Stłuczka wagi państwowej

Mija prawie rok od wypadku rządowej limuzyny wiozącej Beatę Szydło. Śledztwo niedawno przedłużono po raz kolejny. Czy w rocznicę kraksy dowiemy się, jakie były jej okoliczności?

15.01.2018

Czyta się kilka minut

Rozbita limuzyna audi premier Beaty Szydło kosztowała ponad 2,5 mln zł. Oświęcim, 10 lutego 2017 r. / GRZEGORZ SUŁKOWSKI / POLSKA PRESS / EAST NEWS
Rozbita limuzyna audi premier Beaty Szydło kosztowała ponad 2,5 mln zł. Oświęcim, 10 lutego 2017 r. / GRZEGORZ SUŁKOWSKI / POLSKA PRESS / EAST NEWS

Skąd ta zwłoka? Śledczy czekali na opinię biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych. Mieli oni zrekonstruować wypadek, do którego doszło 10 lutego ub.r. w Oświęcimiu.

Ostatecznie trafiła ona do prokuratury pod koniec roku. Jej treść jest tajna. – Dalsze czynności będą uzależnione od jej wyników – mówi Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. To kluczowy materiał.

Audi na drzewie

Ulicą Powstańców Śląskich mknie rządowa kolumna. Otwierający ją samochód wyprzedza fiata seicento. Chwilę potem fiat zaczyna skręcać. Dochodzi do zderzenia z limuzyną, w której jedzie premier. Jej kierowca, chcąc uniknąć wypadku, odbija w bok. Pancerne audi zatrzymuje się na drzewie. Tak wydarzenia opisuje policja. Błyskawicznie informuje też, że winnym kolizji jest kierowca fiata. Sprawa wygląda na zamkniętą. Ale z każdą godziną rosną wątpliwości.

Nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym – taki zarzut usłyszał Sebastian K. Grozi mu za to do trzech lat więzienia. Jednak składając wyjaśnienia przed śledczymi kierowca nie przyznaje się do winy.

Obrońcą 21-latka jest mec. Władysław Pociej. To znany krakowski adwokat z prawie 30-letnim stażem, a do tego powszechnie uważany za jednego z najlepszych specjalistów od spraw dotyczących wypadków komunikacyjnych. Reprezentuje też m.in. wdowy po pilotach Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku. Obrony kierowcy seicento podjął się pro bono.

Sprawa od razu wpada w wir polityki. Każda ze stron rozgrywa ją po swojemu. Szef MSWiA błyskawicznie przesądza o winie 21-latka i zapewnia, że BOR zachowało się zgodnie z prawem. Dodaje, że kolumna jechała prawidłowo. I apeluje do „totalnej opozycji”, by powstrzymała falę hejtu.

Dostaje się też obrońcy Sebastiana K. Politycy i sympatycy PiS błyskawicznie wyciągają mu to, że jest kuzynem senatora PO, Aleksandra Pocieja. Swoje trzy grosze dorzuca minister Błaszczak, który ogłasza, że prawnik włączył się w akcję „podważającą pierwsze ustalenia dotyczące sprawcy”.

Pociej reaguje zdecydowanie. Zapewnia, że związki rodzinne nie miały żadnego wpływu na jego decyzję. Co więcej, mówi, że podjąłby się obrony i wtedy, gdyby 21-latek zderzył się z limuzyną z politykiem PO w środku.

Sebastian K. stał się ofiarą, by ukryć błędy BOR – tak w skrócie brzmi teza, którą stawia opozycja. – Jestem mieszkańcem ziemi oświęcimskiej, ale abstrahując od tego, jeśli premier ma wypadek, każdy się nim interesuje – mówi poseł Nowoczesnej Marek Sowa. Jest jednym z polityków, którzy zaangażowali się w tę sprawę. Jak dodaje, matka Sebastiana K. skontaktowała się z jego biurem po tym, co spotkało go tuż po wypadku. – Użyję tego słowa: po zatrzymaniu, w pewnym stopniu, był przymuszany do podpisania protokołu, w którym przyznaje się do winy – przekonuje Sowa. – To kuriozum, żeby w trzy godziny, bez obrońcy, bez dochodzenia, stawiać zarzuty – mówi dalej. Sąd uzna, że 21-latka po wypadku zatrzymano bezpodstawnie.

