Sztuka za ropę i gaz

Świat arabski się zbroi. Tym razem w sztukę. Zjednoczone Emiraty Arabskie i Katar otwierają kolejne wielkie muzea.

05.04.2011

Czyta się kilka minut

Projekt „dystryktu sztuki” na wyspie Saadiyat w Abu Zabi / ilustracja ze strony pracowni architektonicznej Autorów projektu /
Projekt „dystryktu sztuki” na wyspie Saadiyat w Abu Zabi / ilustracja ze strony pracowni architektonicznej Autorów projektu /

Wyspa Saadiyat położona jest na obrzeżach Abu Zabi, stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Na zdjęciach satelitarnych można zobaczyć jedynie tony piasku, niemal żadnych dróg, budynków. Tylko w niektórych miejscach widać bazy robotników. Trudno uwierzyć, że już za dwa lata większość obiektów na wyspie ma funkcjonować, a za kolejne trzy licząca sobie ponad 15 kilometrów kwadratowych dzielnica zostanie w całości zagospodarowana. Będzie nowoczesny port jachtowy, apartamenty, hotele, pole golfowe, plaże, sklepy. Wszystko w klimacie nowobogackiego luksusu, jaki już znamy ze stolicy innego emiratu, Dubaju. Ale Wyspa Saadiyat ma wyróżniać się nie tyle bogactwem, co ofertą kulturalną. Jej sercem stanie się dystrykt sztuki złożony z co najmniej pięciu okazałych muzeów. Z oddziałem paryskiego Luwru na czele.

Zjednoczone Emiraty Arabskie nie są dziś kojarzone ze sztuką. Całkowicie słusznie. Nigdy nie były jej ważnym (nawet w regionie) ośrodkiem. Ruch artystyczny, edukacja w tej dziedzinie czy baza muzeów jest w kraju niezwykle uboga. Najwyraźniej widać to w przypadku sztuki współczesnej, której narodziny dopiero dziś obserwujemy.

Zjednoczone Emiraty Arabskie są opóźnione nie tylko w stosunku do Europy, ale i wielu innych państw arabskich. Na Biennale w Wenecji zadebiutowały dopiero w 2009 r. Nie zaprezentowały wówczas prac własnych artystów, a raczej plany rozwoju sektora sztuki w kraju. Wystawę przygotowała Catherine David, Francuzka pracująca dla fundacji ADACH. Istniejąca od zaledwie pięciu lat fundacja odpowiada za budowę od podstaw infrastruktury kulturalnej kraju. Szejkowie chcą szybko nadrobić czas, który do tej pory stracono. Szejk Chalifa ibn Zaid an-Nahajan, od 2004 r. prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, publicznie oświadczył, że Abu Zabi ma stać się miejscem, gdzie światowe kultury będą się mieszać, wymieniać swoje doświadczenia. Ich spotkanie ma stać się podstawą wychowania przyszłych pokoleń, budować tolerancję i odciągać od ekstremizmu.

W ustach przywódcy kraju, który w raporcie organizacji Freedom House oceniającej stopień rozwoju demokracji na świecie uzyskał najniższe z możliwych not i został uznany za kraj "bez wolności", trudno tego rodzaju zapewnienia przyjmować z bezgraniczną wiarą. Przyczyny inwestycji w sztukę leżą raczej w ekonomii niż w dobrej woli dbającego o lud władcy.

Pół wieku temu w Abu Zabi mieszkało 25 tysięcy osób. Dziś miasto ma według oficjalnych danych 900 tysięcy mieszkańców. Złoża ropy naftowej odkryto w 1958 r., co umożliwiło rozwój dwóch największych emiratów, a po 1971 r., gdy oficjalnie proklamowano powstanie federacji, także pozostałych. Rezerwy ropy naftowej Zjednoczonych Emiratów Arabskich są uznawane za szóste na świecie. Jednak według prognoz już nawet w 2030 r. złoża "czarnego złota" zaczną się wyczerpywać. Dlatego szejkowie od początku XXI wieku starają się rozwijać inne gałęzie gospodarki. Zjednoczone Emiraty Arabskie, a przede wszystkim Dubaj, stały się już jednym z największych centrów finansowo-biznesowych. Zaczęły także inwestować w turystykę. Sztuka jest po prostu kolejnym etapem tej układanki.

