Tajemnica Szekspira

William Shakespeare: SONETY

01.10.2012

Czyta się kilka minut

– ciemnoczerwona róża o nasyconej barwie, rozkwitająca na okładce, wprowadza nas od razu w sedno jednego z najniezwyklejszych dzieł, jakie zna światowa literatura. Róża jest tutaj bowiem symbolem zarówno miłości, jak i unieśmiertelniającej siły sztuki – unieśmiertelniającej nietrwałe piękno i nasze nietrwałe uczucia, niby destylat oszałamiającej kwiatowej woni. „Róże wzrok olśniewają, ale jeszcze słodsze / Są przez aromat, którym pąk jest przesiąknięty”; śmierć „destyluje z nich najsłodsze wonie” – czytamy w Sonecie 54. Podobnie wiersz: pozwala zachować urodę ukochanego, jego „prawdy esencję”. Sonet zaś następny głosi dumnie: „Nie marmur, nie książęcych pomników złocenia – / Jeśli co wiecznie przetrwa, to ten wiersz jedyny: / W nim będzie wciąż się jarzył blask twego istnienia, / Gdy głaz tablic obrosną Czasu pajęczyny”. I jeszcze puenta Sonetu 63: „W czarnym śladzie inkaustu, w znakach na papierze / Piękno żyć będzie, niby młoda zieleń świeże”.

Szekspirowskie sonety zaczęto u nas tłumaczyć w wieku XIX, później przekładali je Jan Kasprowicz, Marian Hemar, Jerzy S. Sito i Maciej Słomczyński, a poszczególne utwory – m.in. Juliusz Żuławski, Artur Międzyrzecki, Wiktor Woroszylski i Jarosław Marek Rymkiewicz, ostatnio Piotr Kamiński. Przekład całości dokonany przez Stanisława Barańczaka i wydany w roku 1993 był od dawna niedostępny. Obecna edycja, w nowej szacie graficznej, jest, jak poprzednia, dwujęzyczna i zaopatrzona w objaśnienia, przede wszystkim zaś – poprzedzona wstępem tłumacza.

To właściwie fascynująca rozprawka dająca przegląd zagadek, jakie się wiążą z „Sonetami”. Jedno tylko wiemy o nich na pewno – że ukazały się w 1609 roku jako cykl 154 numerowanych utworów. Nie wiemy natomiast, w jakim stopniu układ pierwodruku odzwierciedla zamiary autora i czy w ogóle miał on osobiście cokolwiek wspólnego z tą publikacją, nie jesteśmy nawet pewni autorstwa wszystkich części („poważne argumenty – pisze Barańczak – ma za sobą teza, iż przynajmniej dwa ostatnie, konwencjonalne, błahe i zupełnie nie na miejscu jako zakończenie całego cyklu Sonety 153 i 154, a być może również słaby i utrzymany w odmiennym metrum niż wszystkie inne Sonet 145 nie wyszły spod pióra Shakespeare’a”).

Dalej zaczynają się kolejne pytania: o sens „równie wyszukanej jak tajemniczo brzmiącej dedykacji”, podpisanej inicjałami wydawcy, przede wszystkim zaś o identyfikację Przyjaciela – młodzieńca, który jest adresatem wyznań zawartych w Sonetach 1-126, Czarnej Damy, do której skierowane zostały Sonety następne, oraz trzeciej (a właściwie czwartej, wliczając narratora) postaci Sonetów, czyli Poety-Rywala. Tłumacz ze sceptycznym dystansem podchodzi do rozmaitych, często zupełnie fantastycznych hipotez, które miałyby przynieść odpowiedź. Najważniejsza jego zdaniem jest bowiem kwestia zupełnie inna.

„Różnica między biografistycznym a antybiografistycznym stanowiskiem wobec »Sonetów« – przekonuje Barańczak – sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: co czyni te wiersze (niektóre z nich przynajmniej) arcydziełami? Tak zwana »siła wyrazu« czy tak zwany »kunszt formalny«? Ich »związek z życiem« czy ich literacka autonomia? Bezprecedensowa »szczerość« poety w przedstawianiu i analizowaniu własnych doświadczeń – czy jego równie bezprecedensowe »mistrzostwo« w nadawaniu doświadczeniu ludzkiemu (niekoniecznie jego własnemu doświadczeniu) słownego kształtu?”. A więc: czy chodzi o „wielką poezję wynikłą zapewne (co nie wpływa na naszą ocenę i w ogóle nie jest dla nas pierwszorzędnym obiektem zainteresowania) z osobistych przeżyć, czy też o „wielki dokument osobistego przeżycia ujęty (co nie wpływa na naszą ocenę i w ogóle nie jest dla nas pierwszorzędnym obiektem zainteresowania) w formę poetycką?”. Tłumacz odpowiada na to pytanie już choćby dbałością o zachowanie formy oryginału. Czytelnik – powinien zdecydować sam. (Wydawnictwo a5, Kraków 2012, ss. 216. Przekład, wstęp i opracowanie Stanisław Barańczak. Projekt okładki i stron tytułowych Joanna Rusinek. Biblioteka Poetycka pod redakcją Ryszarda Krynickiego.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2012