Sztuka, walka i śmierć

Dla jednych to magiczny rytuał, dla innych głupie okrucieństwo. A dla sędziów z Madrytu – część dziedzictwa. Korrida dzieli Hiszpanów jak nigdy. Ale bardziej niż o prawa zwierząt chodzi teraz o politykę.

28.10.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. © ALFONSODETOMAS | DREAMSTIME.COM
/ Fot. © ALFONSODETOMAS | DREAMSTIME.COM

Zgodnie z orzeczeniem hiszpańskiego Trybunału Konstytucyjnego, które zapadło w minionym tygodniu, zakaz organizowania walk byków – uchwalony przez autonomiczny parlament Katalonii w 2010 r. – ma być anulowany. Korrida, argumentowali sędziowie, to część hiszpańskiego dziedzictwa kulturowego.

Katalońskie władze zareagowały natychmiast i orzekły, że konstytucyjnie czy nie, ale korrida do nich nie wróci. Choć Barcelona prawnie tego zakazać już nie może, szczegółowe regulacje leżą w gestii władz autonomii. Zorganizowanie korridy w Katalonii może okazać się zatem tak trudne, że nikomu się to nie będzie opłacać. Tym bardziej że wiele aren jest tu już od dawna nieczynnych.

Byki i ludzie

Każdy byk ma swoje imię. A głowy tych najsłynniejszych wiszą na ścianach muzeum przy największej w Hiszpanii arenie – Plaza de Toros de Las Ventas w Madrycie.

Jest wśród nich np. Perdigón, który śmiertelnie zranił matadora Manuela Garcíę „El Espartero” w maju 1894 r. Jest głowa byka Burlero, który – czując nadchodzącą śmierć – ostatnim ciosem przebił rogiem serce 21-letniego matadora José Cubero Sáncheza, znanego jako „El Yiyo”.

Byki i ludzie są tu upamiętnieni razem, z dokładnym zapisem ich zmagań i śmierci. Godni siebie przeciwnicy, mierzący się w rytuale przez wielu uznawanym wręcz za sztukę. Rytuale dziś zazwyczaj niezrozumiałym dla ludzi spoza Hiszpanii – mimo tłumów turystów, którzy walki oglądają. Lub którzy, stroniąc od widoku krwi, zadowalają się eksponatami madryckiego muzeum.

Jak podkreślają zwolennicy korridy, walki byków to nie sport, lecz właśnie sztuka. Każdy jej etap, każdy krok torreadorów jest dokładnie opisany, wszystko ma swoje znaczenie. To – przekonują zwolennicy – bardziej przedstawienie, mistyczny rytuał o zmaganiach człowieka z siłami natury i ze śmiercią.
Nie, kultura nie wyraża się przez cierpienie – ripostują przeciwnicy organizowania walk byków. I rzeczywiście, korrida, choć tak pięknie opisana przez Hemingwaya albo Sienkiewicza, coraz mniej przystaje do współczesności.

Poważna sprawa

Korzenie korridy mają sięgać średniowiecza lub nawet czasów pogańskich. Kościół katolicki był zresztą wobec niej sceptyczny, argumentując, że stanowi ona zagrożenie dla zbawienia duszy. W 1567 r. papież Pius V wydał nawet bullę nakładającą ekskomunikę na tych, którzy dopuszczą do walki byków, oraz na duchownych uczestniczących w widowisku. Natomiast ci, którzy w tej walce zginęli, nie mieli prawa do chrześcijańskiego pogrzebu.

Na bullę nadal powołują się czasem obrońcy praw zwierząt (choć należałoby podkreślić, że papież bardziej lękał się o dusze ludzi niż o życie byków). Obecnie jednak pozostawia się tę sprawę – z punktu widzenia Kościoła – sumieniom uczestników. O ile są wierzący.

Ciekawe natomiast jest, że korrida jest organizowana głównie podczas święta patrona danego miasta. – W Hiszpanii każde miasto i każda wioska mają swojego świętego patrona. Jego święto to zawsze wielkie wydarzenie, w ten dzień zapełniają się nawet wymierające małe wioski, bo zjeżdża się wtedy mnóstwo ludzi, którzy stamtąd pochodzą – opowiada „Tygodnikowi” Cezary Kruk, antropolog kultury i były dyrektor Instytutu Polskiego w Madrycie.

– Trzeba jednak podkreślić – dodaje – że wcale nie oznacza to, iż ci ludzie są wierzący. To bardziej przeżycie kulturowe niż religijne. W Hiszpanii niezwykle ważny jest pierwiastek wspólnego przebywania. Takie bycie razem, przeżywanie czegoś, to jakby obowiązek społeczny. Korrida się w to wpisuje.