Instytucje związane ze sztuką zajmą dwa i pół kilometra kwadratowego na Wyspie Saadiyat. Każde z pięciu wielkich muzeów będzie pełniło inną rolę, pokazywało sztukę z innego okresu historycznego, regionu lub w innym kontekście. Jako pierwsze powstanie Zayed National Museum. Nosi imię władcy emiratu Abu Zabi i pierwszego prezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejka Zaida ibn Sultana an-Nahajana. Za stworzenie ekspozycji odpowiadają specjaliści z londyńskiego British Museum. Muzeum podzielono na siedem galerii. Pierwsza będzie pokazywać życie szejka, kolejne polityczną i kulturalną spuściznę kraju, dzieje islamu, dzieła odkryte podczas prac archeologicznych. Placówka ma ruszyć w 2012 r. Budynek został zaprojektowany przez Normana Fostera.

Przy pozostałych muzeach pracują nie mniej znani architekci. Zlecenie na Performing Arts Centre dostała Zaha Hadid. Projekt budynku Maritime Museum tworzy Tadao Ando. Pierwszy poza Europą i Ameryką oddział Guggenheim Museum, w którym znajdzie się sztuka współczesna powstała od 1965 r. do dziś, zaprojektował z kolei Frank Gehry. Gmach będzie kosztował 800 milionów dolarów, kolekcja dodatkowe 600 mln. To nieporównywalnie większa kwota niż ta, którą dysponuje Guggenheim w Nowym Jorku, mogący wydać na zakupy

3 mln dolarów rocznie. Prawdziwy finansowy rekord pobije jednak oddział Luwru według projektu Jeana Nouvela, który będzie, tak jak i paryska placówka, prezentował sztukę dawną. Sam budynek ma kosztować "zaledwie"

200 mln, ale przygotowanie jego kolekcji i dzierżawę prac z francuskiej centrali wyceniono na 1,3 mld dolarów. Dla zrozumienia skali arabskich inwestycji warto wspomnieć, że stworzenie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie pochłonie równowartość 70 mln dolarów.

Największe kontrowersje budzi budowa nowego Luwru w Abu Zabi. List przeciwko traktowaniu najsłynniejszego muzeum świata na równi z franczyzowymi komercyjnymi przedsięwzięciami w stylu McDonalda podpisało pięć tysięcy francuskich historyków sztuki, kuratorów, muzealników. Protestującymi dowodzi Didier Rykner, twórca portalu TheArtTribune.com.

- Ta decyzja nie ma charakteru artystycznego czy naukowego, lecz polityczny i dyplomatyczny. A Luwr nie może być instrumentem politycznym. Dzieła sztuki, owszem, mogą być wypożyczane innym, ale tu będziemy mieli do czynienia z dzierżawą dużo dłuższą niż dopuszczalne trzy miesiące. Francuscy kuratorzy, czyli członkowie służby publicznej, kupują obecnie dzieła dla obcego państwa. To sytuacja bez precedensu i działanie przeciwko własnemu muzeum - przekonuje Rykner w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym". I dodaje, że Luwr nie powinien angażować się w tego typu przedsięwzięcie także z powodu cenzury, która panuje w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Ostatnio krytyka ze strony zachodniego środowiska artystycznego płynie także w stronę Fundacji Guggenheima. W połowie marca organizacja Human Rights Watch podała informację, że 130 artystów podpisało list wzywający do bojkotu powstającego muzeum w Abu Zabi. Poszło o dramatyczne warunki, w jakich pracują cudzoziemscy, głównie indyjscy robotnicy na Wyspie Saadiyat. Otwarty list został zaadresowany do Richarda Armstronga, szefa Fundacji Guggenheima. Dokument podpisali m.in. konceptualistka Barbara Kruger, multimedialny artysta Sam Durant i fotografka, autorka prac wideo i performensów Emily Jacir, nagrodzona zresztą trzy lata temu przez Fundację Guggenheima Hugo Boss Prize.

Amerykańska prasa donosiła także, że kolekcje tworzone specjalnie dla szejków mają być bezpieczne, czyli sztuka w muzeach Abu Zabi nie może podejmować kontrowersyjnych tematów związanych z wiarą, seksualnością i obyczajowością. Sami zainteresowani nie chcą wypowiadać się na ten temat. Szefowa departamentu komunikacji Guggenheim Museum w Nowym Jorku odesłała nas do strony internetowej, twierdząc, że kuratorzy odpowiedzialni za projekt nie znajdą czasu na rozmowę. Być może mają do mediów uraz po tym, gdy prasa ujawniła, że Thomas Krens, były szef Solomon R. Guggenheim Foundation, współtwórca oddziału muzeum w Bilbao, zatrudniony jako szef projektu w Abu Zabi w samym tylko 2009 r. zarobił 816 tys. dolarów. Ostatnio został w tajemniczych okolicznościach zwolniony.