– Dla mnie ten chłopak jest ewidentną ofiarą – podkreśla Sowa. – Błyskawicznie usłyszał zarzut. Potem była konferencja szefów MSWiA i policji, gdzie padły skandaliczne słowa. A tak po ludzku patrząc, taka presja dla wielu osób może być nie do wytrzymania.

Parlamentarzysta zwraca uwagę na kolejną rzecz: na miejscu panował bałagan. – Bulwersujące jest to, że po wypadku wygoniono bezpośrednich świadków. Oni nawet nie zostali spisani. Dla mnie to zacieranie śladów zdarzenia.

Posłowie PO składają doniesienie do prokuratury na działanie policji i prokuratury. Śledztwo kończy się umorzeniem.

– Prokuratura czyniła starania, by odnaleźć dalszych, bezpośrednich świadków zdarzenia, w tym kierowców oraz pasażerów pojazdów, które poruszały się za autem podejrzanego. Te osoby nie zgłosiły się do prokuratury – mówi dziś prok. Dratwa.

– Skoro śledczy unikają oficjalnych przekazów, to poruszamy się w sferze domysłów. To rodzi pytania – podkreśla Marek Sowa. – A może jest tak, że ekspertyzy tak długo nie było, bo po prostu nikt się nie chce podpisać pod ustaleniami niekorzystnymi dla prokuratury?

Zagadkowa wizyta wiceministra

„Zdajecie sobie sprawę, że pani premier mieszka w tym powiecie i oczekiwałaby, czy chciałaby, żeby to było po jej myśli” – mniej więcej takie słowa miały paść z ust zastępcy Zbigniewa Ziobry podczas spotkania z sędziami w Oświęcimiu. Tam będzie toczył się ewentualny proces.

Co mógł mieć na myśli Łukasz Piebiak? – Nie przypominam sobie, by premier miała tam jakąś inną sprawę niż ten wypadek, w którym zresztą jest tylko świadkiem – mówi Marek Sowa. To on jako pierwszy poinformował o tym zdarzeniu.

– On absolutnie nie mówił, że sprawa musi być załatwiona po myśli premier. To raczej miało być coś w rodzaju wyrażenia oczekiwania. Nie uczestniczyłem w tym spotkaniu, ale otrzymałem informację, że takie słowa padły. Dlatego zadałem oficjalne pytanie – tłumaczy Sowa.

– To fake news – komentuje sam Piebiak. Jak dodaje, nie przypomina sobie, by podczas spotkania poruszał tę sprawę. Co więcej, przyznaje, że... nie wiedział, iż wypadek miał miejsce właśnie tam.

Zdziwienia tą opinią nie kryje mec. Pociej. – To zdumiewające – mówi.

Czy jeśli sprawa trafi przed sąd, to mecenas złoży wniosek o jego zmianę? – Oczywiście jest to jedna z opcji, choć do sądu w Oświęcimiu nie mam żadnych zastrzeżeń – podkreśla. – Natomiast nie chcę przesądzać, czy do takiej sytuacji [wypowiedzi ministra Piebiaka] doszło, czy nie. Nie mam żadnych sprawdzonych informacji, że takie słowa padły – zastrzega.

W obliczu zarzutów z obu stron sporu, coraz słabiej brzmi głos prokuratury. W ostatnich miesiącach jej aktywność ograniczyła się do ogólnikowych komunikatów. Tajemnica postępowania przygotowawczego – to kluczowy termin, który sprawia, że wciąż mało wiemy o okolicznościach wypadku.

Co wiedzą śledczy?

Troje poszkodowanych, w tym premier. Kilkudziesięciu przesłuchanych świadków. Dwie ekspertyzy – jedna mówiąca o tym, że pojazdy były sprawne, i druga, rekonstruująca przebieg zdarzeń. To fakty. Reszta to przecieki i domysły.

Nie wiemy, jaki dokładnie zarzut usłyszał Sebastian K. Wiadomo, że zabezpieczono monitoring, ale co zarejestrowały kamery? Tego już śledczy powiedzieć nie mogą. Podobną odpowiedź słyszymy, gdy pytamy o kluczową kwestię: czy kolumna rządowa używała sygnałów dźwiękowych i zachowała odpowiednią odległość?

