Szczęśliwy sfrustrowany

Wypalony, zagrożony zawałem, dorabiający na boku i bardziej zadowolony od innych - oto szkic do portretu polskiego nauczyciela.

25.08.2009

Czyta się kilka minut

/fot. Stephen J. Sullivan / stock.xchng /
/fot. Stephen J. Sullivan / stock.xchng /

Pogodne weekendowe popołudnie. Z autokaru, który zatrzymuje się na parkingu pod lasem, wysypuje się kilkadziesiąt osób. Przyjezdni formują się w krąg i zachęceni przez przewodniczkę zaczynają krzyczeć. Uczestnicy tej sceny to nauczyciele na terapeutycznych warsztatach. Krzycząc, odreagowują stres.

Plecy zgarbione, włosy zmierzwione

Obraz znękanego, wymagającego pomocy belfra jest dobrze znany naukowcom. Na początku lat 90. brytyjscy badacze G. Cooper i C. Travers wykazali, że poziom stresu doświadczanego przez pedagogów ma podobne natężenie jak u lekarzy i kontrolerów lotniczych. W Polsce aż 84,5 proc. nauczycieli przyznaje, że przeżywa stres często lub bardzo często. Ewa Czemierowska i Jadwiga Soboń, psycholożki od trzydziestu z górą lat współpracujące z nauczycielami, wspominają, jak na jednym ze szkoleń ci ostatni sporządzili swój zbiorowy portret. Była to wyniszczona kobieta zaopatrzona w napisy: "plecy zgarbione od ślęczenia nad pracami domowymi uczniów", "wrzody żołądka od wiecznego powstrzymywania złości", "serce chore od trosk", "włosy zmierzwione od stresów".

Świadomie lub nie, nauczyciele ci zilustrowali syndrom wypalenia, który po raz pierwszy nazwał i opisał amerykański psycholog Herbert Frenderberger. Syndrom ów, charakterystyczny dla zawodów pielęgnacyjno-opiekuńczych, to odpowiedź organizmu na długotrwały, chroniczny stan emocjonalny, dający objawy fizyczne (bóle głowy, zmęczenie, obniżona odporność) i psychiczne (zmienność nastrojów, złość, apatia, rezygnacja). Czemu jednak zjawisko wypalenia z taką mocą atakuje właśnie pedagogów? Bo w ciągu jednej godziny lekcyjnej nauczyciel musi podejmować do dwustu decyzji, jednocześnie średnio piętnaście razy łagodzić konflikty wychowawcze. Pięć godzin lekcyjnych to siedemdziesiąt interwencji w sytuacjach konfliktowych, tysiąc podjętych decyzji!

Polskie badania nad wypaleniem zawodowym przeprowadzone w ostatnich latach dowodzą, że syndrom ten dotyczy naszych nauczycieli w podobnym stopniu co zagranicznych. Ale polskich wyróżniają dodatkowe negatywne zachowania, takie jak nikotynizm - jedna trzecia namiętnie pali. Inne badania są jeszcze bardziej alarmistyczne: ujawniają, że aż 40 proc. nauczycieli konsultowało się z psychiatrą, 47 proc. miało objawy nerwicy, a 13 proc. zamierzało popełnić samobójstwo. Możemy zatem założyć, że w gronie relaksujących się osób na przyleśnym parkingu znajdują się już nauczyciele w stanie przedzawałowym i zagrożeni wylewem, bo ta grupa zawodowa - jako stale poddana stanom depresyjnym - jest statystycznie na drugim miejscu pod względem zapadalności na choroby serca i układu krążenia, zaraz po kierowcach autobusów i pilotach.

Polski belfer to ryzykant.

Kim jest ten straceniec

Jak wynika z ostatnich danych MEN, najczęściej jest kobietą (80,6 proc.) i to niespełna 41-letnią. Zazwyczaj mieszka w mieście lub małym miasteczku z mężem i dwojgiem dzieci, prowadząc jednopokoleniowe gospodarstwo domowe. Najczęściej też pochodzi z takiego miasteczka albo wsi, z rodziny robotniczej lub chłopskiej, w której nikt dotąd nie pracował na inteligenckiej posadzie. Ma wyższe wykształcenie ( tylko 3 proc. z 658 tysięcznej rzeszy nauczycieli nie skończyło studiów) i chętnie się dokształca: 40 proc. zaczęło studia podyplomowe, ponad 63 proc. odbyło kursy metodyczne. I choć - jak pokazuje "Diagnoza szkolna 2008" - forma wykładu, zapamiętywanego przez znikomy procent słuchaczy, wciąż dominuje w polskiej szkole jako podstawowe narzędzie przekazywania wiedzy, to współczesny nauczyciel w większym stopniu niż kiedyś jest sprzymierzeńcem popularnego na Zachodzie, konstruktywistycznego podejścia do nauczania (oznaczającego różnorodność metod kształcenia).