Największe profity z ambicji szejków w dziedzinie sztuki czerpie Zachód, muzea, które uczestniczą w tworzeniu kolekcji, galerie sprzedające do nich dzieła sztuki, a także kuratorzy. Krytycy ekspansji Zjednoczonych Emiratów Arabskich w dziedzinie sztuki określają tę sytuację mianem kulturalnego kolonializmu. Wśród twórców placówek niewielu jest mieszkańców kraju, dominują eksperci ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, a także - w mniejszym stopniu - Turcji i Libanu. Z drugiej strony dobrych specjalistów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich faktycznie nie ma, więc trudno rzucać jednoznaczne oskarżenia. Sytuacja jest skomplikowana.

Jeśli szejkowie myślą o sztuce naprawdę poważnie, muszą zainwestować także w edukację. I faktycznie każdy z ośrodków będzie posiadał swoje centrum edukacyjne. Jednak niełatwo rozstrzygnąć, jak będą działały w praktyce. Patrząc na dostępność oddziałów prestiżowych uczelni w Abu Zabi, m.in. paryskiej Sorbony, można się jednak obawiać, że skorzysta jedynie uprzywilejowana klasa wyższa. Próbowaliśmy rozwiać wątpliwości u źródeł. Reakcja za każdym razem była podobna jak w przypadku nowojorskiego Guggenheima - zachodni kuratorzy pracujący w Abu Zabi nie znaleźli czasu na rozmowę.

Gdy Zjednoczone Emiraty Arabskie inwestują w sztukę, także leżący na północny zachód od nich gazowy gigant, Katar, nie próżnuje. O ile jednak działania szejków z Emiratów przypominają budowę domu bez wcześniejszego postawienia fundamentów, Katarczycy faktycznie zaczęli pracę od podstaw.

Już w połowie lat 80. dwóch członków rodziny królewskiej, szejkowie Hassan al-Thani oraz Saud al-Thani, zaczęło kolekcjonować sztukę. Drugi z nich jedynie podczas tygodnia sprzedaży dzieł sztuki islamskiej w londyńskich galeriach i domach aukcyjnych w 2004 r. wydał 15 mln funtów. Szacuje się, że podobne zakupy do tej pory kosztowały go ponad miliard funtów. "Gdy [w latach 80. - przyp. red.] mówiłem o sztuce współczesnej, nikt nie wiedział, o co chodzi" - opowiadał Hassan al-Thani dziennikarzowi "New York Timesa" o początkowym odbiorze swoich działań w Katarze. W rozmowie z telewizją Al-Dżazira dodawał, że równie duże znaczenie ma dla niego sztuka świata arabsko-muzułmańskiego, jak i Zachodu. Szejk Hassan działa także jako patron wielu artystów, funduje stypendia, skupuje prace młodych twórców, zaprasza ich do Kataru. Po pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej zaczął intensywnie wspierać irackich plastyków. Planuje też wydanie kompletnej encyklopedii sztuki arabskiej.

W 2008 r. w stolicy Kataru, Ad-Dauha, właśnie dzięki jego staraniom otwarto Museum of Islamic Art. Dla inwestycji niebagatelne znaczenie miało także osobiste wsparcie rządzącego od 1995 r. emira kraju, Hamada ibn Chalifa as-Sani, dużo bardziej liberalnego i otwartego na świat od jego poprzednika. Szejk Hassan przekazał państwu swoją kolekcję, a rząd wybudował dla niej gmach według projektu wybitnego chińsko-amerykańskiego architekta I.M. Peiego. Mimo że muzeum ma w swojej nazwie słowo "islamski", zamierza pokazywać także prace artystów spoza tego kręgu kulturowego. Na 2012 r. zaplanowano wielką ekspozycję Takashiego Murakamiego, kontrowersyjnego japońskiego twórcy sztuki w wydaniu pop.

Katarski sposób myślenia o sztuce różni się znacznie od tego ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich także z kilku innych powodów. Oczywiście pieniądz i tu odgrywa ogromną rolę. Jednak dużo większy nacisk położono na wartość edukacyjną sztuki niż jej znaczenie promocyjne. Za projekt rozwoju kraju w dziedzinie sztuki odpowiada osobiście córka emira, 28-letnia Al-Mayassa bin Hamad bin Khalifa

al-Thani, która szefuje instytucji Qatar Museums Authority. W jej władzach zasiadają specjaliści od sztuki, ekonomiści i analitycy z Kataru i Europy, w tym urodzony w Maroku były premier Francji Dominique de Villepin. Organizacji doradzają także artyści, m.in. Jeff Koons.

