Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie padło jednak (nie zdążyło paść?) żadne następne pytanie: ani o wnioski płynące z tego stwierdzenia, na przykład: czy w związku z tym polityk byłby za wydaniem zakazu marszu, ani o ocenę agresji przeciwników marszu. A sam się na ten temat nawet nie zająknął. Tak na pewno wygodniej, ale czy naprawdę jest to sposób na transmitowanie do opinii publicznej sądów tę opinię pogłębiających, czy tylko zabieg propagandowy?
Kolejna gorączka zapanowała po wydarzeniach łódzkich. Jest cały splot zagadnień i trosk wynikających ze śmierci dwóch osób podczas tłumienia nocnych zamieszek. Ale kiedy tonację podniecenia masowego dyktuje słowo “zbrodnia" i “morderstwo" (podczas gdy chodzi o skutek omyłkowego wydania amunicji ostrej), a znika geneza wydarzenia, jaką jest nocny atak bandziorów z bejsbolowymi kijami na miasteczko studenckie święcące juwenalia, nie ma nadziei na wnioski racjonalne i obiecujące zmianę na lepsze.
Patrzę na prasowe zdjęcie przedstawiające, jak głosi podpis, “marsz milczenia przeciwko przemocy, agresji i bandytyzmowi". Młodzi ludzie niosą transparent z napisem: “Studenci KUL solidaryzują się z Łodzią". Zaraz, to znaczy z kim? Czy przemoc, agresja i bandytyzm to sfera sprawców ataku, czy policji, oskarżanej o “mord" właśnie? Czy młodzi ludzie szukają przyczyn wydarzenia, czy tylko oburzają się na godne ubolewania pomyłki w akcji ze wszech miar, niestety, potrzebnej? Wydaje się, jak gdyby nikt nawet nie próbował sobie odpowiedzieć na żadne pytania, jeszcze zanim przygotuje transparenty i wymaszeruje. W Łodzi podczas podobnego marszu protestu niesiono napisy o solidarności z tragicznie zastrzelonym, ale wszak nie napadniętym, tylko napadającym dziewiętnastolatkiem... A ten sam popularny polityk pozwolił sobie na wygłoszenie w Sejmie zdumiewającego oskarżenia: “pierwszy raz w wolnej Polsce państwo dało policjantom ostrą amunicję i kazało strzelać do ludzi". Zwroty fałszywe, ale jakże efektowne.
O tym, że napad zaowocować mógł ofiarami następców Michała Łyska, zatłuczonego przecież też kijami bejsbolowymi, w tym kontekście pewnie nawet się nie próbuje pomyśleć. Miarą rzeczy staje się granie oburzeniem emocjonalnym, łatwym, nie dającym żadnego rozwiązania, pomocnym tylko graczom.