Tę tendencję potwierdzają już wyniki ankiety ZNP z 2005 r., kiedy to aż 75 proc. pytanych dostrzegało kryzys wychowania, ale nie obwiniało o to siebie ani szkoły. Jako winnych w pierwszej kolejności wskazywano rodzinę, grupy rówieśnicze, internet oraz media. "Chcemy przekazywać wiedzę i rozwijać zdolności ucznia - zadeklarowała zgodnie większość polskich nauczycieli. - Nasza podstawowa rola to uczyć, a nie wychowywać".

W tym zdecydowanym opowiedzeniu się po stronie dydaktyzmu można doszukiwać się reakcji samoobronnej, swoistego pomysłu na funkcjonowanie w szkole, która zmaga się z narastającym z roku na rok problemem dzieci wychowywanych w niepełnych lub dysfunkcyjnych rodzinach, boryka się z plagą narkomanii i agresji. I oczekuje się od niej, że zaradzi patologicznym zjawiskom. To nie tyle ucieczka przed rosnącą odpowiedzialnością, co trzeźwa ocena rzeczywistości. Jedna z nauczycielek tak opisuje sytuację psychologiczną pedagoga z typowej polskiej szkoły: "Żyjemy w ciągłej rozterce z powodu rażącej rozbieżności między oczekiwaniami a realnymi możliwościami. Jeżeli będziemy w pełni zaangażowania wywiązywali się z obowiązków, ryzykujemy przepracowanie, aby w końcu i tak skapitulować przed nawałem ciągle jeszcze nierozwikłanych problemów. Jeśli natomiast ograniczymy zakres swoich starań do fizycznie i psychicznie znośnych rozmiarów, grozi nam zdrada zawodowych ideałów i narażenie się na moralną krytykę". Opinia ta pozwala zrozumieć, dlaczego większość nauczycieli ubolewa, że w sytuacjach konfliktowych nie może liczyć na wsparcie rodziców i uznaje brak współpracy z nimi za drugi (po niskiej motywacji uczniów do nauki) problem szkoły, jeszcze ważniejszy od przemocy ("Diagnoza szkolna 2008").

Równie ciekawych szczegółów do portretu współczesnego nauczyciela dodaje wiedza na temat jego politycznych preferencji. Okazuje się, że aż 72 proc. ankietowanych odpowiada "nie" na pytanie, czy jest w Polsce partia, z którą sympatyzują, tylko niespełna 10 proc. taką partię wskazuje, zaś 40 proc. spośród nich głosowałoby na PO, 16 proc. na PiS, po 7 proc. na LPR i polityków dawnej UW, a ok. 5 proc. na SLD, PSL i UPR. Ponad 60 proc. nauczycieli nie należy do żadnego związku zawodowego.

Apolityczność pedagogów wydaje się jedyną racjonalną postawą w szkole co i raz wstrząsanej ideologicznymi pomysłami kolejnych ministrów. Jest tarczą ochronną przed skutkami wiecznego reformowania i ciągłym poczuciem braku stabilizacji.

Czy państwo szukają gosposi?

Polski belfer nauczył się sztuki przetrwania, bo musiał. Obejmuje ona także wymiar materialny. Jeśli w grupie osób z przyleśnego parkingu jest stażysta, to z rozpoczęciem tego roku szkolnego zarobi 2.287 zł brutto. Jeśli nauczyciel kontraktowy - 2.538 zł, mianowany - 3.293 zł, dyplomowany - nieco ponad 4 tysiące.

Mało to czy dużo? "Za taką pracę? Pewnie, że mało!" - odpowiadają zgodnie zainteresowani i dostają od rządu obietnicę corocznych podwyżek. Jednak Janina Zawadowska, ekspertka "Diagnozy szkolnej..." zwraca uwagę, że choć nikt nie kwestionuje wyjątkowego trudu tej pracy, to polski nauczyciel ma przywileje, o których jego kolega na Zachodzie może tylko pomarzyć. Polskie pensum - 18 godzin nauczania po 45 minut, to razem 13 i pół godziny pracy tygodniowo - jest najniższe w Europie. W Unii takie samo mają Włosi, ale i oni zarabiają niewiele - dowodzi dr Zawadowska. (Dla porównania w Hiszpanii pensum wynosi 30 godzin, w Danii - 27, Portugalii - 24, Wlk. Brytanii - 22, Holandii - 21-26). W opinii cudzoziemców nasi nauczyciele mają nieźle. Anglik, zajmujący się w Polsce unijnymi programami PHARE, ocenia: "Narzekacie na zarobki, a przecież wasi nauczyciele pracują na pół etatu: pani Władzia w poniedziałek ma wolne, we wtorek przychodzi na jedenastą, w środę uczy od dziewiątej do dwunastej, bo akurat po sześć godzin ma w czwartek i piątek. I w pięć minut po lekcjach już jej nie ma. U nas nauczyciele spędzają w szkole przeszło dwa razy tyle czasu, co u was". Polka ucząca w USA: "Sprawdzam codziennie pracę domową każdego ucznia ze wszystkich klas, w których uczę. Mam na to jedną wolną lekcję w ciągu dnia, ale to nie wystarcza, więc biorę zeszyty do domu. Uczę 25 godzin tygodniowo po 55 minut. Do tego przychodzę codziennie pół godziny wcześniej, żeby pomóc zrobić zadania tym, którzy nie potrafili tego w domu".

