Swego rodzaju atrakcja

Procesy i egzekucje rzekomych czarownic to nie turystyczna atrakcja, tylko kobiece męczeństwo godne upamiętnienia.

17.05.2021

Czyta się kilka minut

Fot. GRAŻYNA MAKARA /
Fot. GRAŻYNA MAKARA /

Być może najbardziej w tej opowieści zdumiało mnie, że wydarzyła się naprawdę. Szukam, stawiam na mapie palec. Nie do wiary, że gorączka polowań na czarownice dotarła aż nad Morze Barentsa.

Powieść o kobietach z Vardø, którą ostatnio czytałam, tylko fabularyzuje to, co stało się w rzeczywistości. W 1619 r. do Vardøhus, twierdzy nad rybackim portem dalekiej północy Norwegii, przypłynął nowy namiestnik Finnmarku, Szkot John Cunningham. Żeby nie było: lista jego zasług w Wikipedii jest długa. Odkrywca – piszą o nim. I dopiero w ostatniej linijce mowa o tym, że 30 lat jego rządów spłynęło krwią z procesów o czary. Spodziewano się, że fanatyczny Szkot będzie na prawowitą chrześcijańską wiarę nawracał Saamów. W końcu o ich czarownictwie pisał już Szekspir w „Komedii omyłek” z lat 90. XVI w. Pisał też walczący z czarami Jakub VI, król Szkocji: po tym, jak sztormy utrudniały mu powrót do domu z duńską narzeczoną, nabrał przekonania, że morza sprzysięgły się przeciw nim pod wpływem czarów. W swojej demonologicznej książce z 1597 r. pisał też o Saamach pośrednio, twierdząc, że diabeł znajduje ignorancję i barbarzyństwo w dzikich częściach świata, takich jak Laponia i Finlandia. Duchowy uczeń króla Szkocji, zapalczywy John Cunningham, ku zaskoczeniu wielu, jednak na stosy skazywał wówczas Norwegów i Norweżki. Po prawdzie, bardziej Norweżki (77 kobiet). Jedna piąta ofiar to mężczyźni, w większości z ludu Saamów.

Nie wiem, czemu zakładałam, że wybrzeże Morza Barentsa nie zbrukało się przemocą wobec kobiet oraz osób odmiennych i jakoś wykluczonych, którą nazywamy „polowaniem na czarownice”. Bo tymczasem mówi się, że Vardø jest norweską „stolicą” tego procederu. W XVII wieku Finnmark liczył 3 tys. ludności, więc 135 oskarżonych i 91 skazanych za czary to niemało. W całej Norwegii w takich procesach zginęło w tamtym stuleciu 300 osób. Liv Helene Willumsen odkryła ich historie w aktach sądowych i przypomniała Norwegom to mroczne dziedzictwo.

Vardø doczekało się nie tylko badań historycznych i popularyzującej je powieści. Postawiło też na miejscu egzekucji całkiem przyzwoity pomnik i przestrzeń pamięci, przypominające te wydarzenia z pełną powagą. W lipcu 2011 r. otworzyła go sama królowa Norwegii Sonja. Na surowym wybrzeżu, nieopodal cmentarza, stoją instalacje zaprojektowane przez szwedzkiego architekta Petera Zumthora i francusko-afrykańską artystkę Louise Bourgeois. Wewnątrz konstrukcji, inspirowanej stojakami do suszenia ryb, znajduje się długi korytarz, w którym 91 świateł i okien upamiętnia ofiary procesów. O każdej konkretnej osobie opowiada tablica z tekstami napisanymi przez Liv Helene Willumsen w oparciu o absurdalne sądowe zarzuty zawarte w archiwalnych protokołach. Obok stoi druga instalacja, posępna budowla, w której wnętrzu stoi krzesło, a z niego bucha ogień zwielokrotniany przez wiszące nad nim lustra. „Przeklęci, Opętani, Ukochani” (The Damned, the Possessed and the Beloved) – nazwała ją Bourgeois.

A teraz wróćmy na własne włości. Lokalny portal Bochnianin.pl ekscytował się ostatnio odnalezieniem podczas wykopalisk na rynku trzech znajdujących się koło siebie czaszek. Jeśli są trzy, to niechybnie miejsce egzekucji czarownic – źródła mówią, że w 1679 r. spalono tu trzy kobiety.

Miały na imię Regina, Maryna i Borucina. Regina Wierzbicka i jej nauczycielki – Maryna Mazurkowa i Borucina z Niedar nad Wisłą. Stracono je „za czary” i rzekome dzieciobójstwo.

Ostrożniej niż portal wypowiadają się archeologowie. Badania zweryfikują, czy były to kobiety i czy zostały spalone. Kierownik badań archeologicznych zaznacza, że „jeśli się potwierdzi, iż na Rynku w Bochni odnaleziono szkielety skazańców, będzie to odkrycie na skalę nie tylko Polski, ale i Europy”.

I tu przychodzi niepokój: co, jeśli się potwierdzi? Bo portal Bochnianin.pl pisze tak: „Na marginesie: wydaje się, że ta opowieść ma niezwykły potencjał swego rodzaju atrakcji turystycznej, która odpowiednio wykorzystana mogłaby być magnesem przyciągającym ciekawskich na miejsce dawnego tracenia czarownic. Czy właśnie między innymi nie tego (dostarczenia materiałów do barwnych opowieści) oczekiwaliśmy po badaniach archeologicznych poprzedzających prace rewitalizacyjne w centrum...?”.

Zanim Bochnia obróci trzy czaszki w turystyczną atrakcję na skalę Europy, chce się wołać: Nie bądźcie jak Salem, tylko jak Vardø! Procesy i egzekucje rzekomych czarownic to nie turystyczna atrakcja, tylko kobiece męczeństwo godne upamiętnienia.

A przynajmniej da się to zrobić tak, by z powagą przypomnieć ich grozę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2021