Powolne kruszenie nauczyciela

Ostatnie lata poważnie zachwiały kondycją psychofizyczną pracowników oświaty.

27.01.2020

Czyta się kilka minut

Anna Zalewska, ówczesna minister edukacji, otwiera salę gimnastyczną w szkole podstawowej im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Borczu. 3 lutego 2017 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM
Anna Zalewska, ówczesna minister edukacji, otwiera salę gimnastyczną w szkole podstawowej im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Borczu. 3 lutego 2017 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM

Było pochmurne październikowe popołudnie, jechałam z synem do ortodonty – opowiada Małgorzata, drobna blondynka przed czterdziestką. – W radiu przypomnieli, że mija 75. rocznica upadku powstania warszawskiego. Wysłuchałam wiadomości do końca i brakło mi powietrza. Robiłam szybkie wdechy, jakbym przebiegła maraton. To takie wrażenie przyduszenia. Narastający strach wylewa się porami skóry. Bałaś się kiedyś skórą? A ja przecież wiozę dziecko. I nie wiem, co się ze mną dzieje. Interesuję się historią, ale nie na tyle, by atakiem paniki reagować na informacje o rocznicach. To było cztery miesiące po złożeniu wypowiedzenia.

Podróż bez celu

Małgorzata dwa lata wcześniej zaczęła pracować jako anglistka w szkole podstawowej w dużym mieście. Od razu po studiach, lubiła kontakt z dziećmi, wyzwania pracy z trudniejszymi uczniami. Nie wyobrażała sobie spędzania całych dni przed komputerem.

Najpierw w ogóle nie wierzyła, że reforma zaproponowana przez rząd Beaty Szydło dojdzie do skutku. Potem, że minister oświaty Anna Zalewska zdecyduje się przeprowadzić ją tak szybko, w ciągu niecałych dziewięciu miesięcy. W tym czasie zmieniły się niemal wszystkie elementy szkolnego systemu, począwszy od struktury placówek, przez podstawy programowe i podręczniki, a skończywszy na konieczności takiego dostosowania budynków, by mogły przyjąć nowych uczniów. Efekt? – Hałas, smród, ścisk i wieczny pośpiech – puentuje temat Małgorzata.

Do szkoły, w której dotąd były dzieci, przychodzi młodzież, z którą nie wiadomo, jak postępować. Jakby wylądowali kosmici. Skala problemów jest ogromna, od cyberprzemocy po samookaleczenia. Małgorzata ma w klasie uczniów leczonych farmakologicznie z powodów psychiatrycznych, dzieci z ADHD oraz lekkim upośledzeniem. Działa intuicyjnie. Koleżanka przyznaje, że poszła na terapię, bierze coś na uspokojenie – ma 29 godzin lekcyjnych i dwa wychowawstwa. Dyrektorka kazała.

Małgorzatę zmuszono do wzięcia kilku godzin polskiego, bo „przecież ma dwa fakultety”. Opór skutkował konfliktem z przełożoną. Do pedagog, dyżurującej raz w miesiącu, trafia tylu uczniów, że czasem dzwoni z prośbą: „Może ty byś załatwiła tę sprawę z Wojtusiem? Ciebie lubi, posłucha”. Miała poczucie, jakby ktoś wysłał ją w podróż bez celu. W głowie świeciła się dioda: „Przepraszam, czy leci z nami pilot?”. Pilot dwa lata później katapultuje się w Brukseli. Zanim to nastąpi, Małgorzata będzie protestować.

– Strajk? Od entuzjazmu do poczucia bycia zmiażdżoną – wspomina. – Czułam, że się nie liczę, i chyba dotąd nie odzyskałam poczucia godności. Spójrz, co roku dostawaliśmy ścisłe, liczące po sto stron procedury dotyczące przeprowadzania egzaminów i nagle się okazało, że one są niepotrzebne. Każdy może być egzaminatorem. Jak to o nas świadczy? W nocy mogłam spać tylko na boku, z poduszką między nogami. W każdej innej pozycji czułam ból. Przez kilka tygodni z powodu tego bólu się diagnozowałam. Prześwietlenia, wizyty u lekarzy, rehabilitantów. Badania w kierunku dny moczanowej, bo zaczęło mnie boleć kolano. Myślałam, że za dużo jeżdżę na rowerze. Wyniki były w normie.

Powiedziała sobie: najwyżej się zwolnię. Zaraz po strajku rzeczywiście złożyła wypowiedzenie. Nową pracę znajduje już po dwóch tygodniach, dzięki znajomości języka. Zaczyna od najniższego stanowiska i dostaje pensję, na którą w szkole pracowałaby 12 lat. Pojawia się pierwszy atak paniki. Po trzech miesiącach pracodawca oferuje umowę na czas nieokreślony, podwyżkę, premię. Tyle, ile w szkole zarabiałaby dopiero za rok, po napisaniu stosu sprawozdań niezbędnych do uzyskania stopnia nauczyciela dyplomowanego. To odbudowuje jej wiarę w siebie. I wtedy, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, przychodzi kolejny atak. Nie rozumie reakcji własnego ciała.


