Jeż w spodniach Putina

Powrót Aleksieja Nawalnego do Rosji to wyzwanie dla stabilności reżimu. Czy człowiek podważający fundamenty putinowskiej kleptokracji dopnie swego? Na pewno Kreml będzie przeciw niemu grać ostro.

23.01.2021

Czyta się kilka minut

Nawalny przed komisariatem w podmoskiewskich Chimkach już po wyroku sądu, który skazał go na 30 dni aresztu. 18 stycznia 2021 r. Fot. ALEXANDER NEMENOV / AFP / EAST NEWS /
Nawalny przed komisariatem w podmoskiewskich Chimkach już po wyroku sądu, który skazał go na 30 dni aresztu. 18 stycznia 2021 r. Fot. ALEXANDER NEMENOV / AFP / EAST NEWS /

Od ponad 20 lat Władimir Putin stara się oczyścić pole gry z elementów niepożądanych, które mącą jego monopol władzy. Stopniowo zaostrzane przepisy blokują alternatywne inicjatywy, poddają kontroli państwa każdy przejaw pozasystemowej aktywności politycznej. Opozycja zwalczana jest na wszelkie sposoby, coraz częściej metodami siłowymi.

Na wygolonym trawniku zdołał jednak wyrosnąć polityk, który ogłosił, że ma pomysł na Rosję bez balastu korupcji, z uczciwą konkurencją polityczną i demokratycznymi wyborami. Aleksiej Nawalny ukazuje brudne bebechy rządzącego układu. Przez lata stanowił lekceważony z perspektywy Kremla margines, ale dzięki dynamicznym akcjom zyskał na tyle pokaźną wagę polityczną, że został w końcu uznany przez Putina za zagrożenie.

Na początku lat 60. XX w. gensek Nikita Chruszczow, zadowolony z pomysłu potajemnego zainstalowania na Kubie sowieckich rakiet pod nosem USA, powiedział: „Wpuściliśmy Amerykanom jeża do spodni”. Odwołując się do tej historycznej metafory, można dziś powiedzieć, że Nawalny stał się dla Putina właśnie takim jeżem w spodniach – kimś tak niewygodnym, że postanowiono go wyeliminować. Fizycznie.

W niesprzyjających warunkach

Putin uprawia politykę w sposób wyuczony w szkole adeptów sowieckiej tajnej policji KGB, w której przez lata pracował: nie realizuje projektów politycznych, lecz bawi się w rozgrywanie operacji specjalnych.


CZYTAJ TAKŻE

ROSJANIE WOŁAJĄ O WOLNOŚĆ: Demonstracje pod hasłem „Uwolnić Nawalnego” odbyły się w sobotę 23 stycznia w 112 rosyjskich miastach; zatrzymano ponad 3,5 tys. uczestników. To rekord w historii putinowskiej Rosji >>>


Jedną z takich operacji miało być pozbycie się Nawalnego. Człowieka, który mimo mocno niesprzyjających warunków zdołał stworzyć w kraju sieć struktur realizujących jego program. Fundacja Walki z Korupcją wytropiła wiele schematów korupcyjnych obsługujących interesy rządzącej kasty; wskazywała też na fałszerstwa podczas wyborów.

W zeszłym roku Nawalny wezwał Rosjan do tzw. smart vote, inteligentnego głosowania: oddawania głosu na osobę, która ma największe szanse wygrać z kandydatem partii władzy. To się Kremlowi mocno nie spodobało – zwłaszcza że może wprowadzić ferment przed zaplanowanymi na wrzesień tego roku wyborami do Dumy Państwowej.

Trzeba było działać. Według rezultatów śledztwa dziennikarskiego (o czym dokładnie za chwilę) władze podjęły decyzję o zaangażowaniu do operacji przeciw Nawalnemu funkcjonariuszy Federalnej Służby Bezpieczeństwa: mieli oni otruć opozycjonistę bronią chemiczną – nowiczokiem – w trakcie jednej z jego licznych podróży po kraju.

Terroryzm państwowy

Przypomnijmy pokrótce, co się wydarzyło.

