w osobie sołtysa rozdawała dobra materialne w sposób niesprawiedliwy, co depresja sytuacyjna tylko potwierdza.

Władza w tematach poruszanych przez wieś ma zdanie odrębne. Sołtys Szarwark, który przyszedł już do siebie i zgadza się na rozmowę telefoniczną, zwraca uprzejmie uwagę, że i jego dom został podczas powodzi zalany. Jest jednak różnica: on swojego doglądać nie mógł, bo od drugiej w nocy zaraz po powodzi przez tydzień koczował w sztabie awaryjnym, a pod dom łódką podpływać ani myślał, coby wieś nie mówiła, że się władza politycznie wozi.

W depresję wpędziły zaś sołtysa Szarwarka liczne opinie o niesprawiedliwym rozdzielaniu pomocy i rzekomym kumoterstwie, o czym mieszkańcy mówili na ulicy oraz łącząc się z sołtysem przez komórkę, nie stroniąc przy tym od słów na "ch" oraz "k", a także nasłani przez niektórych mieszkańców redaktorzy z prasy, telewizji i radia.

Sołtys wylicza pomoc, jaką mieszkańcy otrzymali (niezależnie od odszkodowań i pomocy pieniężnej): zboże na paszę, siano, słomę, lodówki, zamrażarki, talony na sprzęt AGD, jedzenie, wodę, środki czystości, papier. - Nie ma w gminie rodziny, która zostałaby bez pomocy - zapewnia Szarwark i rzeczywiście trudno w Woli Rogowskiej znaleźć gospodarstwo, w którym brakowałoby czegoś z podstawowych artykułów i sprzętów.

Szarwarka broni wójt Wietrzychowic, Leszek Zabiegała, który chce, by ktoś w końcu powiedział: powodzianie nie mają się źle. Kiedy we wsi zrobiła się afera wokół medialnego wystąpienia sołtysa, wójt jego słowa o raju i piekle nawet powtórzył.

Co do koordynacji pomocy, przypomina, że zjeżdżające do wsi co rusz tiry z samochodami to materia trudna do opanowania. - Pomoc szła często poza naszą kontrolą, tym bardziej że przyjeżdżali też spontanicznie ludzie z innych części Polski i żadna władza nie mogła im dyktować, gdzie zawozić dary.

Małe piekło w Woli Rogowskiej rozpętało się też na linii władza-władza. Bo sołtys Woli Rogowskiej i wójt Wietrzychowic (tym razem przy cichym wsparciu mieszkańców) uznali, że nie wszystko z ochroną przeciwpowodziową w ościennej gminie Szczurowa było OK. Sołtys i wójt niczego wprost nie powiedzą, ale z pewnością podejrzanie dużo tej wody do Woli zeszło, na co wójtowi-sąsiadowi nieraz zwracali uwagę.

Wójt Szczurowej, Marian Zalewski, jest w biegu: co rusz przyjmuje gości i interesantów, poza tym musi monitorować sytuację. Z zarzutami o złe uszczelnienie wałów nawet się zgadza, tyle że to nie jego odpowiedzialność, a Małopolskiego Zarządu Melioracji Wodnej. - Kołują i kołują - mówi, rysując na kartce długopisem szeroką Wisłę i wąską Uszwicę. - Że niby pieniędzy nie mają. A w samym Tarnowie zatrudniają piętnaście osób, i żadna z nich nie chce wziąć za zabezpieczenia odpowiedzialności!

- Uszwica ostatnio przerwała w dwóch miejscach - wójt rysuje na wąskiej rzece dwa krążki. - I te wyrwy są zabezpieczone. Co z tego, skoro zwęzili koryto rzeczne, i teraz zagrożone są wały od Borowej Strugi do mostu na Włoszynie?

Społeczeństwo

Mieszkańcy Woli Rogowskiej w przepychanki władzy z władzą wchodzić nie zamierzają, choć większość popiera stanowisko sołtysa i wójta. Najbardziej liczy się jednak "tu i teraz".

W centrum wsi, w dobrze utrzymanym gospodarstwie, przyjmują Bogumiła Antosz, uśmiechnięta, drobna kobieta, znana we wsi z wypowiedzi oskarżających władzę, oraz jej ojciec - Stanisław Ciapka.

