Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tym razem powodem był Botticelli, a konkretnie „Narodziny Wenus”. Ofiara swego zachwytu doznała ataku serca na miejscu, w Galerii Uffizi, została przewieziona do szpitala Santa Maria Nuova (z XV w.), i podobno z tego wyjdzie, będzie mieć co opowiadać wnukom. Wszechogarniające wrażenie wywołane doznawanym pięknem zdarza się we Florencji na tyle często, że lekarze przywykli, a syndrom Stendhala jest oficjalnie zatwierdzoną psychosomatyczną jednostką chorobową. I nie dziwota, wystarczy rzucić okiem na – dajmy na to – „Meduzę” Caravaggia.
W otwierającym zdaniu napisałem, że syndrom Stendhala mnie cieszy, bo cieszy mnie jako bądź co bądź od czasu do czasu artystę oraz permanentnego wielbiciela sztuki. Już dzieckiem w kolebce będąc, często balansowałem na progu efektu Stendhala, i wiem, że to nie fake news, jeno fakt z gatunku autentycznych. Nie tylko we Florencji, ale i gdzie indziej, na przykład w Warszawie, czego żywym dowodem piszący te słowa.
W sali do włoskiego w Batorym na ścianie wisiała reprodukcja wzmiankowanych „Narodzin Wenus” oraz „Wiosny” Botticellego, i pamiętam, że zarówno ja, jak też koleżanki i koledzy z klasy wielokrotnie miewaliśmy palpitacje, właściwie codziennie, choć być może było to związane również z dość niebotycznymi wymaganiami ciała pedagogicznego.
Stendhal doznał swego syndromu po wyjściu z kościoła Świętego Krzyża we Florencji. Znajdują się tam groby Michała Anioła, Dantego, Galileusza... oraz Machiavellego. Nie bez kozery narzuca mi się owo nazwisko, postać znacząca, gdyż przebiegając myślą rok 2018, podsumowująco poszukując minionych, a znaczących zachwytów, najbliżej syndromu Stendhala byłem patrząc na arcydzieło, które zdarzyło się w Toruniu. Oto grudzień, urodziny Radia Maryja, huczna impreza masowa, i fenomenalny synchroniczny układ choreograficzny, ręka w rękę, noga w nogę pląsają od lewej: „Abba ojcze” Tadeusz Rydzyk, Mateusz Morawiecki, Joachim Brudziński, Zbigniew Ziobro, Beata Kempa, Antoni Macierewicz, Jan Szyszko i wielu, wielu innych. Gdy coś takiego się zobaczy, nie można już tego odzobaczyć, efekt Stendhala murowany jak przedmurze. Gdyby Pina żyła, załamałaby się, że tego nie wymyśliła, również Béjart i Petipa nie mieli zielonego pojęcia, że można się tak ruszać, więc przewracają się w grobach z zawiści! Sascha Waltz wysiada i wpada w depresję, gdyż w życiu nie sprosta poprzeczce zawieszonej przez najwyższe organy RP w Toruniu na urodzinach. Struktura ruchowa pląsów rządu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej jednoznacznie wskazuje, w czyim ręku Prospera tajemnicza laska... to jest: batuta.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Państwu wielu efektów Stendhala w nowym, 2019 już roku. ©