Matura i test ósmoklasisty, czyli mapa polskich nierówności 

Prof. Krzysztof Biedrzycki, badacz edukacji: Absolutyzowanie wyników egzaminów jest poznawczo mylące, a wychowawczo nieetyczne. Wmawianie młodym ludziom, że od tego rezultatu wszystko zależy, to ich oszukiwanie. 

07.07.2023

Czyta się kilka minut

III Liceum Ogólnokształcące w Gdańsku. Fot. Piotr Hukało / East News

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: 3 lipca poznaliśmy wyniki egzaminu ósmoklasisty, a dziś (piątek 7 lipca) ogłoszono rezultaty matur. Jest Pan czymś zaskoczony?

KRZYSZOF BIEDRZYCKI: Niespecjalnie. Wyniki są mniej więcej porównywalne do tych z poprzednich lat – z niewielkimi wahaniami w zależności od przedmiotu. Pamiętamy, że wyraźniej pogorszyły się one w latach pandemicznych, czyli 2020-21, ale nawet wtedy nie były to zniżki katastrofalne.

Rezultaty z roku na rok są porównywalne, bo porównywalny jest poziom zdających, czy może autorzy testów dostosowują arkusze do spodziewanego poziomu uczniów?


OCENIAMY MINISTRA CZARNKA: NALEŻY SIĘ ŚWIADECTWO Z PASKIEM >>>>


Raczej to drugie. Np. tegoroczne wysokie wyniki na maturach w tzw. nowej formule [niektórzy uczniowie mogli jeszcze zdawać egzamin na starych zasadach – red.] odczytuję jako staranie autorów arkuszy, by – wbrew alarmistycznym medialnym głosom, że będzie źle – wyniki były przyzwoite.

Porozmawiajmy o osiągnięciach ósmoklasistów w zależności od miejsca zamieszkania. Gdyby patrzeć wyłącznie na język polski, moglibyśmy dojść do wniosku, że nierówności wieś-miasta są wyolbrzymiane – różnica w średnim wyniku wynosi 4 punkty procentowe.

Ale te różnice jednak nadal są – widać je od lat, i to nie tylko w wynikach naszych egzaminów, ale też w pomiarach międzynarodowych, jak PISA. Nawiasem mówiąc, wieś wypada – przynajmniej z polskiego i matematyki – nawet nieco lepiej niż miasteczka do 20 tysięcy mieszkańców. A jest tak z prostego powodu: to, co nazywamy wsią, to są w coraz większej mierze suburbia dużych aglomeracji, gdzie spora część rodziców inwestuje w edukację dzieci. To tak naprawdę szkoły miejskie zlokalizowane na wsi. Gdyby zbadać tereny tradycyjnie wiejskie, bez udziału napływowych mieszkańców, nierówności mogłyby się okazać znacznie większe. Z jakiegoś powodu najgorzej wypadają Warmia i Mazury, z najwyższym poziomem bezrobocia i wysokimi wskaźnikami biedy.

Z drugiej strony, nie tak dobrze punktowali w tym roku ósmoklasiści z zamożniejszego województwa kujawsko-pomorskiego, czy jeszcze bogatszej i mającej długie edukacyjne tradycje Wielkopolski. 

To kolejny dowód, że pruska szkoła się już nie sprawdza.

(śmiech) O tym wiemy nie od dziś.

Na drugim biegunie w stosunku do j. polskiego jest wynik testu ósmoklasisty z angielskiego: tu różnice w średnim wyniku ucznia z małej miejscowości i wielkiego miasta to już kilkanaście punktów procentowych.

Dzieci z Warszawy, Krakowa, Poznania czy Gdańska nie tylko uczą się prywatnie języków, ale też podróżują po świecie. Po wynikach z angielskiego – ale też do pewnego stopnia z matematyki – widać, jak wiele, jeśli chodzi o tzw. sukces edukacyjny, zależy nie od szkoły, tylko od dostępności do prywatnych korepetytorów.

W rezultatach z tych dwóch przedmiotów widać jeszcze jedno zjawisko: jest stosunkowo dużo uczniów z bardzo słabymi wynikami, a także relatywnie wiele z tymi wybitnymi – wykres wyników przypomina więc literę U. To też odzwierciedlenie społecznych nierówności.

