Tajemnica lotu nr 103

Choć od tego zamachu - największego w dziejach terroryzmu, obok ataków z 11 września - mija 20 lat, nie słabną emocje. Najnowsza teoria głosi, że wywiad USA wiedział o planach terrorystów, ale im nie przeszkodził.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

Szczątki samolotu pod Lockerbie, grudzień 1988 r. / fot. Bryn Colton, East News /
Szczątki samolotu pod Lockerbie, grudzień 1988 r. / fot. Bryn Colton, East News /

Katastrofa amerykańskiego samolotu, rozerwanego przez bombę 21 grudnia 1988 r. nad szkockim miasteczkiem Lockerbie, jest jedną z największych zagadek w dziejach światowego terroryzmu.

Wprawdzie Libijczyk Abdelbaset Ali Mohmed al-Megrahi został przez sąd uznany za sprawcę i skazany na dożywocie, ale do dziś pojawiają się wątpliwości, czy to właśnie on podłożył bombę. Werdykt, wydany w 2001 r., podważają nie tylko obrońcy Megrahiego. Wątpliwości nie kryje wiele innych osób doskonale obeznanych ze sprawą - np. Robert Black, profesor prawa uniwersytetu w Edynburgu, Tom Dalyell, były deputowany Partii Pracy ze Szkocji, a także Hans Köchler, obserwator procesu Megrahiego z ramienia ONZ.

Ich zdanie podzielili sędziowie ze Szkockiej Komisji ds. Badania Spraw Kryminalnych (SCCRC), która po kilkuletnich deliberacjach wyraziła zgodę na złożenie przez obrońców drugiej apelacji. Kolejny proces Libijczyka rozpocznie się prawdopodobnie w połowie 2009 r.

Nawet jeśli Megrahi go nie dożyje - cierpi na raka prostaty z przerzutami - to krytycy poprzedniego postępowania uważają, że proces musi się odbyć, bo to ostatnia szansa, aby poznać prawdę o Lockerbie.

Co znamienne, Megrahiego broni wielu krewnych ofiar, zwłaszcza z Wielkiej Brytanii (rodziny Amerykanów na ogół sądzą, że jest sprawcą). Lekarz Jim Swire, który stracił wtedy córkę Florę, zaoferował nawet 500 tys. funtów - część odszkodowania, jakie otrzymał od Libii - na pokrycie kosztów pomocy prawnej dla Megrahiego, gdyby były z tym problemy. Odwiedził go też w więzieniu. "Podałem mu rękę - powiedział potem mediom. - Gdybym miał choć cień wątpliwości co do jego niewinności, nigdy bym tego nie zrobił".

Lot numer 103

Od kilku tygodni stowarzyszenie pod nazwą Brytyjskie Rodziny Ofiar Lotu 103 zbiera podpisy pod listem, w którym apeluje o ponowne przeprowadzenie śledztwa. Apel chce ogłosić 21 grudnia, w 20. rocznicę tragedii.

Tamtego dnia, tuż po tym, jak samolot wszedł w obszar powietrzny Szkocji, eksplodowała bomba z zapalnikiem czasowym. Ukryta była w radiomagnetofonie Toshiba, zawiniętym w ubranie i umieszczonym w brązowej walizce marki Samsonite. Zginęło 243 pasażerów, 16 członków załogi i 11 mieszkańców Lockerbie. Potężny jumbo jet spadł wprost na domy miasteczka. Była godzina 19.03.

38 minut wcześniej boeing 747 - lot nr 103, z Londynu do Nowego Jorku - wystartował z lotniska Heathrow. Wśród pasażerów był Bernt Carlsson, specjalny wysłannik sekretarza generalnego ONZ ds. Namibii, 35 studentów uniwersytetu Syracuse w stanie Nowy Jork i czterech agentów wywiadu USA. Natomiast 23-osobowa delegacja z RPA, na czele z ministrem spraw zagranicznych Pikiem Bothą (lecąca do Nowego Jorku na podpisanie porozumienia w sprawie Namibii), ocalała - w ostatniej chwili zmieniono rezerwację na wcześniejszy rejs tych samych linii.

Poza pasażerami z Londynu samolot zabrał też kilkadziesiąt osób z tzw. skomunikowanego rejsu PanAm 103A z Frankfurtu nad Menem. Jedna z hipotez, skąd na pokładzie wzięła się bomba, zakładała, że mogła zostać załadowana właśnie we Frankfurcie.