Gdy w sierpniu 2020 r. w samolocie Tomsk–Moskwa Nawalny stracił przytomność, piloci podjęli decyzję o awaryjnym lądowaniu w Omsku, a ekipa karetki pogotowia udzieliła mu błyskawicznie pomocy, zapewne ratując życie. Nawalny trafił do miejscowego szpitala w stanie śpiączki. Po kilku dniach zwłoki władze Rosji udzieliły, na wniosek rodziny, pozwolenia na przewiezienie opozycjonisty do kliniki Charité w Berlinie. Po 18 dniach Nawalny odzyskał przytomność. W międzyczasie niemieccy, francuscy i szwedzcy specjaliści potwierdzili, że został on otruty nowiczokiem, substancją zaliczaną do broni chemicznej.

Gdy odzyskał już świadomość, Nawalny publicznie stwierdził, że został otruty na polecenie Putina. Natomiast władze Rosji nie wszczęły w ogóle śledztwa w sprawie dramatycznego pogorszenia się stanu zdrowia Nawalnego. Indagowany przez prezydenta Francji, Putin zasugerował, że Nawalny sam się otruł nowiczokiem.

Kilka miesięcy później, 14 grudnia, dziennikarze z grupy Bellingcat, portalu The Insider, telewizji CNN i tygodnika „Der Spiegel”, którym w pracy pomagała Fundacja Walki z Korupcją, opublikowali rezultaty swojego śledztwa: ustalono personalia funkcjonariuszy FSB, którzy dokonali w Tomsku zamachu na Nawalnego z użyciem nowiczoka. To osoby powiązane z moskiewskim Instytutem Kryminalistyki FSB i instytutem badawczym Signał.

W filmie „Znam moich zabójców” Nawalny mówi: „Cały departament FSB pod kierunkiem wysokich szarż przez dwa lata prowadzi operację, w trakcie której kilka razy próbuje zabić mnie i członków mojej rodziny, otrzymuje broń chemiczną z sekretnego państwowego laboratorium. Taka operacja nie może być zorganizowana bez szefa FSB, a on nigdy by się nie ośmielił tego zrobić bez polecenia Putina. To, co się stało, to terroryzm państwowy”. Mocne słowa.

Język duszy, mowa ciała

Kilka dni po opublikowaniu wyników dziennikarskiego śledztwa, 17 grudnia, podczas dorocznej konferencji prasowej Putinowi dwukrotnie zadano pytanie o otrucie Nawalnego. Prezydent nie wymienił opozycjonisty z nazwiska (to firmowy kremlowski chwyt), nazwał go „berlińskim pacjentem”. Materiał dziennikarski uznał za dowód, że Nawalny jest agentem zachodnich służb specjalnych. Dowodząc, że nikt z FSB nie truł Nawalnego, argumentował: „Gdyby chcieli, toby doprowadzili sprawę do końca” (czyli otruli na śmierć).

Coś się w tej opowieści jednak sypie: dlaczego za Nawalnym jeździli nie oficerowie operacyjni, szkoleni do obserwacji, lecz chemicy i lekarze w służbie FSB, związani z instytutami pracującymi najprawdopodobniej nad ulepszaniem nowiczoka? Putin mową ciała, prychaniem, śmieszkiem próbował pokazać, że za nic ma poczynione ustalenia. To był sygnał: strategia zwalczania Nawalnego przez Kreml będzie opierała się na komponencie siłowym i odwoływała do oskarżeń o zdradę i pracę na rzecz obcych wywiadów.

Między wierszami można było wyczytać komunikat: złapaliście nas za rękę, ale to nie nasza ręka, a nawet jeśli nasza ręka, to nie wasza sprawa. To my rządzimy Rosją, niepodzielnie i bezkarnie. To my wyznaczamy standardy życia i nikt nas nie będzie rozliczać. A na pewno nie ktoś taki jak Nawalny. Ani tym bardziej Zachód.

Jeszcze nie wszyscy ochłonęli po wygłoszonych stalowym głosem słowach Putina o „berlińskim pacjencie”, a Nawalny odpalił kolejny pocisk: opublikował nagranie rozmowy telefonicznej z jednym z członków drużyny trucicieli z FSB, Konstantinem Kudriawcewem. Nawalny zmylił agenta: podając się za asystenta sekretarza Rady Bezpieczeństwa Rosji (skutecznie: dzięki zabiegom technicznym w telefonie Kudriawcewa wyświetlił się zaufany numer), wyciągnął od rozmówcy wiele szczegółów akcji – zarówno przygotowań do otrucia, jak i zacierania śladów nieudanej operacji.

