Tajemnica pokoju 239

Wieść, że Angela Merkel odwiedziła Aleksieja Nawalnego w szpitalu, wywołała w Rosji większy popłoch niż inne aspekty tej sprawy. Bo to sygnał: człowiek, którego Kreml chciał otruć, jest traktowany na Zachodzie jako partner do rozmowy.

12.10.2020

Czyta się kilka minut

Aleksiej Nawalny w berlińskim szpitalu Charité, 19 września 2020 r. /  / INSTAGRAM @NAVALNY / AFP / EAST NEWS
Aleksiej Nawalny w berlińskim szpitalu Charité, 19 września 2020 r. / / INSTAGRAM @NAVALNY / AFP / EAST NEWS

Na pogrążającej się w ciemnościach rosyjskiej scenie politycznej od dwóch miesięcy rozgrywa się thriller pt. „Otrucie Nawalnego”. Kreml myli ślady, zaprzecza ustaleniom zachodnich laboratoriów, że rosyjskiego opozycjonistę usiłowano zabić nowiczokiem, szkaluje ofiarę, mnoży coraz bardziej fantastyczne wersje wydarzeń.

Stawka jest wysoka. Kolejna epopeja z otruciem przeciwnika politycznego zachwiała resztką zaufania zachodnich rządów do Putina – i może zaważyć na dalszej izolacji Rosji na arenie światowej. Poza tym miesza szyki putinowcom w polityce wewnętrznej: Nawalny rozsadza system.

Wyrwany z objęć śmierci

Był czwartek 20 sierpnia, gdy najbardziej skuteczny i najaktywniejszy rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny opuścił hotel Xander w Tomsku na Syberii i udał się na lotnisko, skąd miał odlecieć do Moskwy. Na miejscu pozostało kilka osób z ekipy realizującej wraz z nim film o nadużyciach polityków z miejscowej jaczejki rządzącej partii Jedna Rosja; mieli dokończyć montaż.

Nawalny wypił w lotniskowej kafejce herbatę i wsiadł do samolotu. Po starcie poczuł, że coś się z nim dzieje. W wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel” opisze to potem tak: „Miałem wrażenie, że wszystko po kolei się we mnie wyłącza. Nawet nie czułem bólu, tylko pomyślałem, że umarłem”. Nikt wkoło nie wiedział, dlaczego pasażer krzyczy i traci przytomność. Piloci podjęli decyzję o awaryjnym lądowaniu w Omsku. Nieprzytomny Nawalny został przewieziony do miejscowego szpitala, lekarze podali mu atropinę. Zapewne w pierwszych chwilach nie wiedzieli, z kim mają do czynienia, ani co było powodem zapaści. Podejrzewali zatrucie. Działali intuicyjnie: atropina miała zahamować destrukcyjne działanie trucizny. Zapewne uratowali mu życie.

W działania szpitala szybko włączyły się władze, w zakamuflowany sposób. Na oddział, gdzie leżał Nawalny, przybyli smutni panowie w ciemnych okularach i wzięli zarządzanie diagnostyką i terapią w swoje ręce. Otwarto też front wojny informacyjnej.

Rodzina i współpracownicy Nawalnego domagali się przewiezienia go do kliniki Charité w Berlinie. Podstawiony w trybie pilnym samolot sanitarny jednak długo czekał na pacjenta. Kreml mataczył i zwlekał z wydaniem zgody na wywiezienie go za granicę. Lekarze w Omsku, którzy już przygotowywali dokumenty i nie widzieli przeciwwskazań, nagle zaniechali czynności i orzekli, że stan Nawalnego nie daje przesłanek do transportu. Następnie dyrektor szpitala wydał komunikat, że powodem stanu pacjenta były zaburzenia metabolizmu i nagły spadek poziomu cukru we krwi.

Butelka na wagę dowodu

Gdy wieść o ciężkim stanie Nawalnego rozeszła się po świecie, wielu komentatorów od razu postawiło tezę: otruty. Ludzie kremlowscy (dziennikarze, urzędnicy, politycy na usługach) wrzucali inne wersje: że poprzedniego dnia Nawalny zabalował, popił, nafaszerował się lekami albo narkotykami, organizm się zbuntował, sam jest sobie winien.