Z rozdawaniem pralek było wedle Antoszowej tak. Jedzie sobie samochodem, mija gminny Dom Ludowy, a tam kobiety z budynku pralki wynoszą. - Dlaczego akurat dla tych, a nie dla innych? - pyta Bogumiła Antosz. - My się tylko domagamy jasnych kryteriów!

Potem przyszły do Woli stoły z krzesłami. Ksiądz na Mszy powiedział, że będą dla wszystkich, żeby się nie pchać, ale potem, gdy wyczytywali nazwiska, głos powiedział: "Antosz Bogumiła - nie czekać".

Kto kryteria rozdawania dóbr ustalał, Antoszowa próbowała dociekać. Poszła nawet do wójta, by mu wszystko wygarnąć. Że ani pralki nie dostała, ani lodówki, ani do pomocy dla 27 mieszkańców ich władza nie zakwalifikowała, zatem ona pragnie zapytać, czy w Woli Rogowskiej jeszcze jest, czy jej nie ma, i że cała sprawa nadaje się do programu Elżbiety Jaworowicz. - Dopiero wtedy dostałam lodówkę - mówi Bogumiła Antosz.

- Prawda jest następująca - Stanisław Ciapka, pod sześćdziesiątkę, siedzi okrakiem na taborecie i wywija łapką na muchy. - Ci, co się w Niemcach dorobili ciężką pracą, to nie dostali. Mieli dobre domy, elewacje, i wszystko diabli wzięli. A woda przecież nie wybierała, czy kto w Niemcach pracuje, czy pod sklepem siedzi. Ci, co mieli na odpierdol, że tak po chłopsku powiem, dostawali, co chcieli.

Dopiero potem, jak ksiądz rozdawał talony z Caritasu, Antoszowa poczuła sprawiedliwość. - Ale tak w ogóle, to rozdział dóbr jest przez kumoterstwo - mówią.

Antoszowa więc do radia i telewizji się wypowiedziała, co o tym sądzi, by na drugi dzień usłyszeć, że głupia baba jest, bo media przeciw wiosce skrzykuje. A ona cicho siedzieć nie będzie. - Zresztą występ dał rezultat - mówi. - Do telewizji redaktorowi Sroce, czy jakoś tak, opowiedziałam, że kuchenki w domu nie ma, to na drugi dzień kuchenkę przywiozła mi koleżanka, która zobaczyła mnie na ekranie.

- Generalnie trzeba przyznać, że społeczeństwo jest dobre, i w ogóle Polska jest dobra - mówią zgodnie Antoszowa i Ciapka, mając na myśli Polskę poza obrębem własnej gminy.

W sumie od społeczeństwa dostali: piecyk (koleżanka), jedzenie (gmina z darów, wizyty spontaniczne), lodówka (Caritas), pralka (gmina), środki czystości oraz pościel (gmina i wizyty spontaniczne), sześć talerzy głębokich i sześć płytkich (dobrzy ludzie). Dodatkowo pomoc rządowa, odszkodowanie, szczepienia i psycholog, z którego pomocy jednak nie skorzystali.

- Diabli wiedzą, skąd się tylu dobrych ludzi bierze? - pyta Stanisław Ciapka. W sensie przenośnym pyta, bo w sensie ścisłym pamięta, skąd przyjeżdżali.

Samych wizyt spontanicznych z Krakowa było sześć, może siedem. Pani z Bielczy przyjechała z kompletem szklanek, do sklepu ktoś ogórki w beczce przywiózł, to sklepowa je później rozdawała chętnym. Samochodami podjeżdżali ludzie na obcych rejestracjach: z proszkiem do prania, serami, wodą, dobrym słowem.

Jeszcze inni pojawili się pod domem Antoszowej z pobliskiej Niemczy. Zajechali, zaczęli różne produkty z samochodu wykładać, a Stanisław Ciapka na odchodne do nich, pół żartem, pół serio, że jeszcze coś na ten cały stres powodziowy by się przydało. Ci z Niemczy otworzyli więc bagażnik, i dwa piwa wręczyli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2010