Wśród słuchających tego nagrania największe chyba wrażenie wywołał fragment, w którym chemik FSB opowiada o usuwaniu śladów nowiczoka z rzeczy osobistych Nawalnego. Substancja została bowiem naniesiona na odzież. W centrum zainteresowania znalazła się część garderoby, o której XIX-wieczne damy mówiły skromnie „niewymowne”, czyli slipy. Zadaniem Kudriawcewa było oczyszczenie slipów z resztek trucizny. Chemik musiał się tym zajmować dwa razy, widocznie początkowo przepierka nie była dokładna.

FSB miała do powiedzenia tylko tyle, że rozmowa jest prowokacją i fałszerstwem.

Wbrew regułom

„Nigdy nie zadawałem sobie pytania, czy wracać. Bo nie wyjeżdżałem. Znalazłem się w Niemczech przywieziony w pudełku i podłączony do aparatury reanimacyjnej z prostego powodu: próbowano mnie otruć. Ale przeżyłem. I teraz Putin, który wydał polecenie zabicia mnie, złorzeczy w swoim bunkrze i nakazuje sługom zrobić wszystko, abym nie wrócił. Ale mnie nie interesuje, co oni tam robią. Rosja to mój kraj” – tym komunikatem z 13 stycznia Nawalny zapowiedział rychły powrót, dając do zrozumienia Kremlowi, że nie uląkł się zapowiedzi, iż zaraz po powrocie trafi za kraty.

System putinowski ma swoją logikę, swoje porządki, swoją hierarchię. I swoje reguły gry, które wszyscy w Rosji mają przyjąć bez szemrania. Tymczasem Nawalny powtarza: nie zamierzam wpisywać się w wasz chory system, nie rozumiem waszych patologicznych sygnałów. Chcieliście mnie potajemnie otruć? Pokazałem światu, że to wy. Nie kupuję waszej ściemy, którą rozsnuwacie wokół sprawy mojego otrucia. Nie boję się „dziada siedzącego w bunkrze”. O ile strach to firmowe uczucie, które Kreml lubi wywoływać w oponentach, o tyle Nawalny demonstruje, że strachem się go nie zniechęci.

W niedzielę 17 stycznia Nawalny wszedł więc w Berlinie na pokład samolotu linii Pobieda i poleciał do Moskwy. Do hali przylotów lotniska Wnukowo przybyło kilkaset osób, wśród nich współpracownicy opozycjonisty i jego brat Oleg. OMON wypchnął ludzi poza budynek. Wyciągano ich z tłumu, wleczono po śniegu. Zatrzymano ok. 60 osób.

W międzyczasie samolot przekierowano na inne lotnisko – Szeriemietjewo. Tam przy kontroli paszportowej Nawalny został zatrzymany. Federalna Służba Więziennictwa (FSIN) wydała komunikat, że do rozprawy nie wyjdzie na wolność. Rozprawa zaś ma dotyczyć odwieszenia wyroku orzeczonego przeciw niemu kilka lat temu w sfingowanym procesie. Nawalny zaskarżył ten wyrok przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka i wygrał – uznano, że był on podyktowany względami politycznymi i bezpodstawny. FSIN utrzymuje, że Nawalny naruszył warunki zawieszenia wyroku, bo nie stawiał się, aby się odmeldować. Cóż, nie stawiał się, bo przebywał w Berlinie, otruty nowiczokiem.

Komunikat o zatrzymaniu opozycjonisty poszedł w świat.

Czarnomorski gargamel

Nazajutrz Nawalny stanął przed obliczem rosyjskiej Temidy, która ma coraz szczelniej zasłonięte oczy. Tym razem Temida zasiadała w zaimprowizowanej salce na posterunku policji w podmoskiewskich Chimkach. Zwracał uwagę wystrój wnętrza: na ścianie wisiał m.in. portret Gienricha Jagody, szefa NKWD w czasach Wielkiego Terroru (najwidoczniej uwielbienie dla historii zbrodniczych wcieleń Czeki ciągle jest żywe „w organach”). Sędzia orzekła wobec Nawalnego 30-dniowy areszt. Na rozprawę ma czekać w słynnym areszcie śledczym Matrosskaja Tiszyna (to ten areszt, w którym przebywał i został doprowadzony do śmierci słynny adwokat Siergiej Magnitski).