Zaniepokojenie stanem zdrowia i ciągnącymi się targami o możliwość wywiezienia Nawalnego do Niemiec wyrazili kanclerz Angela Merkel i prezydent Francji Emmanuel Macron (do jego rozmowy z Putinem jeszcze wrócimy). Być może te interwencje zdecydowały, że Kreml po długim namyśle podjął decyzję o wypuszczeniu Nawalnego. A być może Putina zapewniono, że po dwóch dniach śladów trucizny w organizmie Nawalnego już nie ma, nie ma więc też ryzyka, że substancja, którą został otruty, zostanie za granicą zidentyfikowana.

Tymczasem współpracownicy z Fundacji Walki z Korupcją, którzy fatalnego dnia zostali w hotelu Xander i spokojnie jedli śniadanie, zostali zaalarmowani wiadomością o stanie Nawalnego. Postanowili obejrzeć pokój nr 239, w którym Aleksiej spędził dwie doby. W obecności obsługi hotelowej zabrali z niego przedmioty, których mógł dotykać, w tym dwie plastikowe butelki po wodzie mineralnej „Święte Źródło”. Butelki przekazano do Omska w ręce ludzi Nawalnego, a stąd trafiły do Berlina i dalej – do laboratorium Bundeswehry, a potem też do dwóch kolejnych placówek badawczych we Francji i Szwecji.

Na jednej z butelek znaleziono ślady nowiczoka. Gdyby nie butelka z pokoju 239, na podstawie samych biologicznych próbek pobranych od „berlińskiego pacjenta” być może nie dałoby się z całą pewnością stwierdzić, czym został on potraktowany.

Określenie „berliński pacjent” jest chętnie używane przez rosyjskie media. Kremlowską obsługę medialną obowiązuje bowiem zakaz wymawiania na antenie nazwiska Nawalny. Zdaniem znawców zakulisowych zwyczajów Kremla – Putin jest ezoterykiem, wierzy w zaklęcia i paranormalne moce. Sam unika i swojej „kremladzi” każe unikać wypowiadania nazwiska wroga, aby nie kusić licha.

Miesiąc po incydencie naczelny kapłan kremlowskiej propagandy Dmitrij Kisielow udał się do Tomska i ostentacyjnie zamieszkał w pokoju 239 w Xanderze. A w każdym razie tak twierdził w reportażu dla swego sztandarowego programu „Wiesti Niedieli” (Wiadomości Tygodnia). Goląc się w łazience, zapewniał, że nie boi się żadnych toksyn, bo ich tu nie ma i nie było.

Nihil novi(czok)

Jednak obecność toksyny stwierdzono. Wspomniane trzy laboratoria nie pozostawiły wątpliwości: to, czym otruto Nawalnego, jest udoskonaloną wersją substancji z grupy nowiczok. Udoskonaloną w stosunku do tej, jakiej w 2018 r. użyto wobec byłego oficera wywiadu wojskowego GRU Siergieja Skripala i jego córki Julii, żyjących w Wielkiej Brytanii (oboje przeżyli, ale zmarła Brytyjka, która w śmieciach znalazła wyrzucony przez sprawców flakonik udający perfumy i użyła zawartość). Modyfikacja może oznaczać, że Rosja – wbrew zobowiązaniom – nadal prowadzi badania nad objętymi zakazem substancjami paralityczno-drgawkowymi, zaliczanymi do broni chemicznej.

Ciekawy rozdźwięk powstał tu w wypowiedziach przedstawicieli ważnych instytucji. Najpierw szef wywiadu zagranicznego SWR zapewniał, że Rosja zniszczyła wszystkie zapasy nowiczoka zgodnie z konwencją o zakazie broni chemicznej. Zaraz potem rzeczniczka MSZ – znana z prymitywnej konfabulacji – oznajmiła, że Rosja nigdy nie produkowała nowiczoka, więc oskarżenia Zachodu są gołosłowne.

Wypowiedzi obojga pomniejszych harcowników zbladły jednak wobec tego, co mówił w sprawie otrucia oponenta sam Putin. Francuski dziennik „Le Monde” zacytował fragment rozmowy telefonicznej na linii Kreml-Pałac Elizejski (tej, o której mowa była powyżej). Oto zadzwonił Macron i spytał wprost o Nawalnego. Władimir Władimirowicz wyraził przypuszczenie, że Nawalny sam się otruł nowiczokiem. Bo nowiczok ma mniej skomplikowaną formułę niż wcześniej przypuszczano, w domyśle: można go wyprodukować bez mała domowym sposobem.

Poza tym – miał ciągnąć Putin – nie ma się co roztkliwiać nad Nawalnym, bo to człowiek niepoważny, internetowy bałamut, do tego symulant (w ubiegłym roku Nawalny został już najprawdopodobniej otruty podczas pobytu w areszcie, wtedy tajemniczą opuchliznę zdiagnozowano jako alergię), a jego Fundacja Walki z Korupcją to narzędzie do szantażowania polityków.