Obcokrajowcy zazdroszczą naszym długich płatnych wakacji, bo tam zazwyczaj zatrudniani są na kontrakty obejmujące wyłącznie czas nauki, możliwości przechodzenia na emeryturę w wieku 55 lat, a także ewenementu w skali światowej: rocznych płatnych urlopów zdrowotnych.

Skoro jest tak wspaniale - obrusza się solidarnie polski nauczyciel - to dlaczego nie chcą pracować w tym zawodzie młodzi? Czy nie dlatego, że wiedzą, ile na starcie zarabia prawnik, wojskowy czy ekonomista i że po 20 latach każdy z nich zdystansuje swego rówieśnika nauczyciela o kilka długości? Czy nie dlatego wreszcie, że w ocenie społeczeństwa profesja ta stoi niżej niż strażak, górnik, pielęgniarka, a na tym samym poziomie co robotnik wykwalifikowany i murarz? Zapewne prestiżu nauczycielskiego zawodu nie wzmacnia powszechnie dostępna wiedza o tym, jak nauczyciele usiłują podreperować swój materialny status: np. biorąc roczny urlop i zatrudniając się jako gosposia ("Pracuję w szkole podstawowej, mam świetny kontakt z dziećmi, przypilnuję ich lekcji" - reklamują się kandydatki) za dwa i pół tysiąca miesięcznie czy też pisząc gotowce - prezentacje maturalne, najczęściej z języka polskiego. "Mimo że pisanie gotowców samo w sobie jest moralnie podejrzane, nauczyciele stosują się do pewnych zasad"- zauważa na swym BelferBlogu Dariusz Chętkowski, pisarz, publicysta i polonista w łódzkim liceum. Jedni nie chcą zanieczyszczać sumienia za 100 złotych, więc biorą 200 od uczniów techników, a 300 od licealistów. Inni odmawiają dostarczania gotowców tym ze szkół dziennych, preferując "wieczorowych", bo ci ciężko pracują i nie mają wiele czasu na naukę. Od nich bierze się minimalną stawkę, czyli stówkę.

Antidotum

Wypalony, zgarbiony, niedowartościowany finansowo nauczyciel sprawia jednak socjologom nie lada niespodziankę: czuje się szczęśliwy, a najbardziej ten z przedszkoli oraz szkół podstawowych, czego dowodzi "Diagnoza społeczna 2009". Pytany, czy znów wybrałby tę profesję, aż w 70 proc. polski nauczyciel odpowiada: "tak". Ba, w swym poczuciu szczęśliwości bije Polaków z innych grup zawodowych. Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, tłumaczy ten fenomen tak: "To w większości ludzie, którzy naprawdę kochają swoją pracę".

Pogląd ten znajduje odbicie zarówno na forach internetowych, jak i w socjologicznych ankietach. "Kontakt z dziećmi daje mi moc i siłę" - wyznaje polonista z podstawówki. A pedagog z wiejskiego seminarium: "Zdarza się, że czuję się szczęśliwym, spełnionym nauczycielem, gdy moi uczniowie nie są tylko odbiorcami, ale i twórcami naszego spotkania" . We wszystkich wypowiedziach uderza korelacja między szczęściem podopiecznych a własnym. Uszczęśliwianie wydaje się fundamentalnym warunkiem spełnienia i najskuteczniejszą antystresową terapią.

Korzystałam m.in. z: Ewa Czeremierowska, Jadwiga Soboń "Są nawet szczęśliwi nauczyciele"; Beata Łęcka, Krystyna Szczęsna Witkowska "W trosce o nauczycieli"; Janina Zawadowska "Nauczyciel w Polsce - fakty i mity"; Zbigniew Osiński "Nauczyciel w Polsce - raczej mity niż fakty"; "Obciążenia psychofizyczne w zawodzie nauczyciela" - ekspertyza pod kierunkiem prof. Marioli Śliwińskiej-Kowalskiej, "Statystyczny portret nauczycieli" - www.eduforum.pl; Ewa Wrycza "Sytuacja nauczycieli w krajach UE".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2009