Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czasem zabiera z sobą syna, czasem któregoś z przyjaciół. Któregoś razu wybierał się autostopem do Warszawy i zaproponował wspólną podróż Maćkowi. Maciek jest mężczyzną niepełnosprawnym intelektualnie. Pomysł wyjazdu do stolicy bardzo go ucieszył. Chciał tam zobaczyć tylko jedną rzecz, nie zgadniecie jaką. Nie Pałac Kultury, nie Sejm, nie Krakowskie Przedmieście czy Zamek. To wszystko nic go nie obchodziło. Maciek chciał pojechać na grób Jacka Kuronia. Dlaczego? „Bo to był mój przyjaciel”. Wiele lat wcześniej Jacek Kuroń odwiedził szkołę, w której uczył się Maciek, i podał mu rękę.
Gdyby żył, miałby dziś 80 lat. Próbuję go sobie wyobrazić w dzisiejszej rzeczywistości medialnej. Krytykowałby wolny rynek i stan naszej demokracji, to pewne. Od kolejnych ekip rządzących domagałby się aktywnej polityki społecznej i nowego pomysłu na edukację. Gdyby miał siły, pojechałby na Majdan, ale nie po to, żeby robić tam sobie fotki. Głośno mówiłoby się, że jest „sumieniem” naszego świata, a po cichu powtarzało to, co już było słychać za jego życia: że minął się ze swoim czasem. Wielu ludzi widziałoby w nim jednak swojego rzecznika. Przede wszystkim ci, którzy swojego miejsca w Polsce nie mogą opisać słowami „sukces” czy „szczęście”. I którzy nie chodzą na wybory, bo nikomu z polityków już nie ufają. Jemu może by jeszcze ufali.
Był politykiem, który rozmawiał z ludźmi nie dlatego, że tak mu podpowiedział trener albo specjalista od wizerunku. Kuronia zdanie ludzi po prostu interesowało. Słabością polityki w dzisiejszej Polsce jest m.in. to, że zbyt wiele jest ruchu z „góry” na „dół”, a możliwości przekazania czegoś w drugą stronę są zablokowane. Kuroń by tego nie akceptował. I dlatego tak bardzo go brak.