Tyle przeciek w „Le Monde”. Szok? Szok. Mimo wszystko szok. Chociaż przecież nie od dziś znamy geniusz zła Władimira Władimirowicza, może szokować jego firmowy styl wykręcania kota ogonem, zaprzeczania rzeczywistości tam, gdzie wygląda ona niekorzystnie dla Kremla. Linia Moskwy jest czytelna: wrzucać do przestrzeni medialnej dziesiątki wersji wziętych z sufitu, gmatwać, wypierać się, oczerniać źródła mówiące inaczej niż Kreml, zaprzeczać oczywistości. A za kulisami pętać inicjatywy mające na celu wyjaśnienie sprawy oraz – w konsekwencji – wprowadzenie sankcji za popełnione czyny zabronione.

Tak było wcześniej w przypadku otrucia Skripalów, tak było po zestrzeleniu samolotu pasażerskiego MH17 nad Donbasem w 2014 r.

Zrób sobie broń chemiczną

Słowa Putina o „samootruciu” z wisielczym humorem skomentował sam Nawalny (gdy po 18 dniach został wybudzony ze śpiączki): „W kuchni wypichciłem porcję nowiczoka. A w samolocie po cichu sobie golnąłem. Wpadłem w śpiączkę. (...) Celem mojego chytrego planu było umrzeć w omskim szpitalu i wylądować w omskiej kostnicy. Ale Putin mnie ograł. W rezultacie jak ten idiota przeleżałem w śpiączce szmat czasu, a celu nie osiągnąłem. Moja prowokacja się nie udała!”.

Wezwanie Macrona, a także Merkel do wyjaśnienia okoliczności otrucia opozycjonisty nowiczokiem odbiły się od murów Kremla jak groch. Do tej pory rosyjska prokuratura nie wszczęła śledztwa. Według rzecznika Kremla, kiedy Nawalny przebywał na terytorium Rosji, w jego organizmie nie stwierdzono śladów toksyn, więc nie ma podstaw do śledztwa.

Żywiołową reakcję władz Rosji wywołały natomiast słowa Nawalnego z wywiadu dla „Der Spiegel”: „Za moim otruciem stoi Putin. Innych wersji nie mam (...) Rozkaz o użyciu nowiczoka mogą wydać wyłącznie szefowie FSB lub Służby Wywiadu Zagranicznego (...) i może jeszcze wywiadu wojskowego GRU. Ale żaden z szefów służb nie wyda takiego polecenia bez zgody Putina”. Dobitniej powtórzył tę myśl w rozmowie z niezależnym rosyjskim dziennikarzem-blogerem Jurijem Dudiem: „Putinowi bardzo się podoba, że osobiście dowodzi armią asasynów, którzy sieją grozę”.

Po wywiadzie w Moskwie rozpoczął się festiwal, kto dosadniej dokopie Nawalnemu. Rzecznik Kremla oskarżył go o obrazę prezydenta. Sformułował także tezę, kolportowaną przez kremlowskie media, że Nawalny współpracuje z agentami CIA, którzy go instruują. Rzecznik zapowiedział też, że po tym wywiadzie władze Rosji nie będą dyskutować o Nawalnym ani komentować jego wypowiedzi.

Najciekawszą chyba reakcją odznaczył się szef rosyjskiego sztabu ds. zwalczania koronawirusa, doktor Aleksandr Miasnikow: „Posłuchaj, gdybyśmy chcieli, to zdechłbyś już pierwszego dnia”. Mocno.

Kucharz Putina miesza w kotle

Po odzyskaniu przytomności Nawalny zadeklarował, że po zakończeniu rehabilitacji wraca do Rosji i działalności politycznej. Rosyjskie agencje prasowe zaraz usłużnie podały, że 27 sierpnia, jeszcze gdy opozycjonista znajdował się w stanie śpiączki, komornicy zajęli jego mieszkanie i konta bankowe. Było to związane z roszczeniem Jewgienija Prigożyna, który wykupił długi Fundacji i Nawalnego od firmy Moskowskij Szkolnik (88 mln rubli, tj. równowartość ok. 4,3 mln zł).

Prigożyn, nazywany kucharzem Putina, jest osobą z bliskiego otoczenia prezydenta do specjalnych poruczeń. Firmuje nieformalne wysyłanie najemników poza granice Rosji (Syria, Ukraina, Republika Środkowoafrykańska, Libia), fabryki trolli i inne nieoficjalne aktywności Kremla. Oficjalnie zarabia na żywieniu armii i uczniów klas początkowych. Jakiś czas temu zapowiedział, że puści Nawalnego w skarpetkach.