Czytaj także: Szkoła przetrwania - rozmowa z dr. Mikołajem Herbstem


– Jestem rozkojarzona, drażliwa, nerwowa – mówi z niepokojem. – Weszłam do gabinetu psychiatry, przedstawiłam się i zaczęłam płakać. Myślałam, że takie sytuacje przytrafiają się tylko bohaterkom melodramatów.

Lekarka wyjaśnia, że wypaleniu zawodowemu, wbrew przekonaniu o jego depresyjnym charakterze, towarzyszy wiele emocji. Frustracja i gniew nie są jedyne. Często pojawiają się strach i lęk. Ciało przejmuje kontrolę, zaczyna myśleć za nas.

Więcej umów niż ludzi

We wrześniu 2019 r. szkoły średnie musiały przyjąć blisko 370 tys. więcej uczniów, łącznie prawie 706 tys. absolwentów. Pod koniec wakacji tylko w ośmiu województwach brakowało ponad 7 tys. nauczycieli. Najwięcej na Mazowszu, głównie specjalistów od języków. Angliści niemal w każdym województwie byli w pierwszej trójce najczęściej poszukiwanych nauczycieli. To prawdopodobnie przejściowy problem, bo pojawienie się podwójnego rocznika spowodowało potrzebę zwiększenia liczebności w obsadach szkół i po trzech latach sytuacja nie będzie tak dramatyczna – uspokajają eksperci.

Jak jest po pierwszym półroczu? Na stronach kuratoriów wciąż widnieją ogłoszenia informujące o dostępnych wakatach. W województwie mazowieckim jest ich niemal tysiąc, w małopolskim poszukiwanych jest wciąż prawie dwustu nauczycieli, w tym ponad osiemdziesięciu w samym Krakowie – na cały etat. W Szczecinie brakuje przede wszystkim nauczycieli wychowania przedszkolnego, wykładowców angielskiego, niemieckiego i matematyki.

Kuratoria nie mają informacji o liczbie nauczycieli, którzy w ubiegłym roku odeszli z pracy. W danych, którymi się dzielą, najczęściej nie są uwzględniani ludzie, a umowy. Statystyki Ministerstwa Edukacji pokazują, że w latach 2014-18 (nie ma jeszcze danych za rok 2019) liczba etatów w oświacie systematycznie rosła. – Tylko że niektórzy nauczyciele mają zawarte dwa stosunki pracy, w tym na przykład jeden na czas określony – mówi „Tygodnikowi” Anna Kij z Kuratorium Oświaty w Katowicach. – Mogą mieć miejsce sytuacje, że nauczyciel w jednym roku ma zawarte dwie lub trzy umowy, a w następnym jedną, i odwrotnie.

Kij potwierdza jednak, że w województwie śląskim zawieranych z nauczycielami umów na bieżący rok szkolny jest mniej niż w roku poprzedzającym strajk.

Co pokazują te statystyki? – Stres – wyjaśnia profesor UAM dr hab. Jacek Pyżalski, od lat zajmujący się badaniem psychospołecznych warunków pracy polskich nauczycieli. – Ktoś, kto pracował całe życie z nastolatkami, nagle z konieczności uczy młodsze dzieci i na pewno czuje się do tego nieprzygotowany, bo metodyka jest zupełnie inna. Do tego dochodzi niepewność, czy znajdą się godziny umożliwiające skompletować etat. A jest wielu nauczycieli łączących etaty.

W tym roku szkolnym w samym województwie śląskim jest ich 4380. – Niewątpliwie nie jest to czynnik pozytywny – ocenia Pyżalski. – Nie ma badań, które pokazałyby, jak wygląda aktualnie kondycja nauczycieli. Ale z moich obserwacji i rozmów wynika, że ubiegłoroczna sytuacja najbardziej dotknęła zaangażowanych pedagogów, tych, którzy włożyli w swój zawód najwięcej serca.

Oczywiście, nauczyciele byli i są nieustannie narażeni na stres, bardziej niż inne grupy zawodowe. – To wynika z szeregu czynników, począwszy od sposobu zarządzania szkołą i klimatu tego zarządzania, przez stosunki w radzie pedagogicznej, a skończywszy na samej pracy z uczniami – tłumaczy Pyżalski. – Mam tu na myśli na przykład obecność uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, którzy stawiają nauczycielom naprawdę duże wymagania, a takich uczniów jest coraz więcej.

A jeśli w tej „rutynie” pojawia się dodatkowy czynnik stresogenny? – Następuje sytuacja krytyczna – odpowiada Pyżalski.