Proces "w kraju trzecim"

Ostatecznie jednak prowadzący śledztwo - szkocka policja i amerykańskie FBI - uznali, że walizka z ładunkiem przyleciała do Frankfurtu z Malty. W luku bagażowym maltańskiego samolotu mieli ją umieścić dwaj Libijczycy, zatrudnieni "pod przykrywką" w libijskich liniach lotniczych LAA, a faktycznie pracujący dla libijskich służb specjalnych. Jeden z nich, Al-Amin Khalifa Fhimah, był szefem biura LAA na Malcie i miał na tamtejszym lotnisku swobodę działania.

Ale doprowadzenie obu Libijczyków przed sąd wymagało nie lada zabiegów i aż ośmiu lat. Libia początkowo odmówiła wydania swych obywateli Wielkiej Brytanii, ówczesnemu "wrogowi numer dwa" Trypolisu (po USA). Impas rozwiązał pomysł profesora prawa Roberta Blacka: proces w kraju trzecim, ale zgodnie z prawem Szkocji. Pomogła też mediacja Nelsona Mandeli - i zaangażowanie wspomnianego lekarza Jima Swire’a: poleciał on do Trypolisu, by jako ojciec ofiary zamachu przekonywać przywódcę Libii Muammara Kadafiego, że Megrahi i Fhimah będą mieć sprawiedliwy proces.

Sądzono ich w Holandii, na terenie dawnej bazy wojskowej USA. W 2001 r. zapadł wyrok: dożywocie dla Megrahiego; Fhimah został uniewinniony. W 2002 r. w procesie apelacyjnym wyrok zatwierdzono.

Libijska wina, libijski gest

Ale prawomocny już werdykt i przeniesienie Megrahiego do szkockiego więzienia nie zamknęły sprawy. Megrahi uparcie twierdzi, że jest niewinny. Rodzi to pytanie o odpowiedzialność Libii. Jej władze przyznały się przecież oficjalnie (w liście do ONZ) do zorganizowania zamachu i wypłaciły rodzinom ofiar odszkodowanie: aż 2,7 mld dolarów. Czy zrobiłyby to, gdyby były niewinne?

Libia była wtedy w szczególnej sytuacji: władze w Trypolisie chciały doprowadzić do jak najszybszego uchylenia sankcji, nałożonych na Libię przez ONZ w 1992 r. - po tym, jak uznano ją za organizatorkę zamachu. Zniesienie sankcji było konieczne, bo stan gospodarki groził destabilizacją kraju, a determinacja USA w zaczynającej się po 11 września 2001 r.

"wojnie z terrorem" mogła skończyć się uderzeniem także na Libię. Że nie jest to czcza groźba, Libijczycy doświadczyli w 1986 r., gdy rakiety USA spadły na Trypolis i Bengazi; był to odwet za udział Libii w antyamerykańskich zamachach.

Libia, kiedyś zaplecze terrorystów wszelkich orientacji, poszła na ustępstwa. Teraz jednak, gdy zagrożenie minęło, zaczyna się wycofywać. Saif al-Islam Kadafi, syn i następca przywódcy, mówił niedawno w telewizji BBC: "Amerykanie i Brytyjczycy powiedzieli, że musimy zaspokoić roszczenia rodzin, by można było znieść sankcje. Przyjęliśmy reguły gry".

Dziś Libia osiągnęła cel: nie jest już państwem, z którym się nie rozmawia. Od paru lat Trypolis odwiedzają światowi politycy: Blair i Chirac, Sarkozy i Berlusconi. Kadafi jest przyjmowany w Europie z honorami. We wrześniu USA postawiły kropkę nad "i", wysyłając do Libii sekretarz stanu Condoleezzę Rice. Mówiono o "nowej epoce współpracy". Leży ona w interesie obu stron, o czym świadczą nowe kontrakty na wydobycie ropy i dostawy broni.

Hipotezy i wątpliwości

Czy więc to Libia zorganizowała zamach w odwecie za naloty z 1986 r.? Początkowo śledczy podejrzewali Iran i Syrię. Iran, bo pięć miesięcy wcześniej zapowiedział odwet, gdy w Zatoce Perskiej amerykański krążownik przez pomyłkę zestrzelił irański samolot z pielgrzymami do Mekki (zginęło 290 osób). Syria, bo wspierała najbardziej radykalne grupy palestyńskie. Dopiero później zwrócono uwagę na Libię.