Kruk widział kilkadziesiąt nauk byków. – Tradycyjna korrida to dla Hiszpanów bardzo poważna sprawa – opowiada antropolog. – Na pewno nie jest to po prostu rozrywka, sport czy coś w rodzaju rzymskich igrzysk. Nie chciałbym mówić tu o elemencie magicznym, ale jest w tym coś z transcendentalnego spektaklu. I jest to bardzo skomplikowane. Zbyt skomplikowane, by ludzie z zewnątrz mogli to zrozumieć – przyznaje Cezary Kruk.

– Z drugiej strony w Huesca, w północnej Aragonii, widziałem korridy, gdy w strefie cienia siedzieli ludzie, którzy rzeczywiście ją oglądali, a w strefie słońca ci, którzy się tylko bawili – dodaje Kruk. – Ci ostatni mieli ze sobą orkiestrę, przyciągnęli przenośne lodówki. Było jedzenie, tańce, muzyka. Po prostu fiesta.

Walki byków i polityka

W 2010 r. parlament autonomii w Barcelonie przegłosował zakaz walk byków na terenie Katalonii, twierdząc, że to okrucieństwo wobec zwierząt. Teraz Trybunał Konstytucyjny uznał, że to część hiszpańskiego dziedzictwa, a zatem, że władze autonomiczne nie mogą o nim samodzielnie decydować. W powszechnym odbiorze ten spór ma głównie podtekst polityczny – nie o byki i ich życie tu chodzi, lecz separatystyczne dążenia Katalonii. Od 1991 r. walki byków zakazane są np. na Wyspach Kanaryjskich, należących do Hiszpanii – i nie rodziło to problemów.

Dlaczego w przypadku Katalonii jest inaczej? – Pod pozorem ochrony praw zwierząt pokazuje się kulturową odmienność Katalonii. To kolejny argument, że ona jest inna. Tego rodzaju spór jest na rękę zwolennikom niepodległości regionu – wyjaśnia „Tygodnikowi” prof. Eduard Tarnawski, politolog i wykładowca uniwersytetów w Granadzie, Murcji i Walencji. – W ten sposób też zdobywa się sympatię na wielu płaszczyznach.

Rzeczywiście, łatwo tę sprawę przedstawić jako czarno-białą: Barcelona nie chce zabijać zwierząt dla rozrywki, bo to niehumanitarne i nie przystoi w XXI w., a Madryt chce jej narzucić swoje zasady, chcąc także zatrzymać ją w hiszpańskim państwie, w którym znaczna część Katalończyków wcale nie chce być... To prosta i – trzeba przyznać – przekonująca narracja.

Napięcie na linii Barcelona–Madryt utrzymuje się od kilku dobrych lat, a zenitu sięgnęło w 2014 r., gdy Madryt zablokował referendum niepodległościowe, które chcieli przeprowadzić Katalończycy – takie samo, jakie bez problemów mieli Szkoci w Wielkiej Brytanii. Kataloński separatyzm ciągle się nasila, Madryt pozostaje nieugięty i nie daje szans na rozmowy i wypracowanie kompromisu. W tej sytuacji nawet korrida stała się kwestią polityczną.

O ile jednak spór o prawo Katalonii do samostanowienia jest sporem na poziomie centralnym, o tyle kwestia byków zaczęła się od obywatelskiego projektu ustawy, pod którym podpisało się 180 tys. osób z samej Katalonii. Poparły go też dziesiątki tysięcy osób z zagranicy, w kampanię włączyły się znane osobistości. Dopiero wtedy projekt został przegłosowany przez lokalny parlament – niektórzy katalońscy politycy podkreślali zresztą już wtedy, że nie jest to element konfrontacji z Madrytem.
Z drugiej strony, zdaniem prof. Tarnawskiego, spór o korridę nie jest na rękę rządowi w Madrycie. – Madryt chce utrzymania zjednoczonego państwa, nie potrzebuje tego konfliktu – przekonuje politolog.
Dla porządku dodajmy, że Trybunał Konstytucyjny zajął się zakazem korridy w Katalonii nie na wniosek rządu centralnego, lecz katalońskiego oddziału rządzącej w Madrycie Partii Ludowej.

Salvador Dalí, znawca korridy

Ale nawet jeśli nikt nie chciał tego konfliktu, to stało się – byki na nowo rozpaliły nastroje. Podziały w tej sprawie są zresztą bardziej skomplikowane niż „Barcelona kontra Madryt”. Różnią się między sobą także sami Katalończycy.

