Środki nadzwyczajne

Z powodu pandemii tegoroczna kolęda przybiera nieznane dotąd formy. Czy to początek nowych tradycji w polskim Kościele?

11.01.2021

Czyta się kilka minut

W parafii NMP Wniebowziętej w Piłce w archidiecezji poznańskiej kolęda odbywała się na podwórkach parafian. 28 grudnia 2020 r. / DANIEL WACHOWIAK
W parafii NMP Wniebowziętej w Piłce w archidiecezji poznańskiej kolęda odbywała się na podwórkach parafian. 28 grudnia 2020 r. / DANIEL WACHOWIAK

Drzwi otwierają się rytmicznie, z łoskotem – do kościelnego przedsionka w regularnych odstępach wchodzą osoby starsze, młode rodziny z dziećmi, samotni. To mieszkańcy ulicy Granicznej, którzy 30 grudnia zostali zaproszeni do rzeszowskiej katedry na dodatkową mszę o godzinie 19.00. Mszę, która ma zastąpić tradycyjną wizytę duszpasterską w ich domach.

– To nie jest zły pomysł – mówi Halina, pani około sześćdziesiątki. Na dzisiejsze spotkanie przyszła z sąsiadkami, Anną i Elżbietą. Dodaje: – Kościół jest duży i wszyscy bez obaw mogą się w nim zmieścić. Plusem jest to, że można zobaczyć sąsiadów, których się dawno nie widziało, lub poznać tych, których się nie zna.

Biskup decyduje

Episkopat nie sformułował w kwestii kolędy żadnych ogólnopolskich wytycznych, pozostawiając decyzję w gestii ordynariuszy. Niektórzy z nich – na przykład biskupi diecezji warszawskiej i warszawsko-praskiej czy arcybiskup wrocławski – przerzucili decyzję o kolędzie na proboszczów, co poskutkowało tym, że w niemałej liczbie tamtejszych parafii kolęda odbywa się w tradycyjnej formie.

Większość polskich biskupów zdecydowała jednak o zmianach dotyczących terminu i formy tradycyjnych wizyt duszpasterskich na przełomie roku. Oto kilka przykładów.

W archidiecezji katowickiej kolędę ograniczono jedynie do błogosławieństwa nowych domów i mieszkań na zaproszenie gospodarzy. Kolęda w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej ma odbywać się w formule wizyty duszpasterskiej bardziej indywidualnej i rozciągniętej w czasie na cały rok. W diecezji kaliskiej administrator apostolski abp Grzegorz Ryś zarządził, że odwiedziny indywidualne wiernych w domach można będzie rozpocząć dopiero po zmianie regulacji sanitarnych.

W archidiecezji lubelskiej tradycyjna kolęda nie odbędzie się, jednak kuria nie wyklucza „posługi pobłogosławienia nowych domów na specjalne zaproszenie rodziny i odwiedzania chorych”. Na kurialnej stronie widnieje też zachęta do uczestnictwa w mszach w dni powszednie: „Grupy wiernych z parafii mogłyby wtedy otrzymać błogosławieństwo kapłańskie związane tradycyjnie z kolędą”.

W niektórych polskich parafiach pojawiły się także pomysły zorganizowania kolędowych spotkań przez internet. Tę formę wizyty duszpasterskiej – za pomocą Zooma – realizuje w Tychach ks. Grzegorz Strzelczyk, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana Kolbe. – Frekwencja jednak nie jest porażająca – przyznaje kapłan. O ile niższa w porównaniu z rokiem poprzednim? Proboszcz nie chciałby o tym mówić. – Parafia to przecież żywy organizm, a to mogłoby zostać odebrane przez wiernych jako presja – tłumaczy.

Butelka po soku

W większości diecezji w Polsce zdecydowano się zastąpić tradycyjną wizytę duszpasterską w domach mszą odprawianą w intencji parafian. Decyzję taką podjął na przykład biskup rzeszowski Jan Wątroba. Wierni w jego diecezji mogą podczas nabożeństw w kościołach zabrać do swoich domów specjalną broszurę wizyty duszpasterskiej, w której jest zamieszczona modlitwa do odmówienia przez parafian w domu. Elementem tej „liturgii rodzinnej” ma też być pokropienie przez jednego z domowników mieszkania wodą poświęconą podczas mszy.

Rzeszowska Katedra. Mimo iż do godziny 19.00 zostało jeszcze zaledwie kilka minut, drzwi do kościoła nadal nieustannie się otwierają.


Czytaj także: Ks. Andrzej Draguła: Kościół na kwarantannie


Agata (około 40 lat) przyszła z mężem, synem i córką Patrycją. Tak, oczywiście, że przyniosła wodę do poświęcenia. Wyciąga z kieszeni niewielką butelkę po soku Tarczyn. Zdaniem Agaty taka msza to dobre rozwiązanie. – Z radością idę na spotkanie z Panem Jezusem. Wiem, że Eucharystia jest najlepszym darem dla człowieka, jaki może on otrzymać.