Od bezradności do przemocy

Zawód nauczyciela należy do grupy tzw. profesji pomocowych. W jego specyfikę wpisana jest dysproporcja między dawaniem a braniem na poziomie psychologicznym. Oznacza to, że satysfakcja czerpana z pracy często nie jest w stanie zbilansować ponoszonych kosztów. Z badań prof. Pyżalskiego wynika, że nawet 75 proc. nauczycieli czuje się nieprzygotowanych do radzenia sobie w niektórych trudnych sytuacjach związanych z pracą. Rozbieżność między wymaganiami, jakie stawia się pedagogom, a niezdolnością do ich przyjęcia to prosta droga do kryzysu.

Ostatnie badania nad kondycją psychofizyczną nauczycieli prof. Pyżalski prowadził dziesięć lat temu. Ale na szczycie rankingu czynników wywołujących stres już wówczas znalazły się obciążenia wynikające z organizacji systemu oświaty. 20 proc. nauczycieli zdradzało pełne objawy zespołu wypalenia zawodowego, większość zaraz po rozpoczęciu pracy w zawodzie.

Co się dzieje, gdy nauczyciela dopada rezygnacja? – W obronie przed tym, że za dużo kosztuje nas praca z drugim człowiekiem, na przykład uczniem przejawiającym zaburzenia zachowania albo uczniem agresywnym, kiedy się czujemy bezradni, albo wycofujemy się z relacji, albo wykonujemy w pracy tylko niezbędne minimum. Nauczyciel z początku po prostu się dystansuje – wyjaśnia Pyżalski. – Ten mechanizm pełni z jednej strony rolę regulacyjną. Oddalenie się od podopiecznych oszczędza nauczycielowi negatywnych emocji.

Czy to niebezpieczne? Taka sytuacja tak czy owak odbije się na uczniach, ale jej istotą jest obrona siebie. Daje jednak możliwość zbudowania bezpiecznej przestrzeni, przetrwania.

„Nauczyciel, który wielokrotnie znajdzie się w sytuacji bezradności, może wytworzyć system »twardych« przekonań” – pisał w analizie wyników swoich badań Pyżalski. Oznacza to, że poziom wypalenia zawodowego przekłada się bezpośrednio na poglądy dotyczące postępowania z uczniami. I tak, przekonanie o skuteczności krzyku i przemocy podzielało w badaniach prof. Pyżalskiego aż 65 proc. badanych nauczycieli. Z kolei 30 proc. wierzyło, że są uczniowie, w stosunku do których kary cielesne są jedyną skuteczną metodą wychowawczą. Aż 15 proc. badanych chciało, aby taka kara była dozwolona, choćby po to, żeby nauczyciel mógł nią postraszyć, a 13 proc. uwzględniało możliwość wprowadzenia takiej kary, pod warunkiem że jednoznacznie określi się procedury jej zastosowania. 8 proc. ankietowanych dawało pedagogom przyzwolenie do wymierzenia, zakazanej prawem, lekkiej kary cielesnej. Tak było dziesięć lat temu. Czy wiemy, jak jest dziś?

– Mimo wszystko obserwuję w ostatnich latach pozytywne zmiany. Pomysły na kształcenie nauczycieli przeszły długą ewolucję. Działają uczelniane szkoły praktyk, w ramach których studenci mają okazję zobaczyć, jak wygląda praca na wszystkich poziomach edukacji. Studenci uczą się o bieżących problemach związanych z pracą z młodzieżą, nabywają kompetencji w zakresie komunikacji, poznają nowoczesne rozwiązania dydaktyczne. Działają grupy samopomocowe, np. superbelfrzy, grupy zrzeszające nauczycieli konkretnych przedmiotów. Gdybym miał dzisiejszą sytuację porównywać z tą sprzed dekady, jest dużo lepiej.

Realizowane zaraz po strajku badania CBOS-u pokazały drgnięcie poważania zawodu nauczyciela na krzywej zaufania społecznego – ponad trzy czwarte z nas czuje respekt przed nauczycielem. Ten zawód cieszy się dziś większym szacunkiem Polaków niż informatycy, księgowi czy adwokaci. Nie towarzyszą temu jednak żadne systemowe działania nastawione na wspieranie tego poczucia wśród samych pedagogów. Nie prowadzi się badań diagnostycznych, weryfikujących warunki pracy i zdrowie nauczycieli, które pozwoliłyby na śledzenie trendów oraz wprowadzanie profilaktyki. Przeciwnie, ostatnie lata skutecznie destabilizowały kruchą kondycję psychofizyczną osób pracujących w oświacie. W jesiennych ankietach przeprowadzonych przez ZNP wśród ponad 200 tys. nauczycieli 46 proc. zadeklarowało, że stan systemu edukacji uważa za zły lub niedopuszczalny, 47 proc. oceniło go „na trójkę”.

– Niektórym trudno zrozumieć, że nie można inwestować w uczniów, nie inwestując w ich nauczycieli – podsumowuje prof. Pyżalski. Światowa Organizacja Zdrowia od lat powtarza jak mantrę: nie ma zdrowego psychicznie ucznia bez zdrowego psychicznie nauczyciela. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2020