Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
według nieoficjalnych doniesień (jako pierwszy napisał o nich Dariusz Chętkowski na Polityka.pl) matury w 2014 r. mógł nie zdać co trzeci podchodzący do egzaminu. Kolejna – bo ostatnie lata obfitowały w podobne doniesienia, którym przypisywano ogromną wagę. Przykład to wyniki (i skrajne ich interpretacje) międzynarodowego badania kompetencji 15-latków PISA.
Pogłoski o złych wynikach matur to następna okazja, by ostudzić – w tym przypadku fatalistyczne – nastroje. I przypomnieć, że na podobne dane wpływają również czynniki inne niż stan systemu edukacji, np. poziom trudności egzaminu i poziom danego rocznika.
Co do matur, warto pamiętać, że tradycyjna kategoria zdał/nie zdał straciła wraz z wejściem w życie nowego systemu dawną wagę. Nie tylko dlatego, że procentowy wynik pełni teraz rolę przepustki na studia wyższe, ale również z tego powodu, że przekroczenie progu „zdawalności” – ustalonego, nie wiedzieć czemu, na poziomie 30 proc. – nie świadczy, mówiąc delikatnie, o żadnym sukcesie. Ani więc 28 proc. na maturze nie jest końcem świata (można wynik poprawić), ani uzyskanie 32 proc. nie daje praktycznie niczego. Znacznie ciekawsze i bardziej miarodajne będą dane pokazujące średnie procentowe osiągi z poszczególnych przedmiotów (poznamy je pod koniec czerwca).
A poza wszystkim: zakładając, że tegoroczne wyniki będą istotnie fatalne, i że da się z nich wyinterpretować spadający poziom kształcenia, czy powinno nas to dziwić? Niech do myślenia da nam następujący fakt: w ciągu dwu dekad odsetek przystępujących do matur wzrósł z 50 do 95 proc.