Marian (około 60 lat) przyszedł z żoną, ale ona już wcześniej weszła do środka. Co myśli o takiej formie kolędy? – Jak nie ma innej rady, to trzeba się dostosować – mówi z uśmiechem.

Stanisław i Grażyna (oboje około 65 lat) uważają, że taka forma zupełnie nie przeszkadza. – Jest bardzo dobrze – mówi Grażyna – bo ksiądz nie chodzi i się nie naraża.

Zenek (około 55 lat), kawaler, dosłownie chwilę temu dowiedział się od sąsiadki o mszy i od razu przybiegł. Czy przyniósł wodę do poświęcenia? No jasne! Kolęda w formie mszy świętej? – No cóż, lepsze to niż nic.

Małgorzata (około 40 lat) przyszła z mężem Adamem oraz synami Michałem i Bartkiem. Wody do poświęcenia nie przyniosła. Dlaczego? Bo w domu ma jeszcze trochę z zeszłego roku. Po powrocie razem z mężem odmówią w domu modlitwę i pokropią wszystkie pomieszczenia. Bo ta modlitwa jest przecież prośbą o błogosławieństwo dla mieszkańców i każdy ją może odmówić.

Kapłaństwo powszechne

– Owszem, w sakramentalnej posłudze nie sposób zastąpić księży – tłumaczy ks. Jarosław Lipniak, wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu oraz proboszcz parafii Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Witoszowie Dolnym koło Świdnicy na Dolnym Śląsku. – Bo sakramenty zostały ustanowione przez Chrystusa i zasadniczo może je sprawować jedynie osoba ze święceniami (z wyjątkiem małżeństwa i w szczególnych przypadkach chrztu). Natomiast sakramentalia to znaki widzialne ustanowione przez Kościół, więc jest tu szersze pole do działania również dla świeckich. Istnieje ponadto powszechne kapłaństwo wiernych – i jest ono pierwotne w stosunku do kapłaństwa hierarchicznego. Dzięki niemu kapłan domowego ogniska – ojciec lub matka – ma władzę pobłogosławić dom wodą poświęconą przez księdza.

Według księdza Lipniaka to dobrze, że w nadzwyczajnych czasach sięgamy po nadzwyczajne środki. Jednak nie chciałby, żeby w dłuższej perspektywie Kościół zrezygnował ze starej formy. – Nie zapominając o starym, musimy korzystać z nowego – tłumaczy.

Dlatego w swojej parafii ksiądz proboszcz odbył kolędę w formie tradycyjnych wizyt duszpasterskich – zgodnie z decyzją biskupa świdnickiego Marka Mendyka.

– Chodziłem po kolędzie jak co roku od 12 lat, już w adwencie – mówi ks. Lipniak. – Miesiąc wcześniej wysłałem list do parafian z informacjami, co się wydarzyło w minionym roku i jakie mamy plany na kolejny. Podałem też termin planowanej wizyty duszpasterskiej. Wierni, którzy nie mogli jej przyjąć lub bali się koronawirusa, mogli kolędę przełożyć lub zupełnie z niej zrezygnować.

Ile rodzin proboszcz odwiedził w tym roku? – Nasza parafia nie jest duża, liczy ok. 3 tys. wiernych – tłumaczy ks. Lipniak. – Z 560 odwiedzanych co roku rodzin z tegorocznej kolędy zrezygnowało zaledwie 8, a 13 poprosiło o wizytę duszpasterską w innym terminie. Reszta zdecydowała się na kolędę.

Jak ona wyglądała? – Zupełnie normalnie – opowiada ks. Lipniak. – Ministranci zostawali przed domem, do środka wchodziłem sam. Zarówno ja, jak i domownicy mieli maseczki; po każdym wejściu i wyjściu dezynfekowałem ręce. Z domownikami zachowywałem w miarę możliwości dystans. Ograniczyliśmy też czas samej wizyty – w minionych latach przebywaliśmy w każdym domu jakieś ­20-25 minut, podczas tegorocznej kolędy – około 10. Ale reszta wyglądała tak samo: modlitwa, błogosławieństwo, krótka rozmowa. Niektóre osoby też się spowiadały, bo już dawno nie przyjmowały sakramentu pokuty.

Kiełbasa z ogniska

W tradycyjnej, choć jednak nieco zmodyfikowanej formie, kolędę prowadzi ks. Adam Pawłowski, proboszcz parafii pw. św. Marcelina w Rogalinie w Wielkopolsce – choć pierwotnie planował kolędę przez internet. – Ta forma dla wielu osób była jednak po prostu technicznie niewykonalna – tłumaczy kapłan.

Jak więc wygląda tegoroczna kolęda w Rogalinie? Ks. Adam Pawłowski: – Odwiedzam parafian w ich ogródkach. Naciskam dzwonek przy bramce lub trąbię samochodem – wtedy parafianie wychodzą ubrani i w maseczkach na swoją posesję, witamy się, odmawiamy „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” oraz zawierzamy się naszemu patronowi św. Marcelinowi. Potem błogosławię dom, jest krótka rozmowa i idę dalej.