Największym sukcesem QMA jest otwarcie pod koniec zeszłego roku Mathaf: Arab Museum of Modern Art. To pierwsza na świecie instytucja posiadająca stałą kolekcję arabskiej sztuki współczesnej. I to nie małą, bo liczącą sześć tysięcy eksponatów. Co ciekawe, Katarczycy nie wydali na muzeum majątku. Sam gmach kosztował niewiele ponad 10 mln dolarów. Mathaf pokazuje sztukę z całego świata arabsko-muzułmańskiego, od Turcji przez Liban, Egipt, po Maroko. Dyrektorem placówki jest urodzony w Iraku Wassan al-Khudhairi. Mathaf rozpoczęło też współpracę ze stołecznym Doha Film Institute. Prowadzi także programy dla poetów, których namawia do pisania wierszy o sztuce, kursy dla dzieci i młodzieży oraz wiele innych działań edukacyjnych. Placówka jest dostępna dla każdego, wstęp na wystawy, jak i specjalne wydarzenia jest bezpłatny.

Na podobnych zasadach mają funkcjonować kolejne instytucje. Jean Nouvel pracuje nad gmachem National Museum of Qatar. Muzeum działało od 1975 r., ostatnio zostało zamknięte ze względu na budowę nowego obiektu. QMA zdecydowało, że stara placówka nie odpowiadała światowym standardom. Nowe National Museum of Qatar zostanie otwarte w 2014 r. Historia kraju ma się w nim spotykać z jego sztuką i polityką. W toku jest jeszcze jeden projekt - Museum of Orientalist Art.

"Ludzie na Zachodzie nie rozumieją Bliskiego Wschodu. Kojarzą go z bin Ladenem" - mówiła wykształcona we Francji i Stanach Zjednoczonych Al-Mayassa bin Hamad bin Khalifa al-Thani. To jeden z głównych powodów powołania do życia nowych muzeów. Mają zwrócić naszą uwagę na kulturę arabsko-muzułmańską. Wymiar lokalny ma się spotykać z globalnym. W odróżnieniu od Zjednoczonych Emiratów Arabskich, muzeów w Ad-Dauha celowo nie skupiono na jednym obszarze. Rozsiane po mieście mają stać się naturalnym elementem jego tkanki, zachęcać do odwiedzin przechodniów, turystów, zwykłych Katarczyków, ale też imigrantów. W kraju jest ich coraz więcej. To specjaliści, inżynierowie, ekonomiści z Zachodu oraz robotnicy z krajów azjatyckich.

Czy jednak ten eksperyment ma szanse powodzenia? Czy w cierpiących na - mówiąc delikatnie - niedobór demokracji, spore rozwarstwienie społeczne, wysoki poziom analfabetyzmu Katarze i Zjednoczonych Emiratach Arabskich sztuka ma szanse stać się istotnym elementem życia mieszkańców? Trudno dziś jednoznacznie to ocenić. Choć trzeba też przyznać, że pojawiają się już pewne efekty działań szejków. Nie zawsze zadowalające.

Na Wyspie Saadiyat zobaczymy muzea dopiero za kilka lat, ale już dziś odbywają się tam wystawy. Za tymczasową galerię służy Manarat Al Saadiyat, centrum ekspozycyjne wyspy. Niedawno pokazywano tam prace z kolekcji Larry’ego Gagosiana. Według magazynu "Art Review", to dziś najbardziej wpływowy człowiek świata sztuki. Ekspozycja "RSTW" na Wyspie Saadiyat wzięła swój tytuł od pierwszych liter nazwisk artystów, których prace pokazywano: Roberta Rauschenberga, Eda Ruschy, Richarda Serry, Cy Twombly’ego i Andy’ego Warhola. Dziennie oglądało ją zaledwie kilkadziesiąt osób.

Dużo lepiej radzą sobie wydarzenia komercyjne, targi sztuki Abu Dhabi Art Fair i Art Dubai. W listopadzie, na dopiero drugiej edycji targów w Abu Zabi, pojawiło się 17 tysięcy gości. Udział w wydarzeniu wzięło 50 galerii z 18 państw świata. Na sprzedaż zostały wystawione między innymi prace Pieta Mondriana, Damiena Hirsta, ale także artystów z regionu - Arabii Saudyjskiej, Libanu czy Iraku. Z jednej strony targi stały się okazją dla zachodnich galerii, aby drogo sprzedać dzieła do powstających muzeów, z drugiej wyrastają na pierwsze naprawdę ważne miejsce, gdzie można kupić prace arabskich artystów.

Szef kuratorów z Museum of Contemporary Art w Los Angeles, Paul Schimmel, nazwał nawet Abu Dhabi Art Fair "aktem wiary w przyszłość regionu". Wielkie słowa, ale chyba bardziej wierzyć należy w działania Katarczyków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2011