Spotkanie z nahajką

Późną jesienią roku 1605 na Rynek w Krakowie przybył król Zygmunt III oraz tłum najprzedniejszych gości.

28.07.2014

Czyta się kilka minut

Dziś powiedzielibyśmy, że zanosiło się na niezłą imprezę. I impreza była niezła: by wszyscy zaproszeni się pomieścili, w kamienicach (od numeru 7 do 11) poprzebijano ściany działowe. Okoliczność była taka, że wojewodzianka sandomierska Maryna Mniszech miała wstąpić w związek małżeński z carem Dymitrem. Ślub był per procura, bo Samozwaniec siedział już w czapce Monomacha na moskiewskim tronie, a w Krakowie reprezentował go poseł Afanasij Własiew.

Uroczystość udała się nadzwyczajnie, choć zgromadzeni Polacy ze zdziwieniem patrzyli na zachowanie pana Własiewa. Ambasador przed ołtarzem za nic nie chciał ująć ręki carskiej oblubienicy. „Carski chołop” (tak mówił o sobie) nie był godny tknąć przyszłej monarchini. Gdyby car się o tym dowiedział, Afanasij dałby pewnie szyję. Za stołem Własiew siedział jak mysz pod miotłą i nic nie jadł oczywiście. A kiedy wznoszono toast za Dymitra lub Marynę, biedny poseł walił się z szacunku na ziemię. Leżał tam plackiem, gdy inni popijali i pojadali sobie wesoło.

Wyobrażam sobie, że obie strony przy podobnych okazjach przeżywały szok poznawczy. Patrzyli na siebie i zadawali to samo pytanie: „Jak można tak żyć?”. Jedni dziwili się, że niegłupi ludzie dają się traktować jak niewolnicy. Składają swój los, majątek, szczęście, rodzinę w ręce jednej osoby. Ta osoba może być szlachetnym, sprawiedliwym monarchą, ale z równym prawdopodobieństwem – czego dowodziła historia – może być i szalonym okrutnikiem albo zwykłym oszustem, samozwańcem. Zresztą kim by nie był car, to z jakiej racji ma się wtrącać?

Ci drudzy dziwili się pewnie, że można funkcjonować w świecie bez porządku i hierarchii. Czy monarcha odarty z boskości, siedzący i pijący przy tym samym stole, to jeszcze monarcha? Oni wszak go wybierają, spisują z nim umowy, a gdy idzie wojna – król musi błagać ich o pieniądze. Czy tak się da budować państwo?

Poseł Afanasij Własiew oglądał z pozycji placka na podłodze krakowskiej kamienicy świat postawiony na głowie. Pełen wspaniałej, słodkiej wolności, ale też relatywizmu i dezynwoltury. Świat urzekający, ale dryfujący powoli w dziwną, niepokojącą stronę. Pijani biesiadnicy porozjeżdżali się do domów, w których każdy z nich był królem. Własiew ruszył do mroźnej Moskwy, w której każdy oprócz cara był tylko niewolnikiem.

Czesław Miłosz tak pisał w „Rodzinnej Europie”: „Trudno o większy kontrast niż tutaj: chaotycznie rządzony aglomerat, rodzaj koralowej rafy zlepionej z drobin i centralistyczna domena carów. Z tamtej strony wszechmoc panującego, jedność władzy świeckiej i duchownej, spisek i mord pałacowy jako zasadniczy instrument polityki. Z tej strony atmosfera nie tylko braku napięcia, ale rozluźnienia, habeas corpus, wrzaski w parlamencie, brak wypadków królobójstwa, korupcja i kupowanie głosów, anarchiczne nałogi jednostek, okręgów i grup. (...) wolność opinii nabierała cech samobójczych. Dyplomaci rosyjscy przyglądali się temu wszystkiemu gładząc brody. Początkowo przyglądali się z odległości”.

Potem zaczęli przyglądać się z bardzo bliska. Dyplomatyczne ceremonie zastąpiła brutalna bezceremonialność. Okazało się, że moralną rację ma nie ten, kto ma rację, tylko ten, kto ma nahajkę. Atmosfera rozluźnienia została tylko we wspomnieniach starszych pokoleń. Skutki starcia ażurowych, rafopodobnych konstrukcji z nahajką są łatwe do przewidzenia.

Myślę, że nasz dzisiejszy świat jeszcze lepiej można porównać do pięknej rafy zlepionej z drobinek. Rafa kołysze się ciepłymi falami dostatku. Strzeże swojego błogostanu i wygody. Każda drobinka ma prawo wyrazić swoje zdanie i z każdym z tych zdań należy się liczyć. Na tym polega piękno tego związku. Różnimy się, ale rozmawiamy ze sobą.

Podejmowanie najprostszych, oczywistych decyzji zajmuje dni, tygodnie i miesiące. Szczyty zmieniają się w narady, narady w posiedzenia, a posiedzenia w kolejne szczyty. Wszystko musi być gruntownie przedyskutowane.

A na Wschodzie też bez zmian. „Centralistyczna domena” połyka kolejne terytoria, upuszcza krew, rozdaje broń i posyła najemników. Siłę bierze z tego, że my się siły wyrzekamy.

Historia lubi się powtarzać?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2014