Wróćmy do matury. Tu najciekawsze są rozbieżności nie geograficzne, zwłaszcza że na wsiach nie mamy przecież szkół ponadpodstawowych, ale pomiędzy przedmiotami. Średni wynik z polskiego na poziomie podstawowym w nowej egzaminacyjnej formule wyniósł 66 proc., z matematyki 71 proc., a z angielskiego aż 81 proc.

Czyli w zasadzie pozostajemy w tym samym temacie – nauka języka angielskiego odbywa się głównie poza szkołą, także tą ponadpodstawową. Do pewnego stopnia dotyczy to także maturzystów zdających matematykę. 

To wszystko usłyszawszy, nie mogę nie zadać Panu tego pytania. Czy my w ogóle nie przeceniamy w Polsce wagi egzaminów?

Przeceniamy, nie tylko w Polsce. Toczy się na ten temat ożywiona dyskusja międzynarodowa. Dwie, trzy dekady temu świat położył nacisk na obiektywizm oceniania, jego mierzalność, i tak zostało. A mamy przecież tak wiele czynników deformujących wyniki – od emocji zdającego, aż po subiektywizm oceniających – że absolutyzowanie wyników egzaminów jest poznawczo mylące, a wychowawczo nieetyczne. Podam jeden anegdotyczny przykład. W zeszłym roku na teście ósmoklasisty córka znajomych dostała bardzo mało punktów w stosunku do tego, czego oczekiwała, więc rodzice poprosili o wgląd w arkusz. Na tym egzaminie trzeba było m.in. rozpoznać na fotografii kadr z „Zemsty” nakręconej przez Wajdę – konkretnie chodziło o scenę, w której Cześnik dyktuje list Dyndalskiemu. Uczennica miała rozpoznać postaci, co zrobiła dobrze, ale nie nazwała rodzaju komizmu, otrzymała więc zero punktów. Odwołanie, które złożyli rodzice, zostało odrzucone, a w uzasadnieniu padło zdanie: „Uczennica nie napisała, że ta scena była zabawna”... Nic z takiej oceny egzaminatora nie wynika poznawczo, a z perspektywy osoby zdającej jest to doświadczenie jawnej niesprawiedliwości.


SZKOŁA: TRESURA DO EGZAMINU

Podeptaliśmy wszystko, co ważne w edukacji, na czele z radością poznawania świata. Nie źli ministrowie są winni – sami to sobie zrobiliśmy >>>>


Pan mówi o subiektywizmie oceniających, i o tym, że wyniki bywają niemiarodajne. Ja mówię o czymś głębszym: o randze, jaką nadajemy w edukacji testom i egzaminom.

To oczywiście też groźne zjawisko: w ósmej klasie szkoły podstawowej i w czwartej liceum odbywa się już w zasadzie wyłącznie kurs przygotowawczy do egzaminów. A przecież szkoła to dużo więcej: to współpraca z ludźmi, kompetencje miękkie, talenty z przedmiotów artystycznych, bycie między ludźmi. No i samodzielność myślenia, która wcale nie jest na egzaminach aż tak promowana, a nawet – jak mówią niektórzy nauczyciele – bywa groźna. Egzaminator może nie zrozumieć intencji kreatywnego ucznia, zaniżając mu punktację.

Zatem nie wykluczamy – mówiąc najdelikatniej – że jakiś młody człowiek, który dowiedział się dziś, że dostał 50 proc. na maturze z polskiego, za dwadzieścia lat napisze literackie arcydzieło.

Oczywiście, że nie wykluczamy. On się wczoraj tylko dowiedział, że został tak oceniony przez anonimowego egzaminatora, na wyznaczonej przez kogoś skali, i wedle mocno schematycznych kryteriów, rządzących nawet pracą pisemną, w której kreatywność nie jest szczególnie premiowana.

Ten wynik może oczywiście zaważyć na tym, czy dana osoba dostanie się na wymarzone studia. Ale niewiele więcej znaczy.

 

KRZYSZTOF BIEDRZYCKI jest historykiem literatury XX wieku, krytykiem filmowym i literackim. Badacz oświaty, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, od 2009 r. pracuje w Instytucie Badań Edukacyjnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej