Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To opublikowana przez „Super Express” informacja o rzece alkoholu, jaka miała płynąć do uwięzionego w Arłamowie Lecha Wałęsy. Dziennikarze opierają się na książce „Kryptonim 333”, której autorzy przytaczają notatkę oficerów BOR-u. W ciągu 11 miesięcy Lech Wałęsa miał wypić, sam lub z gośćmi, 289 butelek wódki, 58 butelek wina, 59 butelek koniaku, 238 butelek szampana i 1115 butelek piwa. I jeszcze dwie butelki spirytusu.
Wszystko staje się jasne. Co prawda jeden z naczelnych polskich moralistów, naczelny wspomnianego tabloidu Sławomir Jastrzębowski, zauważa łaskawie, że „te liczby to bzdura”, wskazując, że część alkoholu trafiała do personelu Arłamowa, ale chwilę później zadaje dramatyczne pytanie: „co się stało z resztą?”. Nie precyzuje przy tym, o jaką resztę chodzi, co ma znaczenie, zdaje się, dosyć istotne. Furda liczby i objętości. Ważniejszy jest fakt, że alkohol był. Podpowiadam więc: podczas gdy 13-letni wówczas Jastrzębowski narażał życie i zdrowie w ogarniętym ciemną nocą stanu wojennego kraju, Wałęsa popijał pasjami szampana w luksusowym ośrodku wypoczynkowym.
W podobnym stylu przebiegała debata na temat wyrwanego z kontekstu cytatu z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego: trzeba było dopiero głosu Ewy Milewicz w „Gazecie Wyborczej”, by powstrzymać kaskadę dowcipów o tym, że przyszły lider PiS nie został internowany.
Prawdą o stanie wojennym nikt się już nie przejmuje.