Świadkowie przed kamerami TVN24 mówili, że nie słyszeli żadnych syren. To trzeźwi alkoholicy, którzy wychodzili wtedy ze spotkania terapeutycznego AA. W obawie, że ich zeznania zostaną podważone, nie zgłosili się do prokuratury. Śledczy ostatecznie ich przesłuchali. Zeznawali w towarzystwie lekarza lub psychologa. Robi się tak wtedy, gdy istnieje wątpliwość co do stanu psychicznego świadka, jego stanu rozwoju umysłowego, zdolności postrzegania lub odtwarzania przez niego postrzeżeń. Co powiedzieli? Tajemnica.

A co zapisały rejestratory? Pozyskane dane objęte są tajemnicą i nie mogą być ujawnione – słyszymy. Na część z tych pytań ma odpowiedzieć opinia biegłych. Wiadomo, że były problemy z ich odczytem. Biegli ustalą też, którzy z uczestników dopuścili się naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym oraz jakie to były zasady – tłumaczyła prokuratura.

Niezachowanie ostrożności przez 21-latka – taką wersję zdarzeń mieli wskazać biegli. Ale to nieoficjalne ustalenia. Pokrywają się one w większości z tym, co wcześniej mówiła policja. Audi tuż przed zderzeniem miało na liczniku ok. 55 km/h. Wciąż jednak nie wiadomo, jak dokładnie poruszała się kolumna i czy używała wszystkich wymaganych sygnałów.

Wiele więcej nie może też powiedzieć obrońca. Jaka jest wersja jego klienta? Czy kierowca seicento był poddawany jakimś naciskom? – Nie mogę odpowiedzieć – słyszymy niezmiennie.

Czy śledztwo trwa zbyt długo? Sprawy dotyczące wypadków komunikacyjnych nie należą do najłatwiejszych. Kluczowe są zwykle opinie biegłych. Zdaniem mec. Pocieja trwa ono „ponadprzeciętnie długo”. Ale zaznacza, że jego zdaniem nie bez powodu jest przedłużane – wszystko przez dodatkowe czynności, które zlecili śledczy.

Zła passa BOR

Przez ostatnie miesiące BOR wielokrotnie gościło na czołówkach mediów. Niestety, głównie za sprawą takich wydarzeń jak w Oświęcimiu. Kłopoty miał przecież i prezydent, i wicepremier Gowin. Na to wszystko nakłada się polityka, która w BOR była zawsze. W Biurze trwają zmiany, które otwarcie krytykują jego byli szefowie. Gen. Mirosław Gawor, oceniając zachowanie kierowcy premier, mówi wprost: gdyby puścił kierownicę i zamknął oczy, to naprawdę lepiej by zrobił. Dni BOR są policzone, zastąpi go Służba Ochrony Państwa. – Zawsze było tak, że BOR nie chciał iść do policji, a teraz policja przyszła do BOR-u i gasi światło – słyszymy od byłych funkcjonariuszy.

Czy kierowca Beaty Szydło przekroczył limit pracy w dniu wypadku? Co zmieniło się w BOR po wypadku? Na te pytania Biuro odpowiedzieć nie może. Tajemnica postępowania. Nieoficjalnie wiadomo, że po wypadku w samochodach ochrony pojawiły się kamery.

Wysoki rangą funkcjonariusz BOR: – To była wina naszego kierowcy. Powinni go ukarać i zabrać zza kierownicy. On tym samochodem nie umiał jeździć. Przyznać się do winy, dać odszkodowanie temu chłopakowi z seicento, wyremontować audi i zakończyć sprawę.

Śledczy mają dwie drogi: umorzenie lub akt oskarżenia. Według obrońcy Sebastiana K. sprawa jest otwarta. Jeśli potwierdzą się nieoficjalne informacje, śledczy zapewne skierują do sądu akt oskarżenia. Na razie milczą, także na temat ewentualnej kary, o jaką mogą wnioskować. 10 lutego minie rok od kraksy. Czy na pewno wtedy będziemy wiedzieli więcej? ©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2018