Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Każdy z PiS mógł się obłowić, albo osobiście, albo przez rodzinę. Ponieważ dysproporcje między zarobkami w instytucjach i spółkach państwa są drastyczne, Kaczyński stosował rotację we władzach państwowych firm, tak by zarobić mogło wielu. Dlatego nikt nigdy nie protestował, jeśli prezesem albo europosłem został akurat ktoś inny.
Tym razem wybuchł skandal. Partyjne szeregi zawyły, gdy żona wiceministra cyfryzacji Adama Andruszkiewicza – dawnego narodowca skaperowanego przez Mateusza Morawieckiego w poprzedniej kadencji – została szefową Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu. Nominacja była tak subtelnie przeprowadzona, że rzecznik ARP nie wiedział, iż jest członkiem komisji, która wedle przepisów powinna była zatwierdzić nominację dla Kamili Andruszkiewicz.
Wściekłość parlamentarzystów PiS wywołało to, że Andruszkiewicz wciąż jest w partii ciałem obcym, a mimo to w ciągu kilkunastu miesięcy załatwił posady dla siebie i swej nowo poślubionej małżonki. Zarobki prezesa Fundacji ARP to ok 14,5 tys. miesięcznie – prawie o połowę więcej od apanaży posłów i senatorów.
Tymczasem, wbrew obietnicom, płace parlamentarzystów nie zostały podniesione po wyborach prezydenckich – z poparcia dla projektu wycofały się Koalicja Obywatelska i Lewica, a PiS obawia się wprowadzić podwyżki samodzielnie, żeby nie denerwować wyborców. Szef klubu PiS Ryszard Terlecki namawia jeszcze PSL, ale perspektyw wielkich nie ma. W tej sytuacji najłatwiej było Kamilę Andruszkiewicz zmusić do dymisji – co też się stało. Ale fundamentalnego zacięcia w systemie to nie usuwa. A to dla PiS duży kłopot, bo próbując przeciągać na swą stronę polityków opozycji, ma w tej chwili znacznie mniej do zaoferowania. ©
Autor jest dziennikarzem Onet.pl, stale współpracuje z „TP”.