W swojej retoryce zwolennicy niepodległości Katalonii podkreślają, że korridy u siebie nie chcą – co sprawia wrażenie, jakby rytuał ten był bardziej przynależny do innych regionów kraju. Tymczasem korrida była obecna w Katalonii tak samo jak w pozostałych częściach Hiszpanii – pierwsza opisana walka datowana jest na koniec XIV w. Podobnie też jak gdzie indziej czas największej popularności walk to pierwsze dekady wieku XX. Wielbicielami korridy byli znani politycy katalońscy, zwolennicy niepodległości – wśród nich Lluís Companys czy Francesc Macià. – Nie zapominajmy też o katalońskim malarzu Salvadorze Dalím, który był wielkim znawcą korridy – zwraca uwagę prof. Tarnawski.

Historia Companysa jest ciekawa. Był zwolennikiem niepodległości Katalonii, choć w czasie wojny domowej (1936-39) zdecydował się stanąć po stronie republiki i ograniczył swoje polityczne cele do autonomii. W 1940 r. został rozstrzelany przez frankistów – umierając miał zawołać „Za Katalonię!”. Z lat 30. XX w. zachowało się jego zdjęcie, gdy stoi w loży na arenie w Sewilli (obok niego zaś – Macià), być może przyjmując honory od torreadorów.

Trudno byłoby więc twierdzić, że walki byków są Katalonii kulturowo obce. Można natomiast uznać, że dziś Katalończycy chcą odejść od tej tradycji. Szkoda natomiast, że nie są w tym konsekwentni: bo choć korrida była zakazana, to już zrobiono prawny wyjątek dla tzw. correbous, czyli przywiązywania do rogów byka płonących kuli, pochodni czy fajerwerków.

Zmierzch tradycji

Na korridę zakorzenioną w rytuałach sprzed kilkuset (lub więcej) lat, można więc patrzeć jak na część hiszpańskiej kultury czy tradycji. Jednak historyk Adrian Shubert napisał książkę, w której zaproponował inne spojrzenie na korridę – jako na początki przemysłu rozrywkowego XX w. Bo korrida to także wielkie pieniądze, a jej główni aktorzy – matadorzy – mają status gwiazd, otoczeni przez agentów, menadżerów, dziennikarzy i omdlewające fanki. To kontrakty reklamowe, wywiady, telewizyjne transmisje.

Dziś jednak popularność korridy spada – przynajmniej oficjalnie. Według badania opinii publicznej przeprowadzonego przez Ipsos MORI w styczniu 2016 r. walki byków popiera jedynie 19 proc. dorosłych Hiszpanów. Przeciwnych tym widowiskom jest aż 58 proc. Dwóch na trzech ankietowanych wyznało, że wcale nie są dumni z tego, że korrida uważana jest w ich kraju za kulturową tradycję.
Niezależnie też od decyzji na wyższym szczeblu, na poziomie samorządów walki byków są coraz częściej „wygaszane”. W Hiszpanii jest coraz więcej miast, które chcą być „przyjazne zwierzętom”, a od władz lokalnych zależy tu naprawdę dużo. Lewicowa burmistrz Madrytu Manuela Carmena zrezygnowała z przysługującej jej loży na arenie Las Ventas i chciałaby wstrzymać dotacje dla szkół toreadorów i samych walk. Podobne stanowisko przyjęły władze Walencji. Jednocześnie w marcu na ulice wyszły tam tysiące ludzi, domagając się respektowania ich prawa do korridy. W demonstracji wzięło też udział kilku torreadorów. „To nasze życie, to nasza tradycja” – wołał jeden z nich, znany jako Morante de la Puebla.

– Czy korrida jest częścią hiszpańskiej tożsamości? – powtarza pytanie antropolog Cezary Kruk. – Hiszpanie nie zastanawiają się tak nad tym. Korrida była zawsze. I nawet jeśli ktoś jej nie lubi, to nie zmienia faktu, że jest tutaj zakorzeniona. Tak jak flamenco.

Rzecz o śmierci

Do ostatniego przypadku śmierci na arenie doszło w tym roku. 10 lipca zmarł znany hiszpański matador Victor Barrio. Jak wielu innych, którzy zginęli w trakcie korridy, był młody: miał 29 lat. Byk stratował go na arenie w Teruel.

Ale wypadki wśród torreadorów zdarzają się rzadko – śmierć Barria była pierwszą od niemal 30 lat. Byki giną natomiast podczas każdej korridy – ich „ułaskawienie” zdarza się bardzo rzadko. W przeciwieństwie do ludzi one nie wybierają swojego losu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2016