Jednak wkrótce okazało się, że Nawalny nie przyjechał do Rosji z pustymi rękami. Jego fundacja opublikowała na YouTubie dwugodzinny film o rezydencji Putina nad Morzem Czarnym. W ciągu pierwszych dwóch dni film odnotował 47 mln odsłon!


Czytaj także: Fundacja Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego opublikowała film o pałacu Putina


 

Temat nie jest nowy. O gigantycznym pałacu-gargamelu pod Gelendżykiem, zbudowanym dla Putina za „darowizny” od osób z zaufanego kręgu, było głośno już kilka lat temu. Nawalny i jego ekipa zebrali teraz materiały, prześwietlili powiązania, podali konkretne liczby i pokazali wnętrza. Rezydencja – koszty budowy szacowano 10 lat temu na miliard dolarów – zaczęła generować nowe wydatki. Okazało się, że dopuszczono się uchybień przy pracach wykończeniowych (wykonawca być może tradycyjnym obyczajem skręcił część kasy) i w pałacu zalęgła się pleśń. Trzeba więc było przystąpić do remontu. To świetna metafora putinowskiego układu.

Zarzut zdrady państwa

Przesłanie filmu jest jasne: Rosją rządzi kasta złodziei, a największy z nich to Putin. Jest pazerny, rekompensuje sobie kompleksy człowieka wychowanego w ciasnocie, w leningradzkiej komunałce bez wygód. Działa jak gangster i ma mentalność gangstera.

Wyposażenie dla pałacu w Gelendżyku zamawiano we włoskich firmach meblarskich produkujących ekskluzywne serwantki czy kanapy. Kiczowate, ale na wysoki połysk. W pałacu jest teatr, sala wyposażona w automaty do gry, basen, fitness, czytelnia, a nawet wyłożona ciemnym pluszem intymna salka z wyeksponowaną rurą do tańca erotycznego. Nad bramą wjazdową pyszni się dwugłowy orzeł: taki jak w Pałacu Zimowym w Petersburgu.

Po opublikowaniu tego filmu władze przystąpiły natychmiast do przyprawiania Nawalnemu na nowo gęby zagranicznego agenta, przysłanego po to, aby pokrzyżować plany krystalicznej rosyjskiej demokracji. W Dumie do ataku ruszyły doborowe pułki wiecznych deputowanych. Ton nadał przewodniczący izby Wiaczesław Wołodin, który w emocjonalnej tyradzie nazwał Nawalnego „człowiekiem przysłanym nam z Niemiec” i agentem Departamentu Stanu USA.

To sygnał, że Nawalnemu może zostać postawiony zarzut zdrady państwa.

Długi marsz

Aleksiej Nawalny walczy o uwagę Rosjan, chce ich przekonać do konieczności rozliczenia prezydenta. „Wróciłem, bo nie jestem w stanie dłużej siedzieć cicho i godzić się na kłamstwa i korupcję przyjaciół Putina. Korupcja, kłamstwa i bezprawie skracają życie każdemu z nas” – napisał w liście z Matrosskiej Tiszyny.

Czy znajdzie zrozumienie wśród rodaków? W mediach społecznościowych, które stały się platformą wymiany opinii głównie przychylnych Nawalnemu, można znaleźć jednak i takie głosy „z ludu”: „Mama obejrzała film o pałacu. Wzruszyła ramionami: on jest prezydentem, jemu wolno. Próbowałam wyjaśniać, że on nie jest carem, że Rosja nie jest jego własnością, że jest zwyczajnym urzędnikiem na czele państwa. Jak grochem o ścianę, mama nie rozumie”. Albo: „Putin jest silnym liderem, to najważniejsze”. Albo też: „To kolejna kaczka dziennikarska”. Wreszcie: „Nie sądzę, żeby Putin tak oszukiwał naród i brał łapówki”.

Nawalny wezwał swoich zwolenników w całym kraju, aby przyszli na wiece w sobotę 23 stycznia. „Przeciw złodziejom i zabójcom, przeciw korupcji i niesprawiedliwości. Za własną przyszłość. Za wolność każdego z nas”. Gdy w miniony piątek zamykaliśmy ten numer „Tygodnika”, nie było wiadomo, ilu Rosjan zdecyduje się przyjść i zaryzykować.

Nawalny nastawia się na długi marsz. Chce być kroplą drążącą skałę putinizmu aż do jej skruszenia. Droga przed nim daleka i wyboista.

Tekst ukończono 22 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021