Wielu obserwatorów, przekonanych o winie Libijczyków, z biegiem czasu w nią zwątpiło. Uważają, że w śledztwie jedne ślady lekceważono, a inne przeceniano. Nie jest np. pewne, czy zapalniki użyte w bombie producent sprzedawał tylko w Libii. Pominięto hipotezę, że sprawcą mógł być Abu Talb, Egipcjanin z Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, który za inne akty terroru siedzi dziś w szwedzkim więzieniu. Był na Malcie przed zamachem, a w jego kalendarzu datę "21 grudnia" zaznaczono kółkiem.

Wątpliwości budzi wiarygodność świadka, na którego zeznaniach zbudowano akt oskarżenia. Maltańczyk Tony Gauci jest właścicielem sklepu, w którym Megrahi kupił ubranie - to, w które owinięto radiomagnetofon. Gauci rozpoznał go jako swego klienta. Ale na jaw wyszło, że wcześniej widział w gazecie zdjęcie Megrahiego, zatem mógł ulec sugestii.

Wreszcie okazało się, że istnieją tajne dokumenty, których nie udostępniono obronie, choć prokuratura miała w nie wgląd - i to, jak się zdaje, przesądziło o zgodzie sądu na kolejną apelację. Szkocka Komisja ds. Badania Spraw Kryminalnych uważa dziś, że obrona miała prawo je poznać. Brytyjski szef MSZ David Miliband odrzucił jednak wniosek o ujawnienie ich treści, twierdząc, że naraziłoby to na szwank bezpieczeństwo narodowe.

Z Lockerbie jest jak z zamordowaniem premiera Szwecji Olofa Palmego: mnogość hipotez i odległe tropy. W sprawie Palmego pojawił się m.in. ślad południowoafrykański. Podobnie w sprawie Lockerbie: wedle tej teorii zamachu dokonali agenci RPA, by zabić wysłannika ONZ Bernta Carlssona, któremu należała się "kara" za niepodległość Namibii. Inna hipoteza wiąże zamach z istnieniem tolerowanej przez CIA (bo dostarczającej informacji o bliskowschodnich terrorystach) siatki przerzutu narkotyków z Syrii do USA. Jeszcze inna mówi, że sprawcą był słynny terrorysta Abu Nidal, działający rzekomo na zlecenie Iranu.

Czy proces przeszkodził prawdzie

Ale to nie wszystko. Na wiarygodności procesu cieniem kładzie się też fakt, że Gauci otrzymał 4 mln dolarów, formalnie jako rekompensatę za straty, jakie poniósł w interesach. Osoba związana ze Szkocką Komisją ds. Badania Spraw Kryminalnych tak mówiła (anonimowo) gazecie "Scotland on Sunday": "Nagroda za zeznania przybrała formę rekompensaty.

To oczywiste. Rządy USA i Wielkiej Brytanii potrzebowały wyroku skazującego, a fakt, że kluczowy świadek został wynagrodzony, rodzi wątpliwości co do wartości jego zeznań".

W tej sytuacji wiele osób zaangażowanych w sprawę Lockerbie - w tym Hans Köchler i Robert Black - uważa, że należy wznowić nie tylko proces, ale też śledztwo, które powinno być prowadzone pod międzynarodową kontrolą ONZ. Ale czy do takiego śledztwa dojdzie? Profesor Black w to wątpi, bo nie widzi woli politycznej.

Przekonani o niewinności Megrahiego uważają, że nie przypadkiem ostrze śledztwa skierowano przeciw Libii. Przesądziły, ich zdaniem, interesy USA. Na początku lat 90., w okresie wojny w Zatoce Perskiej, Stany potrzebowały wsparcia przeciw Irakowi - Syria okazała się wtedy cennym sojusznikiem, a Iran zachowywał neutralność. Tymczasem opinia publiczna w USA i Wielkiej Brytanii oczekiwała znalezienia sprawcy zamachu z Lockerbie.

Ostatnio pojawiła się jeszcze jedna hipoteza. Robert Fisk, brytyjski dziennikarz i ekspert od Bliskiego Wschodu, opublikował w dzienniku "The Independent" artykuł, który jest oskarżeniem władz USA. Fisk twierdzi, że z dokumentów znalezionych w Iraku wynika, iż Abu Nidal był nie tylko terrorystą, ale też amerykańskim agentem. To on, na zlecenie Iranu, miał zorganizować zamach. Amerykanie mieli wiedzieć, co nastąpi, zanim jeszcze bomba znalazła się w samolocie, ale nie chcieli zdekonspirować tak cennego konfidenta...

Czy w przyszłym roku tajemnica Lockerbie zostanie rozwikłana? Być może. Ale może też powtórzyć się sytuacja, którą po pierwszym procesie ojciec jednego z pasażerów lotu 103 podsumował słowami: "Proces przeszkodził prawdzie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008