– Taka wizyta nie jest długa – zwykle trwa około 5 minut. Jeśli rodzina jest liczna, są w niej babcia, wnuki, wtedy kolęda trwa nieco dłużej, bo z każdym staram się chwilę porozmawiać.

Frekwencja dopisała. – Widać, że parafianom zależy na spotkaniu – mówi ks. Pawłowski. – W ostatnich dniach miałem sytuację, że jedna z parafianek na wieść o kolędzie przybiegła ze sklepu, w którym pracuje, i już po chwili cała jej rodzina stała w ogródku. Jej mąż także na chwilę przerwał pracę i przyjechał samochodem, żeby uczestniczyć w spotkaniu.

Zdarza się, że parafianie zapraszają do środka na herbatę, kawę. Ale ksiądz Adam odmawia: „Jak to się skończy, to wtedy się spotkamy”. Dodaje, że kreatywność parafian często zaskakuje. W jednym z domów poczęstowano go herbatą na tarasie. W innym zrobiono ognisko i przygotowano kiełbaski.

Według ks. Pawłowskiego wartością dodaną obecnej sytuacji jest fakt, że może przynajmniej przez chwilę porozmawiać z niewierzącymi lub niepraktykującymi mieszkańcami parafii. – Kiedy w minionych latach chodziłem z ministrantami, to oni pytali te osoby, czy chcą przyjąć księdza. I ostatecznie nie miałem w ogóle kontaktu z takimi osobami. Dziś, gdy sam dzwonię do każdych drzwi, mogę im chociaż życzyć dobrego roku. Mimo że mamy różne podejście do życia, to są to najczęściej miłe spotkania.

Moment sakralny

Ks. Pawłowski: – Obecne zmienione formy kolędy przekładają się na ich jakość. Podczas normalnej wizyty duszpasterskiej kontakt jest dużo bliższy i milszy. Gdy stoję zmarznięty przed drzwiami, to jednak trudno się rozmawia. Nie mówiąc już o kolędzie przez internet.

– W obecnej trudnej sytuacji – mówi ks. Lipniak – księża oczywiście korzystają z różnych form, żeby się zobaczyć z wiernymi. Ale wizyta wymaga jednak fizycznej obecności – tak jak Eucharystia czy sakrament pokuty. Oczywiście powinniśmy wykorzystywać zdobycze techniki, ale nie można zastępować wszystkiego wirtualną rzeczywistością.

Według księdza Lipniaka o wiele większym problemem niż kłopot z kolędą w czasach pandemii jest fakt, że polski Kościół jest coraz bardziej zagubiony. Że staje się coraz mniej wyrazisty i przestaje być autorytetem dla wiernych. – Młodzież widzi to niezdecydowanie. Przejawem tego na pewno jest fakt, że masowo wypisuje się z katechezy. W zeszłym roku 6 osób u nas po szkole podstawowej nie chodziło na katechezę, w tym roku mamy ich 23.

Ks. Lipniak dodaje: – Obecnie najbardziej palącym problemem są rzeczywiste skandale. Musimy pokazać, że stoimy po stronie Chrystusa i po stronie ofiar. Co jest szambem, trzeba nazwać szambem. Nie możemy wybielać kogoś tylko dlatego, że jest księdzem – jak zrobiono to w ostatnich wypowiedziach w Toruniu, w których relatywizowano grzech ciężki. Tym bardziej że od księży należy więcej wymagać. Powinniśmy jako kapłani być zdecydowanie bardziej przejrzyści.

Ks. Andrzej Kobyliński, profesor UKSW w Warszawie, jest sceptyczny, jeśli chodzi o zastępcze formy kolędy: – Kolęda jako spotkanie duszpasterza z ludźmi w parafii ma przede wszystkim znaczenie dla ludzi starszych, samotnych i chorych, bo tych ludzi często nikt nie odwiedza. Dla tych osób taki moment sakralny jest bardzo ważny: jest osoba duchowna, jest modlitwa. Dlatego z tych form zastępczych, które nie mogą wyjść całkowicie naprzeciw oczekiwaniom osób chorych czy samotnych, najlepszym rozwiązaniem jest moim zdaniem msza święta w kościele. Nie przeceniałbym natomiast wagi poświęcenia domu wodą święconą przez domowników. Oczywiście, jest to jakiś element sakralny, ale przecież Pan Bóg jest obecny w naszym życiu na sto różnych sposobów. Tam, gdzie jest modlitwa, wiara i miłość – tam też jest prawdziwe błogosławieństwo.

Kolęda wróci

Katedra w Rzeszowie. Msza „kolędowa” dobiegła końca – proboszcz ks. Krzysztof Gołąbek zaprasza do kościelnych podziemi. Tam będzie można spokojnie porozmawiać.

Czy według niego kolęda przez internet lub w formie mszy mogłaby zostać na dłużej?

– Nic nie zastąpi fizycznej obecności – mówi ksiądz. – Odwiedzenie domu, błogosławieństwo: u nas to zawsze było mocno zakorzenione. Myślę, że ludzie będą tego zawsze pragnąć i że do tego wrócimy, jak tylko sytuacja się ustabilizuje. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2021