Zablokowanie kont opozycjonisty to wyraźny sygnał: nie myśl o powrocie do kraju. To, czym zajmował się Nawalny i jego fundacja – śledztwa dziennikarskie i opowiadanie, jak działa imperium korupcyjne Putina i jego dworu – nie podoba się Kremlowi.

Ale nie tylko z tego płynie zagrożenie: Nawalny jako jedyny polityk w Rosji nie poprzestaje na krytyce Putina i domaganiu się wolności obywatelskich (czym nieodmiennie zajmują się opozycjoniści starego liberalnego zaciągu), ale mówi wprost, że chce odsunąć go – wraz z obsługą – od władzy. Kreml nie miał też skutecznego pomysłu, jak przeciwstawić się np. „mądremu głosowaniu” (Nawalny zaproponował schemat udziału w wyborach, zakładający oddanie głosu nie na przedstawiciela partii władzy – w ostatnich wyborach lokalnych ten schemat przyniósł kilka mandatów opozycji).

Nawalny mówi wprost: nie będę grał wedle waszych fałszywych reguł, moje reguły są czyste. Swoją deklaracją chęci powrotu komunikuje też Putinowi: nie boję się was, choć jesteście zbrodniarzami.

Czynnik Nawalnego

Jest jeszcze jeden ważny aspekt: czy Kreml tego chce, czy nie, „czynnik Nawalnego” wkroczył na arenę międzynarodową. Tak ostrego tonu w wypowiedziach niemieckich polityków wobec Rosji nie było słychać od dawna. Czy to doprowadzi do przełomu w łagodnym kursie Berlina wobec łamiącej permanentnie prawo międzynarodowe Rosji? W grze jest mocna karta: budowa gazociągu Nord Stream 2. No i sankcje. Ta rozgrywka trwa – w chwili, gdy piszę te słowa, decyzji w obu kluczowych sprawach jeszcze nie podjęto.

„Odpowiedź Zachodu [na otrucie Nawalnego] może być dotkliwa, gdy będzie wspólna i uderzy we wrażliwe miejsca. Na razie poza ostrą retoryką politycy nie mają nic do zaoferowania. Do tej pory zachodnie reakcje okazywały się bańką mydlaną, Moskwa więc się tylko z przekąsem uśmiecha. Sprawa Nawalnego osłabiła pozycje zachodnich zwolenników współpracy z Moskwą. Inicjatywa Macrona o zbliżeniu z Rosją wywołuje wątpliwości i na razie wyhamowała” – pisze politolożka Lilia Szewcowa. Występując w ONZ, Macron mówił: „W celu zapewnienia naszego wspólnego bezpieczeństwa jeszcze raz wzywam Rosję, aby wyjaśniła w najdrobniejszych szczegółach próbę zabicia opozycjonisty przy pomocy substancji paralityczno-drgawkowej z grupy nowiczok (...) Francja nie zamierza akceptować obecności broni chemicznej w Europie”. Na razie tyle i aż tyle.

Niemniej odnotujmy, że wieść o tym, iż kanclerz Merkel odwiedziła „berlińskiego pacjenta” w szpitalu, wywołała na Kremlu większy popłoch niż wszystkie inne aspekty sprawy otrucia Nawalnego. Bo to ważny sygnał: wspieramy tego, którego Kreml chciał otruć, rozmawiamy z nim.

Problemy się mnożą

Nie ma wątpliwości, że w tej sytuacji Moskwa uruchomi wszystkie dostępne hybrydowe mieszadła, aby zdjąć z siebie odium truciciela. Oraz aby udaremnić prawne rozstrzygnięcia, w tym zastopować procedury technicznego sekretariatu Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej.

Putin ze swego antycovidowego bunkra w Nowo-Ogariowie do upadłego będzie mącił wodę i zaprzeczał oczywistości. Świeżo wyzerowany prezydent na samoizolacji ma wielowarstwowy „materiał do przemyślenia”: nowa wysoka fala zachorowań na koronawirusa w Rosji, powyborcza sytuacja na Białorusi, płonący Karabach, przedłużające się protesty w Chabarowsku na Dalekim Wschodzie, wybory w USA, niespokojny Kirgistan. No i ten Nawalny: bo już widać, że choć jego droga do ozdrowienia jeszcze długa, to on tak łatwo nie odpuści. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2020